15.1.17

1

Dział: Zaplątani
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi



Akihito Jones - Naru 
Kai Yamazaru - Lisu

AKIHITO

                Nazywam się Akihito Jones, jestem synem szefa sławnej japońskiej firmy InfoCorp. I tutaj może się pojawić pytanie, skoro firma jest japońska, to skąd to amerykańskie nazwisko, prawda? To proste, ojciec jest Amerykaninem, który kilkanaście lat temu przyjechał do Japonii i poślubił jedną z tutejszych kobiet. Stąd też wziął się mój dość wyjątkowy wygląd. Otóż jestem dość niski jak większość Japończyków, moje oczy są ciemne, jednak włosy, to coś co mnie wyróżnia, ponieważ są one w odcieniu jasnego blondu, tak samo jak u mojego ojca. 
         Na co dzień jestem osobą uśmiechniętą, staram się ludziom nie pokazywać swoich negatywnych emocji, gdyż uważam to za niepotrzebne.  Właśnie przez to niektórzy mają mnie za rozpieszczonego, bogatego snoba, który nie miewa problemów. 
               Bardzo bym chciał, aby rzeczywiście tak było. Chciałbym nie mieć żadnych problemów, smutków czy zmartwień, jednak mam je tak samo jak każdy człowiek. Właściwie... teraz czuję się, jakbym miał ich jeszcze więcej. Dlaczego? Otóż moi rodzice, którzy przez długi czas nie wykazywali żadnego zainteresowania moją osobą, właśnie obwieścili mi, że mam wyjść za mąż za szefa innej firmy, gdyż to może pomóc firmie mojego ojca. 
                 Stałem więc przed nimi z szeroko otwartymi oczami, nie potrafiąc uwierzyć w to, co się dzieje. Moje serce zamarło i miałem wrażenie, że za chwilę zemdleję z nerwów.
— To chyba jakiś żart... — powiedziałem drżącym głosem i spojrzałem na nich z bólem. — Przecież jestem w związku... wiecie o tym... — mówiłem słabo, wciąż licząc w duchu, że to zwykły dowcip. — Kocham go i nie odejdę od niego dla człowieka, którego nawet nie znam — stwierdziłem, patrząc na nich z powagą.
— Oj kochanie, przecież to zwykły mechanik, na pewno jest z tobą tylko dla pieniędzy — odezwała się moja matka, na co zacisnąłem dłonie w pięści, czując narastającą we mnie złość. — A partner, którego ci wybraliśmy, nie dość, że jest bogaty, to jest naprawdę dobrą partią — kontynuowała, pogarszając tym samym mój stan. 
— Nie masz prawa tak o nim mówić! — wybuchłem w końcu. — O to wam chodzi, prawda? Nie możecie znieść tego, że ktoś mnie kocha! Nie możecie znieść tego, że ktoś nie zarabia tyle, co wy! — krzyczałem, mając ogromną ochotę coś rozszarpać, chociaż z drugiej strony miałem ochotę również płakać, gdyż czułem się oszukany i wykorzystany i to przez własnych rodziców.
— Nie mów tak... martwimy się o ciebie — odparła moja matka, na co prychnąłem wściekły i nie chcąc się więcej kłócić udałem się do swojego pokoju, trzaskając drzwiami, które po chwili zamknąłem na klucz. Usiadłem na brzegu łóżka i ukryłem twarz w dłoniach, czując jak powoli po twarzy płyną mi łzy bezsilności. Nie wiem, ile czasu tak siedziałem i płakałem, ale w końcu łzy przestały płynąć, a ja sam wstałem powoli z łóżka i wyciągnąłem z szafy torbę, w którą spakowałem najważniejsze ubrania oraz inne potrzebne mi rzeczy. 
              Spojrzałem na zegarek i kiedy stwierdziłem, że rodzice wyszli na spotkanie, o którym mówili już od tygodnia, wyszedłem z pokoju i udałem się do garażu. Wsiadłem do swojego samochodu i z piskiem opon pojechałem pod mieszkanie partnera, mając nadzieję, że już go zastanę. Jadąc, musiałem nałożyć okulary, gdyż przez tak długi płacz, moje oczy były opuchnięte i piekły mnie, przez co nie mogłem się skupić na drodze. W końcu jednak dotarłem na miejsce. Zabrałem torbę z rzeczami i wręcz wbiegłem po klatce na odpowiednie piętro, pukając głośno, aby mój partner otworzył mi jak najszybciej.



KAI

            To była miłość od pierwszego wejrzenia. Zdawać by się mogło, że cały marny żywot spędziłem na bezowocnych poszukiwaniach, lecz - jak się właśnie okazało - było warto. Wyjebałem z szafki z narzędziami wszystko, co się w niej znajdowało, począwszy od narzędzi a skończywszy na resztkach rozłożonych już szczurów, których ciała przeżywały jesień średniowiecza. Nareszcie. Nareszcie udało mi się znaleźć odpowiedni klucz. To była miłość od pierwszego wejrzenia. Miałem już, kurwa, dość tego przeciekającego kranu, nie dawało mi to spokoju, te spadające krople odgłosem przypominały dźwięk stawianych kroków szpilek mojej matki. To było nie do zniesienia. Od samego rana usiłowałem coś z tym zrobić, mimo ze nie miałem bladego pojęcia jak się za to zabrać. Nie dość, że Bóg nie istnieje, to spróbuj jeszcze znaleźć hydraulika w weekend. Moje wykształcenie raczej nie pozwalało na bezbolesne naprawianie kranów. Kurs obsługi wózka widłowego tym bardziej.
                  Poczułem w sobie wówczas wewnętrznego coacha. W myślach słyszałem te odbijające się w pustce mojej głowy echem słowa: "albo teraz, albo nigdy". "Uda ci się, Kai". "Jesteś najlepszy". "Ale bym opierdolił golonkę".
             Schyliłem się wtedy i zanurkowałem ryjem w szafce pod zlewem. W sumie chuj wie, dlaczego tam, chodziło niby o przeciekający kran, ale we wszystkich pornosach tak to właśnie wyglądało, a z filmów edukacyjnych wyniosłem trzy czwarte swojej wiedzy życiowej.
                I wtedy znalazłem to, co było przyczyną mojego problemu. Delikatnie przysunąłem nań dłoń, w której ściskałem klucz. Po głowie chodził mi kawałek "fuck her gently". To było coś pięknego, choć czułem się jak pedofil czający się na śpiącą dwunastkę. Ale byłem coraz bliżej, bliżej i...
— Jasna pipa... — wycedziłem przez zęby, kiedy wszystko szlag trafił.
                  Opuściłem gardę i w rezultacie rozjebałem wszystko tak, ze zaczęło zalewać mi kuchnię. Wszystko za sprawą tajemniczego jegomościa, który przerwał mój stan totalnego skupienia waleniem do drzwi tak, jak gdyby bycie prawiczkiem mu nie służyło. I miałem wówczas w dupie, czy to śmierć po mnie przyszła, czy świadkowie. Poprzysiągłem zemstę.



