19.8.13

Niepewność.

Dział: T.O.P x G-Dragon
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi



       Adrenalina, stres, niezdecydowanie, niepewność, roztrzęsienie - wszystko to towarzyszyło mi przez ostatni tydzień i nie odstępowało na krok. Po długich namowach Daesunga zgodziłem się uczestniczyć w sesji zdjęciowej, która miała zostać opublikowana na łamach kilku znanych koreańskich pism. Nadal nie byłem co do niej przekonany. Wszystkie poprzednie były dla mnie kompletną porażką - nie potrafię ani pozować, ani pewnie się czuć, kiedy już komuś jakimś cudem uda się mnie dobrze ustawić. I jakoś nigdy nie wyrażałem chęci brania lekcji. Po prostu postanowiłem nie brać udziału w tego rodzaju eventach.
- Top, dajże już spokój, to zwyczajna sesja. - irytował się Daesung. Sesje były dla niego jak codzienna ranna kawa, wczesne wstawanie czy nagrywanie piosenki. - Już od dawna zasilasz najbardziej znane koreańskie kadry show biznesu, a boisz się spotkania z aparatem.
- Gdyby to było takie proste! - denerwowałem się widząc, że dla niego to bułka z masłem.
- JEST!
        Sesję wyobrażałem sobie jak posadzenie mnie przywiązanego do krzesła przed telewizorem, przyklejenie mi powiek do góry i kazanie oglądać "Modę na sukces". Fotograf miał pełnić rolę nauczyciela matematyki uczącego infantylnego ułomnego przedszkolaka, a pomoc techniczna mieć kilkugodzinny seans serialu "Trudne sprawy: Top, lat 26 - Jestem superstar, a jak pozuję wyglądam jak ruska gwiazda porno".
- Sesja jest za dwa tygodnie, możesz zrobić skrócony kurs. - namawiał mnie dalej. - Obciach zmarnować taką szansę.
- Nic się nie stanie, jeżeli nie wezmę w niej udziału.
- Nic? NIC? Tylko dzięki tak znanej sesji możesz dotrzeć do ludzi, którzy jeszcze cię nie znają! Chętnie bym się z tobą zamienił!
- TO ZAMIEŃ.
- !@#$%^&*(! Przecież to tobie to zaproponowali!
        W końcu uległem namowom Delfina ku radości reszty grupy, która miała dość wysłuchiwania od tygodnia naszych kłótni. Zgodziłem się tylko dlatego, że cała ta atmosfera tworzona przez Dae zwyczajnie mnie przytłaczała. Na jakiego pewnego siebie bym nie wyglądał, życie pod presją zdecydowanie nie było dla mnie.
        Wedle wcześniejszych wskazówek wybrałem się na skrócony kurs. Usilne próby przy nauczycielu również wywoływały u mnie dziwnego rodzaju stres i niepewność.
- Jest o wiele lepiej, teraz prawa dłoń trochę wyżej. Swobodniej, swobodniej. Oprzyj się i zrób to bardziej naturalnie. CZŁOWIEKU, CZY TY MASZ POWYGINANE KOŚCI? Prosto! Świetnie, wyglądasz teraz jak siedem nieszczęść.
        Nauczyciel w ramach swojej surowości nie pozwalał na przerwy w pracy i nie bronił sobie używania ciętego języka. Sądził, że dzięki temu efekty będą szybsze i większe. A ja, cały w stresie, pociłem się jak świnia.
- A teraz wyobraź sobie, że mnie tu nie ma i usiądź swobodnie, jakbyś był sam. #$%^&, jak na gwiazdę pop masz w sobie wyjątkowo mało gracji...
