19.1.17

5

Dział: Zaplątani
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi



Akihito Jones - Naru 
Kai Yamazaru - Lisu



KAI

                Wziąłem zimny prysznic i postanowiłem zapomnieć o tym, co się stało. Sen, krótki, bo krótki, pozwolił mi spojrzeć na sytuację z innej strony. Przyzwyczaiłem się już do tego, że łamano mnie na kawałki, a potem sam musiałem się sklejać. Nadchodził właśnie nowy etap w moim życiu.
                    Wyszedłem z łazienki i spostrzegłem, że mam jeszcze godzinę, nim będę musiał wyjść do warsztatu. Korzystając z okazji zapaliłem kolejnego papierosa i udałem się do kuchni. Znalazłem tam Akiego nieudolnie próbującego przygotować śniadanie. Nie obrócił się, żeby się ze mną przywitać, choć byłem pewien, że zauważył moją obecność. Wyglądało na to, że dziś to on miał ochotę na śmierć.
— Zmieniłem zdanie, Aki — zacząłem obejmując go w pasie. — Damy radę. Nawet nie mamy innego wyjścia. W końcu się odpierdolą, zadbam o to.
                   Agresja zawsze dawała mi dziwną siłę. Byłem przecież pieprzonym cholerykiem z nadmiarem energii, mimo że wyglądałem na gościa totalnie znudzonego życiem.
— Dzisiaj śpię w wyrze, czy tego chcesz, czy nie. Bo mi kręgosłup pierdolnie od tej kanapy — dodałem. — I żebyś tylko nie próbował spierdolić do starych, bo ci jaja urwę.
                          Po tych słowach oparłem się o blat i zacząłem wgapiać się w ten pieprzony kran, który pewnie tylko czekał, żeby znowu się spierdolić, w dodatku w najmniej oczekiwanym momencie. Czułem to, choć mało rzeczy w życiu czułem, ale to odczuwałem nad wyraz mocno. Wtedy jakoś przyszło mi do głowy, że jestem całkiem szczęśliwy. Ni chuja pojęcia nie miałem, skąd nagle nasunął mi się taki wniosek, ale zupełnie mi nie przeszkadzał. Papierosy smakowały kompletnie inaczej tego poranka.



AKIHITO

               Kiedy Kai wszedł do kuchni, akurat trzymałem dłoń pod zimną wodą, dlatego nie obróciłem się, by się z nim przywitać. A może wynikało to po prostu ze strachu? Gdzieś wewnątrz mnie obudziła się obawa, że Kai zaraz poinformuje mnie o tym, że mnie zostawia, że nie potrzebuje kogoś takiego jak ja. Właśnie przez to, gdy padły słowa "Zmieniłem zdanie, Aki", poczułem jak nogi robią mi się jak z waty i prawdopodobnie upadłbym z nerwów, gdyby ten mnie nagle nie objął. Kiedy go wysłuchałem, spojrzałem na niego jak na idiotę.
— Nie strasz mnie tak! — krzyknąłem, stając twarzą do niego i bijąc go lekko w ramię. — Sądziłem, że właśnie ze mną zrywasz! Że udało im się cię kupić! — krzyknąłem, tym samym zdradzając fakt, że podsłuchiwałem rozmowę, jednak jakoś o tym nie myślałem teraz. — Kai... — szepnąłem po chwili i mocno się w niego wtuliłem. — Nie strasz tak... — powtórzyłem już spokojniej, oddychając ciężko. — Oczywiście, że nigdzie nie ucieknę, nie mógłbym przecież... a wspólne spanie... Czekałem na ciebie w nocy, liczyłem, że się zjawisz... W końcu spanie samemu jest nudne, zwłaszcza w zimną noc — poskarżyłem się. Widząc jak ten zaciąga się papierosem, zagryzłem lekko dolną wargę. — Dlaczego nie chcesz mnie nauczyć palić? Nie byłoby ci raźniej? — zapytałem z lekkim uśmiechem.



