13.7.17

Jak się czujesz?

Dział: Rozterki miłosne Taemina
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi



- Taemin, ty... - powiedział niepewnie.
          Spoglądaliśmy na siebie w bezruchu, a nasze dłonie leżały bezwładnie splecione na jego kolanie. Tonąłem w jego oczach i czułem się niczym zawieszony między niebem a ziemią bezradny człowiek, którego orzeźwia chłodny wiatr błądzący po jego gorących policzkach. Urwaliśmy kontakt wzrokowy dopiero w momencie, gdy zorientowaliśmy się, że możemy zwrócić swoim zachowaniem uwagę innych uczniów lub, co gorsza, nauczyciela. Spuściłem wzrok i zabrałem swoją rękę.
          Jonghyun jednak nadal milczał i wyglądało na to, iż nie ma najmniejszego zamiaru mówić mi, co miał na myśli. Nie miałem wyjścia. Musiałem przejąć inicjatywę. W rogu swojego zeszytu nabazgrałem: "Taemin co?" i podsunąłem mu notes pod nos. Najpierw tylko rzucił okiem, a potem westchnął głęboko jakby jeszcze zastanawiał się, czy powiedzenie mi tego to aby na pewno dobry wybór. Po chwili przeczytałem: "Taemin, ty dbasz o cerę? Wyszedł ci wielki syf na czole. Wygląda fatalnie". Gwałtownie rozczochrałem włosy, które zakryły mi pół twarzy. Wyglądałem jak pieczarka. Czerwona ze wstydu wkurwiona pieczarka.
          Nie miałem ochoty się więcej do niego odzywać. Czułem się poszkodowany i potraktowany bez szacunku. Jego żart wcale mnie nie śmieszył. Było mi źle i chciałem jak najszybciej wrócić do domu.
          Zastanawiałem się, jak mu dojebać w ramach rekompensaty, ale do końca zajęć nie odezwał się do mnie ani słowem. Na lekcjach nawet na mnie nie patrzył, na przerwach zaś znikał gdzieś, a ja zostawałem w sali sam jak palec i towarzyszyły mi tylko depresja, melancholia i wielki syf na czole. Moich uszu dobiegały głośne śmiechy dochodzące z korytarza, kiedy Jonghyun opowiadał znajomym o tym, co mu się przydarzyło i dlaczego cieknie z niego jak z krowy. Przez gwar i zgiełk nie byłem jednak w stanie dosłyszeć, co dokładnie się stało.
          W zasadzie właśnie o tym marzyłem, czyż nie? Jonghyun dał mi nareszcie święty spokój i nie musiałem się już obawiać, co zrobię, kiedy znowu znienacka złapie mnie za tyłek albo spróbuje publicznie zgwałcić. Mogłem z czystym sumieniem i bez strachu powrócić do życia odludka i outsidera i cieszyć się każdą chwilą samotności.
          Mimo pięknego poranka po południu nieźle się rozpadało. Niebo pokryło się ciemnymi chmurami i zaczęło lać jak z cebra. Do przystanku miałem daleko, a nie wziąłem ze sobą ani bluzy, ani parasola. Nie przepadałem za spędzaniem czasu w bibliotece, a bezczynne siedzenie na korytarzu i bycie atrakcją cyrkową dla innych uczniów raczej mnie nie przekonywało. Wyszedłem więc na zewnątrz i stanąłem na znajdujących się pod daszkiem schodach. Krople deszczu odbijały się od ziemi, a wiatr orzeźwiał mnie, delikatnie głaszcząc mnie kilkoma z nich po twarzy.
- Mówiłem ci już dziesięć razy, czemu znowu mnie o to pytasz? - Usłyszałem nagle znajomy głos. - Zobacz, jak pada. Jasna...
          Szybko schowałem się za filarem i łudziłem się nadzieją, że nikt mnie tam nie znajdzie. Wyglądało na to, iż Jonghyun i Key postanowili uciąć sobie pogawędkę przed szkołą. Dlaczego? Dlaczego akurat teraz?
