11.12.15

Czy chodzi panu o seks?

Dział: Analne przygody małego dziennikarza.
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi.



— Ten artykuł jest tak niedokończony, że Electronic Arts próbowało go wydać!
               Na tym świecie było wiele kwestii nierozwiązanych, między innymi problem polegający na rozważaniu, czy poniedziałek, czy może wtorek jest w tej branży bardziej nerwowy.
               Keira zwierzyła mi się, że ma poważne problemy miłosne i z tego też względu powinienem choć z dobrego serca nieco jej odpuścić. Ale dzień bez znęcania się psychicznego nad podwładnymi był dniem straconym. Zdecydowanie bardziej odpowiadało mi wyżycie się na współpracownikach niż na szefie, u którego tego dnia miałem ponownie się stawić. Zaniechałem wewnętrznych analiz tego, co może stać się podczas rozmowy z nim. Zdecydowałem się pójść za radą przyjaciół i zwyczajnie walczyć o coś, co moim zdaniem mi się należy.
— Keira, kurwa mać! — Tego dnia naprawdę nie mogłem się opanować. — Te strony są tak czarne, że właśnie ukradły mi telewizor!
— Bo to fragment o uprowadzeniu tej ostatnio zaginionej kobiety, czarne kartki mają dodać... Wie pan... Zgrozy — odparła.
— Boże! — wrzeszczałem dalej. — W tym pomieszczeniu jest więcej dymu niż w garderobie Boba Marleya!
                    Kserokopiarki znów zaczynały szwankować, wydając przy tym głośny szum oraz wydalając masę czarnego śmierdzącego pyłu. Przerwałem rozmowę z Keirą, by przypadkowo nie zwolnić jej z roboty. Z jakiegoś powodu oni wszyscy myśleli, że na dobry artykuł składa się jedynie wysoka umiejętność pisarska. Czasem zastanawiałem się, czy szef nie ma zamiaru w bliższej bądź dalszej przyszłości poszerzyć horyzontów firmy. Otworzenie działu drukarskiego byłoby dla mnie nie lada ułatwieniem, bowiem moi podwładni zajmowali się drukiem gorzej niż moja nieżyjąca prababka. Postanowiłem powierzyć sytuację Edgarowi i wyjść. Wkurwiłem się tak bardzo, że ciężko byłoby to ubrać w słowa. Nakazałem mu opanować chaos, jaki wybuchł właśnie w naszym dziale, a potem zrobić mi kawę z mlekiem i bez cukru. Poczułem jakże wielką satysfakcję, gdy udało mi się poskromić nerwy i nie rozwalić drzwi. Na moment udałem się na duży taras, by odetchnąć.
                    Kiedy zaczynałem pracę w tej firmie, Nowy Jork wydawał mi się być czymś obcym, a wręcz nieosiągalnym. Czułem, że nigdy nie pojmę tego miasta, a także mieszkających w nim ludzi. Wszystko było tu dla mnie niezrozumiałe i początkowo usilnie próbowałem to analizować. Kiedy wychodziłem na ten sam taras jeszcze kilka miesięcy temu, rozglądałem się wówczas z dumą po otaczających mnie monumentalnych wieżowcach. Popadłem wtedy w lekki samozachwyt, stanąłem bowiem na szczycie jednej z najważniejszych gazet manipulujących ludźmi na tym obszarze. A myśl, że właśnie ten obszar odpowiadał za manipulację na całym świecie, jedynie mnie podjudzała. Do Nowego Jorku przeprowadziłem się z rodzicami i babką, ale dość szybko udało mi się usamodzielnić. Znalazłem wtedy mieszkanie, które zajmowały już wtedy trzy osoby i w ten właśnie sposób poznałem swoich obecnych przyjaciół. Kontakt z nimi wyplenił ze mnie narcyzm i głupotę, i od tego czasu spoglądałem na swoje życie dość obiektywnie, nie przeżywając niepotrzebnych uniesień. Fakt faktem stałem się wrakiem człowieka, a jedyną emocją, jaką okazywałem, była agresja. Ale nie miałem najmniejszego zamiaru zaprzyjaźniać się ze współpracownikami. To mogłoby zniszczyć ich karierę, popadliby w dzikie lenistwo. Nie pracowałem tam po to, by mnie lubiono. Potrzebowałem tej cholernej kasy.
