12.1.14

| Niezaspokojone pragnienia. | - Vol. 7

Dział: Jonghyun x Taemin
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi



        Im mniej jesteś na coś przygotowany, tym łatwiej o spontaniczność wyzwalającą furię energii i szaleństwa, które sprawiają, że temperatura twojego ciała diametralnie wzrasta. To uczucie, kiedy łapiesz oddech wstrzymywany od kilku lat, gdy czujesz ciepło rozrywające twoją klatkę piersiową... To jak jazda na rowerze bez trzymanki, najlepiej z rękami i nogami w górze. Utrzymanie wewnętrznej równowagi jest trudne, jednak zawsze możesz udawać, że przychodzi ci to z łatwością. 
        Poczułem silną miłość. Mocną, nierozerwalną więź, która nie pozwalała mi skupić się na niczym innym. Problem tkwił w tym, że nie byłem w stanie sprecyzować, kogo nią darzę. Byłem pewien, że właśnie to stało się powodem tego zdarzenia. Na pewno. Musiało. Nie sądziłem, że jestem do tego stopnia zdesperowany przez Taemina, żeby...
- Jong... Ty... - szeptał, próbując wyrwać się z moich rąk. 
        Złapałem go mocniej, by mieć pewność, że nie ucieknie. Ugryzłem go w kark niczym spragniony świeżej krwi wampir. Faktycznie, po krótkim momencie z jego szyi zaczęła toczyć się cienka strużka krwi. Patrzyłem, jak spływa na jego tors i brudzi białą koszulę. Ponownie zbliżyłem usta do jego karku, po czym ugryzłem go jeszcze raz, trochę mocniej, nieco niżej niż wcześniej. Syknął z bólu. Drżał. Widziałem, że stać go na więcej, toteż wbiłem zęby w poprzednią ranę po raz kolejny, o wiele głębiej i o wiele boleśniej. Usiłował się wyrwać, odpychał mnie rękoma, jednak ja zatapiałem kły coraz bardziej. Poddał się, a ja zaprzestałem tortur. Był już całkowicie rozluźniony i swobodny. Oparłem go o barierkę. Zdawał sobie sprawę, że jeśli go puszczę, spadnie, a śmierć będzie wtedy nieunikniona. Mimo to nie spinał mięśni, jakby dawał mi znać, że odtąd ja będę panem jego losu. Postanowiłem skorzystać z okazji. Powoli rozpiąłem guziki jego koszuli, obserwując wyraz jego twarzy. Nie byłem w stanie nic z niego wyczytać. Pogładziłem delikatnie jego tors. Otworzył usta, jednak jego oczy w dalszym ciągu były zamknięte. Pochyliłem się nad jego klatką piersiową, po czym zacząłem pieścić językiem jego lewy sutek. Westchnął, w jego głosie dało się dostrzec nutkę podniecenia. Objąłem go rękoma w pasie, po czym zlizałem krew z karku. Uśmiechnął się lekko i przekrzywił głowę w drugą stronę na znak, że żąda więcej. Nie sprzeciwiałem się. Powoli przesuwałem językiem od jego ucha do torsu i z powrotem. Zarzucił mi ręce na kark i rozszerzył nieco kolana. Położyłem lewą dłoń na jego członku, pieszcząc go przez spodnie. Wydawał z siebie co moment ciche jęki. 
- Chcę... chcę być twoim kochankiem... - wyszeptał powoli, uśmiechając się szeroko. 
- Nie zawsze dostajemy to, czego pragniemy. - odpowiedziałem półgłosem, zrywając z jego twarzy uśmiech. 
- Dlaczego w takim razie się ze mną bawisz? - zapytał. 
        Nie znałem odpowiedzi. Być może po prostu miałem na to ochotę albo zwyczajnie byłem bardziej pobudzony tego dnia. Nie miałem nic przeciwko tego typu zabawom, ale nie chciałem dochodzić do poważniejszych rzeczy. W zasadzie... Satysfakcję sprawiał mi fakt, że to on czuł się teraz przyjemnie. Cel został osiągnięty. 
        Oparłem go o ścianę i zadeklamowałem, że na dzisiaj koniec. Na jego twarzy pojawił się grymas. Nadal miał ochotę na więcej, a ja przerwałem mu zabawę w najlepszym momencie. 
- Nawet nie potrafisz tego uzasadnić, co? - zapytał z lekkim poddenerwowaniem w głosie. 
- Myślę, że po prostu kocham Taemina. - odpowiedziałem stanowczo. Dlaczego miałbym go oszukiwać?
        Niespodziewanie popchnął mnie z całej siły tak, że boleśnie upadłem na ziemię. Przez dłuższy moment nie byłem w stanie się ruszyć, co on perfidnie wykorzystał. Szybkim ruchem rozpiął mi spodnie, po czym opuścił je nieco niżej wraz z bielizną. 
- Nie jesteś ciekawy, jak czuł się Taemin? - zapytał z chamskim uśmieszkiem. 
        Rozsunął moje nogi na dość dużą szerokość, po czym wsunął we mnie cztery palce. Syknąłem z bólu. Nie zdawałem sobie sprawy, że to może być aż tak bolesne. Bez jakiejkolwiek delikatności wepchnął je z całej siły najgłębiej, jak tylko potrafił. Gwałtownie rozszerzyłem nogi myśląc, że to ograniczy ból, jaki mi sprawiał. 
- Masz ochotę na więcej? - spytał. Zinterpretował to w nieco inny sposób. 
        Postanowił użyć drugiej ręki, jednak zdołałem odzyskać siły i odepchnąłem go. Ubrałem się, rzuciłem mu zdenerwowane spojrzenie, po czym wróciłem do środka. Rozejrzałem się wokół, by upewnić się, czy nikt aby czasem nie był świadkiem tego zdarzenia. Jadalnia granicząca z tarasem była na szczęście pusta. Udałem się w kierunku salonu, gdzie znalazłem resztę zespołu. 
- Nie widziałeś Key'a? - zapytał Onew, robiąc duże oczy. Zawsze miał taką minę, gdy pytał o coś ważnego. 
- Ta... - odparłem z nieukrywaną wściekłością. - Jest na tarasie, nie żałuje sobie przyjemności. 
- ...Co takiego robi? - spytał, rzucając mi zaciekawione spojrzenie. Machnąłem ręką i dosiadłem się do nich. 
- Nie ma żadnych wieści na temat Taemina, co? - zapytałem bez najmniejszej nutki nadziei w głosie. Odnosiłem wrażenie, że nie ma już ratunku i powinniśmy zakończyć poszukiwania. Minho i Onew spojrzeli na siebie porozumiewawczo, po czym spuścili wzrok. Tak, jak myślałem...
- Wiesz, Jonghyun... - zaczął niemrawo Minho. - On... 
        Zerwałem się na równe nogi, o mały włos nie wywracając fotela. Spojrzałem na niego z furią, po czym wypaliłem:
- Wiesz coś?
        Obydwaj spojrzeli na mnie w dziwny, niezidentyfikowany dla mnie sposób. Starałem się cierpliwie czekać na odpowiedź od któregoś z nich, jednak nie reagowali. Przez dłuższy moment patrzyli na mnie jakby chcieli przekazać mi telepatycznie coś, czego ich usta nie są w stanie powiedzieć. Po chwili Minho przerwał niezręczną ciszę. 
- Jest u siebie. 



~~*~~



1 comment: