14.7.17

9

Dział: Zaplątani
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi



Akihito Jones - Naru 
Kai Yamazaru - Lisu




AKIHITO

          Mężczyzna pieścił mnie jeszcze długo, drapiąc, gryząc a także szczypiąc, sprawiając mi tym samym ogromną przyjemność. W końcu jednak doszedłem w jego usta, jęcząc przy tym cicho jego imię. Liczyłem po cichu na to, że w końcu posuniemy się dalej, zwłaszcza, że ten pieścił mnie dalej, jednak nagle zadzwonił telefon mężczyzny. "Nie odbieraj, zajmij się jak raz mną..." powtarzałem w myślach jak mantrę, jednak nie dotarła ona do mężczyzny, gdyż ten sięgnął po to przeklęte urządzenie i odebrał połączenie. Usiadłem więc obok niego i zacząłem go całować po szyi, by skupić jego uwagę na sobie. 
— Kai... — mruknąłem cicho, czekając aż ten skończy rozmawiać, a kiedy to się stało, uśmiechnąłem się zadowolony, jednakże moja radość nie trwała długo, ze względu na to, co on powiedział.
— Jj... ja nie wiem... jak ty wyszedłeś, to pobiegłem za tobą... po całym mieście cię szukałem, nie wiem, ile wypił — powiedziałem drżącym głosem i mocno go przytuliłem, chcąc dać mu wsparcie. — Twoja mama obiecała, że zamówią taksówkę, żeby twój ojciec nie prowadził po pijaku... Mówiła, że zatrzymają się w pobliskim hotelu i, że... Że dziś rano do nas wrócą... — powiedziałem załamany.           Czułem się winny całej tej sytuacji, w końcu gdybym się nie uparł, że Kai ma spać w łóżku, to oni zostaliby w domu i nic by się nie stało, a tak? Przeze mnie Kai stracił rodziców... Przecież on mnie przez to znienawidzi. Zadrżałem mocno i poczułem jak łzy spływają mi po policzkach. 
— Kai... przepraszam... — wyszeptałem drżącym głosem, przytulając go mocno do siebie.


KAI

— Przecież to nie twoja wina, Aki — odparłem ze spokojem. 
          Prawdopodobnie jeszcze do mnie to wszystko nie dotarło. Nie czułem nic. Ale wiedziałem, że może to być cisza przed burzą. 
— Aoi chce się spotkać ze mną i resztą rodzeństwa. Przyjedzie koło południa. Chcę, żebyś jechał tam ze mną. Nie wiem jeszcze, co im powiem, ale będę potrzebował twojej obecności.
          Domyślałem się, że zabranie ze sobą Akiego może przysporzyć mi kłopotów. Mimo to nie wyobrażałem sobie, żeby nie było go tam przy mnie. Otarłem łzy Akiemu i objąłem go ramieniem. To wszystko zdawało się być koszmarnym żartem. Nie wiedziałem, co powiedzieć, ale w jakiś sposób czułem się szczęśliwy, że Aki jest przy mnie. Chociaż nawet nie potrafiłem mu tego powiedzieć. Miałem nadzieję, że doskonale o tym wie.
— Aki, wybacz mi pytanie nie na miejscu, ale... — zacząłem.
          Zawahałem się nieco, ale Aki nie dałby mi żyć, gdybym zaczął i nie skończył. Jego błyszczące od łez oczy z ciekawością pytały, co mam do powiedzenia. Odpaliłem drugiego papierosa. Wplotłem palce w jego włosy i pogłaskałem go delikatnie. Wbiłem wzrok w ziemię. Na zewnątrz powoli się rozjaśniało.
— Myślałeś kiedyś o dziecku? — spytałem w końcu. — Wiesz, takim zdeformowanym bachorze, który ciągałby cię za fartuch, kiedy czekałbyś na mnie z kolacją?



AKIHITO

— Pojadę z tobą... jesteś moim chłopakiem... osobą, którą kocham, nie wyobrażam sobie puścić cię samego... Jesteś mi zbyt bliski, muszę cię wspierać... Wiem, że to może niewiele, ale chcę być przy tobie... Tak po prostu, żebyś lepiej się czuł — wyjaśniłem cicho, uśmiechając się smutno. 
          Musiałem się ogarnąć, w końcu muszę być silny, jeśli chcę mu pomóc, nie mogę się załamać, nie kiedy jak raz mogę go wesprzeć. 
— Tak? — zapytałem i spojrzałem na niego wyczekująco. Kiedy ten wspomniał o dziecku, otworzyłem szeroko oczy. Dopiero teraz coś do mnie dotarło. — Ja... posłuchaj... rodzice od dawna mi tłumaczyli, że ja mogę mieć dziecko... nie wiem jak to działa, jakieś tam narządy w środku mam jak baba... — wymamrotałem, dosyć zawstydzony tym. 
          Nigdy mu o tym nie mówiłem, bo bałem się, że uzna mnie za wynaturzonego, ale teraz? Musiałem mu powiedzieć to, o czym pomyślałem. 
— Moi rodzice pokazali, że już mają podpisany papierek o tym, że firmy przechodzą w ręce moje i mojego przyszłego męża, którym okazałeś się ty... i teraz... ja już rozumiem dlaczego to zrobili... wiedzą o moich możliwościach, wiedzą, że będziemy mogli mieć dziecko, które po nas przejmie cały ten biznes... Rozumiesz? Wszystko jest na papierach, cała ta firma będzie w twoich rękach jeśli mnie poślubisz, więc nawet jeśli twój brat będzie chciał mieć do niej prawa, to ich nie dostanie — powiedziałem i mocno go przytuliłem. — A dziecko... to by było słodkie, widzieć jak bawisz się z takim maleństwem... i zabawne byłoby słuchanie twoich przekleństw w czasie, gdy miałbyś zmieniać pieluchy — zaśmiałem się cicho.


KAI

          Spojrzałem na niego nieco zdegustowany. Nie do końca rozumiałem, co miał na myśli. Więcej zajebistych newsów na ten poranek. Moi starzy nie żyją, a mój facet to nie do końca facet. O co w tym wszystkim chodzi?
— Aki, uspokój dupę — przerwałem jego monolog. — Mam młodszego brata, jest jedynym niepełnoletnim z mojego rodzeństwa. Będzie trzeba coś z nim zrobić. Narządy jak baba? Ja nie wiem, czy chcę wiedzieć więcej. I nie wiem, czemu mówisz mi to dopiero teraz. Chciałem zaproponować wspólną kąpiel, właśnie mi się odechciało. Idę się umyć. Sam. Ogarnij mi jakieś prochy, które utrzymają mnie przy życiu, zrób śniadanie i sprzątnij ten syf.
          Rzuciłem peta na ziemię i poszedłem wziąć prysznic. Naprawdę zaczynałem się w tym wszystkim gubić. W dodatku nadal czułem się chujowo. Aoiemu chyba się spieszyło, napisał, że będzie wcześniej. Potwierdziłem, dodając, że jest że mną syn tych ludzi, z którymi mieliśmy nawiązać współpracę. Aoi zdawał się być zdziwiony tym faktem, ale zignorowałem to. Nie musiałem się nikomu tłumaczyć.
          Kiedy opuściłem łazienkę, o dziwo nie zastał mnie w pokoju pożar. Wylazłem na balkon z kolejną fajką, przytłoczony życiem i płcią Akiego. Kurwa, co to miało być, do chuja?
          Zastanawiałem się, w jakim stanie są teraz Meraya, Sora i Rin. Aoi był spokojny, ale on zawsze zachowywał zimną krew. Bliźniaczki nie zawsze potrafiły to robić, tym bardziej ten czternastoletni gówniarz. Westchnąłem głęboko. Wszystko było do bani.



AKIHITO

— Kai... — szepnąłem i spojrzałem za nim smutno. 
          Nie rozumiał, nawet nie próbował zrozumieć, co mnie bardzo zabolało. Przez chwilę nawet zastanawiałem się nad tym, czy Kai jest dla mnie dobrym chłopakiem. W końcu nigdy specjalnie nie okazywał czułości, musiałem sam o to prosić, wspierał mnie tylko, gdy sam uznał to za słuszne już kilka razy naraził mnie na śmierć w pożarze, niechętnie też wyznawał mi swoje uczucia. Może.. może on w ogóle mnie nie kochał? Ale czy w takim razie byłby tyle czasu z kimś, kto nawet nie chce z nim iść do łóżka? A może... zwyczajnie miał kogoś na boku? W końcu, jako normalny facet wytrzyma tyle czasu bez seksu?
          Te myśli zaczęły mnie wręcz przygniatać, w końcu jak mogę być z kimś, kto mnie tak naprawdę nie chce?
          Zasmucony własnymi myślami, wstałem powoli i zgasiłem leżącego na dywanie papierosa, własną stopą. Zignorowałem towarzyszący temu ból i powoli udałem się do kuchni. Kaszlałem przy tym ostro, jestem pewien, ze będę chory przez to nocne chodzenie po mieście w cienkiej bluzie. Zignorowałem jednak też to, po czym wszedłem powoli do kuchni. Przygotowałem dla Kaia okonomiyaki oraz mocną kawę, koło której ułożyłem leki, które z cudem znalazłem w szafce w kuchni. Gdy wszystko było gotowe a mój chłopak wyszedł na balkon, zabrałem tacę ze śniadaniem i bez słowa wyszedłem na balkon. Postawiłem mu na małym stoliku tace, po czym również bez słowa wróciłem do pokoju, szukając dla siebie ubrań.



