29.1.18

Kiedy ja pana kocham!

Dział: Jak najdzie ochota, to i pies kota wyłomota
Numer rozdziału: 6
Gatunek: Yaoi



                Potulnie wróciłem za bar, próbując nie reagować na milutkie uśmiechy i zalotne trzepotanie rzęs Kate. Nadal nie wiedziałem, kim jest ta kobieta, a miałem silną potrzebę zdobycia wszelkich informacji na jej temat. Przeszkadzała mi jej obecność. Przeszkadzało mi jej istnienie. 
               Zachowywałem się jak dzieciak. Nie, zachowywałem się jakbym był jakieś pięć minut przed poczęciem. Co to była w ogóle za zazdrość z mojej strony? I to jeszcze o faceta, którego znałem... chwilę. Nie wiedziałem nawet, ile ma lat, czym się zajmuje i co lubi robić w wolnym czasie. To skąd ja mogłem wiedzieć, czy go kocham, czy nie? Cholerna miłość... przychodzi tak znienacka. Gówno prawda! Sraczka też przychodzi znienacka. I nikt się nad nią nie zastanawia. 
               Will skończył po jednej szklaneczce whiskey, blondynka natomiast przesuwała swoje granice coraz dalej, wciąż zamawiając kolejne drinki. Łatwo można się domyślić, w jakim stanie skończyła i kogo poprosiła o odprowadzenie do domu. No, z ryja jej biło "przeleć mnie, kimkolwiek jesteś". Luby rzeczywiście zdawał się nie reagować. Kiedy przyjrzałem się temu bliżej, Wasyl faktycznie miał rację — on miał ją gdzieś. Ale w jakim celu w takim razie się z nią spotkał, tracił na nią swój czas i pieniądze? I, trudniejsze pytanie, co w takim stanie rzeczy miał zamiar zrobić? Skoczyć do niej na szybką kawę o północy i przespać się z nią? Kurwa, Ashley, no przestań już może, co?
               Z rozmyślań wyrwał mnie delikatny uśmiech Williama skierowany wprost do mnie. Opierał podbródek na dłoniach i spoglądał na mnie zalotnie. Zorientowałem się wówczas, iż nieznajoma mi kobieta wyszła właśnie do toalety. I wyglądało na to, że książę został sam i mógł poczuć się samotny. Rozejrzałem się wokół, czy aby na pewno żaden klient nie czeka na zamówienie, po czym wolnym krokiem podszedłem w jego stronę i oparłem się na barowym blacie.
— A pan czego sobie życzy? — spytałem, uśmiechając się zawadiacko. 
— A co może mi pan zaoferować tego pięknego wieczoru? — zadał pytanie, prostując się. Nie mogłem oderwać od niego wzroku. Zapewne znów spoglądałem na niego "sugestywnie", jak to określił wcześniej. 
— Niestety mamy tylko oferty dla dwojga. — Posmutniałem.
— Wspaniale się składa, przyszedłem tu akurat z kobietą — odparł z pewnością. 
— Nienawidzę cię, kurwa — wycedziłem przez zęby, a mój nastrój momentalnie się pogorszył. — Idę stąd. 
— Czekaj... — rzucił krótko i w ostatniej chwili chwycił mnie za rękaw białej roboczej koszuli. — Jeśli dobrze pamiętam, mamy już dziś nowy limit. Aż trzy. 
               Obróciłem się delikatnie na pięcie i rzuciłem mu poddenerwowane spojrzenie. 
— A co, jeśli odmówię? — zadałem pytanie, przekręcając głowę w bok niczym pies. 
— Będę sfrustrowany, panie Anderson — odpowiedział z konsternacją. — Myślę, że to może negatywnie się odbić na moim psychicznym zdrowiu. 
                Położyłem dłoń na jego policzku i delikatnie przesunąłem kciukiem po jego dolnej wardze, zagryzając usta i uśmiechając się lekko. 
— Oskarżę pana o mobbing — rzekł, marszcząc czoło.
— Kiedy ja pana kocham!
               Roześmiał się cicho. Ostatkiem sił powstrzymywałem się, żeby nie pocałować go przy ludziach. I zdawało się, że on robi dokładnie to samo. Patrzyliśmy sobie w oczy tak głęboko, iż było to bardziej erotyczne, bardziej przesiąknięte seksem i intymne niż cokolwiek, co dwoje ludzi mogłoby razem robić. Ale wtedy nagle mina mi zrzedła. 
— Panie Williamie. — Spoważniałem nagle. — Mamy problem. 
               I wbrew pozorom nie była to wracająca z toalety Kate. Był to we własnej osobie przyjaciel Rosjanin, który powrócił niczym bumerang i chyba właśnie nakrył nas na gorącym uczynku. Po chwili emocje opadły, gdyż zorientowaliśmy się, że trochę spuchły mu powieki i zbyt wiele nie widzi. 
— Jakif fkurwyfyn walnął mnie profto w gębę. Drobiafg — powiedział na przywitanie, zajął miejsce i poprosił o wódkę. 
               Uśmiechnąłem się pod nosem i wykonałem jego polecenie. Przez cały ten czas czułem na sobie wzrok Willa. Nareszcie udało mi się być w centrum jego uwagi. Mogłoby tak już zostać. Jednak w końcu wróciła Kate, brunet znów przestał się uśmiechać i cały czar prysł. W dodatku przypomniałem sobie, że koniec końców nie pozwoliłem mu się pocałować i pewnie nie będziemy mieli okazji już tego dziś zrobić. A to oznaczało, że przepadną mi całe trzy pocałunki. Spojrzałem na niego ze zmartwieniem, ale akurat na mnie nie patrzył. Spuściłem głowę. W końcu kobieta była tak pijana, iż podał jej płaszcz i zaoferował odprowadzenie. Westchnąłem głęboko i już nawet nie miałem ochoty obserwować rozwoju wydarzeń. Wasyl znów gdzieś zniknął, a łudziłem się, że chociaż on mi potowarzyszy. Wtem jednak skinął do mnie Will. "Co jest, jeszcze będą pić?" — pomyślałem i zdziwiłem się. Podszedłem do nich powoli.
— Tak?
— Chciałbym jeszcze coś zamówić — odparł.
— Will, ja już nie... — wymamrotała Kate, śmiejąc się do rozpuku.
— Słucham? — spytałem.
— Trzy pocałunki przystojnego barmana — powiedział. Blondynka spojrzała na niego ze zdziwieniem. 
— Kartą czy gotówką? — zapytałem. Uśmiechnął się.
— A wszystko mi jedno... — Zaśmiał się, po czym przyciągnął mnie do siebie i złożył gorący pocałunek na moich ustach na oczach Kate. Nie miałem pojęcia, co się dzieje, ale korzystałem z okazji i kosztowałem jego chłodnych ust smakujących dobrą zimną whiskey. 
               Dałem się ponieść chwili i wtedy nagle... ugryzł mnie! Ugryzł mnie tak gwałtownie i tak mocno, że z moich warg potoczyła się wąska strużka krwi. Wytrzeszczyłem oczy ze zdziwienia. W spodniach miałem powstanie warszawskie.
— Tak na wszelki wypadek, żeby nikt inny cię nie całował — odparł na odchodne, po czym pomógł Kate wstać i obydwoje zniknęli za drzwiami.


No comments:

Post a Comment