16.10.17

Saudade

Dział: One shot  
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi



Delikatnym ruchem dłoni podwinął moją koszulkę, odsłaniając tors i kwitnące pobudzone sutki. Finezyjnie oblizał palec wskazujący, po czym jął subtelnie niczym w białych rękawiczkach obrysowywać nim jedną z obnażonych oszalałych brodawek.
— Ake — zaszemrał niemal bezgłośnie prosto do mojego ucha. — Chciałbym, żebyś wiedział, co się dzieje teraz w mojej głowie.
Zmrużonymi oczyma spoglądałem na swój tors pieszczony pożądliwie przez dłoń Rasmusa. Wygiąłem się w łuk, błagalnym jękiem prosząc o jeszcze więcej czułości.
— Zawsze byłem ciekaw, jak wyglądają twoje stopy. Czy są zimne w dotyku i potrzebują ciepła, czy parzą niczym po spacerze po rozżarzonym słońcem morskim piasku. Czy są tak wątłe i kruche, że trzeba traktować je jak chińską porcelanę, czy ich tęgość pozwala na wykonanie zmysłowego masażu.
Kciuk Rasmusa subtelnie musnął mój twardy rozpalony sutek. Spomiędzy moich warg zaczęło wydobywać się ciche, lecz przeraźliwie namiętne kwilenie.
— Zastanawiałem się, jak wyglądają paznokcie. Czy palce są krótkie, czy długie. Czy można wsunąć między nie język i skosztować kawałka, ale nie zanadto! Tylko zasmakować, tylko na moment delikatnie się wgryźć, przesunąć po nich wargami. 
Ujął brodawkę między palce i zaczął obracać ją między nimi. Przypływ gorąca sprawiał, że miałem biało przed oczami. Do moich uszu docierał już tylko ciężki nierówny oddech przerywany czasem słowami mężczyzny.
— A kiedy już wycałowałbym stopy, na pewno usłyszałbym wołania głodnych dotyku łydek, które w swoim cyklu drżenia nie wiedziałyby już, czy zaciskać się kurczowo i instynktownie, czy rozchylić się i skamleć z pragnienia i pożądania. I mimo ich donośnego płaczu zostawiłbym je w tym stanie. Położyłbym dłonie na udach i bez pytania rozsunąłbym je do granic złamania. Chwyciłbym je i uniósł.
Wtedy pochylił się nad moim torsem i przylgnął do niego ustami. Pieścił mnie, gryzł mnie, całował mnie, lizał mnie, ssał mnie, kąsał mnie, kaleczył mnie, jadł mnie, muskał mnie, pocierał mnie, pochłaniał mnie, żarł. Gwałtownie, żarliwie, namiętnie, porywczo, gorączkowo, emocjonalnie, burzliwie, żywiołowo, nieopanowanie i bez uprzedzenia.
— I zerwałbym z ciebie bieliznę, choćbyś krzyczał ze strachu. I wiesz, co bym wtedy zrobił? — spytał, spoglądając na mnie wzrokiem szaleńca. — Wiesz, co bym zrobił...?
Złagodniał nagle i złożył na moich ustach pocałunek tak delikatny, że ledwie poczułem jego drżące wargi na swoich, a już zniknęły, pozostawiając po sobie niedosyt. Wtulił twarz w moje włosy i szepnął mi do ucha:
— Wsunąłbym się w ten mały przybytek rozkoszy i kochałbym cię.



***



           Jestem sztuką. Ulotną niczym woń świeżej rosy o poranku. Zmienną jak marcowa pogoda. Spragnioną ludzkich dusz. Czasem chciałbym poeksperymentować. Wykorzystać bezczelnie każdą z tych osobowości, które cisną się we mnie i przychodzą bez zapowiedzi. Sprawdzić reakcje otoczenia. Zignorować jego cierpienie. Czuć satysfakcję z odniesionego sukcesu. Zbadać granice chamstwa. Bawić się. Bawić się.



