23.7.18

Samotna podróż do Odillero

Dział: Przeptaszenie
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi, sci-fi



         Nim jeszcze słońce pojawiło się na horyzoncie, Diego pod osłoną nocy udał się na poszukiwania zaginionego oddziału przyjaciela. Chciał czym prędzej odnaleźć Espinozę i nie pozwolić na to, co pragnął zgotować mu Tristan Martinez.
          Starał się nie myśleć o tym, jaka kara spotka go za dezercję. Modlił się do Boga, w którego nie wierzył, iż skończy się na chłoście, torturach lub dodatkowych pracach i trudniejszych misjach. A Roberto był mu zbyt bliski, żeby zostawić go na pewną śmierć. Dlatego ryzykował własnym życiem, przemierzając samotnie ciemne ponure lasy po omacku, narażając się na ataki zwierząt i dzikich zwierząt, czyli innych grup poszukujących absolvo.
          Tymczasem drużyna Rafaela przygotowywała się do kolejnej misji. Otrzymali ją dość niespodziewanie, zaraz po tym, gdy wyczerpani i ranni powrócili z poprzedniej, która okazała się być zasadzką. Nie zdołali nawet wylizać ran w obozie, kiedy posłaniec dostarczył im pergaminy ze wskazówkami.
          Abel siedział na swoim starym trzeszczącym materacu i przecierał powieki tak mocno, że zrobiły się czerwone. Javier i Julio zerwali się zaś na równe nogi. Obydwaj słynęli z sumienności i uczciwości wobec grupy. Każdy z nich liczył na odnalezienie absolvo, jednak z zupełnie różnych powodów.
          Julio Macias był najmłodszym członkiem swojego pododdziału, ale także całej grupy. Trafił tam zupełnie przez przypadek - podobnie jak Diego Sanchez został znaleziony na odludziu jeszcze jako nastolatek, a potem po latach wbijania do głowy bezmyślnych sloganów i treningów walki wręcz gotów był stanąć na polu bitwy. Macias miał ledwie dwadzieścia lat, jego techniki wymagały dopracowania, a wieczne rozmyślania o miłości doprowadzały pozostałych do szału. Mimo to jego poukładanie często ratowało im tyłki, kiedy chociażby zaciągał ich pijane mordy do oberży, gdzie obowiązywał stanowczy zakaz bójek.
— To nietrudna misja — mówił Javier, zapinając skórzany pasek, który zdjął ze zwłok ostatniego człowieka, jakiego zabił. — Można by przy okazji nieźle dorobić.
— Szkoda czasu na zabawę w poboczne wątki — warknął Abel. — Załatwmy to i miejmy z głowy. Muszę jak najszybciej wracać do obozu. Widzisz tę bliznę? Oberwałem dwa dni temu, podczas gdy ty byłeś zajęty eksplorowaniem ekwipunku wroga, mimo że nikt nie został jeszcze powalony. To się nazywa współpraca. Typowa współpraca z Javierem.
— Nie masz ochoty zjeść więcej mięsa po powrocie? — spytał, jak gdyby w ogóle nie słuchał towarzysza, a jego słowa wpadały mu jednym uchem, momentalnie drugim wypadając. — Co o tym myślisz, Rafael?
          Rafael Ramirez nie bez powodu był dowodzącym pododdziału. Cechowała go rozwaga i właściwe podejmowanie decyzji. Wydawał się być nieco oschły, ale wbrew pozorom udało mu się zachować ludzkość mimo czasów, w jakich żył.
— Jeśli mamy siedzieć na ogonie Sanchezowi, będziemy musieli zatrzymywać się co jakiś czas. W końcu mamy tylko dopilnować, żeby nic nie spieprzył, a nie łapać go, wiązać i zabierać z powrotem do bazy — odparł, wpatrując się we wschodzące za oknem słońce. Ledwie rozświetlało pomieszczenie, w którym się znajdowali. — Rób, co chcesz, Javier, dopóki jesteś skupiony na misji, dopóty masz moje pozwolenie na indywidualne działania.
— Nie wydaje się to wam głupie? — spytał nagle Abel. — Absolvo może być wszędzie, nawet w śmierdzącej dupie tego pieprzonego Sancheza, a my zamiast go szukać musimy śledzić jednego ze swoich, żeby nie dał się zabić.
— Może faktycznie absolvo jest w jego śmierdzącej dupie — wtrącił Javier.
— Straciliśmy już wielu ludzi, to pewnie dlatego — odezwał się milczący dotąd Julio. — Fakt faktem strategia Tristana jest zaskakująca. Gonić zdrajcę tak długo, aż sam nie zechce wrócić... Ta misja może trwać całe życie. Chwila... Może właśnie na to liczy Tristan?
— Nie sądzę — odparł Rafael. — Raczej wie, że Diego zawróci, ale do tego czasu chce zapewnić mu bezpieczeństwo. Nie da się ukryć, że chłopak potrafi się bić.
          Wyruszyli o świcie. Udali się w stronę Odillero, gdyż właśnie tam podążał Sanchez, z czego Tristan doskonale zdawał sobie sprawę. Siedział więc w swoim gabinecie i palił cygaro, z lekkim uśmiechem wpatrując się w kartkę z napisem: "Rozkazy dla oddziału Rafaela Ramireza: znaleźć Roberto Espinozę i wyeliminować go (zdrada)". Dobrze wiedział, iż Espinoza nie byłby zdolny do takiego czynu, lecz fałszywa informacja o zamiarach pozbawienia mężczyzny życia miała tylko podjudzić Sancheza do działania. W Odillero czekało na niego bowiem coś specjalnego.

No comments:

Post a Comment