16.1.17

2

Dział: Zaplątani
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi



Akihito Jones - Naru 
Kai Yamazaru - Lisu



AKIHITO

— Ale ja nie chcę czegoś takiego — mruknąłem smutno i spojrzałem na niego z bólem. — Kai no... Jeśli będą chcieli mnie odciąć od pieniędzy? Trudno no... Pójdę do pracy — powiedziałem smutno i odwróciłem wzrok. — Ale nieważne, pokaż ten kran, spróbujemy naprawić, a jak nie, to zadzwonię po znajomego i naprawi go — zaproponowałem, ocierając mokre od łez policzki. Wymusiłem uśmiech, tak jak zwykłem robić przy większości osób i popatrzyłem na niego uważnie. — No a mną się nie musisz przejmować, się zatrzymam u babci, czy coś... Ale nie pozwolę rodzinie na rozwalenie mojego związku — powiedziałem pewnie i powoli się podniosłem, zerkając na niego. — No chyba... chyba że moi rodzice mają rację, a ty jesteś ze mną tylko dla pieniędzy, jeśli tak, to ja się zawijam — mruknąłem, jednak nie byłem w stanie poczekać na jego odpowiedź. Bałem się tego, co mężczyzna mógł odpowiedzieć, dlatego umknąłem po chwili do kuchni, gdzie aż zamarłem na widok sporej ilości wody.
— Kai! Nie będziemy tego naprawiać sami, załatwię nam kogoś do tego! — krzyknąłem, patrząc na swoje stopy, którymi wszedłem w wodę. — Posprzątanie tego, zajmie nam wieki — wymamrotałem pod nosem i sięgnąłem po telefon, dzwoniąc do swojego przyjaciela, którego brat był hydraulikiem.                  Rozmawiałem z chłopakiem chwilę, czekając kilka minut w ciszy, gdyż ten rozmawiał z bratem. W końcu jednak dostałem pozytywną odpowiedź, która bardzo mnie ucieszyła.
Podałem, więc przyjacielowi adres, po czym podziękowałem mu i rozłączyłem się, patrząc na Kaia, który wszedł do kuchni. 
— Za kilka minut będzie — zapewniłem cicho, nie potrafiąc patrzeć mu w oczy.



KAI

           Westchnąłem z zażenowaniem. Nie lubiłem, kiedy traktował udawanie silnego jak skuteczna receptę na poważne problemy.
— Aki, twoja babcia ledwo dba o swój tyłek — wycedziłem przez zęby zachowując twarz zimnego skurwysyna. — Byłbyś tam piątym kołem u wozu.
          Nie lubiłem w takich chwilach używać słów. Stały one bowiem wedle moich poglądów co najmniej kilka stopni niżej niż czyny w hierarchii ważności. A może było to tylko alibi, jakie sobie wymyśliłem, żeby nie być zmuszonym do mówienia tych wszystkich pizdowatych pseudo-romantycznych pierdol? W głębi duszy przecież skakałem ze szczęścia, ze Aki wybrał mnie. Wybrał mnie w obliczu najważniejszej decyzji swojego życia. Zrezygnował ze wszystkiego, co miał, postawił na jedną kartę, wolał zostać u mojego boku, choć mógł prowadzić wygodny i bezproblemowy żywot do końca swoich dni.
— Wiem, to dość wcześnie na tego typu decyzje — wymamrotałem, chyba łudząc się, że jakimś cudem mnie nie usłyszy. — Możesz tu zostać. Mogę spać w salonie. To jak, może jednak tej kawy? Twój ziomek zaraz będzie, pewnie tez się napije. Spoko sprawa, że udało ci się go załatwić. Dzięki.
              Moje zdolności do prowadzenia rozmów na ważne tematy jak zwykle zadziwiały. Tak czy siak miał się dla mnie rozpocząć okres intensywnych prac nad sobą. Wyobraziłem sobie, jak każdej nocy mały Aki będzie smacznie spał po drugiej stronie ściany, a ja będę usilnie wbijał paznokcie w sofę, by tylko się jakoś powstrzymać od zrobienia mu czegoś brudnego. Moje hormony coraz bardziej dawały o sobie znać. Przypomniałem sobie pewien wieczór, w którym zacząłem się do niego dobierać, a on ze łzami w oczach ukrył się w łazience. Nie spieszyło mu się z tym wszystkim tak jak mi. Nadal nie mogłem go nawet dotknąć. Więc czy propozycja wspólnego mieszkania aby na pewno była na miejscu?