KAI

          Wszystko waliło mi się na ryj. I wcale się dzięki temu nie prostował, nadal wyglądałem tak jak wcześniej. Zastanawiałem się, gdzie się podział ten związek bez tajemnic, związek, w którym rozmowa zawsze potrafi zdziałać wszystko i załatwić wszystkie problemy. Czy w ogóle kiedykolwiek tak było? A może tylko idealizowałem to, co było między mną a Akim?
          Biłem się z myślami. Chciałem wrócić do pokoju i przytulić mocno Akiego, mówiąc, żeby zjadł ze mną śniadanie, a potem rzucić go na łóżko i zrobić z nim, co mi się podoba. Jednak jednocześnie nie miałem ochoty na niego patrzeć przez to, co zrobił. Naprawdę nie rozumiałem, dlaczego powiedział mi o tym tak późno. Ostatnimi czasy nie był to pierwszy raz, kiedy coś przede mną ukrył czy zataił. Nic się nie dzieje bez powodu, ale jaka mogła być przyczyna jego zachowań?
          Rzuciłem okiem na śniadanie, które postawił mi na stole. Nie miałem apetytu. Sięgnąłem jedynie po leki. Czułem się tak tragicznie, że nawet wizja skoczenia pod pociąg wydawała się być kusząca. Byłem winny śmierci rodziców, zostałem bez starych, miałem wysoką gorączkę i prawdopodobnie chciano zmusić mnie do ślubu z facetem, który mnie okłamuje. Nie mogło być lepiej.
         Aoi zadzwonił z informacją, że będzie za jakąś godzinę. Poczułem wtedy nagłą chęć spędzenia całego dnia samotnie w łóżku. Naprawdę nie wiedziałem, co ze sobą począć. Byłem piekielnie samotny. Nikt nie był w stanie mnie zrozumieć, a co dopiero mi pomóc.
Wszedłem do pokoju, żeby popatrzyć sobie, jak Aki się ubiera. Nie mogłem mimo wszystko ominąć takiej chwili. Poza tym był to idealny moment do powkurwiania go.
— Aki — zacząłem, opierając się o framugę drzwi. Nadal paliłem papierosa. — To ja mam teraz dziewczynę czy chłopaka? Wiem, może pytanie nie na miejscu, bo jesteśmy razem już prawie trzy lata, ale jakoś tak nikt mi nie powiedział wcześniej, a to może być jednak istotna informacja.
          Na próżno próbowałem oderwać wzrok od jego wystających łopatek, kiedy zakładał koszulkę. Lubiłem jego kości chyba bardziej od niego samego, ale wolałem mu tego nie mówić, bo zacząłby robić aferę jak zwykle.



AKIHITO

          Kiedy starszy znajdował się na balkonie, ja udałem się do łazienki, gdzie wziąłem ekspresowy, gorący prysznic, chcąc się nieco rozbudzić. Kiedy wyszedłem, nałożyłem na siebie czyste bokserki i ubrany tylko w nie, udałem się do pokoju, gdzie zacząłem się ubierać. W momencie, gdy nasuwałem na siebie spodnie, do pokoju wrócił Kai. Starałem się go ignorować, bo czułem, że za chwilę wybuchnę a przecież w taki dzień, to powinienem być blisko mężczyzny, wspierać go i pomagać mu. Jednak... Jednak Kai się odezwał a cała moja maska obojętności pękła.
— Obojnaka, kurwa — warknąłem zły, nakładając na siebie koszulkę i obracając się w jego stronę. — Widzisz? Dlatego ci nie mówiłem, wiedziałem, że potraktujesz mnie jak debila... jak jebane wynaturzenie — powiedziałem załamany, zaciskając dłonie na ramionach. — Jestem facetem, jeszcze chwilę temu miałeś mojego chuja w gębie, więc powinieneś wiedzieć... — prychnąłem, pierwszy raz używając tak ostrych i dosadnych słów. — Ja tylko mam możliwość zajścia w ciążę. Nie mam okresu jak to u bab, ale mam swoje wahania nastrojów, czasami wręcz marzę o tym, żebyś mnie... no wiesz... ale w takich dniach zwyczajnie się z tobą nie spotykałem. Matka od dawna daje mi jakieś dziwne leki, więc nawet jakbyś mnie przeleciał, nie zaszedłbym z tobą... — mruknąłem cicho i odwróciłem wzrok. — Bałem się ci powiedzieć i teraz wiem, że ten lęk był słuszny...



KAI

          Szarpał mnie lekko za ramiona, a jego oczy zaszkliły się łzami wściekłości. Zaskoczyło mnie to. Delikatnie zsunąłem jego dłonie ze swoich ramion.
— Niby czemu był słuszny? — spytałem. — Co znaczy, że bałeś mi się coś powiedzieć?
          W moim głosie wyraźnie dostrzegalna była niepewność. Bo co to wszystko miało znaczyć? Ostatnio nic się nie układało. Przestałem zrzucać winę na swój brak starań. Były kwiaty i romantyczna kolacja. Co dostałem w zamian? Pracę Akiego jako hosta, z czego na szczęście zrezygnował. I wyjawienie mi sekretu po 3 latach. Ciekawe, czy powiedziałby, gdybym nie zapytał. Może zorientowałbym się po kilku miesiącach od pierwszego razu, kiedy dziwnym trafem zacząłby przybierać na wadze. Naprawdę nie miałem zielonego pojęcia, jak Aki miał zamiar to wszystko rozegrać. Dla mnie było to nielogiczne i absurdalne.
— Męczą mnie te twoje sekrety i tajemnice — odparłem.
          Po tych słowach opuściłem pokój i poszedłem po czekającą na mnie na balkonie zimną kawę. Aki w specyficzny sposób okazywał swoją wdzięczność za przyjęcie go do mieszkania. Chociaż w takim stanie rzeczy mógłby wrócić do rodziców, kiedy tylko by chciał. Co to za różnica, czy ma mieszkać z nimi, czy z kolesiem, z którym jest zmuszony wziąć ślub. Było mi cholernie ciężko. Miałem cichą nadzieję, że to wszystko to głupi sen, a kiedy się obudzę, wszystko wróci do normy. Oddałbym chyba wszystko za taką możliwość.


AKIHITO

— Nie mam ich tak wielu jak ty... — powiedziałem smutnym głosem. — Twoi przyjaciele nadal sądzą, że jestem laską, nie? — mruknąłem, patrząc na jego zaskoczoną twarz. — Tak, słyszałem jak rozmawiasz o mnie przez telefon — powiedziałem smutno i usiadłem na brzegu łóżka, patrząc jak ten wychodzi na balkon. 
          Westchnąłem załamany, opuszczając wzrok na swoje dłonie. Siedziałem tam przez długi czas, aż w końcu podniosłem się i poszedłem za nim, mocno przytulając się do jego pleców.
— Kai... zrozum mnie... bałem się jak cholera... ja sam mam siebie za wynaturzenie, więc bałem się twojej reakcji na to — wyszeptałem, cicho pociągając nosem. — Chciałem ci powiedzieć, ale no... nie wiedziałem jak, a dziś to po prostu samo wyszło z moich ust i tyle... — wymamrotałem i oparłem czoło na jego plecach. — Kocham cię przecież i nie chcę cię za bardzo okłamywać... — wyszeptałem, jednak starałem się być na tyle wyraźnym by mnie zrozumiał. — To ty mnie okłamujesz... Twierdziłeś, że twoi znajomi nie lubią poznawać osób, z którymi jesteś w związku a prawda jest taka, że się mnie wstydzisz... — powiedziałem załamany. — Ale to nic... nie mam ci tego za złe... Jedyne, co mam ci za złe, to jest to... — powiedziałem, wskazując na papierosa w jego dłoni.



KAI

— To nie ciebie się wstydzę — odparłem. — To ich się wstydzę. Poza tym nie nazywaj ludzi, z którymi jestem zmuszony pracować, moimi znajomymi. Nie mam z nimi nic wspólnego. Są pojebani. Ja nie jestem pojebany.
          Aki znowu się rozklejał jak to miał w zwyczaju zawsze po niespodziewanych napadach agresji. Był jak huragan. Najpierw ciepły i wilgotny, a potem... zabierał dom i samochód?
— Przyjaciela mam jednego i wiedział o tobie zanim jeszcze byliśmy razem, uspokój się - mamrotałem. — Nie wiem o chuj ci chodzi. Zresztą, jakie mam niby sekrety? Wydawało mi się, ze wiesz o wszystkim. Myliłem się?
          Dziwiło mnie to, że Aki na dzień wkurwiania mnie wybrał akurat dzień śmierci moich starych. Możliwe, że to był ten czas, kiedy powinien mieć okres. Cholera, skoro powinien go mieć, a go nie ma, to znaczy, że reakcje będą jeszcze gorsze.
— Wynaturzenie — powiedziałem sam do siebie. — W sumie to mam cię za wynaturzenie odkąd zobaczyłem cię po raz pierwszy, więc nie masz się o co martwić.
           Zapaliłem kolejnego papierosa mimo tego, co mi powiedział.
— Za złe? — spytałem. — Nałóg to słabość. Ofiarom trzeba pomagać, a nie mieć im za złe. Możesz na przykład codziennie robić mi śniadanie do łóżka, przygotowywać kąpiel, sprzątać, robić zakupy, płacić rachunki w ramach pomocy. Myślę, że to rozsądny układ.


No comments:

Post a Comment