AKIHITO

                 Co on sobie, kurwa, myśli? Stałem tam już od pięciu minut, zapłakany i ciągle uderzałem w drzwi, w nadziei, że mi otworzy a on? On nie otwierał, a przecież nie powinien być w pracy ani nigdzie indziej, zawsze w soboty wypoczywa w domu. 
                No i dlaczego sąsiedzi postanowili tak tłocznie spacerować po klatce? Miałem wrażenie, że wszyscy się na mnie patrzą i oceniają, przez co miałem ochotę zrobić im wszystkim krzywdę. O, wiem, jak ktoś na mnie znowu spojrzy, a Kai nie otworzy, to wydrapię oczy. "Taak, to będzie cudowne", uznałem w myślach.
              Już miałem się obrócić i wykrzyczeć przechodzącej osobie, że ma spierdalać i na mnie nie patrzeć, gdy nagle usłyszałem dźwięk przekręcanego zamka, a chwilę później moje oczy ujrzały tak dobrze znaną mi twarz.
— Kaaai! — krzyknąłem i po chwili już wisiałem na jego szyi, mocno się do niego przytulając i mocząc jego koszulkę łzami. — Kai, dlaczego tak długo? — zapytałem załamany, wyrażając tym samym swoje niezadowolenie z jego zachowania. — Oni się na mnie patrzyli... — szepnąłem, jakby właśnie ten fakt był aktualnie najważniejszy, a nie to, że stałem tam zapłakany i drżałem z nerwów. Właściwie przez swój stan nawet nie zauważyłem miny swojego ukochanego, który otworzył drzwi z miną wyrażającą czyste niezadowolenie oraz złość, jednak co mnie to miało obchodzić w takiej chwili? Jest moim facetem i to na dodatek starszym, dlatego powinien dbać o mnie, a nie o siebie. 
Brzmiałem wtedy jak egoista, za którego większość osób mnie ma, jednak w tej chwili niewiele mnie to obchodziło. Po raz pierwszy tak bardzo potrzebowałem czyjegoś wsparcia.
                Kiedy usłyszałem, że mężczyzna w końcu zatrzasnął drzwi i uwolnił nas od spojrzeń sąsiadów, których w rzeczywistości nie było tak wielu, jak sobie wyobraziłem, odetchnąłem z ulgą.
— Kochanie... jak mi pomożesz, to zrobię ci golonkę.. — wymamrotałem, chcąc go jakoś przekupić.



KAI

                 Te wszystkie symptomy nie wskazywały na nic dobrego. Drżał niczym epileptyk, majaczył jak schizofrenik na fazie, a gały miał jak doświadczony ćpun. Czułem się tak, jak gdybym przejrzał się w lustrze przeszłości. Uśmiechnąłem się na samo wspomnienie tego, jak tanie były narkotyki w tamtych czasach.
             Nie wiedziałem wówczas, czego ten gówniarz dokładnie chciał, ale wszystkie jego objawy mogły wskazywać na swego rodzaju problemy z wydalaniem, a ja jako jego partner wolałem mu w tych sprawach nie pomagać. Wydawał się naprawdę przerażony, pytanie brzmiało, czy aby na pewno chodzi o pracę jego jelit.
— Aki — powiedziałem powoli, schodząc z tonu agresji, jaki opanował mnie chwilę wcześniej.
            Przytuliłem go do siebie, choć wiedziałem, ze nic to nie da. Po prostu wizja golonki wydawała mi się przekonująca. Byłem facetem lubiącym krwiste steki. Facetem, który nie płacze. Facetem, który żuje pszczoły.
— Aki — powtórzyłem nieco ciszej. 
            Uspokajał się w moich ramionach i, choć nadal drżał, wyraźnie czułem jak atmosfera przestaje być napięta. Powietrze wypełniło poczucie bezpieczeństwa, kwiatki i tęcza.
— Rozjebałem kran, czaisz? — spytałem po chwili. — Rozpoczynamy akcję "pray for kitchen", bo chyba nic więcej nie pozostało.
                Kiedy zoczyłem to cholerne przygnębienie na jego twarzy, odechciało mi się czegokolwiek. wiedziałem, ze niełatwo zwalczyć depresję Akiego i to bolało mnie najbardziej. O skurwielach nikt nie myślał, u nich zły humor jest przecież naturalny i ich pocieszać nie trzeba.
— No więc gadaj, co znowu odjebałeś — odparłem, zapraszając go do pokoju, byle tylko szerokim łukiem obejść kuchnię. — Kawy ci zrobię.



