25.1.17

7

Dział: Zaplątani
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi



Akihito Jones - Naru 
Kai Yamazaru - Lisu



AKIHITO

                Był zły, widziałem to w jego oczach, był na mnie wściekły, to było pewne, ale ja naprawdę chciałem go wspierać finansowo i wcale nie chodziło o to, że pragnąłem wygód, zwyczajnie nie wyobrażałem sobie bycia jego utrzymankiem, przecież to by było niedorzeczne. Jestem z nim z miłości a nie dla jakiś prezentów.
— Kai... proszę, tylko sobie nic sam nie dopowiadaj — poprosiłem szybko, czując jak ręce zaczynają mi drżeć. — Tam nikt mnie nie będzie dotykał, kobiety nie mają do tego prawa... — zapewniłem szybko. — Niektórzy hości zgadzają się na coś więcej, ale to po pracy, robią to z własnej woli, ale to nie leży już w obowiązkach pracy w klubie — dodałem. — Ja tylko będę musiał być miły, będę polewać alkohol oraz podawać przystawki... no i zabawiać rozmową, ale nic więcej, ja jestem tylko twój — mówiłem, patrząc na niego z miłością. — Gdybym chciał żeby ktoś inny się mną zajmował, to zgodziłbym się na propozycję rodziców a tego nie chcę, chcę być tylko przy tobie — powtórzyłem, mając nadzieję, że dotrze do niego fakt, że mówię to wszystko jak najbardziej szczerze.
                    Uśmiechnąłem się smutno i spojrzałem na swój talerz z nieskończonym daniem. 
— Nie mogę już... — powiedziałem cicho i skinąłem lekko na jego słowa o kupnie kilku butelek wina. — Kai, kocham cię i nie zapominaj o tym... — szepnąłem i podniosłem na niego wzrok, uśmiechając się słabo. 
              Westchnąłem ciężko, słysząc, że dzwoni mój telefon. Wyciągnąłem go niechętnie z kieszeni i spojrzałem na wyświetlacz, gdy jednak zobaczyłem, że dzwoni mój ojciec, odrzuciłem połączenie, po czym wyłączyłem telefon. 
— Muszę zmienić numer... Ahh... a co do zmian... nie myślałeś nad nowym mieszkaniem? -—zapytałem, patrząc na niego. — Bo wiesz... nie chcę by ciągle nas nachodzili..



KAI

— Jeśli bardzo będą chcieli, znajdą nas na końcu świata — odparłem. — Nie ruszam się stamtąd.
                  Nie wiedziałem, czy bardziej chodziło o moje plany związane z rzuceniem Akiego, czy może o Hikari, która była ważną osobą w moim życiu. Próbowałem sobie wyobrazić, co by mi teraz doradziła, ale jej nic nieznaczące bezsensowne rady przekraczały granice mojej wyobraźni.
                Z sekundy na sekundę stawałem się coraz bardziej oschły w stosunku do Akiego. W głowie pojawiały mi się sprzeczne ze sobą myśli. Raz, że teraz cały świat stoi otworem i mogę bawić się kiedy chcę i z kim chcę do woli, bez żadnych zobowiązań. Dwa, że może jednak coś mi się ubzdurało, a Aki jest głupi i podejmuje pochopne decyzje. Potem znowu, iż to przecież dorosły człowiek i wie, co robi, więc powinienem go rzucić. A później ponownie — że działam pod wpływem emocji i zaraz wszystko wróci do normy.
               Zapłaciłem za obiad, a potem udaliśmy się do auta. W samochodzie udało mi się w końcu zapalić papierosa. Wyglądało na to, że wcześniej byłem szczęśliwy i nie musiałem po niego sięgnąć. Ale jednak wzięła mnie kurwica i tyle z tego było.
                  Powiedziałem Akiemu, że jedziemy po wino i wracamy do chaty mimo wszystko. Noc była zbyt zimna, żeby włóczyć się po ulicach na niby romantycznym spacerze. Poza tym nic mi się nie chciało po tym zdarzeniu. Wysiadłem z auta, zostawiając Akiego w środku, a po chwili wróciłem z trzema butelkami. Obawiałem się, że to zbyt mało, by utopić wszystkie moje smutki, ale nie mogłem tez spić się w trzy dupy przy Akim, bo jeszcze powiedziałbym kilka słów za dużo.
                Potem wtargaliśmy się na klatkę schodową. Aki był wyraźnie zestresowany spotkaniem z rodzicami. Ja już w sumie wszystko miałem w dupie. Mogli go sobie wziąć i zabrać.
                 Ku naszemu zdziwieniu spotkaliśmy kogoś innego. Nie było tam starych Akiego. Byli za to moi starzy. Myślałem, że zejdę na zawał. Nie znali Akiego, Aki nie znał ich, nie byli nawet świadomi tego, że jestem bi. Przedstawiłem go im więc jako kumpla, który nie ma gdzie się podziać, bo wyrzucili go z mieszkania za imprezowanie po nocach. Oni zaś zapytali o orgie, o których mówiła Hikari.
                    Ojciec był wyjątkowo niezadowolony, kiedy zobaczył wina w reklamówce. Sam przyjechał z litrem wódki i szkocką. Wyglądało na to, że zostają na noc. A ja bardzo nie chciałem spać z Akim.
                   Matka zaczęła krzątać się po salonie i gadać o niczym, ojciec zaś wypytywał mnie o kobiety i polewał wszystkim poza matką wódkę. Byłem pewien, że ta wiedźma wszystkiego się domyślała. W głębi duszy łudziłem się, że rano pogada z Akim i da mu z mordę za jego zachowanie.
— W sumie to co was tu sprowadza? — spytałem uprzejmie jak zawsze. Zapaliłem papierosa, a starzy poszli w moje ślady.
                Wymienili spojrzenia. Wiedziałem, że będzie nieciekawie. Matka nie pozwalała ojcu mnie rozpijać, a mimo to przyjechali z wódką. Czegoś chcieli.
— Mamy biznesplan — powiedział ojciec. Wiedziałem, że będzie bezpośredni. — Firma nam się rozpada.
— Mówiłem wam, że mam to w dupie i nie chcę jej przejmować — syknąłem. — Zresztą tyle dzieci sobie narobiliście, że nie muszę się do tego mieszać. Aoi może mnie wyręczyć. Albo nawet Meraya czy Sora, przecież są już pełnoletnie.
— Niestety Aoi ma już żonę — wtrąciła się rodzicielka.
— Kurwa mać, matka, do czego ty teraz zmierzasz? — spytałem ze zdenerwowaniem.
                    Ojciec zamachnął się, żeby dać mi po mordzie za odzywki do matki.
— Jeśli chcesz nam pomóc, możesz wziąć ślub za trzy miesiące — powiedział stary. — Wtedy połączymy dwie firmy i problem z głowy.
— Co jest, do chuja... — szepnąłem sam do siebie. — Ładna chociaż jest ta kobieta? W moim typie? Jest o czym pogadać?
— Niestety, jakby to powiedzieć, to mężczyzna — odpowiedziała matka. — Jego nadopiekuńczy rodzice wiedzą o jego orientacji i zadbali o to, żeby go nie urazić. Tez są w kiepskiej sytuacji, więc chcemy połączyć siły. To rodzaj obejścia prawa.
— Musicie mówić mi takie rzeczy przy kumplu? — spytałem z zażenowaniem. Spojrzałem na Akiego i... dopiero wtedy do mnie to wszystko dotarło.



AKIHITO

              Westchnąłem smutno, widząc jego wzrok oraz słysząc jego ton głosu, naprawdę nie sądziłem, że kiedykolwiek wywołałam w nim aż tak silne, negatywne emocje. Odwróciłem wzrok, nie potrafiąc na niego patrzeć. Kiedy wyszliśmy z restauracji, wsiedliśmy w samochód i chwilę później, starszy pojechał pod sklep, gdzie poszedł kupić alkohol, ja natomiast czekałem na niego cierpliwie w samochodzie. Nie odzywałem już więcej do niego, nie chcąc go bardziej złościć, dlatego też w ciszy wróciliśmy do domu. Kiedy jednak stanęliśmy przed drzwiami od jego mieszkania, aż otworzyłem szeroko oczy, nie spodziewając się, że kiedykolwiek dane mi będzie spotkać rodziców mojego chłopaka. Fakt, że przedstawił mnie jako kumpla, nieco mnie zabolał, ale rozumiałem, że ten nie chce mówić swoim rodzicom nic na swój temat, co w sumie mnie nie dziwiło, w końcu Kai nigdy nie był wylewny.
                     Mimo wszystko starałem się być dla nich uprzejmy, jednak kiedy ci zaczęli mu mówić o ślubie a ten zainteresował się wyglądem potencjalnej żony, poczułem jak pęka mi serce. Jak mógł tak zareagować? To ja tu niszczę plany swoich rodziców, wynoszę się z domu, by z nim być a on jakby nigdy nic, spokojnie pyta o to, czy żona mu się spodoba? No to chyba jakiś żart. Wziąłem jednak głęboki oddech, nasłuchując odpowiedzi jego rodziców.
"Mężczyzna?" — zapytałem sam siebie w myślach, to wszystko brzmiało bardzo... podobnie? Spojrzałem na Kaia, który patrzył na mnie w wyraźnym szoku.
— Przepraszam... ale jak ma na nazwisko jego przyszły mąż? Myślę, że to dość ważne dla Kaia — powiedziałem z uprzejmym uśmiechem, w stronę jego rodziców.
— Jones... — powiedziała cicho kobieta, na co ja aż otworzyłem szeroko oczy i ponownie spojrzałem na Kaia, nie mogąc uwierzyć w to, co się stało. W pewnym momencie zacząłem się nawet cicho śmiać, nie wiedząc jak powinienem zareagować na absurd tej sytuacji.
— Przepraszam... — powiedziałem cicho i zasłoniłem usta, chcąc się uspokoić. — Kai... to się dzieje naprawdę, czy te dwa kieliszki wódki to dla mnie za dużo? - zapytałem cicho.



KAI

— Nie zrobię tego — powiedziałem stanowczo. — Śpijcie, gdzie wam się podoba, wychodzę. Nie mam zamiaru słuchać takich bzdur. Nigdy więcej nie chcę słyszeć o czymś takim.
               Więc jednak byłem skazany na kolesia, który miał zamiar mnie trochę pozdradzać. Ale nie musiałby tego robić, bo biorąc z nim ślub zapewniłbym mu szczęśliwy byt. Kurwa, przecież to była jakaś patologia. Trzasnąłem drzwiami i szybko przebiegłem korytarz. Minąłem róg i już stałem pod drzwiami mieszkania Hikari.
— Śmierdzisz wódą — przywitała się.
                Wpuściła mnie do środka. Ubrana była w gruby szlafrok i wełniane skarpety, a całość dopełniały tłuste blond włosy z ciemnymi odrostami. Samotna Hikari znowu spędzała sobotę w taki sposób. Nic dziwnego, że jej ulubioną pozycją seksualną było płakanie z samotności na podłodze w łazience.
                  Opowiedziałem jej wszystko od początku do końca, a ona w międzyczasie dolewała nam wódki, którą zawsze gdzieś miała i częstowała mnie tanimi fajkami.
— To piękna historia miłosna! — ucieszyła się.
— Jasne, aranżacje małżeństw zawsze były romantyczne — syknąłem.
— Ale przecież wszystko się ułożyło, o co ci chodzi? — dziwiła się. — Kasy będziesz miał, faceta masz tylko dla siebie, nikt wam już nie będzie przeszkadzał. Możecie zostać sobie w twoim mieszkaniu i mieć wszystko gdzieś.
— Nawet ty mnie nie rozumiesz? — spytałem, pijąc następną kolejkę. — On jest hostem, Hikari. Hostem. To nieasertywny dzieciak, który nie zna życia. Wiesz, do czego to doprowadzi?
— Przecież już nie musi być tym hostem — odparła.
— Ale chciał być — syknąłem. — Co z tego, że teraz odpuści, jak za rok znowu coś mu odwali i przyjdzie mi się pochwalić, że Johnny Depp złapał go za tyłek.
— Kai, czy ciebie ktoś kiedyś skrzywdził? — spytała nagle.
— O co ci chodzi teraz? — wkurzyłem się.
— Czemu nie potrafisz dawać ludziom drugiej szansy? — wypytywała. — Czemu dla ciebie jeden błąd przekreśla kilka lat związku? Wyglądasz jakbyś czegoś panicznie się bał.
— Pierdolenie — odpowiedziałem chamsko, pożegnałem się z nią i powiedziałem, że idę do siebie.
               Ale nie miałem najmniejszego zamiaru tam wracać. Słowa nie byłyby w stanie opisać tego, jak chujowo się czułem. Głowa bolała mnie coraz bardziej i coraz dziwniej się czułem. Wyszedłem na dwór i zapaliłem kolejnego papierosa. Odnosiłem wrażenie, że coś jest nie tak z moim zdrowiem. Nie miałem się gdzie podziać i nie miałem do kogo zadzwonić z obawy, że nikt nie zrozumie tego, co mam w środku. Ludzie bowiem nie przejmowali się skurwielami, bo skurwiele nie miały przecież uczuć ani emocji i można było zostawić je gdzieś na pastwę losu.



