Dział: T.O.P x G-Dragon
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi
Adrenalina, stres, niezdecydowanie, niepewność, roztrzęsienie -
wszystko to towarzyszyło mi przez ostatni tydzień i nie odstępowało na krok. Po
długich namowach Daesunga zgodziłem się uczestniczyć w sesji zdjęciowej, która
miała zostać opublikowana na łamach kilku znanych koreańskich pism. Nadal nie
byłem co do niej przekonany. Wszystkie poprzednie były dla mnie kompletną
porażką - nie potrafię ani pozować, ani pewnie się czuć, kiedy już komuś jakimś
cudem uda się mnie dobrze ustawić. I jakoś nigdy nie wyrażałem chęci brania
lekcji. Po prostu postanowiłem nie brać udziału w tego rodzaju eventach.
- Top, dajże już spokój, to zwyczajna
sesja. - irytował się Daesung. Sesje były dla niego jak codzienna ranna kawa,
wczesne wstawanie czy nagrywanie piosenki. - Już od dawna zasilasz najbardziej
znane koreańskie kadry show biznesu, a boisz się spotkania z aparatem.
- Gdyby to było takie proste! -
denerwowałem się widząc, że dla niego to bułka z masłem.
- JEST!
Sesję wyobrażałem sobie jak posadzenie mnie przywiązanego do krzesła
przed telewizorem, przyklejenie mi powiek do góry i kazanie oglądać "Modę
na sukces". Fotograf miał pełnić rolę nauczyciela matematyki uczącego infantylnego
ułomnego przedszkolaka, a pomoc techniczna mieć kilkugodzinny seans serialu
"Trudne sprawy: Top, lat 26 - Jestem superstar, a jak pozuję wyglądam jak
ruska gwiazda porno".
- Sesja jest za dwa tygodnie, możesz
zrobić skrócony kurs. - namawiał mnie dalej. - Obciach zmarnować taką szansę.
- Nic się nie stanie, jeżeli nie wezmę w
niej udziału.
- Nic? NIC? Tylko dzięki tak znanej sesji
możesz dotrzeć do ludzi, którzy jeszcze cię nie znają! Chętnie bym się z tobą
zamienił!
- TO ZAMIEŃ.
- !@#$%^&*(! Przecież to tobie to
zaproponowali!
W końcu uległem namowom Delfina ku radości reszty grupy, która miała
dość wysłuchiwania od tygodnia naszych kłótni. Zgodziłem się tylko dlatego, że
cała ta atmosfera tworzona przez Dae zwyczajnie mnie przytłaczała. Na jakiego
pewnego siebie bym nie wyglądał, życie pod presją zdecydowanie nie było dla
mnie.
Wedle wcześniejszych wskazówek wybrałem się na skrócony kurs. Usilne
próby przy nauczycielu również wywoływały u mnie dziwnego rodzaju stres i
niepewność.
- Jest o wiele lepiej, teraz prawa dłoń
trochę wyżej. Swobodniej, swobodniej. Oprzyj się i zrób to bardziej naturalnie.
CZŁOWIEKU, CZY TY MASZ POWYGINANE KOŚCI? Prosto! Świetnie, wyglądasz teraz jak
siedem nieszczęść.
Nauczyciel w ramach swojej surowości nie pozwalał na przerwy w pracy i
nie bronił sobie używania ciętego języka. Sądził, że dzięki temu efekty będą
szybsze i większe. A ja, cały w stresie, pociłem się jak świnia.
- A teraz wyobraź sobie, że mnie tu nie
ma i usiądź swobodnie, jakbyś był sam. #$%^&, jak na gwiazdę pop masz w
sobie wyjątkowo mało gracji...
Po dłuższym czasie w sumie przestałem myśleć o tym, że dziwnie wyglądam.
W końcu byłem tutaj po to, by nauczyć się pozować.