KAI

— Co dokładnie słyszałeś? — spytałem tonem tak szorstkim jak skóra jego matki.
                         Powinienem był się domyślić, że coś słyszał, a jednak łudziłem się nadzieją, że nie jest takim masochista, by nadwyrężać swój słuch tylko po to, żeby przez ścianę usłyszeć co mówię.
— Nie ufasz mi, Aki — dodałem po chwili. — Choć nie wiem jeszcze czemu.
                           Znów skierowałem wzrok na papierosa, jak gdybym w głębi duszy liczył, że odpowie na moje pytania bez odpowiedzi.
                               Zacząłem zastanawiać się, czy fundamenty naszego związku na pewno są tak silne, jak mi się dotychczas wydawało. Czy poświęcałem Akiemu wystarczająco dużo czasu? Czy starałem się jak tylko mogłem? Jedynym, co dostrzegłem, była masa banalnych błędów. Skarciłem się za to wszystko w myślach. Mimo wszystko Aki wyglądał na zadowolonego z naszej relacji i nigdy nie prosił o więcej. Czy nie wymagał wiele dlatego, że nie był przyzwyczajony do otrzymywania dużych pokładów uczuć? W zasadzie, mając takich starych... Ale czy te dziwne podejrzenia nie były czasem sugestią, ze robię coś nie tak, że powinienem coś zmienić?



AKIHITO

— No... słyszałem jak obrażasz moją matkę i odmawiasz, po tym sobie poszedłem, ale wydaje mi się, że proponowała większą sumę — powiedziałem cicho i spojrzałem mu w oczy. — Ufam ci... ufam jak cholera, tylko.. Ja przez to wszystko czuję się tak źle i to twoje "Zmieniłem zdanie, Aki"... przestraszyłem się... Aż pomyślałem sobie, że jednak mnie zostawisz, a ja tak liczyłem, że będziemy razem... — powiedziałem z trudem. — Ale... ale widzisz? Dobrze myślałem... wybrałeś mnie.. — powiedziałem i pogładziłem go dłonią po policzku. — Ufam ci... Naprawdę ci ufam... ja... od początku czułem, że jej odmówisz, ten strach pojawił się tylko na chwilę, przez twoje słowa — wymamrotałem i wziąłem głęboki oddech. — Umm... Ale nie mówmy o tym, to nieważne... — wymamrotałem i odsunąłem się. — Zrobiłem nam śniadanie — powiedziałem, chcąc zmienić temat. — Jak zjemy, to przygotuję ci bento do pracy, żebyś nie siedział głodny — powiedziałem i uśmiechnąłem się ciepło, wskazując mu na stół. — Ahh, i tak ogólnie, to przelałem wszystko ze swojego konta na twoje, tak więc bierz z tego na wszelki rachunki, zakupy, czy cokolwiek innego — powiedziałem i zamyśliłem się. — Mamy weekend, po pracy idziesz się spotkać ze znajomymi? Bo jeśli tak, to nie będę musiał szykować nic na obiad, nie? — mówiłem dosyć szybko, zadając coraz to nowsze pytania, chcąc jak najbardziej odsunąć od siebie to, co wydarzyło się kilkanaście minut temu.



KAI

                        Rzuciłem mu zażenowane spojrzenie i westchnąłem głęboko.
— Nie rób obiadu. Ale nie rób też sobie planów na popołudnie — odparłem. — I przede wszystkim nie myśl za dużo. Będzie git, Aki. Łap moje zapasowe klucze.
                    Wręczyłem mu pęk kluczy, które dorobiłem sobie już jakiś czas temu na wszelki wypadek.
— Może powinniśmy teraz kupić psa, zrobić sobie dwójkę dzieciaków, a na koniec wyprowadzić się na wieś i mieć wyjebane — wymamrotałem sam do siebie.
                         Udaliśmy się do sypialni, żeby zainicjować śniadanie do łóżka, w którym nawet razem nie spaliśmy. Tak czy inaczej Aki wydał mi się nagle smaczniejszy niż to, co przygotował. Rzuciłem się na niego z łapami rozochocony myślą, że leżymy w naszym wspólnym łóżku. Zaborczo i łapczywie wpijałem się w jego usta bez krzty wstrzemięźliwości, bez delikatnego początku i stopniowego rozwoju akcji, bez pełnej kontroli nad sytuacją. Smakował jeszcze chłodną karmelową kawą, nie mogłem się od niego oderwać. Dłonie znów odruchowo wędrowały pod koszulkę Akiego i obawiałem się, że tym razem ich nie zatrzymam.
— Co mam zrobić, żeby móc przerwać, kiedy jesteś tak blisko? — spytałem.
                        Nie czekałem jednak na odpowiedź. Przeniosłem usta na jego kark poraniony wczorajszym dniem. Tym razem całowałem go tam delikatnie i subtelnie, momentami wręcz niezauważalnie. Znów uświadamiałem sobie, że nie mogę pozwolić mu odejść.