AKIHITO

             Spojrzałem na niego w szoku. 
— Kai... ale... — zacząłem, jednak ten zerwał się ze swojego miejsca i wybiegł z mieszkania, szczerze wkurwiony. 
           Westchnąłem cicho i podniosłem się, przepraszając jego rodziców. Chwilę później wybiegłem z mieszkania i skierowałem się na dół, sądząc, że ten wybiegł gdzieś na zewnątrz, nigdzie go jednak nie znalazłem, co mnie zaskoczyło. Wróciłem na górę do mieszkania, ale tylko na chwilę. Nałożyłem buty na stopy, po czym ubrałem się w ciepłą bluzę, zabrałem klucze oraz swój telefon. Pożegnałem rodziców swojego chłopaka i wyszedłem z domu, chcąc go znaleźć.
              Pierwsze miejsce, do którego się skierowałem, to pobliski pub, w którym spędziłem dłuższy czas na swoich poszukiwaniach, jednak jego tam nie było. Wyszedłem więc stamtąd i skierowałem się na dalsze poszukiwania. Zwiedziłem wiele pubów, poszedłem do parku, do wszystkich jego ulubionych miejsc, o których wiedziałem, ale nigdzie go nie było, co tylko dodatkowo mnie martwiło. Dzwoniłem do niego wiele razy, jednak on nie odbierał, miałem wręcz wrażenie, że starszy rozpłynął się w powietrzu.
                     Po ponad godzinie poszukiwań, poddałem się i wróciłem się do jego mieszkania, drżąc przy tym mocno z zimna. Byłem załamany tym co się stało, nie rozumiałem dlaczego ten tak nagle postanowił mnie odrzucić. To przez pracę jaką znalazłem? Przecież... mógł mi powiedzieć, wymyśliłbym coś, zrezygnowałbym z tego dla niego.
                   Byłem tak pogrążony w swoich myślach, że nawet nie zauważyłem, że ktoś stoi pod klatką, przez co wpadłem na tę osobę.
— Przepraszam... — powiedziałem skruszony i odsunąłem się, jednak kiedy podniosłem wzrok i ujrzałem moją zgubę, nie powstrzymałem się i już po chwili rzuciłem mu się na szyję. — Kai! — krzyknąłem załamany.
— Nie strasz mnie tak... Bałem się, że coś ci się stało... Gdzie ty byłeś? Gdzie idziesz? — zapytałem drżącym głosem, patrząc na niego z bólem. — Ja... Nie chcesz mnie... — powiedziałem w końcu, odsuwając się od niego. — Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej, że nie chcesz ze mną być? Nie męczyłbym cię swoją osobą... wróć do domu... ja zabiorę tylko swoje rzeczy i się wyniosę... — obiecałem.