- Dobrze! W końcu załapałeś! Tylko nie
napinaj tak mocno mięśni szyi.
Po czterech godzinach treningu bez przerwy na jedzenie, picie czy
toaletę wypadłem z sali jak po średniowiecznych torturach. Rozpłaszczyłem pysk
na podłodze i postanowiłem doczołgać się do pryszniców, jednak jak padłem, tak
wstać nie mogłem. Bum. Na mojej głowie wylądował zwilżony chłodną wodą ręcznik.
- Szybko robisz postępy! - roześmiał się
znajomy głos.
Gwałtownie podniosłem się na cztery łapy.
- G-Dragon?! Ty... Byłeś tu cały czas? -
zapytałem wystraszony. O Boże, widział wszystkie te moje wyczyny?!
- Nie! - uśmiechnął się, wyciągając do
mnie dłoń. - Byłem kilka godzin temu, potem wybrałem się na zakupy. Pomyślałem,
że może jeszcze nie skończyłeś i tak sobie przyszedłem tu po ciebie.
- Widziałeś te nieudolne pozy... -
majaczyłem pod nosem z zażenowaniem.
- Hm, mówiłeś coś? Poza tym znalazłem
sklep, w którym pasowały na mnie MĘSKIE UBRANIA! Czaisz bazę?! Jestem wprost
zachwycony!
Wstałem z ziemi, otrzepałem się lekko i udałem się w stronę drzwi
łazienki. G dalej coś ględził, chyba nawet nie zauważył, że sobie poszedłem.
Zrzuciłem z siebie przepocone ubrania, wszedłem pod prysznic i rozkoszowałem
się istnieniem lodowatej wody. Westchnąłem z ulgą. Po kilku minutach opuściłem
miejsce ukojenia, zawiązałem sobie ręcznik w pasie i wyszedłem do szatni po
świeże ciuchy.
- Gdybyś w domu tak szybko brał prysznic!
- G, czemu włazisz do męskiej szatni?! A,
sory. Zawsze zapominam. To przez te ubrania.
G-Dragon prychnął i rzucił we mnie moimi jeansami. Wyjąłem z szafki
bieliznę i koszulę.
- Chcę się ubrać.
- Nie przeszkadzaj sobie.
- Chcę się ubrać.
- No to na co czekasz?
- Aż raczysz wyjść?
- Wstydzisz się mnie?
Wykopałem go za drzwi na zbity ryj i zamknąłem na klucz. Dobijał się do
środka, póki się nie ubrałem i nie otworzyłem.
- Jak mogłeś tak desperacko mnie
wyrzucić?!
- Trzeba było wyjść, jak prosiłem.
- Nie prosiłeś!
- Nie rozumiesz metafor.
- Bo nie umiesz ich używać!
Westchnąłem głęboko i zamknąłem mu drzwi przed nosem, gdy opuszczaliśmy
budynek. Usłyszałem jego wrzask z wnętrza, jednak zignorowałem to i poszedłem
dalej.
- Top, Top!
- Nie mam.
- Nie chcę niczego!
- To po co drzesz mordę?
- Pamiętasz, jak nagrywaliśmy te
wszystkie bzdety i wrzucaliśmy na YT?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- No wiesz, najpierw mnie pocałowałeś, a
potem jeszcze Seungri'ego i...
- NIE MAM POJĘCIA, O CZYM MÓWISZ.
- Uuu, czyżby Top wstydził się swoich
postępków?
Przyspieszyłem kroku ciesząc się, że mam dłuższe nogi i po jakimś czasie
go zgubiłem. "Pewnie poszedł na jakąś wyprzedaż czy coś..." -
pomyślałem. Pogrążyłem się w rozmyślaniach na temat sesji. I znów poczułem
ucisk w gardle. Bałem się, że nie dam rady, że po wypuszczeniu gazet z sesją w
obieg zobaczę moje nieudolne pozy, zobaczą je miliony Koreańczyków, miliony
ludzi na całym świecie...