***



— Hej, Ragnar, zobacz, jakie ładne niebo — powiedziałem, kiedy wysoki mężczyzna denerwował się na starą spróchniałą szafkę stojącą na balkonie. Ledwo ją wystawił na zewnątrz, a już zalęgły się w niej osy i nie śmiały się stamtąd ruszyć, choćby nie wiem co. — Myślę, że wolę niebo od ziemi, wiesz dlaczego? Bo ziemia jest podzielona na kawałki i każdy może ją kupić. Oczywiście, jeśli ma pieniądze.
— Nie chciałbym cię rozczarować, Ake, ale gwiazdy też są na sprzedaż. Widziałem, jak handlują nimi w internecie — odparł szorstko, grzebiąc w szufladzie kredensu w poszukiwaniu środków na osy. 
— Zawsze jesteś taki oschły — westchnąłem. — I psujesz atmosferę. 
— A jaki mam być? — spytał, podnosząc ton głosu. — Nic mi się dzisiaj nie udaje. Jestem na zwolnieniu lekarskim, chciałbym odpocząć od tej roboty, a siedzę tu, na jakiejś pieprzonej działce na końcu świata, poubierany w dziesięć dziadkowych swetrów i zajmuję się owadami, które postanowiły zagnieździć się w nikomu niepotrzebnej szafce. W dodatku Jess uparła się, żebym jej nie wyrzucał, bo jest retro. Jak mógłbym być spokojny?
Uniosłem brwi i uśmiechnąłem się z troską. Ton głosu Ragnara był ciepły i miły nawet, gdy tamten złościł się i pluł jadem na cały świat. Przechyliłem głowę w bok i przegryzłem wargę, chichocząc cicho. 
— Zbyt łatwo się denerwujesz, a złość piękności szkodzi — odpowiedziałem, rzucając mu znaczące spojrzenie.
— Przestań mnie podrywać, jestem twoim przyrodnim bratem, to niesmaczne — syknął pod nosem.
Nieśmiało podszedłem do szafki, w której Ragnar szukał detergentów. Stanąłem do niej tyłem, podparłem się na niej rękoma i zająłem miejsce tuż przy szufladzie, gdzie wówczas węszył.
— Dobrze znasz moje poczucie humoru — odparłem obrażonym tonem.
— Czasem nie jestem pewien, jakie masz intencje — powiedział cicho.
— Czego się spodziewasz? — spytałem, zakładając nogę na nogę. — Przy Rasmusie zachowuję się dokładnie tak samo, a nigdy nie narzeka. Tylko ty narzekasz.
— Bo Rasmus jest równie trzaśnięty, co ty — westchnął. — Czasem aż mi wstyd, że jest moim rodzonym bratem. A może to ja nie pasuję do tej chorej rodziny.
— Raaaagnar, nie mów tak — jęknąłem przeraźliwie. — Wiesz, że mamy równo pod sufitem. Tylko tak czasem byśmy cię związali i zrobili ci dobrze.
— Jeszcze jedno słowo, Ake...!
Machałem nogami niczym dziecko i śmiałem się głośno. W rzeczywistości naprawdę łudziłem się nadzieją, iż kiedyś go przekonam i z własnej woli wskoczy mi do łóżka, a potem będziemy kochać się do samego rana. Tak bardzo przypominał mi Rasmusa, którego straciłem... 
— Słyszałem kiedyś o takim słowie, które nie ma szwedzkiego odpowiednika. Pochodzi z języka portugalskiego. Saudade. Zgadnij, co znaczy. Nie wiesz? Podobno nawet nie ma dokładnej definicji. Opisuje uczucie... obezwładniającego smutku — mówiłem, a głos załamywał mi się z emocji. Przerwałem, odkasłałem, nabrałem oddechu i mówiłem dalej. — Uczucie, które pojawia się, kiedy człowiek zda sobie sprawę z tego, że utracił coś na zawsze i że nigdy już tego nie odzyska.
— Ake — odparł stanowczo i gwałtownie walnął pięściami w kredens tak, że jego ręce znalazły się po moich bokach i uniemożliwiały tym samym ucieczkę. — O co tobie tak naprawdę chodzi?
