17.11.15

Febra emocjonalna

Dział: Maniakalny przypadek.
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



                    Mimo że cały boży dzień spędziłem w łóżku, choroba i tak postanowiła mnie dopaść. Nigdy nie miałem końskiego zdrowia, może dlatego, że byłem wychudzony, wątły i kiepsko się żywiłem. Źle przyswajałem magnez, przez co moje mięśnie często niepohamowanie drżały. Z jednej strony utrudniało mi to niektóre codzienne czynności, z drugiej jednak nie przeszkadzało do tego stopnia, by się tym zająć.
                    Następnego wieczora nadopiekuńczy i troskliwy ojciec chciał wziąć sobie wolne od roboty, by zająć się schorowanym synalkiem. I nie byłoby w tym kompletnie nic dziwnego, gdyby nie fakt, że synalek skończył dziewiętnaście lat. Powiedziałem więc tatkowi, żeby dał sobie spokój, poza tym to tylko katar i ogólne osłabienie organizmu. O wysokiej gorączce wolałem nie wspominać, kręciło mi się przez nią w głowie jak jasna cholera. Po dłuższych namowach ojciec zdecydował się iść do pracy. Zdążyłem go już trochę poznać, lecz nie spodziewałem się, że wpadnie mu do głowy aż tak durna myśl. Przynajmniej uzmysłowiłem sobie, po kim odziedziczyłem tę skrajną głupotę.
                    Stałem akurat w kuchni przy blacie, nerwowo poszukując w szufladzie jakiegokolwiek leku posiadającego w składzie paracetamol. Ojciec na moje szczęście wyjątkowo dbał o wyposażenie apteczki. Łyknąłem jedną tabletkę i wróciłem do pokoju, od razu pakując się pod kołdrę. Nienawidziłem gorączki latem głównie dlatego, że lek rozgrzewał moje ciało, choć i tak byłem już rozpalony, a wszystko to potęgowała ta cholernie wysoka temperatura panująca na zewnątrz.
                    Mimo wszystko uchyliłem okno. Zgasiłem także górne światło, ale pozostawiłem włączone lampki, które przez okrągły rok zdobiły jeden z rogów mojego pokoju. Nie obchodziło mnie, czy to dziecinne, czy też nie. Wprowadzały do pomieszczenia przyjemną atmosferę, dzięki czemu czułem się lepiej. Z tego samego powodu też zupełnie nie przejmowałem się docinkami na temat mojego ubioru. Dobrze zdawałem sobie sprawę z tego, że zakładam to, w czym czuję się komfortowo. Skoro w takich właśnie ciuchach czułem się szczęśliwy, dlaczego miałbym to zmieniać na swoją niekorzyść tylko dlatego, że przypadkowy człowiek miał odmienny gust?
                    Położyłem się do łóżka, lecz nie mogłem się przemóc, by owinąć się kołdrą. Umierałem w czeluściach piekieł, dokładnie tak się czułem i to miałem przed oczyma. Lampki migotały niebieskim światłem, a ja pogrążałem się w panującym mroku. Obraz stawał się coraz bardziej rozmazany. Błyski rozpływały się, tworząc iluzję niebieskich plam igrających z ciemnością. Zawsze tak było. Światło wygrywało z mrokiem, dlatego ciemność zwykliśmy nazywać niczym innym, jak tylko brakiem światła. Nadal nie zdawałem sobie sprawy z tego, co dzieje się wewnątrz mnie. To uczucie... zdawało mi się, że stoję właśnie na rozstaju dróg. Pierwsza z nich była pewna i usłana różami, druga zaś mogła oferować mi lepsze zakończenie, lecz nie czułem się na tyle silny, by pokonać stojące na niej przeszkody. Jednak czy byłem w stanie odmówić? Czy byłem w stanie wybrać tę pierwszą drogę i porzucić to, co rozgrzewało wówczas moje ciało jeszcze bardziej? Powoli przyzwyczajałem się do tej sytuacji. Zamilkł w końcu. Skończył mówić mi te wszystkie nieprzyjemne rzeczy, przez które jeszcze bardziej rozdwajałem się w sobie. Ojciec powinien był dać mi spokój, jednak bał się zostawiać mnie samego. Dlaczego nie zadzwonił po Ryana? Kogokolwiek...? Ten wieczór mógłbym spędzić z kimkolwiek, lecz nie z nim. Potrzebowałem odpoczynku. Dlaczego na najważniejsze decyzje życiowe potrzebowaliśmy tyle czasu, a odpowiedzi trzeba było udzielić od razu? Może dla niego była to błaha sprawa, tak po prostu wyznać swoje uczucia i czekać, aż druga osoba też to zrobi. Dla mnie nie było to tak proste. W normalnym stanie rzeczy powinienem był otworzyć się przed nim wtedy, kiedy on to zrobił. Czemu więc zamykałem się coraz bardziej? Dzieląca nas przepaść pogłębiała się z dnia na dzień. Byłem pewien, że to zauważa. Nie reagował. Być może wmawiał sobie, że to przejściowe i niedługo minie. Ale to we mnie rosło. To była jedyna rzecz, której byłem pewien. Może moje uczucia