26.12.15

Splamiony fałszem

Dział: CH(E)AT
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi.



Jak widzicie, na Snays pojawiła się lista, na której widnieją shoty i serie, które mam zamiar za jakiś czas napisać. W zasadzie nie wiem, kiedy to zrobię, więc w sumie stworzyłam ją tylko po to, żeby pamiętać, bo, jak dobrze wiecie, z pamiętaniem o czymkolwiek mam problem. I tyle w temacie.
A, i zachęcam do spróbowania swoich sił w quizie TUTAJ
_______________________________________________________

                    Potężna dawka adrenaliny sprawiła, że moje ciało zaczęło niekontrolowanie drżeć. Spuściłem głowę, by Sheila nie mogła dostrzec spomiędzy pasm moich długich włosów tego szerokiego uśmiechu psychopaty. Od dawien dawna nie czułem czegoś takiego. To było coś na wzór histerycznej wręcz euforii, podczas której mój umysł wołał o więcej i więcej, choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, iż nigdy nie zostanie w pełni zaspokojony.
                     Nie miałem pojęcia, w jakim miejscu się znajduję. Siedziałem na środku sporawego pomieszczenia, przykuty do krzesła i unieruchomiony. Ściany miały ciepły brązowo-oliwkowy kolor, uspokajało mnie to w pewien sposób. Ciężko było mi pojąć, jak coś tak głupiego może mieć wpływ na samopoczucie. Dałbym sobie głowę uciąć, iż nie byłbym tak łagodny i zrównoważony, gdyby pokój pomalowany był na agresywną czerwień czy brudną biel rodem z psychiatryka. We wnętrzu panował ścisły minimalizm. Nie było w środku nic poza obdartym biurkiem i trzema trzeszczącymi ze starości krzesłami. Na jednym z nich siedziałem ja, na drugim Sheila - tuż obok blatu, trzecie krzesło natomiast stało wsunięte we wnękę tego drewnianego zaniedbanego stołu. Edwardowi najwyraźniej się nie spieszyło. Emocje stopniowo opadały i znów wracałem do stanu kompletnej monotonii i znudzenia, a naprawdę pragnąłem tego uniknąć. Aura Sheili nie zmieniała się, pozostawiając ją nadal w stresie i w wyrzutach sumienia. Taplała się w brodziku problemów, których prawdopodobnie nie była nawet twórcą. Mimo wszystko wzbraniałem się od darzenia jej empatią, gdyż jej intelekt zdawał się być o wiele bardziej rozbudowany niż umysły poznanych przeze mnie dotychczas ludzi.
                    Minęło naprawdę wiele czasu, nim się pojawił. Wszedł do pomieszczenia żwawym krokiem, a uśmiech nie schodził mu z twarzy. Okazał się być mężczyzną, którego spotkałem wcześniej - gdy obudziłem się z bólem głowy. Rozmawiał wtedy z panem Smithem czy też Livingstonem. Nie robiło mi to w zasadzie najmniejszej różnicy, jak się nazywał. Chciałem się tylko dowiedzieć, czego ode mnie chcą.
— Witaj, Sydney — przywitał mnie z szerokim uśmiechem.
                    Odsunął krzesło zza biurka, chwycił je jedną ręką i już po chwili zasiadł tuż naprzeciwko mnie, zupełnie nie zwracając uwagi na istnienie czegoś takiego jak granica prywatności. Nasze twarze dzieliło zaledwie trzydzieści centymetrów. Nie czułem się komfortowo, gdy ktoś znajdował się tak blisko. Gwałtownie wyprostowałem się niczym żołnierz, by dać sobie więcej miejsca do zagospodarowania.
— Nie obawiaj się, nie mam zamiaru zrobić ci nic złego — odparł. — Jeszcze.
                    Przez chwilę wgapiał się we mnie swoimi wielkimi niebieskimi oczyma. Wyraz jego twarzy spoważniał, a on sam zdawał się analizować coś skomplikowanego.
— Jesteś dość młody i niezbyt doświadczony, żeby działać w czymś takim, jednak coś mi mówi, że pozbycie się ciebie będzie niemałą stratą — zaczął, drapiąc się po podbródku.