KAI

             Miałem dość tego biadolenia. Zdawało mi się, że Aki jest niedojrzały emocjonalnie. Bawił się mną? Co miały na celu te pytania czy ma sobie iść rzucane we mnie co chwilę? Czy nie powiedziałem mu wyraźnie, że może zostać? Kurwa, cala ta sprawa z jego robotą nie pozwalała mi myśleć racjonalnie.
— Ja z tobą czy odwrotnie...? — wyrzuciłem z siebie w końcu, chociaż chyba niepotrzebnie. — Idź się połóż, rano wrócę. Tylko nie wiem jeszcze, w jaki dzień tygodnia.
               Zamknąłem oczy. Coś naprawdę było nie tak. Zdawać się mogło, że ta migrena lada moment zburzy granice mojej fizycznej wytrzymałości. Położyłem dłoń na czole. Było gorące, choć może przez to, że na zewnątrz było tak zimno. Zobaczyłem, że Aki zmierza w moim kierunku.
— Nie chcę cię widzieć, Akihito — odparłem, odwracając się od niego tyłem. — Masz czas na przemyślenia, ja też. Nie wiem jeszcze, co zrobię. To wszystko mnie wkurwia, muszę ochłonąć.
                    I wtedy pojawiła się we mnie nieodparta chęć przytulenia go. W głowie pojawiły się wspomnienia z tego samego dnia, kiedy jedliśmy razem śniadanie i wszystko było na swoim miejscu. Czy to nie mogło wrócić? Coś wyraźnie chciało spierdolić mi życie.



AKIHITO

— Kai, kurwa — powiedziałem w końcu twardo i złapałem go za ramiona.
— Czy chociaż raz możesz ze mną porozmawiać? Ciągle nakładasz tę swoją maskę obojętności, a tak naprawdę zwyczajnie uciekasz, bo się boisz — warknąłem zły, chciałem coś jeszcze powiedzieć, ale dostrzegłem dość istotny fakt. Kai był blady a jego skóra była gorąca, co czułem nawet w czasie, gdy jego ramiona, które trzymałem, zakrywał materiał. — Nigdzie nie idziesz... jesteś rozpalony — powiedziałem i spojrzałem mu w oczy. — Chodź... położysz się... zrobię ci okład... — powiedziałem już łagodnie i nie czekając na jego reakcję, złapałem go pod ramię i siłą wciągnąłem go do budynku i zacząłem prowadzić do mieszkania. Nie było to zbyt trudne, gdyż mężczyzna był nieco osłabiony przez ból głowy jaki zapewne odczuwał oraz przez alkohol, który mocno od niego czułem. Kiedy trafiliśmy do domu, jego rodzice wciąż siedzieli w salonie, ale zignorowałem to. Zaprowadziłem go do sypialni i ułożyłem go na łóżku.
— Dałbym ci leki, ale piłeś i nie chcę tego mieszać — powiedziałem i lekko przeczesałem jego włosy dłonią. — Spróbuj zasnąć... — poprosiłem. 
                   Mężczyzna odrzucił mnie przy swoich rodzicach, jednak mimo to, nie potrafiłem przestać się o niego martwić, zwłaszcza, że wiem, dlaczego mnie tak potraktował. 
— Nie pójdę do tej pracy... załatwię to... — zapewniłem cicho. — Ale nieważne to jest teraz... — mruknąłem i poszedłem do łazienki, skąd zabrałem miskę, którą napełniłem zimną wodą oraz czysty ręcznik, wróciłem z tym do pokoju i zacząłem robić mu okłady.


No comments:

Post a Comment