4.3.17

Wiosenny śnieg

Dział: Moja własna wiosna
Numer rozdziału: 11
Gatunek: Yaoi




               Blondyn przełknął głośno ślinę. Modlił się w duchu, żeby to nie była ta osoba, o której wówczas pomyślał. Wiele kobiet miało przecież taki głos, prawda? 
- Zobacz, jakie ładne! - powiedział szybko, by odwrócić uwagę Oskara.
- Michał! - krzyknęła znowu, stając między nimi.
               Michał nie sądził, że Weronika wróci akurat w takim momencie. Czyżby rozeszła się z chłopakiem? Zawsze wracała, kiedy jej się nie układało, ale nigdy nie pojawiała się bez uprzedniego powiadomienia. A teraz stała między nimi i niepewnie się rozglądała.
- Michał, co ty masz na sobie? - zapytała z oburzeniem. - Sukienka w groszki? To było modne trzydzieści lat temu! Zaraz, czemu masz na sobie sukienkę?
- To pomyłka - wtrącił się ze śmiechem Oskar. - Ma na imię Julia. Michał to jej brat.
- Nie ma mowy, że ci w to uwierzę. Znamy się jak łyse konie. Michał jest jedynakiem przecież - mówiła.
               Oskar spojrzał na nią niepewnie, po czym przeniósł wzrok na blondyna. Krajewski był przerażony. Czuł, że nie ma już wyjścia z tej sytuacji. I nawet wtedy, kiedy mężczyzna machnął ręką i kazał Weronice odejść, nawet wtedy, gdy zapłacił za wszystko i wyszedł ze sklepu, chwytając jego dłoń, Michał wiedział, iż jego szczęście właśnie się skończyło.
Wracali do mieszkania w milczeniu. Blondyn chciał przerwać tę niezręczną ciszę, jednak strach niemalże go paraliżował. 
               Weszli do środka i postawili torby na podłodze. Michał zdjął płaszcz i buty, łapał już siatkę, by zanieść ją do kuchni, gdy nagle zorientował się, że Oskar stoi przy drzwiach i nie ma najmniejszego zamiaru się rozbierać. 
- Chodź no na chwilę - powiedział i udał się do salonu.
               Blondyn posłusznie poszedł za nim, podświadomie szykując się na piekło. Ale nikt nie był w stanie przewidzieć tego, co się stanie.
               Wieczorkiewicz zajął miejsce na sofie i skinął do chłopaka, by tamten usiadł obok niego i się do niego przytulił. Tak też uczynił. 
- Wiesz, kochanie, tak się zastanawiałem ostatnio - mówił - czy to normalne, że moja dziewczyna lepiej ode mnie gra w CS'a i spędza w łazience mniej czasu niż ja. 
               Michał przełknął głośno ślinę. Oskar przyciągnął go jeszcze bliżej siebie.
- Ale pomyślałem sobie, że to w sumie dobrze - kontynuował. - Ale potem moja dziewczyna pomyliła toalety i chciała skorzystać z pisuaru. I pokłuła mnie zarostem. I nagle ktoś powiedział, że wcale nie ma brata bliźniaka. Wiesz, co to oznacza?
               Spojrzał na niego znacząco. Ich twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów. 
Nagle Oskar szarpnął go za włosy. Peruka została mu w ręce. Mężczyzna zaśmiał się arogancko. 
- Będę na tyle uprzejmy, że nie zajrzę ci do gaci - odparł. - A, zapomniałbym. Bo chyba nie myślałeś, że na pogadance się skończy. Skoro jesteś mężczyzną, załatwimy to jak mężczyźni.
               Minęło zaledwie kilka minut, żeby wprowadzić kompletny chaos w mieszkaniu i w życiu Michała Krajewskiego.
                Muszę dojść do drzwi, żeby je zamknąć, żeby nikt nie zobaczył, co się stało, myślał.
               Nadal był ogłuszony trzaskiem drzwi i wszystkimi uderzeniami. Zalegał na drewnianych panelach podłogowych i obserwował drogę, którą płynęła krew z jego nosa. Akurat wydało mu się to cholernie ciekawe, dlatego leżał nieruchomo i tylko patrzył, jak zajmuje kolejne tereny i wpływa na kamienną posadzkę w kuchni.
               Kiedy już poczuł się na siłach i zdołał wstać, powoli doczołgał się do korytarza, nie patrząc w lustra z obawy o swój stan. Przekręcił klucz w zamku i poczuł się bezpieczniej. Rozejrzał się dookoła. Zakupy były porozrzucane po całym mieszkaniu. Schylił się powoli, lecz z wyczerpania i bólu znów wylądował na podłodze. 
- Chciałem podnieść ser - powiedział sam do siebie, obserwując leżącą przed jego nosem paczkę sera. - Przepraszam cię, serze. Jestem tak słaby, że nawet ciebie nie umiem podnieść. Więc chyba nie ma sensu próbować podnieść samego siebie. 
               W rzeczywistości łudził się nadzieją, że ser odpowie i zapewni, iż Michał wcale nie jest taki słaby i bez trudu wstanie na nogi. Ale ser nie odpowiedział.
               Krajewskiemu zrobiło się strasznie głupio. Oskar zrobił dla niego zakupy na własny koszt. Nawet mu nie podziękował. Gadał tylko głupoty takie jak "Błagam, zostań, zmienię płeć", na co Wieczorkiewicz odpowiedział pełnym pogardy "Fuj". To było prawdopodobnie ich ostatnie spotkanie.
               Michał nie wiedział, ile czasu upłynęło, odkąd upadł na ziemię, ale za oknem było już ciemno. Dopiero myśl, że jest cholernie brudny i powinien się wykąpać, pozwoliła mu wstać. Powoli podniósł się do pozycji stojącej. Postanowił pozbierać jedzenie, by nie przypominać sobie rano o tym okropnym incydencie. Zapakował więc wszystko do podartych i poszarpanych reklamówek i zaniósł do kuchni, gubiąc po drodze większość produktów. Później wracał po nie i zabierał każdy przedmiot osobno. Najpierw poszedł po masło znajdujące się przy drzwiach wejściowych, potem po czekoladę. I chodził tam i z powrotem tak długo, dopóki miał po co wracać. 
               Następnie poszedł do łazienki z zamiarem wykąpania się i zmycia z siebie śmierdzącej krwi, lecz kiedy zobaczył swoje odbicie w lustrze, zaczął rzewnie płakać. Szlochał tak głośno, że słyszeli go sąsiedzi, ale nie interesowało go to. Był przerażony. Nie mógł poznać samego siebie w lustrze.
               Zebrał resztki sił i umył się. Potem zażył tabletki na ból głowy i położył się w salonie z zamiarem obejrzenia serialu. Miał przecież wolny wieczór i mógł robić, co tylko chciał. Przykrył się więc kocem i pogrążył się w nudnej fabule, jedząc przy tym tabliczkę czekolady.
Kiedy czekolada się skończyła Michał poczuł, że musi zjeść coś jeszcze. Wstał i udał się w kierunku lodówki. Nie mógł się zdecydować, czy ma ochotę na słodkie, czy może na słone, więc w rezultacie odgrzał krokiety z kapustą i grzybami i polał je waniliowym danio. Potem skonsumował jeszcze kanapki z pasztetem sojowym, gofry z dżemem i pizzę.
               Pod koniec odcinka żołądek rozbolał go niesamowicie i dopiero wtedy zdał sobie sprawę z tego, jak wielkie ilości pochłonął. Postanowił wymusić wymioty, by poczuć się nieco lepiej. Stał nad sedesem i opierał się jedną dłonią o ścianę, palce drugiej zaś wpychał sobie do gardła. Nic z tego. Nie był w stanie niczego zwrócić. Jednak nie poddawał się. Próbował tak długo, aż w końcu osłabł, opadł z sił, zsunął się po ścianie na podłogę i zasnął na zimnej posadzce.

No comments:

Post a Comment