16.7.14

V

Dział: Manifesto
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Thriller



               Był to nowy, sprzeczny z rzeczywistością wymiar - wymiar pełen ciągłych bitw ulicznych, przestępstw, ucieczek i gonitw - zwany inaczej walką o przetrwanie. Ta dzielnica odstraszała wszystkich mieszkańców miasta wonią krwi, rozkładających się ciał przesiąkniętych wilgocią oraz zapachem ciężkich chemikaliów. Tutaj nie było społeczeństwa - byli tylko wygnańcy, którzy nie liczyli godzin, tylko każdego ranka budzili się z ulgą, że ciemną nocą nikt nie pozbawił ich życia. 
               Mówią, że z Manifesto nie da się wrócić. Podobno wciąga w swoją otchłań nie dając najmniejszej szansy na odwrót. Coś na rodzaj... uzależnienia. Mimo ciągłego wycia syren policyjnych, zakładania kolejnych kamer w sklepach, to właśnie tę dzielnicę nazywają Dzielnicą Wolności. 
               Chris niepewnie rozglądał się po twarzach nowo poznanych towarzyszów. Każda z nich wydawała się wygłaszać zupełnie różne poglądy, jednak cele życiowe się na siebie nakładały. Wzrok chłopca zatrzymał się na Timmy. Przez dłuższą chwilę przyglądał się jej z lekkim zaciekawieniem - nie wyglądała na przestraszoną, przeciwnie - wydawać by się mogło, że ryzykowne misje w Manifesto przynosiły jej jakiś rodzaj chorej satysfakcji. Mimo, że przynależał już do grupy, niespodziewanie poczuł nieodpartą chęć zniweczenia ich planów w najmniej oczekiwanym momencie. Nie posiadał jednak żadnej wiedzy na temat ich umiejętności strategicznych. Znał jednak cały plan działania, jaki omówili jeszcze w siedzibie. "A co, jeśli to była pułapka?" - naszła go nagle myśl. "Racja... zapewne próbują mnie sprawdzić. W innym przypadku nie zabieraliby mnie ze sobą na misję. Ewentualnie... mają zamiar mnie zabić". Chris zagryzł wargę. Spojrzał na Sherla i Raya, którzy zajmowali miejsca przy tylnych drzwiach vana. Zawahał się, czy powinien aż tak ryzykować, ale, mimo wszystko, ta sprawa nie wyglądała dobrze. 
- Chłopaki, mamy kłopoty - odparła nagle Mira, skręcając vanem w boczną uliczkę. Mimo zapowiadającego się niebezpieczeństwa, w jej głosie nie dało się wyczuć ni krzty naruszonego spokoju. - Ktoś nas wyprzedził. 
- To Yardies, te skurwysyny! - wybuchnął niespodziewanie Sherly. - Te obleśne ćmy, które zawsze trzepoczą przed nami tymi swoimi pokrytymi ohydnym pyłem skrzydłami! Depczę takich kapciem, skurwysynów, wrzucam do kibla i spuszczam z wodą, te... te pieprzone...
               Yardies był gangiem konkurującym z grupą Sherla, Salvatrą. Powstała w latach pięćdziesiątych ubiegłego wieku i miała na swoim koncie wiele rzeczy, które pośród mieszkańców Manifesto wzbudzały ogromny respekt. Prowadzili ciągłe walki z wszystkimi gangami i słynęli z brutalności pozbawionej strategii - działali bez wcześniejszej analizy sytuacji. Mimo to wygrywali większość bójek dzięki swojej ponadprzeciętnej sile. 
- Yardies, gnoje! - krzyknął wniebogłosy Sherly, otwierając tylne drzwi vana kopniakiem. - Wyślę was dzisiaj do piekła, skurwiele!
- Ray, wycofujemy się - skinęła głową Mira. - Mają przewagę.
- Daj spokój, jesteśmy w stanie wykonać tą misję - wyszczerzyła się w promiennym uśmiechu Timmy. - Daj mi chwilę. 
               Blondynka rozłożyła na brudnej podłodze plan, który wcześniej wręczył jej Peter, po czym zaczęła się uważnie przyglądać miniaturowej mapce tej dzielnicy. 
- Dzięki Yardies nie ponieśliśmy żadnych obrażeń przed główną walką - zaczęła. - Rozłożyli obydwa oddziały policji, więc kupili nam trochę czasu, co oznacza, że do akcji mamy jeszcze wystarczająco dużo czasu, by ustalić strategię i pozbyć się Yardies. Ray, zawróć Sherla. Zrobimy to. 
- Mam wiadomość od Petera, plan B jest gotowy - odparła Mira. - Prawdopodobnie uda się przejąć ciężarówkę bez bezpośredniego starcia z Yardies. Musimy się jednak podzielić na dwa oddziały. Jeden z nich zostanie tutaj, drugi uda się milę na wschód, by odbić towar przed końcem trasy. 
- Jakie zadanie dostanie drugi oddział? - zapytał milczący dotąd Ray.
- Zatrzymać Yardies, póki oddział pierwszy nie wykona misji.
               Chris drgnął. Odnosił dziwne wrażenie, że jego śmierć faktycznie zbliża się wielkimi krokami. Przełknął ślinę. 
- W oddziale pierwszym zostanę ja jako kierowca i Ray, który rozwali drzwi ciężarówki. Razem załadujemy towar - oznajmiła. - Timmy, Chris, zostajecie tutaj razem z Sherlem. Peter dołączy do was w ciągu kilkunastu minut.
- Wybacz, ale... - zaczął niepewnie Chris, zwracając przy tym na siebie uwagę całej organizacji. - Wśród nas jest tylko jedna osoba, która siłą jest w stanie dorównać przeciętnemu członkowi Yardies. Oni za to posiadają siedmiu członków. Czy mamy jakiekolwiek szanse?
- Nie pierdol! - krzyknął Sherly przez zaciśnięte wargi. - To będzie niczym zawiązywanie sznurówek. 

No comments:

Post a Comment