- I jak? - zapytał Taeyang, otwierając
mi niespodziewanie drzwi przed samym nosem, przy okazji przypierdzielając mi
nimi w łeb.
- #$%^&*, kto zamontował je w tą
stronę... - wkurzyłem się. - Padam na ryj, Taeyang, padam na ryj normalnie.
- Cieszę się. - uśmiechnął się.
- TOOOOOP! - wykrzyknął triumfalnie Daesung, niemalże rzucając mi się w objęciach na szyję. - I co, są postępy?
Pochwalił cię? Nie stresujesz się już?
- Jasne. - odburknąłem, omijając go
szerokim łukiem. - Co na obiad?
- Kimchi. Sam robiłem. - odpowiedział Taeyang, popychając mnie w kierunku kuchni.
- Taeyang, jesteś mistrzem. Właśnie
miałem na nie ochotę. Swoją drogą... Niedawno mówiłeś, że nie potrafisz robić
Kimchi. Zacząłeś pracować nad sobą? - zapytałem z zaciekawieniem.
- Nie, kupiłem to takie w plastikowych
miseczkach do zalania. - odparł.
- Jeny, mamy siana jak lodu, a żywimy się
w taki sposób... - westchnąłem. - Jakbyśmy nie mogli pójść do restauracji.
- Wybacz, Top, taki dzień. - odpowiedział
Daesung. - Dzisiaj nawet G-Dragonowi nie chciało się nakładać tapety.
Zalałem dzieło szefa kuchni Taeyanga wrzącą wodą, sięgnąłem do szuflady
po łyżkę i zasiadłem przy stole, jedząc królewski posiłek.
- Jeśli chodzi o G, miał do ciebie jakąś
pilną sprawę. - rzekł Seungri, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Hm? Szprawę? - wymamrotałem z makaronem
w ustach.
- Nie powiedział ci nic? - spytał,
drapiąc się po karku. - Mówił, że to sprawa niecierpiąca zwłoki i musi natychmiast
ci to powiedzieć. Nie mam pojęcia, co miał na myśli, ale pierwszy raz widziałem
go tak poważnego.
- Ględził jakieś bzdety, nie powiedział
nic konkretnego. - odpowiedziałem, mieszając zupkę.
- Powinieneś z nim pogadać. - puścił mi
oczko. - Nie widziałem go jeszcze tak zaangażowanego.
Odszedł od stołu i zamknął się w swoim
pokoju. Zastanawiałem się, co G mógł ode mnie chcieć. "...pierwszy raz
widziałem go tak poważnego."... Nie wiedziałem, co myśleć. Postanowiłem
poczekać, aż wróci z shoppingu. O, o wilku mowa!
- Jesteś, G! - wykrzyknąłem, wstając od
stołu.
- Hmph. - burknął pod nosem, wyjmując
ciasteczka z szafki.
- Chciałeś o czymś ze mną pogadać?
- A chciałeś słuchać?
- Nie baw się ze mną w gry słowne, dobrze
wiesz, że tego nie lubię.
- Dlatego to robię.
- ...Powiesz mi, o co chodzi?
- Gdybyś był dla mnie milszy, już dawno
bym to zrobił.
- Ej, kiedy niby byłem dla ciebie
niemiły?
- Cały dzień jesteś!
Wziął ciasteczka i wyszedł na taras. A ja wróciłem do spożywania dzieła
Taeyanga. Całkiem nieźle wyszło mu to Kimchi. Wyrzuciłem miseczkę i udałem się
na taras. G leżał na leżaku z paczką ciasteczek na brzuchu i obserwował chmury.
Usiadłem na sąsiednim.
- Przeszło ci? - zapytałem.
- Chciałem zadać to samo pytanie.
- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi.
Zachowuję się tak, jak zawsze.
- Wcale nie. Wieczorami zachowujesz się
zupełnie inaczej.