        Po dłuższym czasie w sumie przestałem myśleć o tym, że dziwnie wyglądam. W końcu byłem tutaj po to, by nauczyć się pozować.
- Dobrze! W końcu załapałeś! Tylko nie napinaj tak mocno mięśni szyi.
        Po czterech godzinach treningu bez przerwy na jedzenie, picie czy toaletę wypadłem z sali jak po średniowiecznych torturach. Rozpłaszczyłem pysk na podłodze i postanowiłem doczołgać się do pryszniców, jednak jak padłem, tak wstać nie mogłem. Bum. Na mojej głowie wylądował zwilżony chłodną wodą ręcznik.
- Szybko robisz postępy! - roześmiał się znajomy głos.
        Gwałtownie podniosłem się na cztery łapy.
- G-Dragon?! Ty... Byłeś tu cały czas? - zapytałem wystraszony. O Boże, widział wszystkie te moje wyczyny?!
- Nie! - uśmiechnął się, wyciągając do mnie dłoń. - Byłem kilka godzin temu, potem wybrałem się na zakupy. Pomyślałem, że może jeszcze nie skończyłeś i tak sobie przyszedłem tu po ciebie.
- Widziałeś te nieudolne pozy... - majaczyłem pod nosem z zażenowaniem.
- Hm, mówiłeś coś? Poza tym znalazłem sklep, w którym pasowały na mnie MĘSKIE UBRANIA! Czaisz bazę?! Jestem wprost zachwycony!
        Wstałem z ziemi, otrzepałem się lekko i udałem się w stronę drzwi łazienki. G dalej coś ględził, chyba nawet nie zauważył, że sobie poszedłem. Zrzuciłem z siebie przepocone ubrania, wszedłem pod prysznic i rozkoszowałem się istnieniem lodowatej wody. Westchnąłem z ulgą. Po kilku minutach opuściłem miejsce ukojenia, zawiązałem sobie ręcznik w pasie i wyszedłem do szatni po świeże ciuchy.
- Gdybyś w domu tak szybko brał prysznic!
- G, czemu włazisz do męskiej szatni?! A, sory. Zawsze zapominam. To przez te ubrania.
        G-Dragon prychnął i rzucił we mnie moimi jeansami. Wyjąłem z szafki bieliznę i koszulę.
- Chcę się ubrać.
- Nie przeszkadzaj sobie.
- Chcę się ubrać.
- No to na co czekasz?
- Aż raczysz wyjść?
- Wstydzisz się mnie?
        Wykopałem go za drzwi na zbity ryj i zamknąłem na klucz. Dobijał się do środka, póki się nie ubrałem i nie otworzyłem.
- Jak mogłeś tak desperacko mnie wyrzucić?!
- Trzeba było wyjść, jak prosiłem.
- Nie prosiłeś!
- Nie rozumiesz metafor.
- Bo nie umiesz ich używać!
        Westchnąłem głęboko i zamknąłem mu drzwi przed nosem, gdy opuszczaliśmy budynek. Usłyszałem jego wrzask z wnętrza, jednak zignorowałem to i poszedłem dalej.
- Top, Top!
- Nie mam.
- Nie chcę niczego!
- To po co drzesz mordę?
- Pamiętasz, jak nagrywaliśmy te wszystkie bzdety i wrzucaliśmy na YT?
- Nie mam pojęcia, o czym mówisz.
- No wiesz, najpierw mnie pocałowałeś, a potem jeszcze Seungri'ego i...
- NIE MAM POJĘCIA, O CZYM MÓWISZ.
- Uuu, czyżby Top wstydził się swoich postępków?
        Przyspieszyłem kroku ciesząc się, że mam dłuższe nogi i po jakimś czasie go zgubiłem. "Pewnie poszedł na jakąś wyprzedaż czy coś..." - pomyślałem. Pogrążyłem się w rozmyślaniach na temat sesji. I znów poczułem ucisk w gardle. Bałem się, że nie dam rady, że po wypuszczeniu gazet z sesją w obieg zobaczę moje nieudolne pozy, zobaczą je miliony Koreańczyków, miliony ludzi na całym świecie...
- I jak? - zapytał Taeyang, otwierając mi niespodziewanie drzwi przed samym nosem, przy okazji przypierdzielając mi nimi w łeb.
- #$%^&*, kto zamontował je w tą stronę... - wkurzyłem się. - Padam na ryj, Taeyang, padam na ryj normalnie.
- Cieszę się. - uśmiechnął się.
- TOOOOOP! - wykrzyknął triumfalnie Daesung, niemalże rzucając mi się w objęciach na szyję. - I co, są postępy? Pochwalił cię? Nie stresujesz się już?
- Jasne. - odburknąłem, omijając go szerokim łukiem. - Co na obiad?
- Kimchi. Sam robiłem. - odpowiedział Taeyang, popychając mnie w kierunku kuchni.
- Taeyang, jesteś mistrzem. Właśnie miałem na nie ochotę. Swoją drogą... Niedawno mówiłeś, że nie potrafisz robić Kimchi. Zacząłeś pracować nad sobą? - zapytałem z zaciekawieniem.
- Nie, kupiłem to takie w plastikowych miseczkach do zalania. - odparł.
- Jeny, mamy siana jak lodu, a żywimy się w taki sposób... - westchnąłem. - Jakbyśmy nie mogli pójść do restauracji.
- Wybacz, Top, taki dzień. - odpowiedział Daesung. - Dzisiaj nawet G-Dragonowi nie chciało się nakładać tapety.
        Zalałem dzieło szefa kuchni Taeyanga wrzącą wodą, sięgnąłem do szuflady po łyżkę i zasiadłem przy stole, jedząc królewski posiłek.
- Jeśli chodzi o G, miał do ciebie jakąś pilną sprawę. - rzekł Seungri, zajmując miejsce naprzeciwko mnie.
- Hm? Szprawę? - wymamrotałem z makaronem w ustach.
- Nie powiedział ci nic? - spytał, drapiąc się po karku. - Mówił, że to sprawa niecierpiąca zwłoki i musi natychmiast ci to powiedzieć. Nie mam pojęcia, co miał na myśli, ale pierwszy raz widziałem go tak poważnego.
- Ględził jakieś bzdety, nie powiedział nic konkretnego. - odpowiedziałem, mieszając zupkę.
- Powinieneś z nim pogadać. - puścił mi oczko. - Nie widziałem go jeszcze tak zaangażowanego.
                    Odszedł od stołu i zamknął się w swoim pokoju. Zastanawiałem się, co G mógł ode mnie chcieć. "...pierwszy raz widziałem go tak poważnego."... Nie wiedziałem, co myśleć. Postanowiłem poczekać, aż wróci z shoppingu. O, o wilku mowa!
- Jesteś, G! - wykrzyknąłem, wstając od stołu.
- Hmph. - burknął pod nosem, wyjmując ciasteczka z szafki.
- Chciałeś o czymś ze mną pogadać?
- A chciałeś słuchać?
- Nie baw się ze mną w gry słowne, dobrze wiesz, że tego nie lubię.
- Dlatego to robię.
- ...Powiesz mi, o co chodzi?
- Gdybyś był dla mnie milszy, już dawno bym to zrobił.
- Ej, kiedy niby byłem dla ciebie niemiły?
- Cały dzień jesteś!
        Wziął ciasteczka i wyszedł na taras. A ja wróciłem do spożywania dzieła Taeyanga. Całkiem nieźle wyszło mu to Kimchi. Wyrzuciłem miseczkę i udałem się na taras. G leżał na leżaku z paczką ciasteczek na brzuchu i obserwował chmury. Usiadłem na sąsiednim.
- Przeszło ci? - zapytałem.
- Chciałem zadać to samo pytanie.
- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi. Zachowuję się tak, jak zawsze.
- Wcale nie. Wieczorami zachowujesz się zupełnie inaczej.
