5.4.19

Z przyjaciółmi nie robi się takich rzeczy

Dział: Carter w maniakalnych poszukiwaniach Bennetta
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi 



               Tamtego popołudnia umówiliśmy się na wspólne spędzanie leniwego wieczora. Babcia już wyjechała i Oscar nawet pofatygował się o zawiezienie jej na lotnisko, żeby wkupić się w jej łaski, sądził bowiem, że przez te wszystkie żarty, jakimi raczył naszą klientelę, niezbyt zanim przepadała. A ja nie miałem najmniejszego zamiaru wyprowadzać go z tego błędu. Nie miałem nawet argumentów, babcia skrycie go uwielbiała, lecz sam nie miałem pojęcia dlaczego. 
               Nieszczęsne problemy egzystowania w związku pojawiły się już tego samego dnia. Może powinienem był się tego spodziewać, może nie. Kiedy byliśmy młodsi, z ignorancją i przysłowiowym machnięciem ręki reagowałem na jego wieczne wyjebanie. Delikatniej się tego powiedzieć nie dało, bo delikatne to nie było ani w jednym calu. Myślałem wówczas, że bawi się nowo zdobytą kobietą, udaje niedostępnego, spotkał inną albo się pokłócili. Jego relacje nigdy nie trwały długo, ponadto Carter mało o nich mówił i zdawał się być kompletnie niezainteresowany swoimi "drugimi połówkami". Jako jego najlepszy przyjaciel nigdy nie śmiałem się wtrącić w te sprawy, gdzieżbym mógł - ja, z zerowym doświadczeniem w związkach? A wszystkie ostatnie wyobrażenia sprowokowane zapewne wyłącznie przez zboczone japońskie mangi traktowałem sceptycznie, myśląc raczej o przygodach łóżkowych aniżeli o wdawaniu się w poważne relacje. 
               Tak czy siak zupełnie zlałem temat, kiedy Oscar z łaski napisał mi krótkiego SMS'a, że się nie pojawi. Żadnych wytłumaczeń, nic, ale jakoś spłynęło to po mnie jak po kaczce. Zająłem się swoimi sprawami, napisałem bzdurny wiersz o wiośnie, podpisałem "Valentine Sykes" i wrzuciłem do szuflady, w której leżała takowych sterta. Nie odważyłbym się ich publikować. W końcu się położyłem, zasnąłem i tyle było ze mnie pożytku.
               Z samego rana obudził mnie dotyk mojego domniemanego kochanka. W normalnym stanie zerwałbym się na równe nogi i zaczął wrzeszczeć, że co on tu w ogóle robi i jakim prawem znowu dorobił sobie klucze do mieszkania mojej babki, ale sposób, w jaki mnie dotykał i aura słodkiego przedwiośnia... Jeszcze śniłem i śniłem właśnie o tym, żeby zaczął mnie rozpieszczać. Leżał przy mnie, wtulony w mój kark i głaskał delikatnie poranny wzwód. W tej porannej półprzytomności naprawdę nie mógłbym wymarzyć sobie niczego przyjemniejszego niż jego ciepłe dłonie pieszczące moją męskość - z kobiecą wręcz subtelnością i hamowaną namiętnością. Składał pocałunki pod moim uchem, co miło łaskotało i przywoływało dreszcz i falę gorąca oblewającą ciało od stóp do głów. 
— Jesteś zły, że nie przyszedłem? — spytał szeptem.
— Ee — wymamrotałem, nie chcąc się jeszcze przebudzać.
— Masz ochotę na śniadanie do łóżka? — zapytał ciepło.
— Yhy.
               Myślałem wówczas, że po prostu nie chce mnie budzić, stąd ten drżący ton głosu. Jednak, gdy wrócił do pokoju z tacą, sponad której unosił się zapach gorących gofrów z owocami i herbaty z konfiturą, zauważyłem troskę malującą się na jego twarzy i ta rozpaczliwa aura w ułamku sekundy przygniotła mnie tak mocno, że omal nie zacząłem się dusić. Usiadł obok mnie i zapalił papierosa. Podniosłem się powoli do pozycji siedzącej. Jego stan tak mnie wystraszył, iż na chwilę zapomniałem o wszystkich dziwnych wydarzeniach dnia poprzedniego.
— Co ci jest? — spytałem z trwogą.
— Cieszę się, że cię widzę — odparł, uśmiechając się lekko.
— Nie wątpię — westchnąłem. — Ale ślepy nie jestem. Coś cię trapi.
— Jakoś się nie wyspałem — dodał.
— Skąd ja wiedziałem, że to powiesz... — wymamrotałem. — Nie próbuj mnie oszukać, bo wiesz, że w tych sprawach się nie mylę. Jak będziesz gotów, to mi powiedz.
               Ale Carter upierał się przy swoim, że nic mu nie jest. Ja natomiast byłem w posiadaniu nadludzkich umiejętności czytania z ludzi jak z otwartych książek - zawsze wiedziałem, jak się czują i czy coś im dolega. Nie miałem pojęcia, w jaki sposób to nabyłem, ale jednego byłem pewien: nienawidziłem tej zdolności i dopłaciłbym, gdyby ktoś zgodził się zabrać ode mnie tę klątwę. 
               Tak czy inaczej nie powiedział ani słowa, a ja nie nalegałem. Cały dzień był nieobecny i jak już raczył na mnie spojrzeć, to wzrok miał tak oziębły i pusty, jakbym stał się nagle jego wrogiem. 
— Oscar, — powiedziałem w końcu — może to jednak nie był dobry pomysł, co? Może powinniśmy się kumplować? 
               Poczułem lekki ścisk w klatce piersiowej, wiedziałem jednak, że jego aprobata uwolni mnie z tych sideł i przyniesie ulgę. 
— Nie — odpowiedział stanowczo i zwrócił się ku mnie. — Potrzebuję cię, Tiny. 
— Przecież widzę, że coś nie gra — syknąłem. Nie spodziewałem się takiej odpowiedzi. — Potrzebujesz mnie jako przyjaciela.
— Z przyjaciółmi nie robi się takich rzeczy — odparł, po czym pocałował mnie beznamiętnie. 
— Z kochankami też nie. Przez tę chwilę miałem wrażenie, że ktoś ci zapłacił milion milionów, żebyś to zrobił.
               Ku mojemu zaskoczeniu Carter pochylił się i ukrył twarz w dłoniach. Milczał przez dłuższą chwilę, a ja nie odważyłem się przerywać tej dziwnej ciszy.
— Nie wyobrażasz sobie, jak się teraz biję z myślami — powiedział w końcu.
— Ta? A jakie to myśli? — spytałem z udawaną ciekawością.
— Że powinienem cię zostawić — odpowiedział.
— To miejmy to za sobą, kurwa! — wrzasnąłem. — Debila ze mnie robisz czy co?
— Czekaj! — krzyknął i złapał mnie za nadgarstki, żeby mnie uspokoić.
               Jego wzrok się zmienił. Teraz był zupełnie inny. Zmęczony, pozbawiony energii i siły. Twarz miał bladą i smutną. Wystraszyłem się. Wyglądał jakby był na coś poważnie chory.
— Ciężko mi o tym mówić — wyjąkał. — To się może wydawać absurdalne, ale... to nie są moje myśli. Nie, że słyszę głosy czy coś... To jak wewnętrzny krytyk, tylko taki, co gada o wiele więcej, o wiele częściej.
— Czemu chce, żebyś mnie rzucił? — spytałem, próbując się uspokoić.
— Mówi, że cię skrzywdzę.


No comments:

Post a Comment