20.12.15

Sprzedałem swój tyłek

Dział: Analne przygody małego dziennikarza.
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi.



Prawdopodobnie będzie teraz dużo postów, bo nie spędzam świąt, bo nie mam z kim aktualnie. W sumie pojawił się adres, na który możecie wysyłać te swoje zboczone rysunki, które zbieram, bo są fascynujące, a jednak posiadanie oryginałów jest lepszą opcją niż drukowanie skanów X.x 
& widzimy się za niecały miesiąc na Śląsku! 
_______________________________________________________

— Zdobyłem wystarczająco, żeby to opłacić. I spełnić twoje największe marzenie — powiedziałem powoli. Miałem pewność, że wywoła to u niej wielki entuzjazm, jednak bardzo się pomyliłem.
— Chłopcze — odparła z uśmiechem, lecz był on bardziej ironiczny niż troskliwy. — Jesteś młodym mężczyzną, musisz teraz zadbać o siebie zamiast myśleć o mnie.
— Przecież masz dopiero sześćdziesiąt trzy lata! — podniosłem głos. — Dlaczego zawsze się poddajesz?! Całe życie marzysz, by zobaczyć z bliska Statuę Wolności, a odkąd tylko wyprowadziliśmy się do Nowego Jorku, zalegasz w szpitalnym łóżku, choć podobno czujesz się dobrze!
                    Nienawidziłem tego podejścia, nie cierpiałem ludzi, którzy postępowali w taki sposób. Byłem wyczulony na tego typu zachowania. U mojej babki jakiś czas temu wykryto zaawansowane stadium raka i już wtedy założyła, że walka nie ma najmniejszego sensu. Na świecie zdarzyło się wiele przypadków, gdzie ludzie wychodzili z tego dzięki silnej woli, bowiem psychika jest nieodłącznie związana ze stanem fizycznym. Czułem się jak ścierwo, słysząc od babki, że jest za późno, choć jeszcze poprzedniego dnia sprzedałem swój tyłek, by jednak miała szanse na normalne życie. Siedziała przede mną łysa i roześmiana, ale raczej nie z powodu akceptacji swojego stanu, tylko prędzej dziwnej satysfakcji z tego, jak bardzo potrafi mieć wyjebane. Naprawdę miałem ochotę powiedzieć jej, ile mnie to wszystko kosztowało, lecz bałem się usłyszeć, że zupełnie nic ją to nie obchodzi.
                    Podczas gdy Coco i Sheena zdawali się niczego się nie domyślać, Jeff wyglądał na wyraźnie zatroskanego i w zasadzie ciężko mi było powiedzieć, czy wolałbym, żeby zasmucał się swoimi problemami, czy też widział, że u mnie coś nie gra. Gdyby tylko dowiedział się o moich postępkach, zawiódłby się i zapewne stwierdziłby, iż nie jest dobrym przyjacielem, skoro nie prosiłem go o pomoc. Wolałem tego uniknąć, ale w rezultacie brnąłem w to kłamstwo coraz głębiej, stopniowo wyniszczając naszą przyjaźń.
                     Ten wieczór niczym nie różnił się od pozostałych. Jeff i Coco grali w "kamień, papier, nożyce" o pierwszeństwo przy garach. Zawsze gotowaliśmy co najmniej dwa posiłki naraz, gdyż Jeff, w przeciwieństwie do Coco, był fanatykiem zdrowego odżywiania. Mi i Sheenie było przeważnie wszystko jedno. Gadaliśmy o tym, co dzieje się w mieście, ale szybko porzuciliśmy ten temat, gdyż było to dla mnie niczym rozmawianie o robocie. Coco mówił o młodych dziewczynach, które pojawiły się tego dnia w SPA, gdzie pracował na recepcji. Mimo że były najlepszymi przyjaciółkami, zdobył obydwa numery telefonu. W zasadzie nikogo to nie dziwiło, mężczyzna od zawsze cieszył się dużym powodzeniem u płci przeciwnej. Kiedy zaczął mówić o swoich fantazjach, Sheena rzuciła się na niego z pięściami. Znali się naprawdę długo, a mimo to kobieta nadał łudziła się nadzieją, że pozbędzie Coco dziwnych nawyków życiowych.
                    W pracy nic specjalnego się nie działo. Nadal oczerniałem pracowników, a oni nadal zdawali się mieć ujemne IQ. Matthew nie wzywał mnie do siebie, ale wiedziałem, że jego propozycje nadal są aktualne. Nie skłamałbym, gdybym powiedział, iż cały tydzień go unikałem. Ciężko było mi nawet samemu zrozumieć, dlaczego tak postępuję. Gryzło mnie nieco sumienie i o pewnych rzeczach wolałem nie myśleć. Dopiero w piątek pojawiła się okazja, a raczej przymus odwiedzenia go w jego gabinecie. Keira trafiła bowiem na jakiegoś inwestora, jego udziały mogły pozwolić nam na szybszy rozwój, a mnie - na spokojniejsze życie w pracy. Mimo wszystko nie chciałem wysyłać do szefa tej głupiej blondynki, profesjonalizm stał u mnie na pierwszym miejscu, nawet w tak skrajnych sytuacjach.
                    Wdrożył mi się już ten brak kultury i etyki pracy, dlatego, jak zwykle zresztą, zapukałem raz i wszedłem do środka, nie czekając na odpowiedź. Zobaczyłem Matthewa stojącego przy oknie, wpatrywał się wgłąb miasta, chciałem wówczas jakoś sarkastycznie go powitać, ale sam zaczął gadać. Jak się okazało, nie do mnie.
— Nie możesz tak postępować, Matthew — powiedział stanowczo. Początkowo przeszło mi przez myśl, że ma jakieś rozdwojenie jaźni. Dopiero po chwili zorientowałem się... że to nie był mój szef. — Jeśli nadal będziesz tak żył, skończysz się. Całe życie podążasz za ojcem, z którym żaden z nas nie miał właściwie zbyt dobrych relacji. Rozumiem, że jest dla ciebie swego rodzaju idolem, ale czy naprawdę sądzisz, że warto?
— Owszem — odpowiedział. Tym razem byłem pewien, że to głos Matthewa. Siedział w swoim fotelu, tyłem do mnie. Dlaczego pomyliłem z nim tego faceta? Byli cholernie podobni. Z rozmowy wnioskowałem, że mogą być braćmi. — Nie wpajaj mi swoich priorytetów, Paul.
— Jestem od ciebie jednak trochę starszy, więcej przeżyłem — mówił. — Początkowo działałem tak samo, ale nauczyłem się na swoich własnych błędach, że to nie ma sensu. Ty nie musisz tego robić, bo znasz moją przeszłość i dobrze wiesz, jak to wszystko się skończy.
                    Stałem nieruchomo i milczałem, nie do końca wiedząc, co powinienem zrobić. Musiałem w sumie dać im jakoś znać o swojej obecności, lecz ich rozmowa była tak ciekawa, że chciałem jej posłuchać do końca. Mimo wszystko nadal niczego nie wiedziałem o Matthewie. Był najbardziej tajemniczą osobą w moim otoczeniu.
— Powinieneś znaleźć kobietę, założyć rodzinę i nie skupiać się aż tak na pracy — odezwał się znów Paul. — Jestem pewien, że poczułbyś się lepiej. Póki co, zmierzasz ku autodestrukcji. Naprawdę tego nie dostrzegasz? Dobrze wiesz, że nie życzę ci złego.
— Jak już powiedziałem, nie wpajaj mi swoich priorytetów — odpowiedział szorstko. — Rodzina stoi u mnie na niskim szczeblu w hierarchii. Chcę się zająć pracą i liczyć tylko na siebie, bo jestem jedyną osobą, która mnie nie zawiedzie.
                     Skądś znałem te słowa. Mimo wszystko brzmiały cholernie boleśnie. Wyglądało na to, że Matthew też jest człowiekiem, który nie ma umiejętności ufania ludziom. Nigdy nie pomyślałbym, iż tak wiele nas łączy.
— Będę robił to, co chcę — spuentował Matthew. — Znam jedyną drogę do sukcesu.
                    W tym samym momencie zauważyli moją obecność. Na swoją obronę dodałem, że dopiero wszedłem i nie chciałem przerywać. Nie skarcili mnie. Paul pożegnał się ze swoim bratem i wyszedł. Ja zaś podszedłem do biurka i zacząłem monolog. Wyrzuciłem na blat wizytówkę inwestora i papiery, powiedziałem mniej więcej to, co przekazała mi Keira.
— Co o tym sądzisz, Charlie? — zapytał. Poczułem zimny dreszcz na plecach. Moje imię dziwnie brzmiało w jego ustach.
— Myślę, że to doskonały sposób na rozwój firmy i jesteś szczęściarzem, że trafiło akurat na ciebie — odpowiedziałem. Zauważyłem wówczas, że rozmowy z nim przestały mnie stresować. Atmosfera była dziwnie luźna.
— Nie mówię o tym — odparł szorstko. — Co myślisz o tym, o czym rozmawiałem z Paulem?
                  Wydąłem wargi i zrobiłem dziwną minę. Nie spodziewałem się, że zapyta mnie o coś takiego. Kim dla niego byłem? Wujkiem dobrą radą?
— Myślę, że dróg do sukcesu jest wiele — zacząłem. Uniósł wtedy głowę i przyjrzał mi się z zaciekawieniem. — Tym bardziej, że sukces możesz interpretować na wiele sposobów i może się on tyczyć wielu dziedzin życia. Dla Paula sukcesem jest założenie rodziny i spokojny żywot, dla ciebie sukcesem jest kariera, dla mnie... coś innego. Ale nawet jeśli sięgasz po to, co złapał twój ojciec, niekoniecznie musisz postępować w ten sam sposób.
                     Wstał i zaczął przechadzać się po gabinecie. Przywykłem już do wiecznie unoszącej się w nim woni papierosów.
— Dlaczego pytasz? — zadałem pytanie.
                    W jednej chwili objął mnie w pasie, zachodząc od tyłu, a potem zaczął delikatnie całować mój kark. Odepchnąłem go gwałtownie.
— C-co robisz, kurwa...? — zdziwiłem się. Byłem nieco przestraszony.
— Ile chcesz? — zapytał.
— Kiedy gadasz o kasie w takich momentach, zdecydowanie nie jesteś zbyt romantyczny — westchnąłem.
— A powinienem łudzić się nadzieją, że się we mnie zakochasz? — spytał znowu. Nie spodziewałem się czegoś takiego z jego strony. Mimo wszystko nie chciałem stamtąd wychodzić. Może i atmosfera stała się napięta, lecz czułem, że wyniosę z tego coś interesującego. — Poza tym... jesteś twardy.
— A jak mogę nie być, skoro zaczynasz mnie tak nagle obmacywać?! — wrzasnąłem.
— Pomogę ci — zaproponował.
— Nie będę ci się zwalał w gabinecie — syknąłem.
— Więc przyjdź do mnie wieczorem — powiedział.
— Jeśli zadam ci krótkie pytanie, odpowiesz szczerze? Jest coś, co mnie ciekawi — powiedziałem nagle. — Dlaczego to wszystko robisz? Dlaczego zaproponowałeś mi pieniądze w zamian za seks? Dlaczego akurat mnie i dlaczego akurat w taki sposób? Co tobą kieruje, Matthew?
— To było to twoje krótkie pytanie? — zapytał. Oparł się wtedy dłońmi o biurko tak, że blokował mi drogę ucieczki. Stałem przed nim, również oparty o blat. Uśmiechnął się lekko kącikiem ust i spojrzał mi w oczy. — Naprawdę nie wiesz dlaczego?
                    Moje serce zabiło szybciej. Z jednej strony zalałem go masą pytań, z drugiej jednak nigdy nie spodziewałbym się, że ma na to wszystko jedną, gotową już odpowiedź. Myślałem, iż będzie wiekami zastanawiał się nad tym, co powinien odpowiedzieć. Mężczyzna wszystko jednak przemyślał. Więc co nim, do kurwy nędzy, kierowało?


5 comments:

  1. No to dajesz te kolejne posty, bo chcę więcej tego opowiadania.
    ~Erwin

    ReplyDelete
  2. Jakby powiedział "bo cię kocham", byłoby zbyt tandetnie. Znając porąbanie twoich opowiadań, Lisu, pewnie powód tego wszystkiego to będzie coś w stylu "Mam HIV'a. Chciałem cię kreatywnie zabić, kurwo"

    ReplyDelete
  3. To było.. aż nie wiem, co powiedzieć XD.
    Jak skończyłam czytać, było: "o jezu on go kocha on go kocha aaa!", jednak po przeczytaniu komentarza nojakotako, wybuchnęłam śmiechem i przyznałam jej rację.
    No nic, czekam na więcej <:

    ReplyDelete
  4. no bo bo bo sie zakochał nooooo ;;;;
    dobra ide dalej bo kurcze przerwałaś tak w środku i coo nosz...co ty sobie myślisz Lisu egoisto...

    ReplyDelete