15.11.16

Grzyb na stopie

Dział: Unexpected II
Numer rozdziału: 5
Gatunek: Yaoi



          Blase był pieprzonym w gorącej wodzie kąpanym cholerykiem. Otoczyła go wówczas aura wściekłości tak potężna, że wgniotło mnie w kruchą korę drzewa, przy którym stałem. Wprowadzało mnie to w takie przerażenie, iż zupełnie zapomniałem o pokaleczonych stopach całych w błocie. 
           Hyesung zawsze powtarzał mi, że umowa z Blasem zobowiązuje nas do wypełniania jego poleceń. To dzięki panu menadżerowi byliśmy w posiadaniu chaty i sprzętu, to on zaopatrzał nas w prowiant, organizował koncerty i pchał nas na sam szczyt. Nie mogłem tak po prostu odmówić mu pójścia na próbę. Jednak postanowiłem spróbować go przekonać, bo miałem pełne prawo do negocjacji.
- Blase, pozwól mi tam nie wracać - wyjąkałem cicho, speszony małym dystansem między nami.
- To najgorszy moment na opuszczanie prób - odparł szorstko, choć chyba ciężko było mu zwracać się do mnie w taki sposób.
- Nie przekonam cię? - spytałem.
- A ja ciebie?
              Uraczył mnie wtedy takim spojrzeniem, że poczułem się prawie tak jak tamtej nocy. Rozczulony i całkowicie poddany Blase'owi. Zdawało się, iż jest coraz bliżej mnie. Otarł się swoim policzkiem o mój i już byłem pewien, że do czegoś między nami dojdzie w samym sercu lasu, że lada moment zatrzęsą się korony wysokich drzew, gdy nagle... Blase wziął mnie na ręce i ruszył w kierunku piaszczystej drogi prowadzącej do domu.
- Powiedziałem im, że idę cię szukać - mówił. - Jeśli faktycznie powodem twojego zachowania jest wstyd, wróć tam i wymyśl dobrą wymówkę. Że coś cię rozbolało, że złapał cię skurcz. Jamie opatrzy twoje stopy. A ja będę udawał, że przetrząsam okolicę i pojawię się za jakiś czas.
               Ciężko było przewidzieć, o czym myśli Turner, choć byłem niemalże pewien, że w innych, bardziej osobistych okolicznościach, potraktowałby mnie zupełnie inaczej. Albo uznał tamtą noc za pojedynczy wybryk, który nie wzbudził w nim żadnych głębszych emocji. Wolałem jednak nie myśleć w ten sposób.
               Postawił mnie na nogi dopiero w pobliżu chaty. Spojrzałem wtedy na niego wymownie. Odnosiłem wrażenie, że ma maskę na twarzy. Tylko po co miałby ją zakładać? Przecież byliśmy sami. Czy Blase też się wstydził?
- Blase - wymamrotałem. 
              W gruncie rzeczy pragnąłem zapytać go, czy mogę go pocałować. Wizja odrzucenia mnie była jednak zbyt przerażająca, szczególnie po tym, co zrobił Ryan. Chęć zbliżenia się do Blase'a zaczynała przejmować kontrolę nad zdrowym rozsądkiem. Ugryzłem się w język. Spojrzałem na niego po raz ostatni, po czym obróciłem się na pięcie i wszedłem do domu, zamykając mu drzwi przed nosem. Udałem się prosto na salę, gdzie wkurzony Hyesung strzelał we wszystkich laserami z oczu.
- Wybaczcie - zadeklamowałem. - Sraczka mnie wzięła znienacka.
- Nie przestajesz mnie zaskakiwać - odparł z obrzydzeniem Hyesung, gapiąc się na moje bose stopy.
              Dopiero wtedy przypomniałem sobie, że są one z każdej możliwej strony pokryte błotem i spływają z nich strugi krwi. Wyglądało na to, iż obsrałem swoje nogi. Bizon rzucił się na mnie z okrzykami radości, strachu i wstrętu. On zawsze był barwnym człowiekiem. Złapał mnie za ramię i pociągnął w stronę korytarza, obiecując jednocześnie panom, że pomoże mi uporać się z problemem i zaraz do nich wrócimy.
- Coś ty zrobił? - zapytał mnie, uśmiechając się z troską. Siedzieliśmy w łazience, a Bizon przyglądał się mojej stopie. - Czemu masz tu grzyba?
- To wina Blase'a - odparłem, odwracając głowę.
- Blase? Co ma do tego Blase? - dopytywał. - Co ma Blase do grzyba na twojej stopie?
- Sam go zapytaj - prychnąłem. - To jego wina.
                 Umyłem stopy. Bizon wynalazł resztki spirytusu i bandaże. Kiedy zaczął opatrywać moje rany, syknąłem z bólu. Starałem się nie patrzeć na to, co robi. W wielu kwestiach ufałem mu bezgranicznie.
- Gdzie Blase? - spytał.
- Włóczy się gdzieś po lesie - odpowiedziałem.
- Pozwoliłeś mu na to? - zdziwił się.
- Jego problem - odparłem. - Sam chciał.
- Nie zrobił czasem tego dla ciebie? - zapytał, co wpędziło mnie w refleksje.
- Jeśli tak, to bardzo dobrze - powiedziałem. - Taka jego rola.
- Shen, nie zrozum mnie źle, ale... - wyjąkał, siadając na zimnych płytkach podłogowych. - Wczoraj mówiłeś, że chyba go kochasz. A teraz traktujesz go tak, jak niegdyś Ryana. To się nie skończy dobrze, jeśli będziesz robił problemy z niczego i zachowywał się tak egoistycznie.
- Nie bierz na poważnie tego, co mówię ci po pijaku - syknąłem. 
                Poczułem wtedy, że gryzie mnie sumienie. Jednak nie powiedziałem niczego, co byłoby niezgodne z prawdą, więc dlaczego tak mnie przybiło? Starałem się przestać myśleć o tym, że Blase włóczy się gdzieś sam po zimnym lesie. Wolałem wyobrażać sobie, jak wspólnie spędzamy wakacje w egzotycznym kurorcie, najlepiej na plaży nudystów, gdzie nie ma nikogo poza nami. Mieliśmy kasy w chuj, mogliśmy pozwolić sobie na wszystko. Musiałem tylko wyciągnąć z niego to, co do mnie czuje. Potem z górki. Ja, Shen Rivera, słynny wokalista pracujący z największymi sławami, jakie poznał świat. I stojący u mojego boku mężczyzna, który pokazał mi schody do nieba. Powiedziałbym wtedy wszystkim, w co wpakował mnie Hyde, tym samym usuwając go na dalszy plan i pogrążając za to, co mi zrobił. Żadnych problemów, wieczne szczęście. To było to, czego pragnąłem. Co miałem już prawie na wyciągnięcie ręki dzięki Blase'owi, który załatwił nam tyle koncertów i kazał grać próby dzień w dzień. Zbliżał się mój sukces.
- Gotowe - powiedział Bizon, uśmiechając się szeroko. - Idziemy?
               Założyłem skarpetki i buty, by ukryć bandaże. Nie chciałem, żeby Hyesung znał prawdę. Mógłby moje zawstydzenie zamienić w słabość i wykorzystać to przeciwko mnie. Nie mogłem na to pozwolić.
- Uspokój się - odparł Hyesung. 
                Powiedział to z tym swoim pieprzonym poczuciem wyższości, które raczej nie miało na celu dbania o moje zdrowie psychiczne. Puściłem to mimo uszu. Miałem tego dnia dziwny humor. I złe przeczucia. I świadomość, że to dopiero początek pasma niepowodzeń. Pragnąłem być jak dziewczynka z Tumblra, spać w tonie puchowych jak wata poduszek, mieć kartonowe motywacyjne hasła na białych niczym w psychiatryku ścianach, jeść ośmiornice i pić mleczną kawę z kardamonem, nutką karmelu, bitą śmietaną i skórką pomarańczy. Czytać badziewne książki o wampirach siedząc na parapecie. Zamiast tego miałem Koreańczyka z dupą zamiast twarzy. I musiałem z nim mieszkać, spędzać czas i słuchać jego pierdolenia. Nienawidziłem tego człowieka z całego serca.
                  Graliśmy ten sam numer setki razy, a w przerwach panowie rozmawiali o rzeczach, o których nie miałem zielonego pojęcia. Nie mogli się dogadać. Dopiero, kiedy przyszedł Blase, wielce zdziwiony faktem, że jestem w domu, uspokoił ich, bo miał w tych tematach najwięcej wiedzy.
- Jaką kwintę mam tu zagrać, Blase? - pytał Hyesung, grając mu kilka możliwości. - Ta zmniejszona mi tu pasuje, jest nieprzewidywalna.
- Nielogiczne - odparł. - Nie pasuje do stylistyki. Grasz ciąg kilku akordów majorowych i nagle zmniejszona kwinta. Do kitu. Graj czystą.
- A tu jaka nona? - pytał dalej.
- Musi być wielka, mała nie wynika z alikwotów - odpowiedział Blase. - Chyba, że logicznie ułożysz to w melodii.
               Kiedy trafiłem do Viceroys i po raz pierwszy usłyszałem wskazówki Blase'a, byłem nieco zszokowany. Zapytałem potem Bizona, skąd Turner wziął taką wiedzę. Okazało się, że skończył parę całkiem istotnych rzeczy, co było dla mnie dość oczywiste. Dziwił mnie raczej fakt, że z takim poziomem umiejętności zapragnął zostać menadżerem. Wystarczało mu to? Satysfakcjonowało go? Dennis powiedział mi kiedyś, że gdy nie potrafił zagrać chopsów, Blase usiadł za garami i wszystko mu pokazał. Nikt jednak nie znał jego prawdziwych możliwości i nie wiedział, dlaczego Turner nie został muzykiem, mimo że miał do tego predyspozycje i warunki. 

1 comment:

  1. Lisku mój kochany!
    Ja przepraszam za brak odzewu, Wiktoria przekazała mi dzisiaj, że się o mnie martwisz - przynajmniej ja to tak zrozumiałam, nie mów że nie, daj pomarzyć.
    Jakiś chuj zgłosił mi konto na fejsie, jak dowiem się kto to zrobił, to marny jego los. Fb nie przyjął mojej legitymacji, nie rozumiem czemu. Może tam parę informacji było wymyślone, ale noo...

    A odnośnie rozdziału, bo przecież nie będę całego komentarza o sobie pisać, no chalo. Nie rozumiem Blase'a. Wcześniej wydawał się super, teraz niby też jest ok, ale mu nie ufam. Wyczuwam złe intencje czy coś w tym stylu. Z kolei bardzo podejrzane jest to, jak często wspominasz o tym, że Hyesung nienawidzi Shena i odwrotnie. Zgodnie z zasadą "kto się czubi, ten się lubi", powinni być razem, ale... jakoś tego nie widzę, przynajmniej narazie. Ale zobaczymy jak się wszystko potoczy.

    Także no. Pisz słońce, bo bez mojej motywacji coś Ci nie idzie, a masz to skończyć przed naszym spotkaniem, żebym wiedziała, czy wpierdolić Ci, czy nie. Pamiętaj - Shen ma być finalnie zadowolony.

    ReplyDelete