12.7.18

Roberto

Dział: Przeptaszenie
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi, sci-fi



Diego swobodnie rozsiadł się w fotelu Martineza i rozstawiwszy szeroko nogi, splótł dłonie na brzuchu. Wykrzywił twarz w grymasie na widok zwierzęcych dywanów, których zapachu nie cierpiał. Posklejane włosy futra martwego niedźwiedzia zawsze przyprawiały go o mdłości. Pod zabitym spróchniałymi deskami oknem stał niewielki stolik obity suknem, na nim stary kałamarz. Obok cały zestaw zardzewiałych noży, para mosiężnych lichtarzy do świec łojowych, pudło z gitarą, wąska kanapa obita skórą i dwa krzesła także skórą obite zalegały w pokoju, który ze względu na mrok w nim panujący zdawał się być podobniejszym do grobu aniżeli do mieszkania. Wszystko to przesiąknięte wonią Tristana, gdyż z siedziby nie wychodził nigdy - przerażony światem duszącym się pod naporem siwego jak popiół nieba i żaru słonecznego zalewającego glebę strumieniem płynnej miedzi.  
Przeżarte rdzą  wskazówki pachnącego naftaliną zegara tykały głośno krzycząc rozpaczliwie o swoim kończącym się żywocie, kiedy Martinez bazgrał coś na kawałku pożółkłego papieru. Diego z niecierpliwością gorączkowo wpatrywał się w rozpływający się atrament. Później przeniósł wzrok na materiałową maskę zdobiącą twarz szefa, zastanawiając się, jak mroczny sekret może się pod nią ukrywać. 
Diego pomyślał wówczas, że jest na świecie wiele takich twarzy, przy kreacji których natura nie wykorzystywała żadnych pilników, tarnikow czy iglaków, lecz po prostu rąbała co sił w garści. Machnęła toporem raz - wyszedł nos, machnęła drugi raz - wyszły usta, ogromnym świdrem wywierciła oczy i nie oskrobawszy, puściła w świat wyrzekłszy chociażby: oto Tristan Martinez!
Serce Sancheza przywykło do pompowania wrzącej krwi i adrenaliny. Odczuwał spełnienie, gdy na jego policzkach malował się wysiłek, a napięte do granic wytrzymałości ścięgna szykowały się na kolejny krok w nieznane po to, żeby nadać życiu smak. Żeby robić coś, co ma sens. Popełnianie przestępstwa wprawiało go w nieposkromiony entuzjazm i podniecenie. Upust gniewu oznaczał chwilę wytchnienia. Czuł satysfakcję z czyjegoś cierpienia, świadomości własnej wyższości, kontroli nad czyimś życiem. Brak ograniczeń wprowadzał go w szał mordu. Zaledwie adrenalina potrafiła zagłuszyć jego krzyczące sumienie i głosy przeszłości. Często jednak spychała go na krawędź przepaści, a on uwielbiał puszczać się oburącz. 
               Czekał i czekał, aż Tristan raczy w końcu powiedzieć mu, dlaczego go wezwał. "Czy ten łach nie wie, że od czekania ludziom odbija szajba?", myślał Diego. "Ludzie czekają przez całe życie. Wyczekują lepszych czasów, wyczekują śmierci. Czekają w kolejce, żeby kupić mięso. Czekają w kolejce po pieniądze. A jak nie mają szmalu, to czekają w jeszcze dłuższych kolejkach po zasiłek. Wyczekują, żeby położyć się spać, i wyczekują, żeby się obudzić. Czekają, żeby się ożenić, i czekają, żeby się rozwieść. Wyczekują deszczu, czekają, aż przestanie padać. Czekają na posiłek, a gdy już go zjedzą, czekają na kolejny...".
                Godziny dłużą się się niczym lata, kiedy oczekuje się czegoś niecierpliwie. Zwłaszcza czegoś, czego się zarazem pragnie i bardzo obawia. Sanchez zdawał sobie sprawę, że każda misja skraca jego drogę do śmierci, a mimo to nie potrafił przestać. Chciał zabijać, mścić się na niewinnych ludziach i wycierać sobie czoło od potu mieszającego się z ich brudną krwią. I wiedział, iż zabijanie dla pokoju jest jak pieprzenie się dla cnoty. Ale Diego nie był szalony. Po prostu lubił mordować. Ludzie od zarania dziejów lubili zabijać. Zabijanie uczyniło z nich panów Ziemi.
Tristan spojrzał na Sancheza.
— Dobre zlecenie smakuje się jak dobry tytoń czy dobrą whisky — mówił — nie należy się spieszyć, nie należy popędzać, nie o to tu idzie, by dognać jak najprędzej do puenty, złapać za grzbiet zagadkę, poznać losy, sensy i tajemnice, nie o to. Niecierpliwość nie czyni z człowieka przestępcy.
— Ale co jest naturalnego w czekaniu? Czekanie jest sztuką albo filozofią. Naturalna jest niecierpliwość.
— Przez niecierpliwość ludzie zostali wypędzeni z raju. Przez niecierpliwość ludzie zostali wypędzeni, przez niecierpliwość nie wracają. Ani strach, ani niecierpliwość nie dodają nikomu sił i nie zaprowadzą go dalej. Gotów bym myśleć... 
— A ja już bym myślał.
— Człowiekowi, który rusza w drogę, ponieważ nie może ustać w miejscu, potrzeba tylko bardzo słabego bodźca do ustalenia kierunku.
Diego zacisnął pięści ze złości.
— Możesz iść spać — powiedział Tristan, nadal nie nawiązując kontaktu wzrokowego. — Nie wyruszysz tego ranka. Nadal nie ma wieści od Roberto, a dopóki jego oddział nie dostarczy przesyłki, możemy tylko siedzieć i czekać.
— Jak to nie ma wieści od Roberto? Mieli być na miejscu najpóźniej wczoraj wieczorem. To co najmniej podejrzane, że nadal ich tu nie ma. Masz zamiar to olać? Siedzieć i czekać? — denerwował się.
— Masz rację — odpowiedział, po czym podniósł się ze starego krzesła i ruszył w kierunku drzwi. — Zrobię sobie kawę. To będzie długa noc.
Roberto jako jedyny z grupy mawiał "Kiedy dobywasz swojego miecza - nie myśl, kogo masz zabić. Myśl, kogo masz oszczędzić". Wiele już rzek wyschło, morza znikły w morzu, ale rzeki krwi nie wysychają. W tym jesteśmy wierni i udoskonalamy maczugę Kaina, obróciwszy ją w machinę śmierci. Ale Roberto taki nie był. 
          Wilk nigdy nie zabijał dla przyjemności, co zdawało się być jedną z głównych cech różniących go od człowieka. Diego westchnął głośno. Z całego serca pragnął wyrwać się z tej dziury, porzucić wspomnienia i zacząć żyć dla siebie. Łudził się nadzieją na lepszą przyszłość, w oddali od szumu i gwaru zatłumionych uliczek, jednak każdy dzień przybliżał go do wiecznego nieszczęścia. Obawiał się, że stracił samego siebie.
— Roberto... — szepnął sam do siebie.
          Jego uwagę przykuł świstek papieru, na którym wcześniej bazgrał coś Tristan. Sięgnął po niego, chwycił i zaczął czytać. Kiedy zrozumiał, kiedy doszła do niego myśl, którą obawiał się dopuścić do siebie, kiedy pojął, zaśmiał się gorzko i postanowił bez skrupułów zignorować rozkazy Martineza, zapewniając sobie tym samym śmierć.

No comments:

Post a Comment