- Nie zmieniaj tematu - odburknął Jonghyun. - Chcę wiedzieć. Konkretnie.
- Tak jak mówiłem wcześniej, wydaje mi się, że nie jest jeszcze wystarczająco dojrzały emocjonalnie - odparł. - Może mi się wydaje, nie wiem, nie znam go, nawet nie powinienem oceniać go wyłącznie na podstawie twoich opowieści, ale skoro już pytasz to tak, uważam, że dziwnie się zachowuje. Szczególnie po tym, co między wami zaszło.
- Więc co twoim zdaniem powinien był zrobić? - spytał.
- Powinien każdego ranka pytać, jak się czujesz i co u ciebie. Specjalnie przylazłeś do szkoły spóźniony i mokry, a on nie raczył nawet zadać pytania, co się stało. I to mnie niepokoi. Może szkoda zachodu, Jong? Może on faktycznie nie jest zainteresowany? - zastanawiał się Key.
- Jest nieśmiały. Nigdy nie zaczyna, jedynie przejmuje inicjatywę, kiedy się go naprowadzi na temat. Ale jestem pewien, że zastanawiał się, czemu przyszedłem do szkoły w takim stanie. Na pewno - mówił.
- Poważnie, Jong? - westchnął z konsternacją. - Jak złamiesz nogę albo wylądujesz w szpitalu, to też nie raczy się zapytać, co się stało? To trochę słabe. Nie wiem, co do ciebie poczuł, a czego nie poczuł, ale jego sposób wyrażania siebie mnie niepokoi. W sumie... Nie no, może faktycznie miał zły dzień, mam nadzieję... Wiesz, Jong, jesteś moim najlepszym przyjacielem, dla mnie osoba, z którą chodzisz lub chcesz chodzić, zawsze będzie niewystarczająca. Może nie warto mnie słuchać.
- Nie mam pojęcia, co robić. Czuję się fatalnie przez to wszystko - dodał.
- Wracasz do domu autem? - spytał Key.
- Mam za blisko, żeby jeździć samochodem do szkoły. Zaczekam tu, aż się rozpogodzi - odpowiedział. - Nie chcę być znowu mokry.
- Jak chcesz. Ja wracam, mama będzie głodna, jak wróci z pracy. Trzymaj się i nie dołuj. Wieczorem zadzwonię i pogadamy.
- Dzięki, stary.
          Dłonie drżały mi niemiłosiernie i nie potrafiłem myśleć trzeźwo. Fakt, że Jonghyun stoi po drugiej stronie filaru doprowadzał mnie do stanu, którego nie byłem w stanie opisać. Zaawansowane stadium lęku? Spływająca lawina przerażenia? Nieopanowany strach?
          Wziąłem trzy głębokie wdechy. Wyglądało na to, iż pojawił się idealny moment na zakończenie tego wszystkiego raz na zawsze. Podjąłem decyzję. Postanowiłem wyjść zza filara i szybko i skutecznie ofiarować mu soczystego kosza. I przez resztę życia delektować się cudowną samotnością, której nie zakłóca nikt ani nic. Kiedy jednak wyłoniłem się z kryjówki, a moim oczom ukazał się Jonghyun smutno spoglądający w dal, ignorujący zupełnie krople deszczu na jego zmęczonej twarzy, nie wytrzymałem. Podszedłem do niego i gwałtownie rzuciłem mu się w ramiona, przytulając go mocno.
- Jonghyun - wyjąkałem, nie mogąc opanować szlochu. Łzy spływały po moich policzkach, które nagle stały się mokre niczym ziemia zwilgotniała od deszczu. - Jak się czujesz?
- Boże, słyszałeś to wszystko... - przeraził się. - Przepraszam.
- Jak się czujesz? - ponowiłem pytanie.
- Teraz? - spytał, obejmując mnie delikatnie. - Wspaniale. Naprawdę wspaniale.








No comments:

Post a Comment