22.12.15

Maniaczka przygodnego seksu

Dział: Analne przygody małego dziennikarza.
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi.



— Jeff, bo ja się cieszę, że moja babka umarła.
                    Był chłodny późny wieczór, a my siedzieliśmy sami w mieszkaniu. Coco polazł na jakąś biznesową imprezę i zabrał ze sobą Sheenę jako osobę towarzyszącą, przez co Jeff był wściekły. Czasem wydawało mi się, że coś do niej czuje, jednak nigdy słowem o tym nie wspomniał. W grę wchodziła także opcja zwyczajnego przerażenia, ile wypije Sheena i jak wykorzysta to Coco. Osobiście darzyłem tę kobietę ogromnym zaufaniem, dlatego nie obawiałem się, iż wpadnie w ramiona kumpla.
— Dlaczego? — spytał z ciekawością. Nigdy nie negował czyichś poglądów, jedynie starał się je lepiej zrozumieć.
— Wiesz, zawalałem wszystko, żeby jej pomóc, a ona zawsze miała to gdzieś... Mam spokój — odpowiedziałem. — Wiem, że brzmi źle, ale...
— Jest okej — odparł z uśmiechem.
— Martwisz się o Sheenę, co nie? — zapytałem. Wyraźnie spochmurniał.
— Martwię się o wszystkich ludzi, którzy są w pobliżu Coco — westchnął. — W zasadzie to... Po prostu nie mogę zrozumieć, dlaczego zgodziła się tam z nim pójść.
                    Jeff mówił od czasu do czasu coś, co wyglądało na nieświadome wygadanie największego ze swoich sekretów. Czułem, że nie chce powiedzieć tego wprost ze względu na nią. Ona nie była osobą potrzebującą faceta. Zdawała się być kompletnie niezależna i samodzielna. Już od dłuższego czasu nie spotykała się z kolesiami. Mogłem sobie wmawiać, iż to z powodu Jeffa, może też była w nim zakochana? To nie brzmiało logicznie. Aczkolwiek na jej miejscu zrobiłbym wszystko w tę stronę. Gdyby się z nim związała, byłoby jej naprawdę wygodnie, miałaby wszystko pod nosem, czułaby się naprawdę szczęśliwa. Zastanawiałem się, co ona o tym wszystkim myśli.
                         Przyjaciel położył się spać dość wcześnie. Ja sam zaś nie czułem się zmęczony. W mieszkaniu z kolei nie było nic do roboty. Stanąłem wówczas przed podjęciem wyjątkowo trudnej decyzji. Uznałem jednak, że powinienem załatwić to jak najszybciej, bo, jeśli zacznę się roztkliwiać, dzień się skończy. W rezultacie już po chwili wsiadałem w autobus. Starałem się o niczym nie myśleć, jednak w mojej głowie pojawiały się dziwne twory.
— Dobry wieczór, panie Brown — zacząłem z uśmiechem.
                    Mężczyzna był w niemałym szoku. To było pewne, że się mnie nie spodziewał. Z kuchni dobiegło mnie słodkie "kto przyszedł, kochanie?", ale wprawiło mnie to jedynie w śmiech, bo nigdy nie mogłem wyobrazić sobie Seana jako typowego pantoflarza. Matthew wpuścił mnie do środka i już po chwili zasiadaliśmy na sofie przed kominkiem.
— Pamiętam, jak się tu pieprzyliśmy — odparłem, wprawiając Seana w stan totalnej wściekłości. — Sean, podałbyś swojemu panu i gościowi po szklaneczce whiskey, gdzie twoja kultura?
— Nie ma problemu — wycedził przez zęby. Matthewa chyba bawiła ta sytuacja.
— Matthew, męczy mnie ta sprawa ze starymi — zacząłem. — Może ci się wydaje, że to nieistotne, ale, mówię ci, to może wiele zmienić.
                     Wyglądało to niczym scena z bardzo przewidywalnego filmu. Mężczyzna podniósł się z sofy i udał się w kierunku stojącej nieopodal biblioteczki. Wyjął spomiędzy książek album na zdjęcia i po chwili położył go na stoliku przed nami. Przewracał strony, szukając odpowiedniej fotografii, a ja upajałem się idealnie schłodzonym whiskey. Było tak doskonałe, że zupełnie straciłem umiar i dolewałem sobie, kiedy tylko ciemny płyn w kanciastej szklance się kończył.
