12.7.18

Akt I

Dział: Pan Klawisz
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi, dramat staropolski





OSOBY:

  • Kim Ki-bum — pan zamku
  • Lee Tae-min — pasterz
  • Lee Jin-ki — naczelnik straży w zamku Ki-bum'a
  • Kim Jong-hyun — rycerz Ki-bum'a
  • Choi Min-ho — wieśniak






AKT PIERWSZY
SCENA I
IZBA JONGHYUNA


Powrót panicza Key — Spotkanie się w pokoiku — Spór o wokalne fachowości — Rzut oka na ówczesny stan pokarmów w kuchennej komnacie — Owce — Ostatni woźny załogi 



     KEY
     sam
Ledwie na zamczyska przestrzenie nawróciłem,
Raptem z pól pobojowisk wróciwszy,
A już na przykrość bezmierną natrafiłem,
Widząc ów rozgardiasz niegodziwszy.
Pod nieobecność znów moją raban urządzono,
Szat nie krochmalono, sieni nie sprzątano,
Pośrodku izby zepsute wrzeciono,
Brud, chlew, ubóstwo, rozbite kolano.

     słychać pukanie do drzwi
Stuk! Puk! Stuk! Puk!

    

     KEY
Kto tam?


     JONGHYUN
     wchodzi do izby
Czcigodny panie, pan panem nad panami,
Lecz czy panu przystoi skoro władzy i mocy,
nachodzić podwładnego późnymi wieczorami,
przetrząsać brudne majtki, strzeliwszy do nich z procy?
Czy tak to władcy wypada?


     KEY
Biada tobie, biada!
Króla najwyższego i następcę tronu oskarżać
jakoby takie rycerzyk miał prawa.
Nie Tobie, mój drogi, możność mnie winą obkładać.
Czeka cię kara, lecz próbą takoż można to nazwać.


     JONGHYUN
Czegóż ode mnie żądasz, mój panie?


     KEY
Moje niedoczekanie!
Języka zasięgasz zawżdy o to samo,
Jakobyś nie wiedział, co łaskami darzę.
Nie pragnę niczego prócz tego, by mi dano
Kapucyna twego w me siedzenie i urodnych wrażeń.


     JONGHYUN
Lecz czy tak w dzień biały, panie?
Zawżdy porą późną z izby wykradałem,
by chędożyć się z paniczem na dodanie
Życiu smaku dołożywszy kałem.

     KEY
     wychodząc z pokoiku
Nie to nie. Nawet śpiewać nie umiesz.


SCENA II

W panicza Klawisza zamczysku
Wnet pokarmów zabrakło.
Musiał zatem ktoś oberwać po pysku
By dobre imię władcy nie zblakło.

wchodzi Taemin

     ONEW
Gdzieżeś przebywał, pasterzu drogi?
Siana znikają stogi.
Czy to owce je pochłaniają?


     TAEMIN
Tak, drogi naczelniku. Owce oszalały, jebane beznogi.
Ostatnim czasem, przy pełni księżyca
Sen powieki me znużył, przyznaję.
Obudziwszy się dojrzałem jak jedna owczyca
Drugą pożera ze smakiem. Słowo daję!
Ze strachu podskoczyłem, wkoło się rozejrzałem
Zaszedłem od tyłu tę bestię kanibala
I nagle liść przyuważyłem!
Liść kanabisu. I owca zmieniła się w ziomala.
Tylko gastro jej wjechało.

     ONEW
Azaliż cię pojebało.
Cóż teraz poczniemy, gdy jeść co nie ma?
Ciężkie czasy nadeszły, pasterzu
Skończyła się wieczna bohema
Trza nam pozbyć się zbroi i pancerzu,
na zawsze odejść.

     TAEMIN
Lecz liście miast owiec można pojeść!



SCENA III


     MINHO
     sam
Żech chloł dzionek cały,
toć chyba mnie się gały poprzestawiały. 
Cóż widzą oczy moje?
Pijoków innych dwoje?
Na kamieniu śmiech i gleba
Już napitku im nie trzeba
Ależ widzę - co jest, kurwa?
Jeden owcy girę urwał
I zajada jak kurczaka
Toć jest owca, nie prosiaka!
To żech lepiej bym uciekał.
Jeszcze mnie to samo czeka.
Ujrzą człeka pijanego
I wpierdolą go całego.
     ucieka

No comments:

Post a Comment