16.10.17

Londyńskie śniadanie

Dział: Unexpected II
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi



               Nie zwracałem uwagi na upływający czas, dopóki moje powieki nie zaczęły zamykać się ze zmęczenia. Nie miałem pojęcia, jak długo się całowaliśmy. Może godzinę. Może cztery. Zza uchylonego okna dobiegały mnie dźwięki nocnego ruchu ulicznego. W Londynie wszystko dopiero budziło się do życia.
— Jak chcesz to rozwiązać, Shen? — spytał Blase, wplatając palce w moje włosy i przesuwając dłonią po moim policzu. Lubił dotykać mojej twarzy. — Naprawdę uważasz, że tobą manipuluję? Dlaczego? Po co miałbym...?
               Zacisnąłem pięści i wziąłem głęboki oddech, starając się wyrzucić z siebie negatywne emocje, nie wyżywając się tym samym na mężczyźnie. 
— Postaw się na moim miejscu — odparłem, odsuwając się od niego. — Przez przypadek się pocałowaliśmy tamtej nocy i co? I wyznajesz mi miłość po kilku dniach. To brzmi jak sposób idealny na ujarzmienie zbuntowanego wokalisty ze złamanym sercem. Ja rozumiem, ciężki kawałek chleba z tej roboty, ale jeśli chcesz się posuwać do czegoś tak drastycznego, to skończę jak większość muzyków. Zaćpam się na śmierć.
— Shen, jest pewna rzecz, o której muszę ci powiedzieć — powiedział, poważniejąc nagle. — Ty naprawdę myślisz, że tak po prostu zgodziłbym się na tamto wyzwanie?
— Do rzeczy, Blase — wyjąkałem ze zrezygnowaniem. Miałem dość tej rozmowy, choć dopiero ją zaczęliśmy.
— Kochałem cię wcześniej. 
               W mojej głowie rozległy się głośne wołania do zdrowego rozsądku, który nagle przepadł jak kamień w wodę. Że też nie wpadłem na coś takiego wcześniej! Kochał mnie wcześniej, jakie to logiczne, tylko... Moment, ale czy to prawda? Może to tylko kolejna sztuczka mająca na celu uczynienie ze mnie taniej marionetki wykonującej wszelkie polecenia pana menadżera i zarabiająca dla niego pieniądze?
— Ja nie wiem w co mam wie...
— Przestań — odparł stanowczo. — Przestań, Shen, daj już z tym wszystkim spokój. Dlaczego nie potrafisz mi zaufać? Zostałeś skrzywdzony, to prawda, ale miłość zawsze niesie za sobą ryzyko. Nigdy nie będziesz pewien, że druga osoba przy tobie zostanie. 
— Zostawisz mnie — szepnąłem.
— Kto wie, może nie? — Roześmiał się radośnie. — A może to ty mnie zostawisz? Czy jest sens o tym myśleć teraz, skoro jest nam ze sobą dobrze?
— Jak możesz to stwierdzić po tak krótkim czasie? — zapytałem z lekkim niedowierzaniem.
— A co, mało czasu razem spędziliśmy przez te ostatnie lata? Przecież nigdy cię nie zostawiłem. W sumie dziwię się, że nie zauważyłeś wcześniej moich uczuć — mówił. — Nikomu nie pozwalałem u siebie nocować poza tobą. Szukałem cię, kiedy uciekałeś. Przywoziłem ci twoje ulubione ciasteczka z karmelem. Robiłem ci pranie, bo nie umiałeś obsłużyć pralki. Woziłem cię na koncerty zespołów, których nienawidzę i czekałem do końca, żeby zawieźć cię do domu. Dla nikogo z Viceroys nie robiłem takich rzeczy.
               W pokoju hotelowym panował półmrok i nie byłem w stanie dostrzeć malujących się na jego twarzy emocji, jednak z jego głosu biło tak potężne ciepło, że naprawdę chciałem uwierzyć w te słowa. Naciągnąłem na siebie kołdrę i przysunąłem się do Blase'a, wtulając się w jego tors. Na krótki moment uderzyło we mnie dziwne uczucie, o którego istnieniu zapomniałem już wieki temu. Poczucie bezpieczeństwa. Pozwoliłem mu trafić we mnie tylko na ułamek sekundy, bo bałem się do niego przyzwyczajać. Wtedy jednak zorientowałem się, jak bardzo tego poczucia potrzebuję. 
— Nie przeszkadza ci, że jestem księżniczką? — spytałem. 
— Zawsze miałeś humory, takiego cię poznałem, dlaczego miałbym być zaskoczony? — zapytał ze śmiechem. — Chcę Shena. Jest jaki jest, czasem rozkapryszony, cały czas narzeka i potrafi doprowadzić mnie do szału. Ale kiedy przychodzi do mnie, patrzy na mnie nieśmiało i uśmiecha się kącikiem ust, wybaczam mu wszystkie grzechy.
                 Moje policzki płonęły. Nie odezwałem się ani słowem, gdyż stres sparaliżował moje ciało od stóp do głów. Nie pamiętałem już, kiedy ktoś darzył mnie tak ciepłymi słowami. Działo się to tak rzadko, iż zaczynałem się zastanawiać, czy ja w ogóle zasługuję na życzliwość. 
— Rano zabieram cię na prawdziwe londyńskie śniadanie — mówił.
— Czemu tu za mną przyleciałeś, Blase? — zadałem pytanie, przerywając mu. 
               Zamilkł na dłuższą chwilę, a potem roześmiał się nerwowo. Dopiero wtedy zdałem sobie sprawę, jak nie na miejscu było moje zachowanie. Ale naprawdę chciałem znać odpowiedź.
— Znam cię, Shen — odparł. — Zamknąłbyś się tutaj sam i nawet nie zamówił jedzenia z dowozem do hotelu. Wyszedłbyś w nocy, żeby uniknąć obcych ludzi i wróciłbyś zaraz z obawy o psychopatów mordujących pod osłoną nocy. Siedziałbyś i drżałbyś ze strachu przed nowym miejscem. A potem wróciłbyś do Edynburga i opowiadał wszystkim, jak było wspaniale.
— Jebany... — syknąłem pod nosem.
— A w tej sytuacji spokojnie sobie zaśniesz, będzie ci u mojego boku cieplej i bezpieczniej, rano skoczymy do knajpy, pójdziemy na zakupy, bo chciałem kupić sobie zegarek w Gutlin Clocks, a tobie coś ładnego w galerii handlowej obok — gadał. — Szybki lunch i gorzka mocna kawa, południe spędzimy nad Tamizą, lubisz żeglować? Poza tym chodzę zwiedzać Pałać Buckingham zawsze, kiedy się tu zatrzymuję, widziałeś go kiedyś od wewnątrz? Myślę, że to coś, czego nie można przegapić. 
               Słuchałem jego słów i powoli zasypiałem, a jego głos zanikał. Wydawało mi się, iż odnalazłem coś, czego szukałem, tylko bałem się uwierzyć, że to prawdziwe. Że to nie sen. Że ktoś pragnie być tylko dla mnie, dba o mnie i troszczy się. Czy pokochanie Shena, tego małego potwora, naprawdę jest możliwe?



1 comment:

  1. Uwielbiam kiedy piszesz. Zwykle nie wazne o czym to jest ale w jakis sposob do mnie trafia ;)

    ReplyDelete