- ...Wieczorami?
- Dobrze słyszałeś. Mówią, że człowiek wieczorem jest bardziej zmęczony, a dzięki temu jednocześnie otwarty. Może to jest właśnie sedno sprawy.
- Czyli powinienem być bardziej otwarty?
- Coś w tym stylu. Może dlatego, że ciśniesz w sobie emocje, jesteś taki oschły na zewnątrz.
        "Oschły"? - pomyślałem. Nikt nigdy nie nazwał mnie oschłą osobą. Może faktycznie ta sesja wywarła na mnie jakiś negatywny wpływ. Racja... Ostatnio prawie w ogóle się nie śmiałem i byłem nieco chamski w stosunku do najbliższych.
- Hahahaha. - zaśmiałem się.
- Co cię tak nagle rozśmieszyło?
- Nic. Próbuję być mniej oschły.
- Dość diabolicznie to zabrzmiało.
- Dzięki.
- Ciasteczka?
- Poproszę.
        Zamilknęliśmy obydwoje. Chrupaliśmy ciacha i wpatrywaliśmy się w niebo. G wydawał się być zatroskany. Przez moment miałem wrażenie, że lekko trzęsą mu się nogi.
- Tamta wygląda jak "G"! - wykrzyknął nagle, podnosząc się do pozycji siedzącej i wskazując palcem na jedną z chmur.
- Bardziej jak rogal...
- Żaden tam rogal, sam jesteś rogal. To jest znak!
- Żaden tam znak, sam jesteś znak. Prędzej przypadek.
- Żaden przypadek, sam jesteś przypadek.
- Ej, nazwałeś mnie przypadkiem?!
- Wolisz "wypadek przy pracy"?
- Jak ci zaraz...
        Zrzuciłem go z leżaka, położyłem go na nim, usiadłem na blokującym jego ruchy leżaku i zacząłem go łaskotać. Motał się na wszystkie strony i śmiał głośno.
- A teraz G, nie wypuszczę cię stąd, póki nie powiesz mi, o co chodziło.
        Nagle spoważniał i nawet szybkie ruchy moich palców nie wywoływały u niego uśmiechu. Patrzył w stronę barierki i nie ruszał się.
- G?
- Nie powiem ci tego teraz.
- Dlaczego?
- Bo to nie jest odpowiednia sytuacja do mówienia takich rzeczy.
- ...Ktoś umarł?
- Nie.
- Czyli to nic poważnego.
- Owszem.
        Zrezygnowany wstałem i zdjąłem z niego leżak. Mimo to leżał nadal bez ruchu i wpatrywał się ślepo w martwy punkt. Odszedłem. Postanowiłem wyjść na spacer. Wszystko to mnie przytłaczało - najpierw sesja, trening, teraz jeszcze to dziwne zachowanie G... Bałem się, że faktycznie stało się coś złego, a ja jako jedyny nie zdaję sobie sprawy z powagi sytuacji. Założyłem buty i złapałem za klamkę.
- Top! Ja... - zaczął niemrawo, łapiąc mnie za mankiet koszuli.
- Hm?
- Może... - podrapał się po głowie. - Jutro... Jutro mamy wywiad na auli, potem jesteśmy zaproszeni na imprezę w parku przy fontannie, wtedy... Wtedy ci powiem.
- To będzie odpowiedni moment?
- Nie wiem. Ale nie mogę zwlekać.

        Skinąłem głową, pożegnałem go uśmiechem i wyszedłem. Postanowiłem cierpliwie czekać i nie martwić się na zapas. Co się ma stać, to się stanie. 





2 comments:

  1. Nie wiem czemu, ale to opowiadanko mi się spodobało. Niby żadnej akcji nie było, ale jednak coś w tym jest. Najlepsza akcja była z tym przypadkiem. XD no po prostu padłam.

    ReplyDelete
  2. T.O.P to wypadek przy pracy XD Dobrze wiedzieć. G-T.O.P zawsze spoko <3

    ReplyDelete