— Powiedziałbym ci, co myślę, gdybym tylko wiedział, o czym mówisz — wycedziłem przez zęby.
— A, tak. Wybacz — zaśmiał się znowu. Nadal nie rozumiałem, co go tak strasznie bawi. — Jesteśmy jednym z tych anonimowych gangów, które są już na wymarciu.
— Mówisz o tych grupach motocyklowych? — spytałem cicho.
— Zgaduj dalej — zachęcał.
— Pasjonaci bicia policji? — zadałem pytanie. Emocje znów rosły.
— Też nie — odpowiedział. — Policja w pewnym sensie nam pomaga, choć nie jest to tak proste, na jakie brzmi.
— ...czyściciele — wyjąkałem, choć sam nie dowierzałem, że mogłem na nich trafić.
                    Edward uśmiechnął się szeroko i potaknął głowa, a ja zamarłem. Słowa nie byłyby w stanie opisać szoku, w jakim się wówczas znajdowałem. Nie mogłem uwierzyć, że trafiłem na czyścicieli. Wiele osób próbowało za wszelką cenę ich odnaleźć, co na pierwszy rzut oka wydawało się być proste, zważywszy na sporą liczbę grup czyścicieli obracających się w Ameryce, jednak trafienie na prawdziwego czyściciela graniczyło z niemożliwym. Nie byli to bowiem ludzie przechwalający się swoim fachem. Ponadto ich zawód był odbierany przez społeczeństwo kompletnie skrajnie. Można było ich albo kochać, albo nienawidzić. Nic innego nie wchodziło w grę.
                    Czyściciele byli w pewnym sensie hipokrytami. Geneza ich powstania sięgała osiemnastego stulecia, od tamtego czasu wiele ich poglądów uległo zmianie. Głównym założeniem tych grup było, jak sama ich nazwa wskazywała, oczyszczanie terenów. Początkowo czyściciele pragnęli zniszczyć wszelką nienawiść, poczynając od homofobii, przechodząc przez rasizm i skrajny nacjonalizm, kończąc na zwykłym dręczeniu niewinnych ofiar. Przez kolejne dwieście lat czyściciele wyewoluowali w grupy szczycące się wręcz nienawiścią, którą początkowo chciały zwalczać. Żywili ją przede wszystkim do ludzi odbierających wolność innym. Bez skrupułów masowo zabijali wysoko stojących biznesmenów i kierowników, którzy w dobie dwudziestego pierwszego wieku zaczęli cenić pieniądz bardziej niż dobro społeczeństwa. Byli to w większości oszuści, którzy zarabiali kosztem innych i manipulowali głupim ludem. Czyściciele poprzez swoje czyny chcieli pokazać, że na tym świecie jest również miejsce dla osób mało inteligentnych. Pragnęli zapewnić im równie dobry byt, co tym bardziej rozgarniętym intelektualnie. Mimo tego nie popierali równości. Ludzi czyniących zło uznawali za kompletnych śmieci.
                    W ciągu ostatnich dwustu lat, świat wielokrotnie wyrażał swój sprzeciw. Wiele grup społecznych stanowczo żądało wręcz od czyścicieli wycofania ich inicjatyw. Były to przede wszystkim sekty religijne, które dotychczas korzystały z pieniądza wierzących do woli, a także inne osobistości, które podjęły ryzyko bycia zamordowanym przez czyścicieli. Każdy, kto wnosił sprzeciw wobec nich, automatycznie odsłaniał swoje prawdziwe oblicze.
— Krążą o nas różne plotki, Sydney, ale zapewne wielu rzeczy nie wiesz — mówił. — Nie mamy prawa rozgłaszać swojej tożsamości. Jeżeli przypadkowo ktoś spoza naszych kręgów otrzyma zbyt wiele informacji, musi być natychmiastowo zgładzony. Z chęcią wytłumaczyłbym ci, jak konkretnie to działa, ale niekoniecznie mamy tyle czasu.
— Powiedziałeś wcześniej, że mogę nie podołać w tym fachu — odpowiedziałem cicho. — Miałeś na myśli przyłączenie mnie do czyścicieli?
— Owszem — odparł, jednak odczułem w jego głosie niepewność. — Masz coś, co byłoby nam przydatne, jednak musiałbyś najpierw zdobyć nasze zaufanie.
— W takim razie wymyśl coś. Nie mam zamiaru jeszcze umierać — syknąłem.
                   Edward uśmiechnął się kącikiem ust. Westchnął głęboko i wyjął z kieszeni paczkę papierosów. Odpalił jednego z nich.
— Mógłbyś mi powiedzieć, dlaczego mnie tu przytargaliście? — spytałem z lekkim zażenowaniem. — Nie jestem nikim, kto powinien paść ofiarą czyścicieli. Biorąc to pod uwagę, nie mam zielonego pojęcia, co tu robię.
— Dostaliśmy błędne informacje — odparł. — Miałeś okazać się kimś innym. O błędzie zorientowaliśmy się po dwóch czy trzech tygodniach. Felix wykładał historię w twojej szkole. Jest świetnym obserwatorem. Zauważył w twoim zachowaniu coś dziwnego i zaczął grzebać w danych, by się upewnić. Początkowo chcieliśmy porzucić ten projekt, jednak obawialiśmy się, że zaczniesz szukać Mai, czyli nas. Gdybyś to zrobił, musielibyśmy cię wyeliminować. Nakazałem więc Felixowi ciągnąć to dalej, czym dałem sobie też więcej czasu do namysłu. Po wczorajszym spotkaniu znalazłem w tobie cechę, której się spodziewałem, jednak nie w tak sporym stopniu. Zaskoczyłeś mnie, Sydney. Dlatego też, mimo wielu sprzeciwów Felixa, wolałbym cię utrzymać przy życiu najdłużej, jak to możliwe.
— Więc mogę zginąć tylko dlatego, że jakiś imbecyl pomylił adresy IP? — zdenerwowałem się.
— Niestety — odpowiedział ze spokojem. — Jednak irytowanie się niczego tu nie zmieni. Podoba mi się w tobie coś, Sydney. Rozszyfrowałeś Sheilę przy pierwszym spotkaniu, choć została przeszkolona. Fakt faktem, nie przeszła całego kursu, ale przeciętny człowiek nie byłby w stanie z taką cholerną pewnością stwierdzić, że kłamie. Dodatkowym bonusem jest twoja umiejętność ukrywania się. Jeżeli dałbym radę nauczyć cię oszukiwać innych co do emocji i odczuć, byłbyś niezłym materiałem na czyściciela.
— Oszukiwać? — zdziwiłem się. — Co masz na myśli?
— Chcę, żebyś nadal tak trafnie określał stany, w jakich przebywają inni ludzie, jednak nie możesz pozwolić, by oni również czytali z ciebie jak z otwartej księgi — mówił. — Poza tym od teraz możesz trafiać na o wiele lepszych aktorów niż dotychczas.
— "Od teraz"? Więc już postanowiłeś? — spytałem.
— Dobrze słyszysz — zaśmiał się.
                    Zaprowadził mnie do małego ciemnego pokoju. Znajdowało się w nim łóżko, stare biurko stojące przy oknie i niska komoda. Żaluzja zwisała swobodnie do parapetu, uniemożliwiając promieniom słonecznym wdarcie się do środka. Usiadłem na podłodze i oparłem się o ścianę, wzdychając ciężko. Wyglądało na to, że nie zobaczę się więcej z rodzicami. Edward prawdopodobnie miał zamiar zadbać o odhaczenie mnie jak osoby zaginionej. Kto pomyślałby, że pogoń za Mayą uczyni mnie prawdziwym czyścicielem. Nie dowierzałem. Jednak ścieżka mojego życia w końcu zaczęła układać się po mojej myśli. Czułem, że nie będę musiał już do niczego się zmuszać. Adrenalina już niedługo miała stać się nieodłączną częścią mojej codzienności, a Edward, Sheila oraz państwo Livingstone - moją jedyną rodziną.


2 comments:

  1. Zajebiste, czuję się jeszcze bardziej zaciekawiona :3 Czekam na więcej <3

    ReplyDelete
  2. Nie żeby mi się nie podobało, ale Lisu.. zginiesz.
    No naprawdę, zginiesz. Na spotkaniu w Katowicach.. i to z moich rąk!
    A tak serio: Powoli zaczynam ogarniać, jednak nadal nijak ma się to do tego, co ci pisałam! XD Naprawdę!
    Podoba mi się, to, co tu bazgrolisz XD No ale co ja i moje pragnienie romantycznej historii o dwójce uczniów, którzy "poznają się" przez internet, się do tego ma? XDD
    No nic, czekam na dalsze rozdziały tego tutaj, no i na KasxNat No i na wszystko inne <3

    ReplyDelete