Dział: One shot
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi
Co to za świat, w którym psy są bardziej ludzkie od ludzi, a ludzie zachowują się jak psy?
Mój cynizm zepchnął mnie na margines. Byłem świadom tego, że stałem się outsiderem, choć działo się to jakoś mimowolnie. Świat nadal dzielił się na grupy, posiadał swoją hierarchię, te wszystkie wojny o równość miały zupełnie inny powód, ale o tym powodzie nie można było mówić, więc przykrywką była równość. Moje rozciągnięte spodnie dodawały mi sławy podobnie jak wiecznie wkurzone spojrzenie i brak ochoty do rozmowy z rówieśnikami. Normalnie z dnia na dzień straciłem przyjaciół. Ale zyskałem twardszy grunt pod nogami.
Miałem wówczas tylko małe mieszkanie na przedmieściach, zdychającego z depresji gekona Borisa i jednego kumpla w klasie do pogadania. Nie miałem pojęcia, co się dzieje na świecie, jaki ustrój panuje w kraju, jaki pub jest teraz modny ani gdzie są zniżki na piwo. Siedziałem w chacie i wypijałem tony kawy, grając z Borisem w GTA.
Pech chciał, że się zakochałem.
To przyszło dość niespodziewanie, nie było poprzedzone motylami w brzuchu ani nogami jak z waty - zwaliło się na mnie niczym Grey, prosto na ryj i raz a dobrze. Problemem nie był fakt, że był to chłopak, w końcu nie miałem kodeksu moralnego i raczej gówno mnie to wszystko obchodziło, jednak pojawił się inny kłopot.
To był Felix, mój jedyny kumpel. Utrudnienia polegały na tym, że koleś miał cholernie wielu przyjaciół i nie byli to ludzie, z którymi potrafiłem się dogadać. Czasem ich obserwowałem i widziałem wtedy tylko wrażliwe dziewczęta ze skromnym makijażem i długimi prostymi włosami, które każdą kwestię wypowiadają z mimiką twarzy tak bogatą, jakby miały tajfun w kroczu bądź kupę w gaciach. Dobra, były też laski z atencją stojącą na najwyższym szczeblu w hierarchii, były nadpobudliwe, wyrywały sobie z rąk różne rzeczy i kladły na głowach ozdoby choinkowe. A kolesie, z którymi Felix się trzymał, byli miłymi dżentelmenami umawiającymi się ze słodkimi niemymi dziewczynami, którzy nienawidzili chamstwa, kłamstwa, nieuczciwości, zła, krzywdy i gejów.
Aura Felixa przyciągała do niego masy ludzi i zaczęła też mocno przyciągać mnie. Przez chwilę nawet przeszło mi przez myśl, że a może się zmienię, jego ekipa polubi mnie z wzajemnością, będę bliżej niego, będę miał szanse. Ale potem jebnąłem się w łeb. Musiałbym przecież łazić z nimi na imprezy, zmienić styl, śmiać się z ludzi w związkach i sprawić, żeby gekon ewoluował w kota. Nie, nie ma chuja, nie zrobiłbym tego Borisowi.
Felix był po drugiej stronie rzeki, na piaszczystym wybrzeżu ogrzanym promieniami słońca, gdzie rosły wysokie palmy i można było jebać mleko kokosowe jak wodę. Na moim brzegu było ciemno i zimno, walały sie niedopałki i puste butelki, brud, smród, ubóstwo. Nikt by nie chciał tu przypływać, a szczególnie on. Poza tym miał przyjaciół ze szczęśliwych rodzin, gdyby się dowiedział o mojej traumatycznej przeszłości, wystraszyłby się i uciekł.
Że też musiałem się, kurwa, zakochać w kimś tak nieosiągalnym. Skręcało mnie na myśl, że owinie go sobie wokół palca jakaś lafirynda nieznająca takich słów jak podwozie, felga i totalitaryzm. Będą siedzieć na ławce w parku i rozmawiać o tym, jak bardzo się kochają. Przez jebane sto lat. I zrobią sobie dzieciaki zdeformowane jak ona i Felix będzie zmuszony zerwać ze mną kontakt. I nigdy nawet nie złapie mnie za tyłek.
Postanowiłem. Podjąłem decyzję. Zdecydowałem się o niego walczyć i go zdobyć. Cholera, w życiu nie prowadziłem trudniejszej wojny ze samym sobą. Co wieczór przychodziły na kolację myśli typu:
Chcesz, żeby był szczęśliwy, nie? To może daj mu spokój. Wiesz, Lucas, jak on się dowie o tym wszystkim... to wcale nie będzie tak, że powie "pomogę ci, zrobię co w mojej mocy, razem się z tym uporamy", bo go to najzwyczajniej w świecie przerośnie. On nie zna takiego życia i nie przyzwyczai się do tego. W domu pewnie ma idealny porządek, a ty zostawiasz skarpety przy łóżku przed snem i bierzesz prysznic tylko rano. I masz włosy na brzuchu. Widziałeś tych zajebistych kolesi i laski, którzy się wokół niego kręcą? Odpuść, Lucas, znajdziesz kogoś lepszego. Kogoś z tego samego świata. Nie angażuj się, bo zostaniesz bez kumpla. Bo wiesz, jak to jest. Nawet, jeśli Felix da ci tę szansę, szybko się tobą zawiedzie. Bo widzisz, teraz jest między wami dobrze, ponieważ on po prostu gówno o tobie wie.
Każdej nocy biłem te myśli po mordzie, wyobrażając sobie, że Felix leży obok mnie. Zacząłem zdrowo jeść, dbać o cerę, robić pompki, dokładniej prasować ubrania, częściej robić pranie, używać perfum codziennie i nie wstydzić się uśmiechać. Ale to nadal nie wystarczało. Felix wciąż był odległy jak gwiazda sto galaktyk dalej. Pomyślałem wówczas, że nie wybaczę sobie, jeśli ktoś mi sprzątnie takiego kolesia sprzed nosa. Musiałem ryzykować, przejąć inicjatywę i wykonać pierwszy krok.
- Za piętnaście minut jedzie... Czekamy czy idziemy na inny? - spytał, sprawdzając rozkład jazdy.
- Czekamy - odparłem od niechcenia, wyciągając z paczki połowę papierosa, której nie zdążyłem dopalić rano. Felix spojrzał na mnie z obrzydzeniem. - Co robisz w sobotę?
- Chris coś robi u siebie - odpowiedział. - Średnio mi się chce tam iść, ale trochę nie mam wyjścia.
- Czemu nie chcesz iść? - pytałem.
- Aaa, bo wiesz, jak to jest - mówił. - Ostatnio cały czas śmieją się z Grace, bo spotykała się z jakimś młodszym facetem. Wkurzają mnie. Grace to bardzo ładna i fajna dziewczyna.
Przegryzłem wargę. Nie chciał iść do kumpli i powiedział mi o tym, to dobrze. Wkurzają go, więc może będzie miał więcej czasu dla mnie, to dobrze. Wyraża się w taki sposób o Grace, źle w chuj. Poza tym ona kiedyś wrzuciła kilka zdjęć z nim, siedzieli w jakimś pokoju, za oknem było ciemno, pewnie się spotykali. Chwila, Lucas, kurwa, to było rok temu! Ty też miałeś różne ekscesy miłosne rok temu. Dopalaj kiepa i walcz!
- A inny dzień? - zapytałem znowu.
- Piątek - odparł. - Ty, czekaj, piątek jest dzisiaj, nie?
Z łap mi ciekło jak z krowy, kiedy tak w milczeniu szliśmy przez park nad rzeką. Niezręczna cisza wcale nie pomagała. To raczej nie była randka, ale nigdy wcześniej nie wychodziliśmy nigdzie razem. Gekon musiał być zdziwiony, że nie wracam do domu.
- O czym chciałeś pogadać, Lucas? - zadał pytanie.
Zagiął mnie. Tak, ja naprawdę myślałem, że poszliśmy po prostu na spacer bez powodu.
- O niczym, chciałem spędzić z tobą trochę czasu - powiedziałem. - Kurwa, sorry, stary, to zabrzmiało tragicznie.
- To nic takiego - zaśmiał się. - W sumie to miłe.
Siedzieliśmy nad rzeką, dopóki się nie ściemniło. Rozmowa się kleiła i szybko przestałem się martwić. Coś w środku nakazywało mi jednak nie cieszyć się przedwcześnie. Musiałem trzymać emocje na wodzy, a... tamtego dnia naprawdę miałem ochotę uśmiechać się cały czas.
- Pada?
- O kurwa...
Na nic było chowanie się pod koronami drzew, więc gnaliśmy jak pojebani przed siebie. Zostawałem w tyle, chyba nawet tego nie zauważał. Biegł kilka metrów przede mną. Zatrzymał się dopiero wtedy, kiedy znalazł jakiś stary kiosk, pod którego dachem mogliśmy się schować.
- Wybacz, płuca palacza - wyzipiałem ledwie.
- Luz. Jezu, ale wieje. Chyba burza będzie - powiedział, patrząc na niebo.
- W sumie mieszkam niedaleko - zacząłem. - W sumie moglibyśmy...
I co teraz zrobisz, Lucas? Już stoicie pod drzwiami twojej chaty, a w środku czeka na was smród brudnych skarpet, niewytarty kurz, nieumyte naczynia i niewynoszone od miesiąca śmieci. Wiesz, co sobie o tobie pomyśli?
- Sorry za syf - powiedziałem na wejściu. - Zabiegany byłem ostatnio.
- Nie przejmuj się. O, GTA, Ty... - wyjąkał, po czym zabrał się za przeglądanie płyt.
- Zaraz dam ci ręcznik, najpierw muszę umyć Borisa - odparłem.
- Nazwałeś tak swojego fiuta czy... - zaczął, po czym zauważył gekona na moich rękach i zaczerwienił się momentalnie. - Ach, to jest Boris. Czym go karmisz?
- Ludźmi.
Chwilę później wręczyłem Felixowi ręcznik, a ten ku mojemu zdziwieniu rozebrał się tuż przede mną prawie do naga i zaczął się wycierać. Obmyślałem już strategię, jak ukryć wzwód, ale na szczęście do niczego takiego nie doszło. Do czasu. Wyciągnęliśmy z barku wino, a potem kolejne trzy i o ukrywaniu czegokolwiek można było pomarzyć.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie i graliśmy w GTA na zmianę. Próbowałem akurat prowadzić auto, kiedy nagle poczułem się bardzo niezręcznie. Spojrzałem kątem oka na Felixa i nogę dałbym sobie uciąć, że gapił się na mój nagi tors. Kurwa, to pewnie włosy na brzuchu! Szybko zmieniłem pozycję tak, żeby nie były dostrzegalne. Jednak wtedy chłopak niespodziewanie zbliżył się do mnie i... zaczął łaskotać. To był mój słaby punkt. Już po chwili Felix zdominował mnie i unieruchomił, siadając okrakiem na moich biodrach.
- Przestań - wyjąkałem. Nie podobało mi się to.
- Lucas, czemu boisz się, kiedy ktoś cię dotyka? Albo siada za blisko? - zapytał nagle.
- O co ci chodzi, zejdź ze mnie, pojebie - odparłem.
- Ale ja chcę wiedzieć. Jesteś moim dobrym kumplem, a nie mogę cię nawet czasem przytulić, bo się odsuwasz, zanim w ogóle zachce mi się to zrobić - mówił dalej.
- Bo to dziwne - odpowiedziałem, czując ucisk w klatce piersiowej.
- To homofobia? - spytał. Przeraziłem się.
- Homofobia? Dlaczego, przecież...
I wtedy zauważył. Zauważył mój wzwód, bo zachciało mu się triumfalnie na mnie zasiąść. W jednej chwili wszystko stało się jasne. Obróciłem głowę w bok, a na mojej twarzy pojawił się grymas.
- Przepraszam, Felix - wymamrotałem. - Przepraszam cię.
Powoli zszedł ze mnie i usiadł obok. Podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Nie odsuwaj się - powiedział, gdy przez chwilę znajdowaliśmy się bardzo blisko siebie.
Spojrzałem na niego, lecz po chwili przerażony małym dystansem spuściłem wzrok.
- Patrz mi w oczy, dobra?
Wykonałem jego polecenie. Drżałem mimowolnie się uśmiechając. Kiedy jednak jego nos delikatnie otarł się o mój, odjechałem. Zatopiłem się w jego oczach i wszystkie obawy zniknęły. Objął mnie w pasie i musnął moje usta, a potem wpił się w nie zaborczo i zastygliśmy w tej pozycji na pół nocy.
Rano gekon przestał mieć depresję, a ja szybko posprzątałem pokój, otworzyłem okna, wypiłem kawę i podałem Felixowi śniadanie do łóżka lub raczej na kanapę. Przetarł powieki i uśmiechnął się szeroko. Nie powstrzymałem się od pocałowania go.
- Weź mnie nie całuj tak od rana, bo smakujesz kawą, a ja fiutem.
I faktycznie zostaliśmy parą. Prawie nie miałem na co narzekać. Dostawałem tony słodyczy, chodziliśmy do kina, nie spieszyliśmy się za mocno w życiu erotycznym, ale... byłem nieszczęśliwy. Wydawało mi się, że jestem zazdrosny, choć ufałem mu bezgranicznie. Felix doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż coś jest nie tak. A jego przyjaciele jeszcze bardziej. Podobno często prowadzili rozmowy na mój temat - że nie doceniam starań Felixa i jestem pieprzonym gburem. Że na niego nie zasługuję. Co gorsza, ja sam też tak myślałem.
- Powiedziałem im, żeby się pierdolili - mówił. - Bo chodzisz ze mną, a nie z nimi.
- Jesteś najlepszy na świecie - odparłem. - Chyba jestem zazdrosny po prostu.
- To nie tak, Lucas - zaśmiał się. - Przejrzałem cię już.
- W sensie?
- Ufasz mi, tego jestem pewien. Ale jest jedna rzecz, w którą mi nie uwierzysz, mimo że nie jest to żaden absurd.
- Co? - dopytywałem.
- Jesteś najprzystojniejszy na świecie.
Rzuciłem mu zaniepokojone spojrzenie. Uniosłem jedną brew i zacząłem się śmiać. A on mówił dalej.
- Masz ładne włosy, dobrze mi się z tobą gada, lubię z tobą spędzać czas, jesteś dla mnie ważny. Uwierzysz?
- Dobre sobie. Wiesz, ilu jest ludzi na świecie?
- Nieważne, wiesz, że to wszystko to kwestia gustu, nie? - pytał.
- No ta - potaknąłem.
- Więc czemu nie możesz uwierzyć, że tak dobrze wpasowujesz się w mój gust?
Spuściłem głowę. Nie potrafiłem mu na to odpowiedzieć.
- Mógłbyś stanąć przed lustrem i powiedzieć "jestem zajebisty"? - zadał pytanie.
- Czułbym się tak, jakby ktoś próbował mi wmówić, że dwa razy dwa to pięć - odparłem. - Pierwsza myśl w reakcji to "chyba jakiś pojeb...".
- Nie pokochasz mnie w pełni, dopóki nie pokochasz siebie - mówił.
- Czuję się jak na coachingu.
- Przestań - śmiał się. - Masz mnie kochać, czaisz? Od dzisiaj mówię ci codziennie, że masz zajebisty tyłek i nie mogę oderwać od ciebie wzroku, kiedy się uśmiechasz.
Ale dni mijały, a w mojej głowie wciąż słyszałem: Lucas, weź go już nie męcz. On chce być kochany, a ty nawet tego nie potrafisz zrobić.
Dlatego w końcu odpuściłem i powiedziałem mu:
- To koniec, Felix. Nie potrafię uwierzyć. Nie wiem, jak to zrobić. Jestem bezradny.
Możliwe, że spodziewałem się pomocy, rady, wsparcia i miłych słów z jego strony. Ale on był już wyraźnie zmęczony moim zachowaniem, więc odpowiedział mi:
- Dobrze.
Ryczałem całą noc jak bóbr, kiedy zdechł mi gekon. Znów siedziałem sam na swoim brudnym brzegu i obserwowałem jak dobrze bawią się ludzie po przeciwnej stronie. Ale wtedy postanowiłem posprzątać ten syf i sprawić, że będzie tam najładniej na świecie.
- Lucas! To moja dziewczyna, Maddie - mówił Felix, kiedy laska podawała mi nieśmiało rękę. - To mój najlepszy kumpel, Lucas.
- Mam nadzieję, że wiesz, że bycie w związku z Felixem oznacza bycie w związku ze mną - odparłem chorym tonem.
Ale Felix tylko się śmiał. A kiedy on się śmiał, ja też się śmiałem. Uznałem bowiem, że nadzieja nie jest niczyją matką. Ale faktycznie umiera ostatnia. Postanowiłem wyczyścić te wszystkie jebane brudy.
No comments:
Post a Comment