30.12.16

Out of the blue

Dział: One shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi




                    Przede wszystkim nie możesz mieć niebieskich włosów. Znasz ludzi, wiesz, jak reagują. Zaraz rzucają dziwnymi sloganami, których sami nie rozumieją i wytykają Ci bycie ofiarą KRYZYSU MĘSKOŚCI, a Ty sobie uświadamiasz, że większych pizd od nich jeszcze nie spotkałeś. Ale da się z tym żyć, społeczeństwo jednak jakoś się rozwija, subkultury się rozrastają i rozpowszechniają, lesbijki wychodzą na ulice, a czterdziestolatkowie zakładają szpilki i damskie kardigany i idą na miasto. Mam teraz dziewczynę, która pofarbowała swoje włosy na niebiesko. Kiedy znajomi widzą nas razem, zawsze powtarzają, że to słodkie. Nie wiem, czy to słodkie, ale na pewno jest to komfortowe, bo w jakiś sposób Cię tłumaczy - Ciebie i kolor Twoich włosów, bo Ty jako chłopak jednak rzucasz się w oczy, jeśli się farbujesz. Wiem, przed chwilą pisałem, że już w zasadzie takich dużych problemów z tolerancją nie ma, ale wiesz, że ja tylko tak gadam. Mówię, że pierdolę to wszystko, ale niczego nie pierdolę i wszystkim się przejmuję. I szukam drugiego dna, ale to Ty mnie tego nauczyłeś. Pamiętam tamten dzień jakby to było dziś - wtedy jeszcze byłeś tutaj, tata powiedział, że jestem niebieskim ptakiem. Nie rozumiałem, ale mamy w tych czasach łatwy dostęp do informacji, więc sprawdziłem i zrozumiałem, że ma mnie za lekkomyślnego, niemającego żadnego określonego zajęcia bezwartościowego gówniarza. Całą noc płakałem jak bóbr, siedzieliśmy w tym zimnie w domku na drzewie, w którym ledwo się mieściliśmy. Chyba miałeś już dość tego niekończącego się szlochania, bo po godzinie milczenia wzięło Cię na monolog. Zdjąłeś kurtkę i rzuciłeś ją na moje ramiona, po czym powiedziałeś, że mam błękitną krew. Jak arystokrata. Że kiedyś tylko bogacze jadali ze srebrnej zastawy i wraz z jedzeniem połykali cząsteczki srebra, czego objawem był niebieski kolor skóry. A rok później przywiozłeś mi z Madagaskaru broszkę z adularowym kamieniem księżycowym i powiedziałeś, że nawet on nie jest tak błękitny jak ja, bo ja jestem taki out of the blue, spoza rzeczywistości. 



