27.12.15

Próba zaufania

Dział: CH(E)AT
Numer rozdziału: 4
Gatunek: Yaoi.



Jestem przerażona Waszymi wynikami w quizie.
__________________________________________________________

— Masz lepszy pomysł?
                    Usłyszane przeze mnie pytanie wyrwało mnie gwałtownie ze snu. Pokój, który otrzymałem na własność, znajdował się tuż przy kuchni. Drzwi były nieodpowiednio wykrojone, zdawały się być zbyt małe na tę framugę, na dole znajdowała się spora przestrzeń, przez którą wpadał strumień światła i głosy osób przesiadujących w tamtym pomieszczeniu. Przetarłem powieki. Nie miałem zielonego pojęcia, która jest godzina. Na zewnątrz nadal było ciemno. Musiał być środek nocy. Nie zdążyłem się jeszcze przyzwyczaić do tego, że o tej porze ktoś w domu nie śpi.
                    Nie byłem przekonany, czy tak silnie hamuję podświadome emocje, czy faktycznie takie życie podoba mi się bardziej niż to dotychczasowe. Z braku laku opuściłem pokój i dołączyłem do towarzystwa siedzącego w kuchni.
— Powinniśmy zamontować inne drzwi — zaśmiał się nerwowo Edward i podrapał się po głowie.
                    W pomieszczeniu poza nim znajdowała się tylko pani Livingstone. Miała oschły i chłodny wzrok, podobnie jak Felix, jednak w jej oczach nie było agresji. Ku mojemu zdziwieniu dostrzegłem w nich pewien rodzaj troski. Mimo pierwszego wrażenia zdawała się być osobą, której mógłbym szybko zaufać. Zważywszy jednak na to, że znajdowałem się wśród świetnie wyszkolonych czyścicieli, nie miałem pewności, czy to nie zwyczajna gra aktorska.
— Wybacz, nie zdążyłam cię jeszcze przeprosić — odparła, uśmiechając się delikatnie kącikiem ust. — Mam nadzieję, że ból głowy już ustał.
— Czuję się o wiele lepiej... — wymamrotałem.
— Jak wiele słyszałeś z naszej rozmowy? — spytał Edward, poważniejąc nagle. Nie wyglądał najlepiej. Wyczułem coś w rodzaju empatii, która wskazywała na wiszący nade mną niepewny los.
— W zasadzie nic konkretnego — odpowiedziałem cicho, po czym zasiadłem przy stole naprzeciw mężczyzny. Wpatrywał się we mnie w dziwny sposób, a pani Livingstone stała obok mnie.
— Im wcześniej mu powiesz, tym lepiej — powiedziała. — Pomysł Felixa może jest nieco drastyczny, ale wszyscy jednogłośnie stwierdziliśmy, że to doskonały plan na sprawdzenie zaufania.
— Zrobię to — odrzekłem, wywołując niemałe zaskoczenie na ich twarzach.
— Powinieneś najpierw nas wysłuchać — zaproponowała pani Livingstone.
— Muszę chronić własne życie. Tak jak powiedziałem ci wcześniej, nie mam zamiaru jeszcze umierać — odparłem cicho. — Zdążyłem już przemyśleć kilka spraw. Myślę, że wasze poczynania są słuszne, więc zrobię to, o co poprosicie.
— Sydney — zaczął niemrawo Edward. — Musisz zabić swojego ojca.
                   Zdawało mi się, że moje serce na chwilę stanęło. Dopiero po chwili mój puls przyspieszył niesamowicie, a ja sam nie byłem w stanie wykrztusić z siebie słowa. Wpatrywałem się w Edwarda, który obserwował mnie z dziwnym smutkiem w oczach. Pani Livingstone pozostawała nieporuszona.
                    W zasadzie mogłem domyślić się czegoś takiego. Mój ojciec stał bowiem wyjątkowo wysoko w hierarchii, nie było mowy o czystej, legalnej pracy. Przecież to było oczywiste, że oszukiwał na swoją korzyść. Prawdopodobnie był również w pewnym sensie mordercą. Z czystym sumieniem okradał biedne rodziny, widział na własne oczy płaczące, umierające dzieci, podczas gdy ja cieszyłem się pięknym domem i pieniędzmi. Przegryzłem wargę. Mimo wszystko łączyły nas więzy krwi i wiele wspólnie przeżytych lat. Nigdy nie zrobił mi niczego złego. Czy byłbym w stanie to zrobić?
