26.12.18

JongKey - Świąteczny liryk prozaiczny

Dział: One shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi



Wesołych świąt, czytelnicy Snays! Dostałam górę prezentów od jednej ze stałych czytelniczek - Sandry. Moim prezentem dla niej jako dla fanatycznej fanki Shinee jest ten oto liryk. 
_____________



               Stałem się oziębły niczym królowa śniegu. Z sercem zlodowaciałym, którego nikt już nie ogrzeje. Nie roztopię się już nigdy pod twoimi chłodnymi palcami. Nie rozpłynę od wzroku zimnego jak głaz. I ty nie odmarzniesz w moich ramionach, odkąd wyrwał mi cię Morfeusz.
               Gdybyś tylko był niczym przebiśnieg, który zimą ginie, by znów nagle skutą lodem ziemię przebić znienacka. Wszystko bym za to oddał, lecz to jak budowanie zamków na lodzie. Na wodzie zamarzniętej jest to pisane. 
               Zimnym wzrokiem jak stal martwo spoglądam na lawinę śniegu, białą śmierć, co blada jest jak moja twarz. Znika zieleń i czerwień, życie śmierci ustępuje. Mróz mi nos mrozi i krew w żyłach. I cicho tu niczym w grobie. Zamarzam cały i na złość tobie odmrożę sobie uszy. Siedzieć tu będę do kolejnego białego rana. Z udawaną nadzieją.
               Byłeś taką białą zbłąkaną owieczką. Moim prywatnym aniołem na ziemi. W biały dzień odszedłeś, by powiększyć grono cherubinów w niebie, wywołując zimną wojnę w mojej głowie. Zimny prysznic okrył moje oziębłe ciało. Nie miałem bladego pojęcia...
               Podążałeś swą drogą krzyżową nie opatrzywszy swych obolałych krwawych stóp. Sam dźwigałeś swój krzyż na zmęczonych trudem plecach. Płatki śniegu niczym ty kruche skrzyły się na kosmykach twoich włosów, choć nic nie szło jak z płatka. A my mieliśmy bielmo na oczach i mleko pod nosem. Siano w głowie zamiast pod obrusem. 
               Byłeś takim białym krukiem, a w stadzie wilkiem samotnym w białej masce teatralnej. Któż w tej niewiedzy wiedzieć mógł, iż mroźną zimą samotne wilki umierają, a tylko stado przetrwa. I własną drogą pójdzie, ślady przecierając. Zaprosiłbym cię do białego walca, lecz jesteś już blady. Blady jak śmierć. I tylko mi w głowie zostać hieną cmentarną i wygrzebawszy cię spod osuwisk mlecznobiałego śniegu na moment, na chwilę za zmrożoną dłoń chwycić, szukając ciepła, którego tak mi brak. 
               Są święta. Chciałbym mieć dla ciebie chociaż jedno małe pobożne życzenie. Byś był teraz w siódmym niebie. I chodził z głową w chmurach. Siedział u Pana Boga za ciepłym piecem. Moje pobożne życzenie. Nadal słyszę twój łabędzi śpiew.


2 comments:

  1. Musiałam chwile odczekać zanim napisze komentarz, przemyśleć to. Sposób w jaki ujełaś to w słowa jest niesamowity. Pomimo wszystkiego jest to tak delikatne i subtelne. Pewnie nie wiesz, ale key dziś miał swój koncert KeyLand na którym wspominał o nim wiec czas też wycelowałaś idealnie. Bardzo metaforyczne i miłe do czytania opowiadanie. Dziekuje ślicznie no i czekam na kolejne ;)

    ReplyDelete
  2. Aww. To było takie... bardzo ładne. Naprawdę niesamowity klimat jest w tym krótkim tekście i te porównania. Podobało mi się niesamowicie.

    ReplyDelete