                    Gdy nieco się uspokoiłem, postanowiłem pójść do pana Browna i powiedzieć o swojej decyzji. Dotarło do mnie, iż powinienem załatwić to jak najszybciej, bo szef nie spojrzy na mnie przychylnie, jeśli będę odkładał podejmowanie decyzji. Musiałem pokazać mu, że posiadam cechy lidera. Dlatego z kompletną pewnością siebie zapukałem do drzwi jego gabinetu, nacisnąłem klamkę i wszedłem do środka. Odnosiłem wówczas dziwne wrażenie, że na mnie czekał, lecz szybko wyrzuciłem tę myśl z głowy.
— Dzień dobry, panie Brown — zacząłem. — Zjawiam się ponownie z tą samą prośbą. Wiem, że zasłużyłem na podwyżkę.
— Niech będzie, zwiększę ci płacę o dwadzieścia dolców tygodniowo — odparł.
— Dwadzie... — wyjąkałem. Rękę dałbym sobie uciąć, że moje tęczówki zmieniły się wówczas w znaki przypominające kształtem symbol naszej waluty.
— Za mało? — zapytał z lekkim zdziwieniem, po czym zsunął okulary z nosa i położył je na biurku. Jak na trzydzieści jeden lat, wyglądał naprawdę młodo. — Trzydzieści pięć.
— Stoi — odpowiedziałem, starając się przywrócić sobie głos pełen pewności siebie. — Więc jakie ma pan dla mnie zlecenie?
                    Wyjął z szuflady biurka swoją wizytówkę i wręczył mi ją. Patrzyłem na nią, potem na niego, znowu na nią i tak w kółko, lecz nie mogłem zrozumieć, co ma przez to na myśli.
— Bądź o dwudziestej — odparł.
                     Co to miało, kurwa, znaczyć?! Ale nie, musiałem się opanować. Przecież nie powiedział niczego wprost, a ja już miałem przed oczami gwałty i sado-maso. W głowie słyszałem już śmiech Coco. Miałem wielkie szczęście, że ze mną nie pracował, chociaż kto przyjąłby takiego imbecyla do tak poważnej pracy? Mimo wszystko postanowiłem porzucić swoje zboczone skojarzenia względem wszystkiego i zapytać konkretnie, co ma na myśli mój szef.
— Czy może mi pan powiedzieć coś więcej? Nie do końca rozumiem — powiedziałem, choć moje słowa zamieniły się w niezrozumiały bełkot. Moje ciało ogarniał stres.
— Powiedziałem ci wczoraj, że musisz zrobić wszystko, co zechcę — odparł szorstko.
— Czy chodzi panu o seks? — wypaliłem prosto z mostu.
                    Uznałem, że najwyżej mnie wyśmieje, pochwali za kreatywność czy cokolwiek. Jednak widziałem, że nie zbiera mu się na mówienie wprost, dlatego zapytałem go konkretnie, by wiedzieć, na czym stoję.
— Masz jakieś wątpliwości? — zapytał. — Myślę, że wyraziłem się jasno.
— T-to wbrew prawu... — wyjąkałem.
— Żeby mnie to jeszcze obchodziło — syknął. — Potrzebujesz tej kasy czy nie?
                    Stałem tak przed nim w kompletnym szoku, nie mogąc wydusić z siebie słowa. Tym razem moja intuicja się nie pomyliła. Coco również miał rację. Byłem pewien, że jeśli powiem o tym wydarzeniu Jeffowi, każe mi zmienić pracę i pożyczy mi pieniądze. Ale ja naprawdę nie chciałem żyć na czyjś koszt. Z drugiej strony sprzedawanie tyłka było pierwszą rzeczą, jaką mógłbym zrobić, by stać się szmatą bez godności i honoru.
— Będę o dwudziestej — wymamrotałem cicho i opuściłem pomieszczenie.
                     Kiedy zamknąłem za sobą drzwi, zakręciło mi się w głowie. Sam nie wierzyłem w to, co powiedziałem. W głowie miałem jedynie to, że potrzebuję pieniędzy i muszę zdobyć je w jakikolwiek sposób. Tylko ze względu na to zdecydowałem odstawić na bok inne potrzeby i obowiązki. Wziąłem głęboki wdech i wróciłem do swojego działu. Edgarowi z pomyślnością udało się opanować zgiełk. Usiadłem więc przy stoliku i w ciszy wypiłem kawę, którą dla mnie przygotował. Odechciało mi się opieprzać podwładnych. Czułem, jak stopniowo tracę do siebie szacunek. Uśmiechnąłem się sztucznie kącikiem ust. Zdawałem sobie sprawę z tego, że moi przyjaciele nie mogą się o tym dowiedzieć. Nie chodziło tu nawet o reakcję Coco na moje postępowania. Ja po prostu... nie chciałem, by ktoś wyciągał do mnie pomocną dłoń. Wiedziałem, że muszę liczyć tylko na siebie, bo jestem jedyną osobą, która nigdy mnie nie zawiedzie. Nienawidziłem współpracy, bo wtedy zawsze musiałem się dostosowywać.
                    Po powrocie z pracy wziąłem długą kąpiel. Starałem się nie rozmawiać z domownikami z obawy, że zauważą mój dziwny nastrój. Nie chciałem, by się domyślili. Byłem tak cholernie zestresowany, iż nie byłem w stanie na niczym się skupić. Czas mijał. Zbliżała się godzina mojej śmierci. Przesiadywałem w wannie tak długo, że moja skóra pomarszczyła się i wyglądała okropnie. Ubrałem się powoli i ułożyłem włosy. Spojrzałem w lustro, lecz momentalnie odechciało mi się w nie spoglądać. Nie mogłem na siebie patrzeć. Dlatego przed czasem opuściłem dom, zamówiłem taksówkę na kilka przecznic dalej i spokojnym krokiem postanowiłem się tam udać. W mojej głowie kłębiły się okropne myśli. Czułem się coraz gorzej. Tym stanom depresyjnym towarzyszył także dziwny ucisk w klatce piersiowej. Ciężko było mi przełknąć ślinę. Kiedy jechałem taksówką, miałem zamknięte oczy. Bałem się spojrzeć gdziekolwiek. Chciałem mieć to wszystko jak najszybciej za sobą, choć dobrze wiedziałem, że po fakcie będę miał jeszcze mniej szacunku do siebie samego.
                    Uśmiechnął się delikatnie, kiedy otwierał mi drzwi, choć nigdy wcześniej nie sądziłem, że jest zdolny do czegoś takiego. Spuściłem wzrok i starałem się od tego momentu nie patrzeć mu w oczy. Proponował jedzenie i alkohol, ale odmówiłem. Powiedziałem wprost, żebyśmy przeszli do sedna, bo nie mam najmniejszej ochoty tego przeciągać. Zaprowadził mnie więc do sypialni. Czułem się tak cholernie źle, że w zasadzie nie zwróciłem uwagi nawet na kolor ścian. Kiedy Matthew poinformował mnie, iż muszę zostać do rana, westchnąłem głęboko i zmrużyłem oczy. Siedzieliśmy obok siebie na łóżku i przez dłuższą chwilę gra nie postępowała dalej. Dopiero po chwili mężczyzna zaczął delikatnie nadgryzać moje ucho. Moje oczy zaszkliły się łzami, lecz udało mi się powstrzymać płacz. Pomyślałem wtedy, że na świecie jest wiele prostytutek, których zawód wynika z braku pieniędzy na życie. Zastanawiałem się przez chwilę, jak to wytrzymują. Przyszło mi wówczas do głowy to, iż może w jakiś sposób czerpią z tego przyjemność po to, by sam czas stosunku nie dłużył im się w nieskończoność. Może to był wzór?
                    Położył mnie na plecach na łóżku. Powoli rozpinał guziki mojej koszuli, jednocześnie obcałowując mój kark. Zastanawiałem się, jak wielu facetom Matthew zaproponował coś takiego. Było między nami osiem lat różnicy i w zasadzie jedyną rzeczą, jaka nas łączyła, była wielka miłość do książek. Nic poza tym. Ten mężczyzna zdecydowanie nie należał do ludzi, z którymi potrafiłem się dogadać. Czyżby uważał inaczej? A może po prostu chciał zaspokoić swoje żądze, a ja napatoczyłem się akurat z prośbą o podwyżkę, z której sam mógł w taki sposób skorzystać?
                     Trącał palcami moje sutki, które nagle stwardniały. Ten fakt ani trochę mnie nie zaskoczył, zawsze reagowałem tak na dotyk. Była to kwestia czysto fizyczna, więc nie miałem sobie za złe tego, że moje ciało tak to znosi. Matthew zaczął pieścić brodawki językiem. Moja twarz skrzywiła się w grymasie. Obróciłem głowę w bok, by oszczędzić sobie tych widoków. Nie spieszyło mu się. Nadgryzał lekko moje sutki i całował je, a moje ciało sekunda po sekundzie przechodził zimny dreszcz. Nie nazwałbym tego czymś przyjemnym, ale na pewno specyficznym. Czułem coś dziwnego w klatce piersiowej i nie był już to ten sam ucisk, który martwił mnie wcześniej. Nadal nie mogłem uwierzyć w to, co się dzieje.