- ...Wieczorami?
- Dobrze słyszałeś. Mówią, że człowiek
wieczorem jest bardziej zmęczony, a dzięki temu jednocześnie otwarty. Może to
jest właśnie sedno sprawy.
- Czyli powinienem być bardziej otwarty?
- Coś w tym stylu. Może dlatego, że
ciśniesz w sobie emocje, jesteś taki oschły na zewnątrz.
"Oschły"? - pomyślałem. Nikt nigdy nie nazwał mnie oschłą
osobą. Może faktycznie ta sesja wywarła na mnie jakiś negatywny wpływ. Racja...
Ostatnio prawie w ogóle się nie śmiałem i byłem nieco chamski w stosunku do
najbliższych.
- Hahahaha. - zaśmiałem się.
- Co cię tak nagle rozśmieszyło?
- Nic. Próbuję być mniej oschły.
- Dość diabolicznie to zabrzmiało.
- Dzięki.
- Ciasteczka?
- Poproszę.
Zamilknęliśmy obydwoje. Chrupaliśmy ciacha i wpatrywaliśmy się w niebo.
G wydawał się być zatroskany. Przez moment miałem wrażenie, że lekko trzęsą mu
się nogi.
- Tamta wygląda jak "G"! -
wykrzyknął nagle, podnosząc się do pozycji siedzącej i wskazując palcem na
jedną z chmur.
- Bardziej jak rogal...
- Żaden tam rogal, sam jesteś rogal. To
jest znak!
- Żaden tam znak, sam jesteś znak.
Prędzej przypadek.
- Żaden przypadek, sam jesteś przypadek.
- Ej, nazwałeś mnie przypadkiem?!
- Wolisz "wypadek przy pracy"?
- Jak ci zaraz...
Zrzuciłem go z leżaka, położyłem go na nim, usiadłem na blokującym jego
ruchy leżaku i zacząłem go łaskotać. Motał się na wszystkie strony i śmiał
głośno.
- A teraz G, nie wypuszczę cię stąd, póki
nie powiesz mi, o co chodziło.
Nagle spoważniał i nawet szybkie ruchy moich palców nie wywoływały u
niego uśmiechu. Patrzył w stronę barierki i nie ruszał się.
- G?
- Nie powiem ci tego teraz.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest odpowiednia sytuacja do
mówienia takich rzeczy.
- ...Ktoś umarł?
- Nie.
- Czyli to nic poważnego.
- Owszem.
Zrezygnowany wstałem i zdjąłem z niego leżak. Mimo to leżał nadal bez
ruchu i wpatrywał się ślepo w martwy punkt. Odszedłem. Postanowiłem wyjść na
spacer. Wszystko to mnie przytłaczało - najpierw sesja, trening, teraz jeszcze
to dziwne zachowanie G... Bałem się, że faktycznie stało się coś złego, a ja
jako jedyny nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji. Założyłem buty i złapałem
za klamkę.
- Top! Ja... - zaczął niemrawo, łapiąc
mnie za mankiet koszuli.
- Hm?
- Może... - podrapał się po głowie. -
Jutro... Jutro mamy wywiad na auli, potem jesteśmy zaproszeni na imprezę w
parku przy fontannie, wtedy... Wtedy ci powiem.
- To będzie odpowiedni moment?
- Nie wiem. Ale nie mogę zwlekać.
Skinąłem głową, pożegnałem go uśmiechem i wyszedłem. Postanowiłem
cierpliwie czekać i nie martwić się na zapas. Co się ma stać, to się stanie.
Nie wiem czemu, ale to opowiadanko mi się spodobało. Niby żadnej akcji nie było, ale jednak coś w tym jest. Najlepsza akcja była z tym przypadkiem. XD no po prostu padłam.
ReplyDeleteT.O.P to wypadek przy pracy XD Dobrze wiedzieć. G-T.O.P zawsze spoko <3
ReplyDelete