przypominały mu te rozmazane niebieskie światła, nie do końca sformułowane i konkretne, ale nadal palące się głębokim blaskiem. W moich oczach wyglądało to zupełnie inaczej. Nawet wtedy, kiedy z pełnym spokojem wtulał się w mój kark i przeczesywał palcami moje włosy. Naprawdę tego nie chciałem. Druga z dróg przerażała mnie, choć jeszcze na nią nie wkroczyłem. Byłem w stanie przyznać się przed samym sobą, że próbowałem. Za każdym razem jednak moje ciało stawało się dziwnie sparaliżowane, jak gdyby coś na to nie pozwalało. Choć dobrze wiedziałem, że zawsze mogę wrócić, zmienić drogę. Strach znów opanował moje ciało. Byłem tak rozdwojony w sobie, iż uznałem, że pierwsza ze ścieżek również nie jest do przejścia. Moje życie stało się bowiem na tyle uzależnione od Chrisa, że nie mogło funkcjonować bez jego obecności. A panująca obecnie sytuacja wykluczała przyjaźń. Zdałem sobie z tego sprawę naprawdę szybko. Musiałem wybrać, czy Chris stanie się moim kochankiem, czy obcym człowiekiem. Nie miałem ochoty mu o tym mówić, dobrze wiedziałem, jak zareaguje. Zanegowałby moją opinię i powiedział, jak zawsze zresztą, że przecież możemy nadal być przyjaciółmi. Może jednak nie znał mnie tak dobrze. Z mojej perspektywy wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Nie byłbym w stanie znieść jego kocich oczu patrzących na mnie w taki sposób i nazywać go przyjacielem. Czułem, że niedługo nadejdzie ostatnia już okazja do dokonania wyboru. Dotychczas na próżno szukałem trzeciej ścieżki wiodącej gdzieś między tymi dwoma. Nie potrafiłem jej tam wydeptać. Byłem zmuszony pogodzić się z losem i wziąć to, co mi oferuje. Był wystarczająco łaskawy, by ukazać mi dwie opcje. Może powinienem był okazać wdzięczność?
— Chris... — wyjąkałem.
                    Nadal wpatrywałem się w niebieskie światła, lecz tym razem wyglądały wyraźniej. Wszystko stało się sprecyzowane i jasne. Odczułem cholerny ucisk w klatce piersiowej. Przyjaciel musnął wargami moją szyję. Obróciłem głowę w jego stronę tak, że nasze czoła się zetknęły. Mimo panującego w pomieszczeniu mroku, byłem w stanie spojrzeć mu w oczy i odczytać z nich emocje tlące się wówczas w jego sercu.
— Musimy przestać — szepnąłem.
                    Zdawało mi się, że dostrzegłem łzę w wewnętrznym kąciku jego oka. Jednak taka była kolej rzeczy w tym świecie. Człowiek cierpiał, by móc dać szczęście drugiemu. Położyłem mu dłoń na policzku i naciągnąłem jego skórę tak, by wymusić uśmiech.
— Musisz to zaakceptować — mówiłem powoli. — Tak, jak ja zaakceptowałem ciebie. Wiesz, uczucia też się równoważą. Czasem zdarza się, że w nieodpowiednich przypadkach. Możemy się pod tym względem uzupełniać. Dlatego nigdy więcej o tym nie mów. Nie mów, że kochasz. Niech to będzie nasz osobisty temat tabu. Podjąłem taką decyzję. Nie chcę, żebyś cierpiał.
— Michael... — szepnął. — Powinienem się teraz wynieść, prawda?
— Proszę — odpowiedziałem.
— Pozwól mi przenocować na ziemi — powiedział. — Nie chcę zawieść zaufania twojego ojca. Obiecałem mu, że będę przy tobie.
                     Tej nocy Chris płakał. Nie widziałem tego ani nie słyszałem. Po prostu czułem zapach jego łez i cierpienia. Ale doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że jego cierpienie minie szybciej, niż gdybym powiedział mu o tym później. Musiałem być z nim szczery, bo za bardzo mi na nim zależało. Przez chwilę zastanawiałem się, kiedy to wszystko się zaczęło. Zmrużyłem oczy. Jedna z niebieskich lampek zgasła, choć dotychczas tliła się najgłębszym i najjaśniejszym światłem pośród wszystkich. Zaraz za nią gasły kolejne. Chris pociągnął nosem. Po chwili zniknął za drzwiami prowadzącymi do mojego pokoju. Obserwowałem jak gasną kolejne lampki. Nie byłem pewien, czy to tylko moje wyobrażenia i wielka iluzja, czy naprawdę tak szybko wypalają się i kończą swój marny żywot. Brak niebieskiego światła sprawił, że zacząłem pogrążać się w ciemności. Pustka. Niedopełniona pustka. Modra ścieżka zniknęła. Teraz wybór zdawał się być o wiele prostszy. Na bramie prowadzącej do drugiej drogi zawiesiłem kłódkę, a klucz do niej wyrzuciłem za siebie zaraz po zamknięciu. Wszystkie dotychczas tlące się na niej światła momentalnie zgasły. Zapanował mrok, spokój i cisza. Z uśmiechem zmrużyłem oczy, powoli oddając się w objęcia Morfeusza.