AKIHITO

— Nie mam żadnych planów — powiedziałem i podniosłem się, idąc zaraz za nim do sypialni.                                        Szczerze mówiąc, zaskoczyła mnie jego postawa. To wszystko wyglądało tak, jakbyśmy jedli romantyczne śniadanie po wspólnej nocy. Nigdy nie spędzaliśmy czasu w taki sposób, ba, mężczyzna rzadko kiedy okazywał jakieś emocje, które wyrażałyby czułość, a dziś? Od rana powtarza mi, że wszystko będzie dobrze, wspiera mnie o wiele mocniej niż zwykle i podoba mi się to, ale nie chcę się do tego przyzwyczajać, w końcu znam go, wiem, że to nie w jego stylu i ani trochę mi to nie przeszkadza. Uwielbiam go takim, jakim jest.
                              Sięgnąłem po swoją kawę, którą dopiłem i odstawiłem kubek na szafkę nocną a chwilę później poczułem jak ten wpija się w moje usta, całując mnie mocno, zaborczo. Byłem szczerze zaszokowany tą sytuacją, przez co dłuższą chwilę trwałem w bezruchu, dopiero, kiedy poczułem jego dłoń pod swoją koszulką, zareagowałem. Westchnąłem cicho i odpowiedziałem na pocałunek, próbując utrzymać tempo.
— Ja... Ja nie wiem... — wydyszałem w odpowiedzi, nie wiedząc, co powinienem mu odpowiedzieć na takie pytanie. Westchnąłem cicho z przyjemności, kiedy ten nagle zaczął delikatnie całować moją wrażliwą szyję. 
— Wiesz... zrobienie dzieci będzie trudne... ale możemy się starać... — wymamrotałem z lekkim rumieńcem.



KAI

— Kurwa — powiedziałem triumfalnie, odrywając się na chwilę od Akiego. — Co ja z petem zrobiłem?
                  Powoli zlazłem z łóżka i niepewnym krokiem udałem się w kierunku kuchni. Zawsze pamiętałem ten groteskowy moment kończenia papierosa. Zawsze wyrzucałem kiepy w dziwne miejsca. Pamiętałbym przecież.
                    Kiedy przekroczyłem progi kuchni, moim oczom ukazał się widok podobny do tego, kiedy perkusiście Mansona zrobiło się zimno. Spoglądałem z dumą na rozprzestrzeniający się żar i odpaliłem kolejnego papierosa.
— Kai — rzekłem sam do siebie. — U r master of disaster.
                  Opuściłem więc kuchnię z myślą "niech się dzieje, co chce". Założyłem buty i pożegnałem Akiego poleceniem wezwania pomocy, bo w kuchni stał się straszny wypadek. I wyszedłem do roboty.
                      Pogoda nawet nie była taka zła. Wymarzona praca oszczędzała mi dziwnych ludzkich przypadków, choć, jak było wiadomo, świat dzielił się na ludzi, kobiety i samice Niemców, więc znów nie wiedziałem, czego się mogę spodziewać.
                        Zastanawiałem się, czy matka lub ojciec Akiego odwiedzą mnie osobiście, choć po czymś takim szczerze w to wątpiłem. Byłem jednak pewien, że będą próbowali dorwać gdzieś Akiego i przekonywać do swoich racji dalej. Kurwa, musiałem w końcu zająć się sobą, zamiast tracić czas na bezsensowne rozmyślania o czymś, na co nie mam wpływu. Wkurwiało mnie to, jak te prostackie chuje gwałcą podstawowe prawa moralne.