Spojrzałem mu głęboko w oczy i przez ułamek sekundy zoczyłem coś, czego zawsze w tych oczach szukałem. Może Ragnar miał chwilę słabości i na krótki moment przestał hamować swoje emocje, a w rezultacie ujrzałem tę miłość, którą zawsze mnie darzył, lecz nigdy nie okazywał. Nie mogło mi się wydawać. 
— Zignoruj to — szepnąłem i zaraz po tym ugryzłem się w język, a do oczu podeszły mi łzy. — A co, jeśli... Właśnie, a co, jeśli?
— Jeśli co? — spytał już trochę spokojniej, jego zmarszczki nagle się wygładziły, a grymas uciekł z twarzy. Albo po prostu łzy zasłoniły mi widoczność.
— Jeśli cię podrywam?
Zamilkł na dłuższą chwilę i patrzył na mnie z brakiem zrozumienia malującym się na twarzy. Po chwili jednak przegrał walkę na spojrzenia i wbił wzrok w podłogę. Przegryzł wargę i westchnął cicho. 
— Zastanawiałem się, kiedy mi o tym powiesz — odparł. — Nie sądziłem, że tak szybko. 
— Rasmus ci powiedział... — wyjąkałem, po czym ukryłem twarz w dłoniach. — Wszystko ci powiedział...
— Wieczór przed jego wyjazdem piliśmy wódkę, zszedł na ten temat, kiedy już kładliśmy się spać — mówił. 
— Czujesz teraz wstręt? — spytałem cicho.
— Szczerze? Na początku tak było — odpowiedział. — Dlatego nie pojechałem wtedy z wami do Malmo i nie pojawiłem się na obiedzie pożegnalnym dla Rasmusa. Nie byłem w stanie.
— A jak jest teraz? — zapytałem ze strachem. 
— Teraz...
Podniósł głowę i znów spojrzał mi w oczy. Przełknął głośno ślinę. Nasze twarze dzielił niewielki dystans. Przeniosł wzrok na moje usta i wtedy...
— To chore, Ake! — wrzasnął nagle i opadł z sił, wtulając twarz w moje kolana. Przeczesałem palcami jego miękkie włosy. — To chore...
Oparłem głowę o znajdującą się za mną ścianę i zaszlochałem cicho. 
— Ciężko... mi... się kontrolować... Nawet teraz... Kiedy urodził mi się drugi syn... — mówił drżącym głosem. — Boże, jesteś moim bratem... Jesteś dorosłym mężczyzną... Mam żonę... Mam dzieci... Nie chcę nikogo krzywdzić...
— Więc będziesz krzywdził samego siebie, rozumiem — powiedziałem stanowczo. — Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo mam już tego wszystkiego dość. I wiesz co? Nie przemawiają do mnie te twoje płacze i szlochy. Przyznałeś się do grzechu.
Zsunąłem się z kredensu i chwyciłem jego podbródek, po czym uniosłem go. Roześmiałem się radośnie. 
— Zrobisz to w końcu, czy ja mam to zrobić? — spytałem.
Wziął głęboki oddech i uśmiechnął się lekko. Przysunął się do mnie i musnął delikatnie moje usta. Po chwili wsunął język między moje wargi i zaczął tańczyć nim wokół mojego. Nagle jednak przerwał i odsunął się.
— Nie masz ochoty poudawać przed Jess, że zepsuł ci się samochód i musimy zostać tu na noc? — spytałem głosem małego dziecka.
— Powiedziałem jej, że wrócę jutro, bo mam tu kilka rzeczy do zrobienia. Przywiozłem gorzkie wino i włoskie jedzenie, które możemy odgrzać w piekarniku. W sierpniu jeszcze działał — powiedział, wprawiając mnie w zaskoczenie. — Jest tylko jedna rzecz... Wiesz, nie bardzo mam ochotę czekać do wieczora. Chcę się z tobą kochać, Ake. Nie jestem w stanie dłużej czekać. 