— Mam wybierać między życiem swoim a życiem mojego ojca? — upewniłem się.
— Miej na uwadze, że jeśli teraz się poddasz, twój ojciec tak czy inaczej zginie z naszych rąk — odparła pani Livingstone. Nadal była kompletnie niewzruszona aktualnymi zdarzeniami. — Szanse, że uda ci się uratować waszą dwójkę są minimalne. Jeśli w przyszłości przejmiesz jego firmę, także staniesz się naszym celem.
— Emily — przerwał jej Edward. — Wystarczy.
— Daj mu dużo czasu do namysłu — powiedziała. — Zapewnij mu spokój i bezpieczeństwo, dopóki nie podejmie decyzji, jakakolwiek by ona nie była.
— Wybacz mi, Sydney — odpowiedział cicho. — To jedyny sposób.
                    Uśmiechnął się krzywo i opuścił kuchnię. Był nadzwyczaj empatyczny jak na czyściciela. Wpatrywałem się martwo w stół. Nie mogłem uwierzyć, że poproszono mnie o coś takiego.
— Powinieneś porozmawiać o tym z Felixem — zaproponowała pani Livingstone.
— Nie wiem, czy na pewno chcę widzieć, jak mówi o morderstwie mojego ojca z tym stoickim spokojem — wyjąkałem cicho. Nogi zaczęły mi niekontrolowanie drżeć.
— Nie w tym rzecz — odparła. — On także zabił naszych rodziców.
                     Gwałtownie podniosłem głowę i rzuciłem jej przerażone spojrzenie. Wyglądała tak, jak gdyby nic ją to nie obchodziło. Dotychczas myślałem, że są małżeństwem, jednak, jak się okazało, byli rodzeństwem. Bliźniaczym, na co wskazywał ich wiek.
— Edward mu kazał? — spytałem drżącym głosem.
— Nie do końca — odpowiedziała. — Musieliśmy dostać się do czyścicieli. To był pierwszy krok, jaki mogliśmy postawić w tym kierunku.
— Zamordowaliście swoich rodzicieli, żeby wstąpić do czyścicieli, nie mając nawet pewności, czy to się uda? — dopytywałem. Dotychczas nie zdawałem sobie sprawy z tego, z jak bardzo nieuczuciowymi ludźmi mam do czynienia.
— Mniej więcej — odparła. — Połóż się, Sydney. I porozmawiaj z Felixem, jak tylko się obudzisz.
                    Po tych słowach opuściła kuchnię. Nadal nie dowierzałem temu, co działo się wokół. Moja niekończąca się pogoń za adrenaliną doprowadziła mnie do ślepej uliczki. Nie byłem w stanie logicznie myśleć, gdyż przed oczyma mojej wyobraźni co chwilę pojawiał się obraz mordowanego przeze mnie ojca. Wypiłem szklankę wody. Nie czułem się najlepiej. Postanowiłem jak najszybciej położyć się do łóżka. Z przyczyn oczywistych nie byłem w stanie zasnąć. Zdecydowałem się spróbować raz jeszcze przeanalizować wszystko.
                     Gdybym tamtego dnia nie poszedł za Sheilą, wtedy jeszcze - Mayą, nigdy nie znalazłbym się w tym miejscu. Lada chwila czyściciele pozbyliby się mojego ojca, na co ja zapewne zareagowałbym ogromną falą nienawiści w ich kierunku. Prędzej czy później i tak by mnie zabili. Czy powinienem traktować porwanie przez nich jako jedyną szansę na uratowanie swojego życia? W zasadzie był to jedyny scenariusz, który pozwalał mi zachować swój żywot na dłużej. Zacząłem zastanawiać się wówczas, dlaczego ojciec tak bardzo zaryzykował, stając się biznesmenem. Dobrze wiedział, iż żyjemy w dobie cholernego niebezpieczeństwa. Jednakże, patrząc zupełnie obiektywnie na tę sytuację, to nie mój ojciec był w tej historii pozytywnym bohaterem. Byli nim czyściciele.