AKIHITO

— Kai... — powiedziałem cicho i podszedłem do niego, mocno się w niego wtulając. — Jeśli mogę tu zostać, to nie myśl, że pozwolę ci spać na kanapie — powiedziałem i wziąłem głęboki oddech, ważąc przez chwilę słowa. — Zmieścimy się razem w twoim łóżku — wymamrotałem z lekkim rumieńcem, po czym odsunąłem się od niego. — To starszy brat mojego przyjaciela, uznał, że zrobi to za free, bo wiele razy uczyłem Shiro do poprawek i uznał,że to będzie spłata długu — powiedziałem i wziąłem kilka oddechów na uspokojenie. — Możesz zrobić, pamiętaj, dla mnie z mlekiem... Znaczy ja to tam mleko z kawą, a nie na odwrót, a dla brata Shiro... czarna z jedną łyżeczką cukru — poinformowałem, przez chwilę się zastanawiając nad tym, czy aby na pewno dobrze pamiętam, jednak w końcu pokiwałem głową.
— Tak, dokładnie taką pija — stwierdziłem, jakby to było normalne, że wiem takie rzeczy o bracie swojego przyjaciela.
                Po chwili usiadłem na krześle, obserwując partnera z lekkim uśmiechem. Wciąż nie wiedziałem, czy decyzja o wspólnym spaniu jest słuszna, gdyż wciąż obawiałem się tego, że mężczyzna znów spróbuje mnie dotknąć a ja ucieknę jak przestraszona panienka, robiąc sobie przed nim wiele wstydu.
                 Do dziś jest mi głupio przez to, jak się zachowałem, w końcu jestem chłopakiem, nie powinienem reagować w ten sposób a mimo wszystko rozpłakałem się i uciekłem do łazienki. Westchnąłem smutno do swoich wspomnień, kładąc głowę na stole.
— Kochanie... nie wiem jak to zniesiesz, bo ja się wiercę przez sen... — powiedziałem w końcu, nie mogąc znieść otaczającej nas ciszy.



KAI

                   Skąd on, do jasnej cholery, wiedział, jaką kawę pije ten ziomek? W sumie uznałem, że będę to miał w dupie. Cierpliwie czekałem, aż woda się zagotuje, ale każda sekunda dłużyła się w chuj. Obróciłem głowę o 180 stopni w celu przyjrzenia się poczynaniom Akiego. W pozycji kompletnie bezbronnej zalegał na krześle pół siedząc, pół leżąc. Odetchnąłem ciężko. On naprawdę łudził się, ze nie zrobię mu krzywdy. Cholerny Aki.
                   Postawiłem krok w jego stronę. Kolejny. Blondyn ani drgnął. Leżał dalej pełen desperacji i bólu na stole, który dawał mu nie tylko psychiczne wsparcie. Trzeba mu było udowodnić jak kiepskim pomysłem jest wspólne spanie. Zdążyłem już przywyknąć do myśli, że czeka mnie wieloletni celibat, skoro jestem z nim w związku. I teraz nagle miałbym tę myśl zmienić?
                 Zająłem miejsce obok niego. Zbliżyłem się i delikatnie wsunąłem dłoń pod jego luźną koszulkę. Byłem pewien, że tego nie zniesie, zacznie krzyczeć, że mam się odpierdolić i w rezultacie nie będę musiał martwić się nadchodzącą nocą. Jebnę się w salonie i problem zniknie.



AKIHITO

                Leżałem tak przez dłuższy czas, rozmyślając nad tym wszystkim i co chwilę zerkając na niego. Kiedy mężczyzna podszedł do mnie i usiadł na krześle, uśmiechnąłem się słabo do niego. 
— Co jest, skarbie? — zapytałem cicho, wciąż nie podnosząc głowy ze stołu. Jednak kiedy nagle poczułem jego dłoń na swoim brzuchu, zadrżałem aż lekko i już miałem ochotę się podnieść, gdyż przed oczami znów stanęła mi sytuacja z początków naszego związku.
                  "Nie uciekaj, tchórzu!", "Nie rób z siebie cioty!", "Rzuci Cię w końcu!". To właśnie powtarzałem sobie w myślach i tylko dzięki temu nie odepchnąłem go, tylko spojrzałem nieśmiało w jego oczy, a następnie ułożyłem delikatnie swoją dłoń na jego. — Skarbie... zaraz ma przyjść Schinichirou... — szepnąłem i lekko ścisnąłem jego nadgarstek, by wyciągnąć jego dłoń spod swojej koszulki. — Zaczekaj do nocy... — powiedziałem w końcu, jednak w moich słowach dało się słyszeć lekkie zawahanie.
                    Wiedziałem, że nie powinienem go ciągle odpychać, jednak co ja miałem poradzić na to, że się po prostu bałem? Naczytałem się wielu artykułów, wysłuchałem znajomych i wiedziałem, że to cholernie boli, a ja nienawidzę bólu, dlatego ciągle odsuwałem od nas ten nasz pierwszy, wspólny raz.



KAI

                   Nowy sposób myślenia Akiego wkurwiał mnie bardziej niż ten poprzedni. Być może założył, że jego ciało stanie się w pewnym sensie rodzajem czynszu za mieszkanie. Czy wyglądałem na kolesia, który zgodziłby się na taki układ? Dobra, wyglądałem, ale Aki był ze mną wystarczająco długo, by wiedzieć, że tego typu korzystanie z okazji nie jest w moim stylu. Od tej chwili postanowiłem trzymać ręce przy sobie.
— Będę spał w salonie, nie zmuszaj się — syknąłem. — Pewne rzeczy muszą następować naturalnie. Wiem, że sytuacja jest podbramkowa, ale skoro mam kanapę, mogę jej użyć.
                       Sięgnąłem do kieszeni po papierosa. Te wszystkie świeczki niweczące zapach tytoniu, które dostawałem od znajomych na każdą okazję, musiały się w końcu na coś przydać.
                  Zorientowałem się, że jestem podświadomie załamany. I dobrze wiedziałem, z jakiego powodu. Po prostu myślałem realistycznie. Przyznaję, nie wierzyłem w Akiego. Spoglądałem kątem oka, jak leży na stole taki rozdarty wewnątrz i wypalony. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że niedługo odejdzie. Nie był przyzwyczajony do trybu życia przeciętnej warstwy społecznej. Oczyma wyobraźni widziałem, jak z beztroską na twarzy przeprasza mnie i wraca do rodziców, mówiąc mi jednak na odchodne, że na pewno uda mu się ich przekonać do naszego związku. A po tym ujrzałem Akiego z szerokim uśmiechem, kiedy przytula się do jakiegoś dzianego starucha. Nie mogłem znieść tej myśli. Tak jak dotychczas byłem skurwielem nie okazującym emocji, tak teraz coś we mnie pękło i uczucia, jakimi darzyłem Akiego, wzrosły stokrotnie. Położyłem dłoń na jego głowie i wplotłem palce w jego jasne włosy tak, jak gdybym robił to po raz ostatni.



AKIHITO

— Dobrze... niech będzie i tak... — mruknąłem już tylko i przymknąłem oczy, rozmyślając nad tym wszystkim. — Kai... musimy wszystko wypłacić z mojego konta, nim rodzice mi wezmą i kartę zablokują — powiedziałem po chwili namysłu. — Albo dasz mi usiąść do twojego komputera i przeleję wszystko ze swojego konta na twoje — dodałem, zagryzając lekko dolną wargę. — No mniejsza jak, jakoś to ogarniemy — mruknąłem, zamilkłem jednak, kiedy nagle poczułem jego dłoń na swojej głowie. Uśmiechnąłem się nikle na taki przejaw czułości. — Mam wrażenie, że się ze mną żegnasz... — powiedziałem cicho, unosząc lekko głowę i patrząc na niego. — Kochanie no... trochę wiary — mruknąłem. 
                  Chciałem powiedzieć coś jeszcze, gdy nagle usłyszałem dźwięk dzwonka do drzwi. 
— To pewnie Tadashi, otworzę mu — stwierdziłem, po czym podniosłem się i wyszedłem z kuchni.                    Chwilę później otworzyłem drzwi i ujrzałem wysokiego, dobrze zbudowanego mężczyznę.
— Hej Aki — usłyszałem niski, znajomy mi głos.
— Hej — uśmiechnąłem się słabo. — Dzięki, że przyjechałeś, bo jeszcze trochę a cały dom będzie pływał — poinformowałem. 
                  Starszy zaśmiał się cicho i objął mnie ramieniem, informując, że wszystko da się się naprawić. Po chwili wszedłem razem z Tadashim do kuchni, przedstawiając mu mojego chłopaka.
— Ahh, więc tak wygląda twój "Adonis"? — zaśmiał się Tadashi, za co lekko uderzyłem go w ramię.
— Nic nie mów... Zrób nam ten kran... — mruknąłem i lekko się od niego odsunąłem.
— Już, już — powiedział i po chwili zabrał się do pracy.



No comments:

Post a Comment