— Przypominasz sobie coś? — spytał z uśmiechem, wręczając mi jedno ze zdjęć.
                    Ujrzałem na nim małego dzieciaka w roztrzepanych blond włosach, który śmiał się do rozpuku. Obok niego siedział wysoki, czarnowłosy nastolatek. Wszystko to miało miejsce w bogato urządzonym domu, choć z dziwnych powodów czułem, jak wieje od niego chłód i brak zainteresowania. I wtedy coś we mnie pękło. Przypomniałem sobie wszystko.
— Ty gnoju, dlaczego mi nie powiedziałeś...? — spytałem cicho. — Wygląda na to, że wiesz o mnie więcej niż ja sam.
— Łudziłem się, że sobie przypomnisz — odparł.
— W takim razie byłeś pedofilem — westchnąłem.
— Nie do końca — zaśmiał się. — To przyszło... przy kolejnym spotkaniu. Sam nie wiem dlaczego. Może dlatego, że byliśmy ze sobą dość bardzo związani, a potem tak po prostu zniknąłeś.
— Panowie czegoś jeszcze sobie życzą? — wtrącił się Sean.
— Wszystko już wiem, muszę to przemyśleć. Powinienem już wra...
                    Automatycznie przewróciłem się na Seana. Ku mojemu zdziwieniu - złapał mnie i usadowił z powrotem na kanapie. Kręciło mi się w głowie.
— Zero umiaru do alkoholu... — syknął Sean.
                     Przez dłuższą chwilę zastanawiali się, gdzie mnie położyć. Ustalili, że tej nocy zostanę na kanapie, bo nie mogę przecież spać z jednym z nich. Niedługo potem Sean poszedł do sypialni i zgasił światło, składając jeszcze na odchodne Matthewowi brudne propozycje. Mój szef przykrył mnie zaś kocem i również postanowił pójść się położyć. Moje ciało po alkoholu działało nieco wbrew mnie.
— Dlaczego łapiesz mnie za rękę? — zdziwił się.
— Bo nie chcę, żebyś sobie poszedł — odparłem niemrawo.
— Jesteś pijany, Charlie... — westchnął cicho.
— Słowa pijanego myślami trzeźwego — syknąłem. — Dobrze wiesz, że nie potrafię mówić o uczuciach.
                    Usiadł obok mnie i położył mi dłoń na czole, jak gdyby sprawdzał, czy mam temperaturę.
— Nie dotykaj — wycedziłem przez zęby, odsuwając jego rękę. — Przestań mnie jeszcze bardziej rozpalać, już wystarczająco mocno chce mi się z tobą pieprzyć.
— Ty... — zaczął.
— Ale nie mogę cię o nic poprosić, dopóki jesteś z Seanem — dodałem. — Chociaż, gdybyś mógł mnie chociaż pocałować...
                    Rzuciłem mu nieco zalotne spojrzenie. Stopniowo pochylał się nade mną, a ja przechodziłem w stan kompletnej rozkoszy. Miałem ochotę znów poczuć jego smak.
— Nie mogę. Wybacz — powiedział nagle.
                    Zaraz po tym wrócił do sypialni, gasząc za sobą światła. Modliłem się w myślach, by nie pieprzyli się tej nocy, nie zniósłbym tego. Na szczęście moich uszu nie dobiegły żadne odgłosy. Choć może dlatego, że szybko zasnąłem.
                    Rano zerwałem się na równe nogi, gdy tylko wybiła siódma. Miałem zamiar wpaść jeszcze do domu, gdyż nie lubiłem brać prysznica w czyimś domu, tym bardziej po tak kłopotliwych sytuacjach. Mimo wszystko byłem głodny jak cholera. Naszło mnie coś, żeby zrobić śniadanie Matthewowi i pokazać temu tępemu Seanowi, kto się bardziej stara. Jeff i Coco tyle razy uczyli mnie gotować, że musiałem cokolwiek zapamiętać.
— Charlie, co to za czarny dym? — zapytał Matthew, wyłaniający się ze swojej sypialni razem z Seanem.
— Bolą mnie biodra... — jęknął Sean. Zdenerwowało mnie to, ale ukryłem to.
— Chciałem ci zrobić śniadanie, Matthew — wyjąkałem. Sean wybuchnął śmiechem. — Ale chyba nie dałem rady.