                    Kiedy oderwał się od mojego torsu, byłem przekonany, że zejdzie w dół. On jednak wrócił wyżej i pochylił się nade mną, wpatrując mi się głęboko w oczy. Przez chwilę udało mi się to wytrzymać, jednak nawiązanie kontaktu wzrokowego przerosło mnie i znów obróciłem głowę w bok. Matthew położył mi dłoń na policzku i przesunął moją głowę tak, jak gdyby chciał nadal móc patrzeć mi w oczy. Odwróciłem więc wzrok i skierowałem go w dół. Mimo to nadal się we mnie wpatrywał. Nie byłem w stanie zdiagnozować jego przypadku. Nie miałem zielonego pojęcia, czego on, kurwa, chciał. Wpił się nagle w moje usta i zaczął mnie całować. Nigdy wcześniej nie miałem okazji całować faceta, dlatego ta cholerna zaborczość mnie zaskoczyła. Kobiety zawsze były delikatne. On zaś wyraźnie próbował uświadomić mi tym pocałunkiem, że należę tylko do niego. Dobre sobie.
                     Całował mnie chciwie i drapieżnie, jednocześnie pieszcząc palcami moje sutki. Przylgnął do mnie całym ciałem. Zdarł ze mnie rozpiętą koszulę i rzucił ją gdzieś obok łóżka. Kiedy oderwał swoje usta od moich, trącał mnie przez chwilę nosem, znów wpatrując się we mnie dziwnym wzrokiem, a potem zabrał się za rozpinanie moich spodni. I wtedy się zaczęło.
— Posłuchaj, Matthew — wyjąkałem, podnosząc się do pozycji siedzącej. Nasze twarze znalazły się wówczas naprawdę blisko. — Mogę tak do ciebie mówić? Skoro już robimy takie rzeczy, nie będziesz chyba wymagał, żebym zwracał się per pan, co nie? Bo wiesz... ja mam taką prośbę. Może poprzestaniemy na tym? Wiesz, zrobię ci kolację czy coś, romantycznie będzie, potem sobie pójdę i... no. Może być?
                     Nie widziałem zrozumienia na jego twarzy. Patrzył na mnie tak, jak gdybym palnął kompletną bujdę. W zasadzie... Czy on mnie w ogóle słuchał?
— Pocałuj mnie — powiedział, znów zabijając mnie wzrokiem.
— T-ty no, nie wymagaj ode mnie takich rzeczy, mimo wszystko wiesz... — motałem się.
— Zrób to — powtórzył szorstko.
                    Zmarszczyłem czoło. Chyba nie było już dla mnie ratunku. Westchnąłem cicho i przegryzłem wargę. Delikatnie musnąłem jego wargi swoimi, a po chwili wsunąłem do jego ust język, delikatnie badając teren. Czułem się całkiem swobodnie, bo nie nagabywał mnie ani nie wyskakiwał z tą swoją chamską zaborczością.
— A teraz zdejmij moją koszulę — powiedział cicho, kiedy przestałem go całować.
                    Rzuciłem mu nieco zdezorientowane spojrzenie, lecz wiedziałem, że nie mam wyjścia. Wszystko to postępowało zbyt wolno, choć z drugiej strony dzięki temu mój strach był trochę mniejszy. Powoli rozpinałem guziki jego koszuli. Zdałem sobie wtedy sprawę z tego, że Matthew wygląda naprawdę dobrze. Wyglądało na to, iż chadza na jakąś siłownię czy basen. Zdjąłem z niego koszulę i, wzruszywszy ramionami, rzuciłem ją obok łóżka. I wtedy stało się coś dziwnego. Matthew przylgnął do mnie całym ciałem, obejmując mnie mocno, lecz nie boleśnie.
— Dziękuję — powiedział.
— Nie ma sprawy, stary, ja tylko zdjąłem ci koszulę — odparłem.
                    Rozpiął moje spodnie. Nie protestowałem. Był to prawdopodobnie moment, w którym całkowicie się poddałem, mając już głęboko gdzieś siebie i swój los. Wsunął dłoń pod moje bokserki i zaczął przesuwać nią w górę i w dół mojego członka. Rozpiął wtedy także swoje spodnie i już po chwili poczułem jego członka na swoim. Położył mi ręce na biodrach i przysunął mnie bliżej siebie tak, że moje kolana znalazły się za jego plecami. Zaczął masturbować mnie i siebie jednocześnie. Za każdym razem, gdy chowałem twarz w dłoniach, kazał mi przestać i mówił, że chce na mnie patrzeć.
— Mmh... Tak... Nie można... — wyjąkałem.
                    Pocałował mnie wtedy głęboko. Poczułem wtedy coś wyjątkowo dziwnego. Tym razem to on chciał być delikatny, a mimo to wpiłem się w jego usta prawie tak zaborczo jak on wcześniej. Odsunął się lekko, jednak przylgnąłem do niego i nie miałem ochoty przestawać. W rezultacie nasz pocałunek stawał się coraz bardziej łapczywy i prostacki. Obudził się we mnie chwilowy pociąg fizyczny. Zapewne przez to, że mnie dotykał. Lecz w tym momencie niespecjalnie mnie to obchodziło.
                    Kiedy zauważył, do jakiego stanu mnie doprowadził, zaprzestał dotykania mojego krocza. Zaczął wówczas robić mi dobrze ustami tak długo, dopóki nie doszedłem. Byłem wyczerpany tym stosunkiem, choć do niczego jeszcze wtedy nie doszło. Po chwili pozbawił nas ostatnich części garderoby. Zignorowałem swój strach. Leżałem przed nim jak kłoda i oczekiwałem na następny ruch. Usiadł obok mnie i powoli wsunął jeden palec w mój odbyt. Wykrzywiłem usta w grymasie. Poruszał nim coraz szybciej, wyciągając go ze mnie i wsuwając z powrotem. Gdy uświadomił sobie, że się przyzwyczajam, dołączył drugi.
— Kurwa — syknąłem. — Matthew, nie wiem, czy dam radę... Jeśli umrę, zwolnij Keirę.
                    Znów nie odpowiedział. Założył sobie moje kolana na ramiona. Wtedy oprzytomniałem. Wiedziałem, jakie ma zamiary.
— Matthew, mówię ci, już wystarczy, myślę, że... Arghh...
                   Mimo wszystko czułem, że stara się być delikatny. Jednak ból był nie do zniesienia. Zakręciło mi się w głowie. Łapanie oddechu stawało się coraz cięższe.
— Matthew! Błagam... Już... Nie... Mmh... — jęczałem.
                     Cały ten czas patrzył na mnie z dziwną troską. Chyba nawet lekko się uśmiechał. Moje oczy były jednak tak zalane łzami, że ciężko było ocenić cokolwiek na podstawie tego, co widzę. Matthew wchodził we mnie coraz głębiej. Pokój wypełnił się moimi jękami, które bardziej przypominały jęki rozkoszy niż bólu. Sam nie wiedziałem do końca, co się właśnie stało.
                     Kiedy skończył, położył się obok mnie i pocałował mnie raz jeszcze. Tego wieczora bardzo szybko zasnąłem. I równie szybko obudziłem się nad ranem.
                    Mężczyzny nie było już w łóżku. Szybko założyłem ubrania, które nadal leżały na podłodze i wynurzyłem się z pokoju. Postanowiłem wrócić jeszcze do mieszkania, by wziąć prysznic i się przebrać. Dopadł mnie, kiedy tylko wszedłem do kuchni. Położył mi dłoń na policzku i próbował pocałować, ale odepchnąłem go. Przygotował nawet śniadanie, ale miałem to gdzieś.
— Nie myśl sobie, że się w tobie zakocham, czy coś — syknąłem. — Odwaliłem czarną robotę, teraz mogę znowu mieć cię gdzieś. Nara.
                    Opuściłem jego mieszkanie z trzaskiem drzwi. Czułem okropny ból odbytu. Zdawało się, że chodzę w nieco inny sposób. Szybko zamówiłem taksówkę i wróciłem do siebie.



3 comments:

  1. Lisu.. jakoś tak podejrzanie mi to wszystko wygląda XD No za szybko no.. zwykle odwlekasz scenę seksu jak najdłużej, a tu nagle w drugim rozdziale. No nie pasuje mi to XD W każdym razie czekam na więcej.. zobaczymy jak to się potoczy c:

    ReplyDelete
  2. Nonono, szybko! W dodatku rozdział dość długi... A bynajmniej tak mi się wydaje. Przyjemnie się czytało. Czekam na więcej, bo zastanawiam się, jak to dalej będzie.

    ReplyDelete
  3. Awans za seks... jakie to mi się teraz na topie i realne wydaje. Dobrze sie zapowiada a nawet mega dobrze

    ReplyDelete