AKIHITO

             Przytulałem się do niego mocno, uspokajając się powoli dzięki jego silnym ramionom oraz przez ten jego cichy szept, który działał na mnie wręcz łagodząco. Byłem szczęśliwy przez to, że mogę się przy nim wyciszyć, jednak cały czar prysł za sprawą nagłej zmiany tematu.
— Kai — szepnąłem załamany, kiedy ten nagle zaczął mówić o zepsutym kranie. Przyznam szczerze, że nieco mnie to zabolało, gdyż starszy jakby zupełnie mnie zignorował, a przecież nie przychodzę do niego z błahymi problemami... no dobra, może czasem przychodzę, ale to jest wyjątkowa sytuacja, która dotyczy również jego.
— Ja? Nic... jestem niewinny... — wyszeptałem, próbując przez chwilę żartować, jednak z marnym skutkiem. Poszedłem za nim do pokoju, siadając zaraz wygodnie. Na jego słowa pokręciłem lekko głową. — Nie chcę kawy — zapewniłem i zagryzłem lekko dolną wargę, nie wiedząc jak mam mu powiedzieć o wszystkim. Właśnie dlatego trwałem przez dłuższą chwilę w ciszy, jednak po kilku minutach, zebrałem się na odwagę.
— Moi rodzice... oni chcą, abym poślubił jakiegoś obcego mi faceta — wymamrotałem i spojrzałem ze smutkiem na starszego. — Ale... odmówiłem im. Zabrałem swoje rzeczy no i... No i jestem — powiedziałem cicho, mając nadzieję, że mężczyzna nie uzna mnie za idiotę. W końcu mogłem wybrać pieniądze, ale ja taki nie jestem. Kocham Kaia, jestem z nim już tak długo, że nie potrafiłbym go zostawić tylko dlatego, że moi rodzice postanowili w taki chory sposób połączyć ze sobą dwie firmy.



KAI

              Rzuciłem mu zdezorientowane spojrzenie. Aki nigdy nie grzeszył wysokim poziomem i jakością poczucia humoru, ale i tym razem mnie zaskoczył. Miał tupet, żeby mówić o czymś takim tak nagle. Wedle obowiązujących zasad kultury powinien był przywitać się, zapytać, co u mnie, pogadać przez chwilę o niczym i dopiero wtedy, po długim wstępie przejść do sedna sprawy. Postąpił jednak inaczej, w czego rezultacie spłynął na mnie potok dziwnych, często przeczących sobie nawzajem myśli. Obróciłem się na pięcie i przez dłuższą chwilę wpatrywałem się w niego układając sobie w głowie to, co właśnie mi powiedział. Usiadłem obok niego cały sztywny i wbiłem wzrok w swoje kolana. 
— Aki — zacząłem znowu. — Czy ty jesteś w ogóle w stanie unieść na swoich plecach tak ciężki krzyż? Nie, żebym w ciebie wątpił, ale to byłaby, zdaje się, zdrowa reakcja, gdybyś uznał, że nie poradzisz sobie w życiu.
          Byłem takim typem, który szorstko i obiektywnie podchodzi do sprawy. Kierowałem się rozsądkiem, ale to prawdopodobnie dzięki temu potrafiłem stworzyć dla Akiego oazę bezpieczeństwa. 
        Mimo wszystko oczyma wyobraźni nie widziałem szczęśliwego końca. Blondyn był przyzwyczajony do spania w sałacie, nie uwierzyłbym, że gdy nagle zabraknie mu pieniędzy, przetrawi to i po prostu przejdzie na dietę MŻ do pierwszego. Obawiałem się, ze za jakiś czas mnie zostawi. Choć pierwszy jego krok został postawiony w zupełnie inną stronę i nieco mnie to zszokowało. A jednak... rzadko się w pewnych kwestiach myliłem.


No comments:

Post a Comment