21.3.19

Zapragnij mnie tak bardzo, jak ja pragnę ciebie

Dział: Carter w maniakalnych poszukiwaniach Bennetta
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi




               Moje ciało w ułamku sekundy oblał zimny pot, zakręciło mi się w głowie, a przed oczyma pojawiły się mroczki sygnalizując, że lada chwila padnę jak mucha na posadzkę, stracę przytomność i ewentualnie skonam. W tym amoku zdołałem dostrzec, iż Oscar jest równie skołowany, odchrząka znacząco, nerwowo poprawia kołnierzyk koszuli i spogląda w dół, bacznie przyglądając się białej cieczy zastygającej na starych kafelkach. Zdawać się mogło, że jest zszokowany moim pocałunkiem, choć dopiero co robił mi rzeczy, jakich nie robi się najlepszym przyjaciołom. Nawet takim na śmierć i życie. 
— To pewnie przez to yaoi — wymamrotałem grając na zwłokę. — Zapomnij o tym, każdemu się zdarza chwila słabości. Mógłbyś?
               Carter wykrzywił usta w lekkim grymasie i powoli podniósł wzrok. Zauważył chyba, że nie czuję się najlepiej, podszedł bliżej i złapał lekko za ramiona, żebym się ocknął.
— Valentine, znasz mnie, wiesz, że nie zwykłem mówić o tym, co czuję — powiedział. — Ale mnie ruszyło to, co się właśnie stało i nie wiem, co mam o tym myśleć. 
— Obydwaj jesteśmy zdezorientowani — wyjąkałem, bojąc się kontaktu wzrokowego.
— Nie, nie mam na myśli dezorientacji — odparł. — Serce mi wali jak szalone, ale to nie przez to, że się nie spodziewałem twojego pocałunku. To znaczy... owszem, w najśmielszych marzeniach bym nie przypuszczał, że aż do tego stopnia postanowisz zaangażować się w bycie moim królikiem doświadczalnym, ale... Chodzi o to...
               Spuścił głowę. Zacząłem się denerwować, zupełnie nie wiedziałem, co takiego próbuje mi właśnie powiedzieć. Uwielbiał psuć atmosferę głupimi żartami, ale nie wyglądało na to, że pofatyguje się o to w tak niejednoznacznej sytuacji. 
— Podobało mi się. — Wyrzucił z siebie w końcu.
               Odchyliłem głowę do tyłu, wpatrując się w niego z niedowierzaniem. 
— Chyba nie chcesz powiedzieć, że... — zacząłem niemrawo.
— Chyba chcę — odpowiedział po chwili zastanowienia. — Chyba chcę spróbować się z tobą umawiać.
— Oscar, nigdy nie randkowałeś z facetami, a może o czymś nie wiem? — spytałem cicho. — Taka nagła zmiana orientacji nie bardzo jest możliwa. Nawet jeśli rzeczywiście w skryciu zawsze lubiłeś też kolesi i właśnie to odkryłeś... Skąd takie pogodzenie się ze stanem rzeczy? Przyjaźnimy się od tylu lat...
— ...I dlatego wiem, jaki jesteś, co lubisz i czego mogę się po tobie spodziewać — przerwał mi. — To mi chyba... całkiem odpowiada.
— To nie do końca tak — westchnąłem, spuszczając wzrok. — Możesz mnie znać na wylot, a i tak będę innym kochankiem niż przyjacielem. Każda relacja porusza inne rejony... wiesz...
— Możesz to zrobić jeszcze raz? — zapytał nagle. — Albo przynajmniej pozwolić mi zrobić to za ciebie?
               Zaniemówiłem. Zaniemówiłem, a on prawdopodobnie milczenie uznał za znak aprobaty. Przełknąłem ślinę i nieomal się nią zakrztusiłem. Cały drżałem. Spojrzał na moje usta, przybliżył się, po czym... musnął je lekko i finezyjnie oblizał. Rozchyliłem wargi, tym samym pozwalając mu na francuski pocałunek, a on skorzystał z okazji. Tańczył językiem wokół mojego, wplatając palce w moje włosy. Nie poprzestał na jednym. Odsunął się na krótką chwilę, by złapać oddech i raz jeszcze poczuć smak moich ust, w sposób jeszcze bardziej delikatny i subtelny. 
— Oscar — szepnąłem, gdy skończył. 
               Jednak nie skończył. Drugą ręką objął mnie w pasie i znów przylgnął swoimi wargami do moich, rozpływając się w ulotnej chwili. Całował mnie wówczas nieco bardziej namiętnie, z pewnym pożądaniem i, jakby, pewnością, że nie ma w tym absolutnie nic złego. A może nie? A może właśnie to był zakazany owoc, którego pragnął posmakować, póki ma okazję?
— Mmm... — jęknął cicho, wtulając się w mój kark. — Valentine, działasz na mnie i nie wiem dlaczego. 
               Odpowiedziałem milczeniem. Oddychałem ciężko i usilnie próbowałem poukładać sobie to wszystko w głowie. 
— Chcę cię dotykać — powiedział nagle, czego wynikiem był gorący dreszcz przebiegający całe moje ciało. — Tak, żebyś płonął i rozpływał się pod opuszkami moich palców. 
— Czułbym się wykorzystany — wydobyłem z siebie.
— Skąd przekonanie, że bym cię zostawił? — spytał. 
— W końcu znajdziesz człowieka, którego szukasz — odparłem cicho. 
— Może znajdę — odpowiedział. — Ale czy to o czymś świadczy? Może byłoby nam dobrze... razem. 
               Po tych słowach pocałował mnie raz jeszcze, a ja, w stanie słabej świadomości, oplotłem jego kark rękoma, w odpowiedzi na co objął mnie w pasie i zaczął delikatnie masować moje plecy. 
— Przecież też tego chcesz, Valentine — szepnął, całując mnie znów. — Zapragnij mnie tak bardzo, jak ja pragnę ciebie.


2 comments:

  1. Nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że wcale nie jestem tu po raz pierwszy, ale komentuję dopiero teraz dlatego, że jestem leniwa. Druga rzeczą będzie rozdział, który jest cudny jak wszystko co piszesz. Cudne do tego stopnia, że randomowo na lekcjach zaczynam się chichrać i wszyscy mają mnie za debila. Proszę grzecznie (na razie grzecznie) nie rób tak dłuuugich przerw i przede wszystkim jeżeli kiedyś pomyślisz, że czas skończyć z pisaniem to wiedz, że będę śmiertelnie obrażona. Nie wiem czy tak bardzo czekasz na komentarze jak ja na nowe posty, ale chciałam jakoś zapełnić pustki w tej sekcji, więc ecce ja. Dużo weny, nutelli i weny.
    Iza

    ReplyDelete
    Replies
    1. Ej, woman, dzięki za motywujący komentarz, bo tego mi bardzo brakowało! Raczej myślę sobie "dla kogo ja mam pisać, kurwa, no dla kogo?". Także podtrzymałaś mnie na duchu.
      Ostatnimi czasy rzadko piszę, bo skupiam się na karierze - też w branży artystycznej, ale to nie ta gałąź pisarska. Ale nie mam zamiaru póki co znikać na zawsze. :D

      Delete