                    Sean zabrał się za czyszczenie mikrofalówki. Był chyba idealną panią domu. Było mi tak głupio, że nie potrafiłem tego ubrać w słowa. Nie zważając na obecność Seana, powiedziałem na koniec:
— Przepraszam za wczoraj, przepraszam za narobienie syfu. Mimo wszystko, Matthew... Gdybyś jednak zmienił zdanie co do mnie, zadzwoń, napisz, cokolwiek.
                    Szok malował się na jego twarzy. Zapewne nie sądził, że potrafię mówić o takich rzeczach na trzeźwo. Uznałem także, iż skoro już zaczynam gderać takie głupoty, powinienem odwalić coś, co na pewno zapamięta. Zbliżyłem się więc do niego i szepnąłem mu do ucha:
— Kocham cię, Matthew. Mam nadzieję, że nie jest za późno.
                    Nie nawiązując z nikim kontaktu wzrokowego, szybko udałem się w kierunku drzwi i spierdalałem jak najszybciej do domu. Serce biło mi jak oszalałe. Sam nie dowierzałem swojej szczerości.
                     Myślałem, że tego dnia nic już mnie nie zszokuje. Kiedy wróciłem do mieszkania, szybko czmychnąłem do swojego pokoju. Coco i Sheena musieli dopiero co skończyć imprezę, gdyż przez otwarte drzwi słyszałem, jak ktoś bardzo cicho wynurza się z pomieszczenia obok. To musiał być Jeff uważający, by nie obudzić kumpla. A Sheena brała kąpiel. Usiadłem na łóżku modląc się, by nikt nie zadawał pytań, gdzie znajdowałem się całą noc. Dopiero po chwili uświadomiłem sobie, że żaden z moich współlokatorów nie zauważył mojego powrotu. Coco spał jak zabity, dlatego Sheena i Jeff uznali, iż mogą szczerze pogadać. W towarzystwie nigdy tego nie robili.
— Dobrze się bawiłaś? — zapytał z troską. Jego głos brzmiał tak, jak gdyby się uśmiechał.
— Wspaniale, Jeff — odparła. — Jednak dobrze wiesz, że ja nie wierzę w tak skrajną dobroć ludzi. Nie jestem w stanie uwierzyć, że życzyłeś mi dobrej zabawy zamiast modlić się, żebym wracała.
— Masz rację... — wyjąkał.
— Myślałam, że już to uzgodniliśmy — wycedziła przez zęby.
                    Moje przypuszczenia okazały się być prawdziwe. Tylko dlaczego Sheena była w stosunku do niego tak niemiła?
— Jeff, jesteś świetnym przyjacielem — mówiła. — Ale nic poza tym.
— Nawet nie spróbowałaś — odpowiedział cicho.
— Wiesz, jakie są kobiety — zaśmiała się. — Wolimy najgorszych łobuzów, choć często mamy pod ręką takich facetów, jak ty, Jeff.
— To znaczy jakich? — dopytywał.
— To znaczy idealnych do związku — odparła. — Za to ja szukam spontaniczności i braku rutyny.
— Jesteś maniaczką przygodnego seksu czy jak? — spytał.
— Wiedziałam, że zaraz dojdzie do tego tematu — syknęła. — Różnie bywało, Jeff. Jednak wydoroślałam.
— W twoich oczach jest coś dziwnego, Sheena.
                    Ich rozmowa zabolała mnie tak bardzo, że zwyczajnie wyszedłem z pokoju. Przeprosiłem ich i udałem się do łazienki. Nie miałem pojęcia, czy rozmawiali o tym dalej. Jednak na myśl o cierpiącym Jeffie stawałem się coraz smutniejszy i coraz bardziej załamany. Dlaczego taki człowiek jak on miał problemy miłosne? Zawsze pomagał ludziom i stawiał ich dobro wyżej niż własne. Gdzie podziała się wdzięczność?
                    Wziąłem długą kąpiel, a gdy skończyłem, śniadanie czekało na mnie na stole. Sheena siedziała w naszym pokoju, a Jeff krzątał się przy blacie, stojąc do mnie tyłem. Kiedy poprosiłem, by na mnie spojrzał, odmówił. Prawdopodobnie płakał.


1 comment:

  1. Wjazd na chatę nie zważywszy na to kto co i co robi był zajebisty XD
    Szkoda mi biednego Jeffa naprawdę sucz trochę z tej Sheny ;;;

    ReplyDelete