AKIHITO

— Hm? — wymamrotałem, nie rozumiejąc. 
                       Spojrzałem za nim zamglonym wzrokiem, zaskoczony tym nagłym przerwaniem. Usiadłem powoli na łóżku, poprawiając swoją koszulkę. Mój oddech wciąż był lekko przyśpieszony. — Kai?! — zawołałem, nie mając pojęcia o co mu chodzi. Nagle jednak usłyszałem polecenie wezwania pomocy oraz trzask drzwi.
— Co? — zapytałem zaskoczony i zerwałem się z łóżka, biegnąc do kuchni, zatrzymałem się jednak w progu, patrząc w szoku na palącą się firankę.
— Kai... ty głupi chuju... — skomentowałem załamany, rozejrzałem się po kuchni, szukając czegoś, czym mógłbym ugasić palącą się firankę, w końcu nie mogłem jej zdjąć, bo skończyłoby się to poparzeniem rąk, a tego wolałem uniknąć.
                     Nagle mój wzrok natrafił na wiaderko z brudną wodą, którą Kai zostawił wczoraj po sprzątaniu. Wcześniej byłem na niego wściekły za to, że zamiast to wylać, to zostawił to w kuchni, jednak teraz? Teraz byłem za to wdzięczny.
                      W końcu niewiele myśląc, sięgnąłem po ciężkie wiadro i wylałem wodę, zalewając tym samym okno, ściany oraz podłogę, ale to nie miało znaczenia. Najważniejsze było to, że udało mi się ugasić pożar nim ten zajął większą powierzchnię mieszkania.
                       Podbiegłem zaraz do okna, które otworzyłem, by się wywietrzyło i oparłem się dłońmi o blat, oddychając szybko. 
— Wróć tylko z pracy, a osobiście cię wykastruję... — wymamrotałem zdenerwowany. 
                      Jak on mógł zostawić mnie samego w takiej sytuacji? Czy on liczył na to, że spłonę tutaj i on będzie mógł spokojnie żyć z dala od problemów jakie miał mieć teraz przeze mnie? Przysiągłem sobie, że go uduszę... tylko najpierw musiałem posprzątać, bo syf, który zrobiłem był okropny.
                     Spojrzałem ponownie na mokre ściany i w duszy cieszyłem się z tego, że są na nich płytki, które można szybko wyczyścić.
                    Nie myśląc już o niczym innym, zacząłem sprzątać mieszkanie, zdejmując przy tym resztki firanki. Poszukałem w mieszkaniu nowej, którą powiesiłem i zacząłem sprzątać resztę. Zajęło mi to dobre półtorej godziny, w końcu mogłem usiąść i odetchnąć.
— Idiota... — skomentowałem znowu postawę swojego ukochanego. — Zabiorę mu te jego szlugi i nie będzie mnie tu więcej narażał... — skomentowałem pod nosem i udałem się do sypialni, gdzie znalazłem jego laptopa. Podziękowałem mu w myślach za to, że nie miał na nim żadnego hasła, gdyż dzięki temu mogłem spokojnie przejrzeć oferty prac dla młodych.



KAI

— Widzę, że upojną noc miałeś, Alfonsie. — W robocie powitał mnie znajomy głos. — Wyglądasz gorzej niż zwykle.
— Mówisz mi to codziennie.
                    Nie mogło obejść się bez czułego powitania, jeśli szło o Bridget. Notorycznie dosypywała mi czegoś do kawy i czułem, że miała jakiś wkład w dwie katastrofy w mojej kuchni. Bridget była wielką blondyną, rodowitą Amerykanką, której burgery poszły w cycki. Nie tylko znała się na samochodach i uprzykrzała mi życie, ale też przyciągała klientów swoim wyglądem i zadziornym charakterem. Grzebała coś akurat przy Daewoo Tico, klnąc przy tym niemiłosiernie. Stana jeszcze nie było, ale on zawsze przychodził z dwugodzinną obsuwą, na co nikt nie narzekał, bo przynosił dużo jedzenia roboty jego matki. Zdziwił mnie jednak brak obecności Siergieja, który przychodził zawsze jako pierwszy i wychodził ostatni, mimo że nikt nigdy nie widział go przy samochodzie.
— Gdzie ta ruska kurwa? — spytałem szorstko. Obiecał oddać mi dzisiaj kasę, a chciałem przeznaczyć ją na pewną rzecz.
— Leczy kaca — odparła Bridget, nie wychylając się spod maski.
— To on miewa kaca? — zdziwiłem się. Często opowiadał o dziwnych mieszankach w jeszcze dziwniejszych ilościach, jednak nigdy nie odczuwał złych efektów. Czuł je tylko wtedy, kiedy był trzeźwy.
— Ruscy też ludzie jak widać — odpowiedziała. — Weź kasę od Stana, jak potrzebujesz. On zawsze ma. A, zapomniałabym. Ten nadęty buc, co mu się paliwo z baka wylewa czy tam przecieka. Pamiętasz? Będzie dzisiaj. Dlatego się nie spieszę z tym wiśniowym. Chyba jaja kolesiowi urwę, jak mi zacznie pyszczyć tak jak wam wczoraj.
— Co tu masz fajnego?
               Rzuciłem okiem na chłodnicę w Tico, po czym zająłem się Fiatem, który stał tu od tygodnia. Było to zlecenie Stana, ale łudziłem się, że weźmie auto tego chuja, kiedy tylko obydwaj się pojawią.
                  Zastanawiałem się w międzyczasie, czy Akiemu udało się przeżyć w płomieniach. Było to chyba całkiem możliwe. Czyżbym wybrał zbyt drastyczne metody pokazywania mu świata? Nieistotne. Były dobre, dopóki działały.
— To jak z tą upojną nocą? — drążyła temat. Była dociekliwą i wścibską babą jak każda inna kobieta. — Jak tam, poznamy kiedyś tą twoją laskę? Żebyśmy mogli ocenić, czy fajna dupa, czy nie?
— Różą to ona nie jest — odparłem, odpalając papierosa i wpatrując się w zdarty lakier. — Ale ziemniak też kwitnie.
— Dziwny z ciebie facet, Kai - westchnęła. — Zastanawiam się jaka jest, bo to ciekawe, jakim cudem wytrzymuje z takim kolesiem jak ty.
— Z takim podejściem nie dziwię się, że nikogo nie masz — rzuciłem.
— Bo co, bo szukam kogoś, z kogo będę zadowolona, zamiast pocieszać się kwitnącym ziemniakiem, z którym jestem z braku laku czy litości?
"Z braku laku czy litości" — powtórzyłem w myślach. Czy taka była prawda?



