19.12.16

Bezczelna propozycja

Dział: Unexpected II
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi



                    Udaliśmy się na spacer w kierunku lasu, który otulał dom Viceroys. Światło latarni ulicznych tłumiła wieczorna mgła, a spomiędzy koron drzew zdawało się słyszeć szelest skrzydeł nietoperzy. W powietrzu unosił się naturalny zapach sosny, drapiący mnie swą intensywnością w nozdrza. Zmrużyłem oczy. Blase stał przede mną ubrany w płaszcz, elegancką koszulę w kolorze czystej bieli i jeansy podkreślające jego smukłą talię. Przyglądałem się jego karmelowym włosom, które swobodnie opadały na kark, przykrywając uszy. Turner uśmiechnął się i położył mi dłoń na policzku. Nie byłem przyzwyczajony do dominującego partnera tak otwarcie wyrażającego emocje. Ryan wolałby umrzeć, gdyby miał do wyboru śmierć i wyznanie miłosne z jego ust. Blase z kolei traktował to jak zupełnie codzienną rzecz.
— Słodki — powiedział, przesuwając palcem po moich ustach. 
                    Po tych słowach znów oparł swoje czoło o moje i pewien byłem, że lada moment mnie pocałuje, ale nie zrobił tego. Był szczerym człowiekiem i niczego nie ukrywał, a mimo to bałem się zapytać, co go powstrzymało. Ku mojemu zdziwieniu sam mi powiedział.
— Shen — zaczął niemrawo. Zmarszczył czoło, a na jego twarzy pojawił się grymas. — Czy ty czujesz coś do Ryana?
— Skąd to pytanie? — wypaliłem gwałtownie, tracąc kontrolę nad dynamiką swojego głosu. — Nie widzieliśmy się szmat czasu. Poza tym ma Hyde'a. I dzieciaka. Skąd ci coś takiego przyszło do głowy?
— Ten czas i fakt, że jest z Hydem nie mają znaczenia — odparł, odsuwając się ode mnie. — Zniknąłeś tak nagle, mogłeś nie zdążyć dokończyć kilku spraw...
— Ale on zdążył. Sam sobie poszedł do Hyde'a — odburknąłem, po czym ugryzłem się w język, gdy zdałem sobie sprawę, że brzmię jak zazdrośnik. — Nie masz się o co martwić. Poza tym nigdy więcej go nie spotkam. Nadal jest przekonany, że jestem umarlakiem. 
— Nie bez powodu cię o niego zapytałem — powiedział nagle.
— O co chodzi, Blase? — zadałem pytanie, szczerze bojąc się odpowiedzi.
— Nie rozmawiałem o tym jeszcze z chłopakami z Viceroys, ale wiem, jakiego dokonają wyboru — mówił. — Chciałem w pierwszej kolejności zapytać ciebie. 
— Gadaj, no — denerwowałem się. 
— Trzeba was wypromować — odparł.
— Przecież gramy koncerty — rzuciłem krótko. — Promujemy się.
— Lokalne knajpy wiele nam nie dadzą — westchnął. — Myślę o występie w Echoes.
— Przecież... — wyjąkałem. — Hyde...
                    Stanąłem jak wryty. Przeżyłem wówczas największy szok w swoim życiu. Nie mogłem uwierzyć, że zaproponował mi coś takiego. Prawdopodobnie powiedział mi jako pierwszemu, gdyż dobrze wiedział, iż nie poprę takiego pomysłu. 
— Nie ma mowy, Blase — syknąłem, po czym ominąłem go i udałem się poboczem prowadzącym do domu.
— Shen, zadałem tylko pytanie, a ty robisz awanturę — krzyknął za mną, po czym zaczął mnie gonić. Gdy udało mu się dotrzymać mi kroku, zatrzymał mnie, złapał za ramiona i potrząsnął lekko. — Uspokój się. Przemyśl to, wtedy zrozumiesz, dlaczego ci o tym powiedziałem.
— Wiem czemu mi o tym powiedziałeś — wycedziłem przez zęby. — Kasa. Money, money. Portfel musi być gruby.
— Gdyby ten zespół jeszcze przynosił mi jakieś specjalne zyski! — wrzeszczał. — Staram się o waszą przyszłość, nie macie przyszłości jako zespół grający w The Roads albo Under Control. Słyszałeś o zespole The Marriage? Oni też grywali w tych miejscach. 
— Nie słyszałem — odparłem z wściekłością.
— No właśnie. 
                    Puścił mnie i odepchnął lekko, rzucając mi zdenerwowane spojrzenie. Blase był cholerykiem. A ja byłem niewychowany. 
— Chyba i tak tego nie pojmiesz — powiedział cicho. 
               W rzeczywistości wcale nie sądziłem, że Blase może chcieć pieniędzy i dlatego zaoferował mi występ w Echoes. Po prostu bałem się spotkania ze starymi znajomymi. Echoes było drugim największym programem muzycznym w Szkocji, w którego jury zasiadał sam Hyde nim wziął sobie wolne, żeby mieć czas dla dzieciaka. Poza tym wydarzenie było nagłaśnianie w mediach, więc jeśli przeszlibyśmy casting, państwo Allen zorientowaliby się, że żyję. A to było mi nie na rękę. Nie miałem nawet ochoty rozmawiać o tym z Bizonem. Jeszcze by mnie przekonał. Blase miał rację - wiedziałem, że pozostali członkowie się zgodzą. Miałem nadzieję na liberum veto zamiast demokratycznego głosowania. Moje szanse były marne. Zawsze mogłem jednak zrezygnować z występu lub najzwyczajniej w świecie nie pojawić się w tym dniu na miejscu. Nie byli przecież w stanie zmusić mnie do czegoś, czego nie chcę robić. 
— Idę do domu — syknąłem. 
— Zaczekaj — powiedział nagle.
               Uspokoił się wtedy i znów się do mnie zbliżył. Przytulił mnie mocno do siebie i wplótł palce w moje włosy. Położyłem dłonie na jego torsie i poczułem szybkie bicie jego serca. 
— Shen, nigdy nie zrobiłbym czegoś wbrew tobie. I nigdy nie pomyślałbym o sobie, zanim pomyślę o tobie. Nie myśl więcej o mnie tak, jak gdybym był w stanie coś takiego uczynić — szepnął. — Nigdy, Shen. 
— Ale właśnie tak się czuję — wyjąkałem, speszony jego bliskością. — Jakbyś robił coś wbrew mnie.
— Nie robię — odpowiedział. — Jesteś dla mnie najważniejszy. Nie ryzykowałbym utraty ciebie na rzecz czegokolwiek czy kogokolwiek innego.
— Najważniejszy...? — spytałem drżącym głosem. Czy Blase właśnie wyznał mi miłość? Tylko kiedy zdążyłby się zakochać?
— Najważniejszy — powtórzył, odsuwając się ode mnie. Spojrzał na mnie z uśmiechem i przekrzywił lekko głowę. 
— Najważniejszy... — powiedziałem cicho i spuściłem wzrok. 
— Posłuchaj uważnie, Shen — zaczął znowu. — Zawsze mówisz, że twoim marzeniem jest wielka scena, na której będziesz pojawiał się każdego wieczora przed tłumem fanów. Hyesung powtarza dokładnie to samo. Granie w miejscowych lokalach da wam rozpoznawalność na jakimś obszarze, ale nie zapewni sławy. Gdyby to były czasy początków MTV, lata osiemdziesiąte, kiedy występy na dużej scenie przypadały tylko wyróżnionym, odpuściłbym. Ale czasy się zmieniły. Jednym z niewielu garażowych zespołów, którym udało się wypromować, jest Linkin Park. Ale taki Linkin Park jest jeden, a ty nie śpiewasz jak Chester Bennington. Poza tym ich muzyka, w przeciwieństwie do muzyki Viceroys, jest komercyjna, co oznacza, że lepiej się sprzedaje. Muzycy osiągają sukcesy dzięki Youtube'owi, dzięki skandalom, dzięki prostej harmonii, dzięki mediom, dzięki, właśnie, programom muzycznym. To twoja szansa, Shen. Myślałem o tym. Widzę białowłosego chłopaka, który wchodzi na scenę i porywa tłumy swoim głosem. Widzę z tyłu gitarzystę, który wyłania się na czas solówki i rzuca widzów na kolana. Dlaczego nie zaryzykujesz, skoro może cię to przybliżyć do spełnienia twoich marzeń?
                Mówił do mnie, jakby próbował mnie zahipnotyzować. Na szczęście ocknąłem się w pewnym momencie. Wiedziałem, że nie mogę dopuścić do spotkania z Ryanem i Hydem. Przegryzłem wargę. 
— To manipulacja? — spytałem i uśmiechnąłem się bezczelnie. — Przed chwilą powiedziałeś, że nie zrobisz niczego wbrew mnie. Więc jaki jest wzór? Czy wzorem jest zmanipulowanie mnie i przekonanie, żebym ci uległ? Źle trafiłeś, Blase. Ja nie z tych.
— Shen — syknął, znów kipiąc wściekłością.
— Co, czytam z ciebie jak z otwartej książki? — pytałem kpiąco. 
— Ani trochę — odparł, próbując odzyskać nad sobą kontrolę. — Nic nie rozumiesz. Kompletnie nie rozumiesz. Chyba jednak nie zrozumiesz. Nie będę ci tego więcej tłumaczył, bo jeszcze nie dojrzałeś do takich tematów. 
— Mógłbyś, z łaski swojej, przestać wyładowywać na mnie swoją agresję? — zapytałem, zaciskając pięści ze zdenerwowania. — Jeszcze chwila, a podniesiesz na mnie rękę.
— Co, kurwa, niby zrobię? — spytał marszcząc czoło. 
               Po tych słowach machnął ręką i udał się w stronę samochodu, który zaparkował przy restauracji. Prychnąłem pogardliwie i poszedłem w drugą, chcąc jak najszybciej znaleźć się w domu. Blase'a nie obchodziło nawet to, że ktoś może mnie skrzywdzić w tym wielkim lesie o późnej porze. Po prostu sobie poszedł, nie potrafiąc skończyć rozmowy jak kulturalny człowiek. Wkurzał mnie. Nie miałem ochoty więcej go widzieć. Bezczelny typ. Pragnąłem pobiec za nim, dać w twarz, potem uderzyć w brzuch, przewrócić na ziemię, zasiąść na nim okrakiem, żeby go unieruchomić i... pocałować go.



No comments:

Post a Comment