17.1.14

| (R)ewolucja | - Vol. 8

Dział: Jonghyun x Taemin
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi



        Często zdarzało mi się mówić, że pierdolę to wszystko, jednak w rzeczywistości niczego nie pierdoliłem i wszystkim się przejmowałem. Nie należy słuchać tego, co mówią ludzie - bomby pod ten pierdolony świat podkładają małomówni. 
        Podszedłszy pod drzwi prowadzące do pokoju Taemina, zaczaiłem się i usiłowałem podsłuchać, co robi. Z drugiej strony nie dobiegały jednak żadne dźwięki. Zapukałem lekko. Nie usłyszawszy odpowiedzi nacisnąłem klamkę. 
- Wyjdźmy na chwilę. - usłyszałem. - Wrócimy jutro.
        Zaniepokojony zamiarami Taemina, powoli zbliżyłem się do odwróconej do mnie tyłem postaci. Nie miałem odwagi, by postawić jeszcze jeden krok i zoczyć jego obecny wyraz twarzy. Psychodelia wisząca w powietrzu wgniatała mnie w ziemię, moje nogi z każdą chwilą stawały się cięższe. Odnosiłem wrażenie, że przy każdym słowie, które wypowiem w jego towarzystwie, runie na mnie skalisty deszcz przebijający moje organy. Coś uciskało moje płuca nie pozwalając oddychać. Intuicja podpowiadała mi, iż powinienem zostać w mieszkaniu, nawet serce wahało się w wyborze odpowiedniej decyzji. Wpatrywałem się martwym wzrokiem w jego ciemną posturę, a on stał nieruchomo, oczekując odpowiedzi. Przekręcił głowę lekko w lewo, jednak jego lica nadal zasłonięte były kosmykami lisich włosów.
        Zamknąłem za sobą drzwi, po czym udałem się w głąb pomieszczenia. Nie miałem odwagi zapalić światła, wiązałoby się to z widokiem wielu nieprzyjemnych dla mnie rzeczy. Każdy kolejny krok w jego stronę stawał się wolniejszy i cięższy. Czułem się jak człowiek leczący kaca podwójną dawką alkoholu. Po dłuższej chwili zaczynałem uświadamiać sobie coraz mniej rzeczy, im bliżej niego byłem, tym bardziej mój umysł szalał. Nie wiedziałem, co się dzieje wokół mnie, a obraz stawał się bielszy.
- Nie. - usłyszałem jego głos. Gwałtownie odwrócił się i popchnął mnie na kant łóżka.




        Mamo, chyba zabiłem człowieka. Sądzisz, że to poważny grzech? W zasadzie teraz nie możemy już się dowiedzieć, czego tak naprawdę chciał. Być może oczekiwał z niecierpliwością tego momentu, w którym wszystkie jego emocje wzniosą się gwałtownie ponad chmury, wtedy jego maska zostanie rozerwana na strzępy i już nigdy się nie odnowi. Rozbije się na miliony kawałków, a blizna pozostanie na całe życie. Myślisz, że grzechem jest to, że pozwoliłem mu pokazać prawdziwą twarz? Myślę, że nie będę musiał poznawać go na nowo. 




- Jesteś śmieciem, Jong. - usłyszałem śmiech tuż nad swoją głową. Powoli otworzywszy oczy zorientowałem się, że zdjąwszy i zrzuciwszy nasze ubrania na podłogę, Taemin ułożył mnie tuż obok siebie na łóżku i sparaliżował silnym środkiem. Nie czułem żadnego ze swoich nerwów, miałem wrażenie, że znikam. Maknae mierzwił delikatnie moje włosy. - Jesteś śmieciem.
- Tae... Ty przecież... - zająknąłem się.
- Zamknij się. Jesteś ostatnią osobą, która ma tu coś do powiedzenia. - odpowiedział stanowczo, a w jego głosie odczuć można było wyraźną nutkę wściekłości. Mimo wszystko, to nadal był jego głos.
        Moje ciało było zbyt rozluźnione, bym mógł odczuwać stres, adrenalinę czy przerażenie. Swobodnie leżałem na kolanach Taemina starając się nie myśleć o tym, co może nastąpić za chwilę. Atmosfera wgniotła mnie w ziemię tak głęboko, że jej siła przestała być odczuwalna w tej sferze.
- Zastanawiam się, w jaki sposób chciałbyś umrzeć. - wyszeptał mi do ucha z szerokim uśmiechem, po czym położywszy moją głowę na jedwabnej poduszce, usiadł na drugim końcu łóżka. Położył delikatnie dłonie gdzieś w okolicy moich kolan, nie byłem w stanie określić, gdzie. Zmrużywszy oczy usiłowałem dojrzeć w ciemnościach egipskich jego poczynania. Podniósł rękę, uformował dłoń w pięść. Zamachnął się zza ramienia, po czym cisnął całą swoją siłą w mojego członka.
- Taemin, co ty... - wystraszyłem się.
- Powiedziałem, że masz się zamknąć! - krzyknął, nie pozwalając mi dojść do głosu.
        Modliłem się, aby czucie w kończynach nie zaczęło powracać w tym momencie. Nie miałem pojęcia, co robić, nie wiedziałem, co się dzieje. Dlaczego nikt nie przyszedł mi z pomocą? Cierpienie, rozszerzone tęczówki, woń krzepnącej krwi, satysfakcja...
        Okładał mojego członka pięściami kilkanaście razy, po czym obrał inny kierunek. Odnosiłem wrażenie, że wbija paznokcie w mój odbyt, nie byłem pewien. Przesunął palcem po moim torsie. Słyszałem jego cichy chichot. Zaczął okładać pocałunkami moją klatkę piersiową. W pewnym momencie... Usłyszałem dziwny odgłos odchodzący z jego ust. To było jak... chrupanie? Wtedy się zorientowałem. Pozbył mnie jednego z sutków. Cofnął się lekko do tyłu, po czym wszedł we mnie z całej siły, sapiąc i dysząc głośno z przyjemności. Nie wiedzieć czemu, nie miał żadnych zahamowań ni obaw ku temu, że ktoś mógłby nakryć go na torturach. Odwrócił mnie na brzuch i wszedł we mnie kolejny raz, aby po chwili spocząć mokrym z podniecenia ciałem na moich plecach.
- Jeśli zdołam cię zabić tej nocy... - zaczął. - Mam zamiar wchodzić w ciebie tak długo, póki twój odbyt nie poszerzy się do szerokości obu moich rąk.
- Dlaczego ty... - szepnąłem. Wydawało mi się, że czuję gorącą łzę na swoim policzku. Nie należała do mnie. - Dlaczego to robisz?
- Oto twoja kara. - zaśmiał się. - Niegrzeczni chłopcy powinni dostawać kary.
        Czucie zaczynało powracać do mojego ciała. Czułem kołatanie serca, strach przed jutrem, przerażenie teraźniejszością i silną, niezaprzeczalną miłość. Nie byłem w stanie tego opanować. Niezależnie od tego, co pragnął jeszcze zrobić z moim ciałem, kochałem go.
- Taemin... - szepnąłem.
- Czego chcesz? - zapytał z irytacją.
- Uczyń mnie swoim niewolnikiem...



~~*~~



No comments:

Post a Comment