AKIHITO

                      Przeszukując internet, by znaleźć pracę, trafiłem na ofertę do host clubu. Zaciekawiony taką opcją, znalazłem sobie stronę internetową tego klubu, chcąc dowiedzieć się, na czym polegałaby moja praca. Podawanie drinków oraz przystawek, zabawianie kobiet rozmową oraz prawienie komplementów? To nie jest nic trudnego, prawda? Zachęcony wszystkimi informacjami, jakie udało mi się zdobyć, zadzwoniłem pod numer zamieszczony na stronie z ogłoszeniami i umówiłem się z właścicielką na spotkanie, które miało odbyć się za dwie godziny. Dopiero, kiedy się rozłączyłem, dotarło do mnie, że Kai mógłby być zły z powodu pracy, w której chciałem zacząć działać, w końcu miałbym zajmować się obcymi kobietami, traktować je tak, jakby były moim partnerkami. Jednak z drugiej strony Kai nigdy nie okazywał mi jakiejś zazdrości, więc nie powinien być zły o coś, co miało mi jedynie przynieść pieniądze, które są nam obu potrzebne. Z taką właśnie myślą wyłączyłem laptopa, po czym sprzątnąłem po naszym śniadaniu i udałem się pod prysznic, gdzie umyłem się dokładnie, następnie ułożyłem swoje jasne włosy i ubrałem się w garnitur, po chwili spryskując się perfumami. Umyłem jeszcze zęby i gdy byłem gotowy, wyszedłem z mieszkania, zamykając je na klucz, po czym na piechotę poszedłem do klubu. Na miejscu byłem punktualnie. Jeden z mężczyzn od razu poprowadził mnie do gabinetu.
                   Przywitałem się grzecznie z kobietą i kiedy ta się zgodziła, zająłem miejsce na przeciwko jej biurka. Chwilę później zaczęliśmy ze sobą rozmawiać. Pytała mnie o różne rzeczy, o moje zainteresowania, o wiek i tak dalej. Odegraliśmy również krótką scenkę, w której to miałem udawać, że jest moją klientką. W końcu, po niemalże godzinie rozmowy, kobieta wypowiedziała zdanie, za które miałem ochotę ją zabić, jednak nie pokazałem tego po sobie.
— Myślę, że wiele naszych klientek odda wszystko, aby móc spędzić chociaż chwilę z młodziutkim synem, przystojnego pana Jones'a — powiedziała to miłym tonem, jednak zagotowało się nieco we mnie. 
                  Nie chciałem mieć pracy tylko dzięki nazwisku ojca, chociaż? Z drugiej strony, to było bardzo pomocne, zwłaszcza w takiej sytuacji.
— Ponadto  masz ładną buzię, twoje włosy cię wyróżniają, będziesz miał dużo chętnych... Przyjdź w poniedziałek, przydzielę ci hosta, który wprowadzi cię w ten świat, będziesz przez jakiś czas siedział razem z nim i obserwował, później dostaniesz swoje klientki — poinformowała mnie. Załatwiliśmy wszelkie formalności i mogłem w końcu wyjść. Spojrzałem zaraz na zegarek, a kiedy stwierdziłem, że Kai będzie jeszcze trochę w pracy, postanowiłem się przejść.


No comments:

Post a Comment