Nawet nie jest tak źle, odkąd wyjechałeś. Jakoś to znoszę, wolę napisać, żebyś nie miał powodów do zmartwień. Nie śmieję się już tak z innych i nie izoluję się, tylko staram akceptować ich poglądy i po prostu nie zawsze mówić to, co myślę. Pytałeś, co u mnie, nie wiem, co powiedzieć, nic się nie zmieniło. Mam dziewczynę, ale o tym już pisałem. Jest całkiem ładna, wrzuca dużo zdjęć do sieci i czasem nie podoba mi się to, co tam umieszcza, ale niczym ją to nie wyróżnia z tłumu, więc się nie czepiam. W sumie wkurza mnie to, że nie liczy się z moją opinią, ale to nie zazdrość, tylko bardziej coś typu... Po prostu robię coś, bo wydaje mi się, że jest to zgodne z przyjętymi normami. Tak naprawdę nawet nie jestem pewien, czy ją kocham, ale chyba nawet nie muszę jej kochać, żeby z nią być, nie uważasz? Podoba mi się i miło razem spędzamy czas, pomagamy sobie w kłopotach, ufamy sobie, to podstawa. A jak do mnie przychodzi, to robię jej mrożoną białą kawę i odgrzewamy pizzę sprzed trzech dni, a potem oglądamy jakiś stary film, leżąc pod stertą poduszek. A potem ona paraduje po moim pokoju w majtkach i mojej koszulce, która sięga jej do połowy uda i zaczyna tańczyć. W końcu idziemy spać, ona wtula się w moje ramiona i szybko zasypia. I zaraz po tym budzimy się, robię jej na śniadanie naleśniki z syropem klonowym i podaję do łóżka, a ona całuje mnie w policzek i uśmiecha się promiennie. A potem idziemy na miasto, jemy obiad w drogiej restauracji. Wieczorem spotykamy się z jej znajomymi, idziemy na piwo do pubu, zamawiamy nachos i oglądamy mecz. Ludzie mówią, że nam zazdroszczą, bo wyglądamy na taką szczęśliwą i dopasowaną parę. Kiedyś przeczytałem gdzieś, że długo noszona maska staje się w końcu twarzą, co o tym myślisz? Bo ja czuję się cholernie nieszczęśliwy, I feel blue, mam ochotę zamknąć się w domu i zostawić ich wszystkich w cholerę. Przepraszam Cię za mokre plamy na kartce. Chciałem, żebyś się nie martwił, więc nie powinienem pisać takich głupot, ale nie mogę już wytrzymać. Cały czas pamiętam i nie zapomnę, bo nie chcę zapominać tamtych dni. Pamiętam, jak się poznaliśmy, jak przez przypadek wpadła Ci piłka na moje podwórko, przeskoczyłeś przez płot i pogryzł Cię mój pies. Od tamtego czasu widywaliśmy się codziennie. Mijały dni, miesiące, lata. I było źle. Zawsze było źle, coś się w życiu waliło i nic się nie udawało, ale kiedy przychodziłeś, siadałeś obok mnie na podłodze i mierzwiłeś moje włosy, te wszystkie problemy bezpowrotnie znikały. Nawet nie wiesz, jak głęboko gdzieś mam te wszystkie zachowania elity, z którą się trzymam. Nie chcę pić mrożonej kawy, spać w stercie poduszek i oglądać starych filmów, żeby potem móc jeść śniadanie w łóżku. Chcę, żeby było tak, jak kiedyś. Jak uciekaliśmy razem z domów i jedynym, co mogliśmy pić, była brudna deszczówka spływająca z rynny. Jak spaliśmy w stodołach w sianie i rano budził nas wkurzony właściciel, który potem gonił nas z widłami w rękach. Jak siedzieliśmy całymi dniami nad jeziorem i gapiliśmy się w taflę wody nawet w milczeniu. A po przebudzeniu zamiast podawania śniadania podawałeś mi rękę, która zaraz zaczynała gdzieś niekontrolowanie błądzić i wędrować w tereny, które dobrze już znałeś, a mimo to każdego poranka zdawałeś się poznawać na nowo. Mówiłeś, że lubisz moje kościste biodra i obojczyki, i gęste włosy, i delikatną w dotyku skórę. Potem obsypywałeś pocałunkami mój kark, obejmowałeś mnie w pasie i przytulałeś mocno do siebie. I robiliśmy te wszystkie brudne rzeczy. W ostatnim liście pisałem Ci, że robiłem to wiele razy po Twoim wyjeździe. Kłamałem. Nie potrafię tego robić z nikim innym. To chyba właśnie Ty nie pozwalasz mi się zakochać, zupełnie jak gdyby w moim sercu było tylko jedno miejsce. Nadal mam to zdjęcie, na którym całujesz mnie w czoło, a na włosach masz wianek z chabrów. Pamiętam, jak się upierałeś, że to muszą być chabry, bo tylko ich kolor tak bardzo Ci się podoba. A potem powiedziałeś, że mam włosy w kolorze chabrów. Zawsze byłeś najważniejszy. Ale jest jedna rzecz, której nigdy Ci nie wybaczę. Nie wybaczę Ci tego, że wyjechałeś. Co Cię w ogóle do tego skłoniło? Nie musiałeś tego robić. Zostawiłeś mnie tutaj na pastwę losu, żegnając słowami "jestem pewien, że ułożysz sobie życie", do dzisiaj ich nie rozumiem i nie chcę rozumieć. Nadal czekam aż wrócisz, aż przyjedziesz, zabierzesz mnie nad jezioro i będziemy spać w świetle księżyca wtuleni w siebie, drżąc z zimna. Wierzę w to. Jestem coraz bardziej niebieski, ale wiem, że zdążysz na czas. Po prostu będę czekał. Będę pił koniak, chadzał na dystyngowane prywatki, ubierał się w garnitury i rozmawiał z przyjaciółmi o książkach, a wieczorem będę wracał do domu, gdzie oczekiwać mnie będzie moja piękna dziewczyna w wełnianym szlafroku z dwoma kubkami gorącej czekolady i wanną napełnioną gorącą wodą. Zaczekam. 



Mokrą kartkę papieru wsunąłem do koperty i zakleiłem. Starannie napisałem adres, po czym wrzuciłem list do pozostałych. Niemal wysypywały się już z szuflady dokładnie tak jak myśli, których nadmiaru nie mogłem już utrzymać w głowie. 

No comments:

Post a Comment