                    Jedynym wnioskiem, jaki mi się nasunął, była myśl wyjątkowo czarna i pesymistyczna, acz dość obiektywna. Mój rodziciel musiał być chorym wręcz materialistą. Mojej rodzinie nie brakowało nigdy pieniędzy, a mimo to on nieubłaganie dążył na szczyt, chcąc wciąż więcej i więcej. Zabierał innym, biorąc dla siebie. Dlaczego nigdy wcześniej tego nie dostrzegałem? Może mógłbym to zmienić, gdybym cokolwiek zauważył? Czemu wszystko zaczynałem rozumieć tak późno?
                    Tej nocy nie udało mi się zasnąć. Zerwałem się z łóżka wyjątkowo wcześnie. Nie ścieląc posłania, udałem się prosto do kuchni, gdyż chwilę wcześniej usłyszałem dochodzący stamtąd szmer. Wyglądało na to, że Felix sam do mnie przyszedł. Nie potrafiłem już patrzeć na niego tak, jak patrzyłem na pana Smitha, mojego nauczyciela historii. Usiadłem przy stole, podczas gdy on krzątał się przy blacie, robiąc sobie kawę. I palił jak smok. Kiedy czajnik ucichł, postanowiłem zacząć tę dziwną rozmowę.
— Podziwiam twój profesjonalizm — odparłem.
                    Odwrócił się w moją stronę i zaczął dziwnie mnie obserwować, jednak nadal milczał. Zdawało się, że nie ma pojęcia, o czym mówię.
— Naucz mnie tego. Bez tego nie przeżyję — dodałem.
                    Zmrużył oczy. Zalał kawę, po czym oparł się tyłem o blat i utkwił wzrok w oknie. Wyraźnie nad czymś się zastanawiał.
— Jeśli masz określony cel, który jest dla ciebie sprawą życia i śmierci, nie powinieneś mieć w głowie niczego innego — powiedział szorstko.
— Jednak mam tu do czynienia z kimś, kto niegdyś ofiarował mi to życie — wymamrotałem cicho.
— To naturalna kolej rzeczy — odpowiedział, biorąc łyk gorącej kawy. — Żeby mogło narodzić się coś nowego, musisz pozwolić starej rzeczy odejść.
                    Odgarnąłem włosy do tyłu. Byłem kompletnie zaspany, choć tej nocy nie zmrużyłem oka. Wszystko powoli układało się w logiczną całość. Mimo to nadal nie byłem przekonany. Coś zasiewało w moim sercu ogromny strach i przerażenie. Prawdopodobnie fakt, iż żywiłem do ojca ogromną miłość, niezależnie od tego, jakim był człowiekiem. Darzenie złych ludzi dobrymi emocjami było przecież rzeczą nadzwyczaj ludzką i normalną. Przegryzłem wargę.
— Powiedz, jak będziesz gotów — odparł.
— Mówisz tak, jak gdybym podjął już decyzję — syknąłem.
— Nie tylko ty potrafisz czytać z oczu.
                    Uniosłem głowę i spojrzałem na niego z lekkim przerażeniem. Czy jego umiejętność była wyszkolona do tego stopnia, że zauważał takie rzeczy, nim jego ofiara sama zrozumiała w pełni, w jaki sposób rozumuje?

Bałem się ich jak cholera.



Bałem się czyścicieli.


2 comments:

  1. Komentuję, abyś nie narzekała, że nie ma komentarzy i pamiętała o mojej miłości, ktorą wkrótce odwzajemnisz <3

    Świetny rozdział i czekam na więcej, ale coś mało yaoi w tym yaoi :'D Liczę na rozwój uczuć między bohateram, ale jeszcze nie wiem którymi XD

    Już mnie kochasz? <3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Czytanie moich własnych komentarzy mnie rozpierdala,i to niestety nie w pozytywnym sensie.

      Kochasz mnie jusz? <33333
      Grr. *okres mi się kończy, bój się Lisek*

      Delete