4 comments:

  1. Ile mam czekać na kolejny rozdział?!
    Czekam....
    CZEKAM....
    ~Erwin

    ReplyDelete
  2. Hej, jestem tu nowa >.<
    Obiecałam, że napisze więc jestem^^ A więc zacznę od początku (jeśli tak się w ogóle da).
    Ostatnio (dwa dni temu) podczas męczącej i jakże wnerwiającej wędrówki po facebook'u, napotkałam post z linkiem do bloga.
    Właśnie wtedy nie czekając momentu dłużej zaczęłam czytać maniakalnego, gdyż wyjątkowo przykuł on moją uwagę (w końcu ma 8 sezonów). Przed momentem skończyłam i zakochałam się...
    Zakochałam się w maniakalnym, zakochałam się w tej niesamowitej fabule i zakochałam się w twoim stylu pisania. Niektóre osoby piszące blogi o treści yaoi nie mają tego czegoś. Nie mają tej umiejętności, która sprawia, że czytelnik automatycznie zatapia się w świecie przedstawionym w opowiadaniu. Chodzi mi o utożsamienie się z bohaterami, bycie z nimi związanym przez cały czas trwania opowiadania. Dlatego właśnie uważam, że to jest TAK zajebiste i TAK wyjątkowe!
    Zauważyłam, że jako autorka lubisz zaskakiwać, a ja kocham niespodzianki, których -odkąd zaczęłam czytać Maniakalnego- dostałam caałkiem sporo. Dziękuję ci za to i za wszystkie następne rozdziały^^

    Chciałam napisać taki dłuuugi komentarz ale oczywiście kiedy tylko się za to zabrałam o wszystkim zapomniałam. Tak więc już bez ładu i składu dodam, że kocham to opowiadanie. Te dramatyczne i zarazem super-zajebiście śmieszne sceny.
    Jeszcze wrócę i czekam na następny rozdział, życzę duuużo weny i w ogóle wszystkiego :D
    ~UtaPrix

    ReplyDelete
    Replies
    1. This comment has been removed by the author.

      Delete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete