17.7.14

(Nie) jesteś wyjątkowy.

Dział: One shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi, dramat, okruchy życia.



               W zasadzie nie do końca pamiętam, jak to się stało, że na siebie trafiliśmy, jednak jestem w stanie przypomnieć sobie, czym zwrócił na mnie uwagę. Wydawał się być dość specyficznym człowiekiem, a mnie takie "odstawanie" zawsze kręciło. Może uważałem się w jakiś sposób za wyjątkowego i niezwykłego, jednak sądziłem, że zwyczajni ludzie są nudni. Doprowadziło mnie to do takiej obsesji, że zacząłem zmieniać się na siłę. Chciałem za wszelką cenę zwrócić na siebie uwagę społeczeństwa, krzycząc im w twarz "z takim podejściem nikt nigdy was nie zauważy". Szedłem cały czas naprzód, nie zwracając nawet uwagi na przeszkody, które podświadomie pokonywałem, nie licząc się jednak z nadchodzącymi konsekwencjami. Czułem, jak zaczyna się we mnie gromadzić masa nienawiści, ale nie dawałem jej upustu, chcąc zachować ją w całości dla siebie. Zaczynałem wariować. 
               Mniej więcej w tym samym okresie czasu poznałem owego dziwnego człowieka, być może bardziej charakterystycznego niż ja. Miał naprawdę dzikie poczucie humoru i w zasadzie ta cecha podtrzymywała go przy życiu. Dziwne, nie? Początkowo wydawało mi się, że zwyczajnie się oszukuje, zakładając maskę wiecznie uśmiechniętej osoby. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że długo noszona maska staje się po czasie ludzką twarzą. 
               Im więcej z nim przebywałem, tym coraz bardziej zaczynałem sobie zdawać sprawę z tego, co dzieje się w moim wnętrzu. Nie było to dla mnie nic dziwnego, bardziej... nowego. Ciężko mi się było przyzwyczaić do tego uczucia, gdyż w moim przypadku pojawiało się wyjątkowo rzadko, mimo to tym razem smakowało ono nieco inaczej. I nie byłem w stanie opisać tego żadnymi słowami. Miało w sobie cząstkę zupełnie innego uczucia, ale nigdy nie udało mi się wydedukować, z której strony ono pochodziło. 
               Któregoś dnia postanowiliśmy wyjść na spacer. I w gruncie rzeczy wszystko było świetnie, ale nadal odczuwałem jakiś dziwny niepokój. Nie miałem pojęcia, czy pochodzi ode mnie, od niego, z zewnątrz, znikąd, przeszkadzało mi i utrudniało życie. Szeptało "uważaj, to się nie skończy tak, jak myślisz". Wyśmiewałem złudny głos w mojej głowie, gdyż byłem pewien zamiarów swojego kumpla. Dzięki podstawom psychologii i manipulacji czytałem z niego jak z otwartej książki. 
               Czasem nawet obawiałem się, że ta relacja zachodzi za daleko, a akcja posuwa się za szybko, mimo że jej rozciągnięcie w czasie osiągało już jakieś dwa lata. Odnosiłem dziwne wrażenie, że musimy przystopować, po czym zwolnić i ustabilizować tempo. Nie zgadzało się to z naszymi szalonymi naturami, jednak, jako że jestem człowiekiem słuchającym rozumu, bałem się posłuchać nagle głosu serca. Dlatego faktycznie zwolniłem, by dać upust swoim wyrzutom sumienia. 
               Zwolniłem do minimum. Dodatkowo, ze względu na obowiązki w pracy, zaczynaliśmy się widywać nieco rzadziej niż wcześniej, obawiałem się, że kontakt się zerwie, jednak nie stało się tak. Wszystko nadal szło do przodu. Szło, póki nie zauważyłem tego, o czym mówił złudny głos. 
               On cały czas mi powtarzał, żebym uważał, że zakończenie będzie inne niż przewiduję. A ja ciągle go wyśmiewałem, bo byłem pewien, że mój przyjaciel niczego nie zepsuje, on nie należał do takich ludzi. Byłem naprawdę zdumiony, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, iż osobą, która wszystko zniszczy, będę ja. 
               Moja chora odmienność wprowadziła mnie w stan sztucznej niezgody z cudzymi poglądami. Chcąc osiągnąć najwyższe stadium indywidualności wygłaszałem opinie zawsze sprzeczne z tymi, które słyszałem od innych, argumentując je tak, by przekonać resztę, jak bardzo są głupi. Z czasem zaczynałem sobie uświadamiać, że w moim przypadku nie istnieje coś takiego jak pogląd. Byłem w stanie obrać każde stanowisko i przekonać do niego innych. To było dość bolesne, jednak podjąłem pracę nad samym sobą. 
               Skupiając się na swoim wnętrzu nie zauważyłem, jak zaczynamy się od siebie oddalać. On w dalszym ciągu stawiał na swoje chore poczucie humoru, podczas gdy ja po brzegi wypełniałem się nienawiścią. To rozjuszało spokój panujący w naszych relacjach. 
               Jakiś czas później zauważyłem, że mój przyjaciel skupił się na kimś innym. Ta osoba również należała do specyficznych, jednak w przeciwieństwie do mnie emanowała chęcią niesienia bezinteresownej pomocy, zarażała optymizmem i pocieszała ludzi. Ja natomiast miałem głęboko gdzieś uczucia innych ludzi, byłem realistą twardo stąpającym po ziemi i mówiłem ludziom to, co myślałem, nie to, co chcieli usłyszeć.
               Początkowo czułem się źle przez to, że nasze poglądy poróżniły nas do tego stopnia, jednak moja wewnętrzna obsesja nadal we mnie żyła, posługując się mną tylko jako narzędziem do prowadzenia fizycznego ciała. Wmówiła mi, że ludzie nie szanujący mojego światopoglądu nie zasługują na mój respekt. Nie miałem wyjścia - zgodziłem się z nią. 
               Może i zdawałem się być przez jakiś czas zazdrosny, stłamszony utratą bliskiej mi osoby. Mimo to trzymałem się dobrze. Zaprzyjaźniłem się z moją prawdziwą osobowością, nadając jej imię "Inteligencja". Wiedziałem, że przez nią będę musiał przejść przez wiele chwiejnych mostów oraz kilka takich za sobą spalić. Mimo to... nie chciałem nigdy więcej kończyć na dnie przez posługiwanie się samą wolą serca. 

No comments:

Post a Comment