Wziął mnie niespodziewanie na ręce, wniósł starymi schodami na piętro i położył na starych trzeszczących materacach w pokoiku na poddaszu. Nie znajdowało się tam nic poza nimi i stertą pożółkłych gazet z tuszem tak rozmytym, że nie było już wiadomo, czy to rozmoknięte magazyny jego żony, czy może tygodniki, które wydawano w połowie zeszłego wieku. Rzucił się na mnie, przylgnął do mnie całym ciałem i pocałował głęboko i namiętnie. 
— Obiecaj mi jedno — wyszeptał. — Nie zapominaj, że jestem Ragnar. Nie myśl o Rasmusie, kiedy będziemy to robić. Nie będę ci rzucał słodkich romantycznych słówek, nie jestem taki. I nie będę delikatny. Czekałem tak długo, że stać mnie tylko na nieopanowany szał, brutalność, chciwość i żądzę posiadania twojego ciała na własność. 
Choć nadal byliśmy w ubraniach, wyraźnie czułem twardego członka Ragnara wbijającego się mocno w moje krocze. Moje ciało wygięło się w łuk - odchyliłem głowę do tyłu, rozchyliłem wargi i rzuciłem mu spojrzenie pełne pożądania, zmysłowości i pragnienia gorącej zwierzęcej miłości. Zareagowałem z wyjątkową aprobatą, gdy zdjął z siebie wełniany sweter, sam poczyniłem podobne kroki i rozebrałem się do naga w okamgnieniu. 
— Cholera... — westchnął, przyglądając się mojemu roznegliżowanemu ciału. 
Położył się na mnie i jął obcałowywać mój kark i zadowalać go malinkami. Poruszał się miarowo w przód i w tył, zupełnie jak gdyby zaczął już zaprawiać się na to, co miało nadejść lada chwila. Jego przyrodzenie ocierało się o moje, a tarcie wzmagało we mnie coraz to większe i trudniejsze do opanowania podniecenie. Masował mój tors swoimi dużymi ciepłymi dłońmi, raz po raz chwytając sutek między palce i szczypiąc go do granic bólu. Zatrzymał rękę na wystającym wychudzonym biodrze i oderwał się gwałtownie od szyi. Widziałem, jak pot spływa po jego skroniach, omija zmrużone powieki i zatrzymuje się na czerwonych policzkach. 
— Ragnar... — szepnąłem, kiedy zaczął dotykać moich ud.
Wsparłem się na łokciach, by móc obserwować każdy jego ruch. Spoglądałem na jego ułożone kruczoczarne włosy, kiedy wsuwał sobie mojego penisa do ust. Uśmiechałem się i zawodziłem cicho, dając się ponieść chwili. Wpatrywałem się w bruneta szeroko otwartymi oczyma, usiłując za wszelką cenę nie myśleć o Rasmusie. 
Kiedy skończył i moje podbrzusze pokryło się gęstym białym płynem, podniosłem się do pozycji siedzącej, by mój odwdzięczyć się tym samym, Ragnar jednak niespodziewanie popchnął mnie tak, że upadłem na materac, gwałtownie rozchylił moje uda i bez zastanowienia wepchnął się we mnie boleśnie, wywołując spomiędzy moich warg głośny krzyk. Nie przeszkodziło mu to jednak w żaden sposób - kontynuował zupełnie niewzruszony, zadając mi coraz więcej bólu.
— Ragnar! — wrzasnąłem przeraźliwie. 
Wtedy wyszedł ze mnie powoli i przytulił mnie mocno do siebie.
— Boże, Ake, przepraszam — stęknął, ledwie zipiąc. — Wybacz mi, po prostu twój widok działa na mnie tak... Zamieniam się w zwierzę. 
— Przynajmniej zrobiło się cieplej. — Zaśmiałem się. 
— Zaczekajmy, aż ból minie, co? — zaproponował, kładąc się u mojego boku i tuląc mnie do siebie. — I tak będziemy kochać się całą noc. Teraz chcę sobie na ciebie popatrzeć. Jeśli pozwolisz...








No comments:

Post a Comment