11.11.15

Czystą wódkę poproszę

Dział: Maniakalny przypadek.
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi.



                         Chris uznał, że muszę być gejem, skoro najważniejszą z moich czynności życiowych było śledzenie niejakiego Billa. Gdybym usłyszał to od kogokolwiek innego, zapewne kompletnie bym się nie przejął, bo stwierdzanie u mnie takiej orientacji jedynie na podstawie tego typu zachowań zdawało się być nielogiczne. Lecz powiedział mi to najlepszy przyjaciel, człowiek, który znał mnie od dziecka, osoba potrafiąca przejrzeć inną na wylot dzięki swojej wiedzy psychologicznej i wielkiemu bagażowi życiowych doświadczeń. I co ja miałem niby zrobić? Przyznać mu rację? Sprzeciwić się? Zobaczyć, co czas pokaże? Nawet gdybym gejem się nie okazał, pewnie bym to sobie wpoił tylko dlatego, że Chris mi to zdiagnozował. Pewnie dlatego nie chciał mi tego powiedzieć na samym początku. Głupi ojciec.
                         Tego dnia szliśmy z Chrisem na imprezę znajomej ze szkoły. Miała na imię Yvonne, kojarzyłem ją tylko z widzenia. Była to cholernie entuzjastyczna dziewczyna. Jej mimika twarzy była tak bogata, że nawet czytając głośno nudną obyczajówkę bez morału albo smutny biały wiersz, wychodziłyby jej gały na wierzch, a brwi marszczyły się zwiastując nachodzące niebawem zmarszczki. Działało mi to czasem na nerwy, ale starałem się akceptować to, że jest taka, a nie inna. Nikt przecież nie zmuszał mnie, żebym się z nią przyjaźnił. Mimo wszystko postanowiłem w miarę możliwości unikać jej na imprezie. Wiedziałem, że jeśli niechcący wpadnę w jej towarzystwo, już się go nie pozbędę. A na tego typu widowiska chadzałem raczej z zamiarem wykorzystania okazji do libacji alkoholowej, która nie zdarzała się często. I w głowie słyszałem już głos Chrisa mówiący, że mam się opanować przy piciu. Nigdy go nie słuchałem.
                         Rodzice Yvonne byli niezwykle dziani i wiedziała o tym cała szkoła, choć nikt zielonego pojęcia nie miał, gdzie pracują i w jaki sposób się tego dorobili. Nikogo też to w zasadzie specjalnie nie interesowało. Choć sprawa zdawała się być nieco przykra. Yvonne była pod tym względem niczym Wielki Gatsby. Nie posiadała przyjaciół, ludzie często nie wiedzieli, kim jest, jednak na jej baletach pojawiała się zawsze znaczna część szkoły. Z drugiej strony można było pomyśleć, że usiłuje wkupić się w łaski ludzi, z którymi nie ma o czym rozmawiać.
                          Impreza miała zacząć się o dziesiątej wieczorem w klubie Black Leather. Kiedy Chris wypowiedział tę nazwę, wzdrygnąłem się. Nigdy wcześniej tam nie byłem, bo samo dostanie się do środka kosztowałoby co najmniej połowę pensji mojego ojca, a wcale mało nie zarabiał. Dziwiłem się, że starzy Yvonne nie przekażą swojej kasy na cele charytatywne, zamiast wynajmować klub z basenem dla znajomych córki. Dodatkowo alkohol był tego wieczoru darmowy. Dlatego już wiedziałem, w jaki sposób skończy się ta impreza. Na szczęście szedłem tam z Chrisem, który prowadził. W zasadzie zawsze wypijał kilka drinków, ale to kompletnie na niego nie wpływało. Głowę miał wyrobioną niczym Ruski.
                         Przyjaciel podjechał pod mój dom jakiś czas przed rozpoczęciem. Obydwaj byliśmy zdania, że na tego typu wydarzenia wręcz wypada się nieco spóźnić. Jako że ojciec wyjechał wtedy na wyjazd integracyjny, Chris bez ogródek mógł wejść do mojego domu i siedzieć tam, ile tylko miał ochotę. Suszyłem akurat włosy, gdy przyjechał. Jak zwykle wszystko chciał robić za mnie, więc wyrwał mi sprzęt z dłoni i sam zajął się moją szczeciną. Czasem naprawdę zachowywał się jak drugi ojciec. A przynajmniej starszy brat. Wiele razy też uchronił mnie przed śmiercią, gdyż posiadałem niezwykły talent do wpadania pod tramwaje. Często zagapiałem się, gdy akurat podjeżdżały na przystanek. W rezultacie Chris wpadał na mnie i ratował mi życie, wkurzając się za moją nieodpowiedzialność. A kiedy zostawał czasem na noc, robił śniadanie i sprzątał po nim. Zawsze o wszystko dbał.
— Ej, Chris — zacząłem, kiedy wyłączył suszarkę. — A nie chcesz w sumie zostać do rana?
— A coś proponujesz? — zapytał, dla żartu obejmując mnie w pasie. Jego poczucie humoru w takich chwilach odsłaniało swoje ciemne oblicze.
— Dziwię się — odburknąłem. — Zawsze spaliśmy w jednym łóżku, a ty jeszcze niczego mi nie zrobiłeś. Może nie aż taki z ciebie zboczeniec, jak mi się wydawało.
— Kokietujesz teraz? — spytał, śmiejąc się.
— Cenię w tobie to, że zawsze wszystko rozumiesz tak, jak ci pasuje — westchnąłem. — Nie kokietuję.
                         Jako że była to luźna impreza na basenie, postanowiliśmy iść tam w samych szortach do pływania. Temperatura również temu sprzyjała. Wsiedliśmy więc tak do samochodu i ruszyliśmy w drogę.
                         Bogactwo i dobrobyt panujące we wnętrzu Black Leather wydawały mi się być jeszcze bardziej obfite niż na zdjęciach. Hawajski klimat połączony jednak z klasą, liczne palmy i parasole, rozlewający się alkohol i pełno ludzi. Gdyby nie wielkość knajpy, ledwo przeciskalibyśmy się między ludźmi. Przy stolikach ktoś właśnie otwierał szampana, a reszta skakała wokół z radości. Nie fatygując się witaniem ze znajomymi, jak to poczynił Chris, od razu zasiadłem do baru, prosząc o Krwawą Mary.
                         Próbowałem zagadać się z barmanką, ale była zbyt zabiegana. Powoli sączyłem więc drinka czekając, aż ktoś się przysiądzie. Nie minęło wiele czasu, a miejsce obok mnie zostało zajęte przez wysokiego bruneta w czerwonych szortach o muskularnej, atletycznej postawie.
— Cześć, Bill — przywitałem się.
                         Nie odpowiedział. Wymienił ze mną tylko spojrzenie, uśmiechając się lekko kącikiem ust. Kiedy zamawiał drinka, naszła mnie specyficzna rozkmina. Na chłopski rozum, jeżeli Chris miał rację co do mojej orientacji, po dużej ilości alkoholu prawda wyszłaby ze mnie i wiedziałbym już, na czym stoję.
— To jeszcze malibu — powiedziałem do barmanki. — Albo... coś mocniejszego. Wódkę. Czystą wódkę poproszę, ale tak do pełna. Proszę mi jej nalać do kufla na piwo.
                        Kobieta uniosła brwi i uśmiechnęła się szeroko. Zapewne zaśmiała się w duchu z mojej odwagi, lecz musiała wykonywać swoją pracę. Kiedy przyniosła zamówienie mi i Billowi, zapytałem go, czy nie pójdziemy popływać. Skinął głową.
                         Usiedliśmy przy brzegu, mocząc nogi w wodzie i popijając alkohol. Wbrew pozorom przy basenie było na tyle spokojnie, że mogliśmy porozmawiać. Bill opowiadał mi o swoich pierwszych zawodach sportowych, a ja coraz szybciej pozbywałem się kufla wódki. Mimo miłości, która włączała się po alkoholu do wszystkich ludzi na świecie, niczego nie czułem patrząc na Billa. Jedynie dziwną złość i agresję, choć przecież z jego ust nie wyszło nic, co mogłoby wytrącić mnie z równowagi. Nigdy wcześniej nie byłem rozdrażniony po alkoholu, dlatego to uczucie było nie lada zaskakujące.
— Co robicie? — Usłyszeliśmy nagle. Zadrżałem ze strachu, bo nie spodziewałem się takiego zwrotu akcji. — Wystraszyłem cię, Michael?
                         Chris wynurzył się z wody niczym delfin i oparł się dłońmi na kafelkach, na których siedzieliśmy, tuż między moimi kolanami, gdyż siedziałem wówczas w rozkroku. Na pewno zauważył, że zdążyliśmy się już trochę podchmielić. Bill widząc mój stan, zabrał mi kufel z wódką, delikatnie ocierając dłonią moją dłoń. Wtedy faktycznie coś poczułem. Ale było to raczej coś na kształt niechęci czy nawet niesmaku. Przypadek chciał, iż dosłownie chwilę po tym Chris także nieumyślnie delikatnie dotknął mojego uda, kiedy lekko się przesunął. I wtedy zwariowałem. Spojrzałem na niego z góry. Patrzył w lewo i uśmiechał się do Yvonne, która akurat przyszła popływać. Skinął do niej ręką, kiedy zapytała, czy mogą podryfować razem. Basen był przecież ogromny. To było pewne, że się zgodzi, że potowarzyszy jej w przemierzaniu basenu wzdłuż i wszerz, a ja znów zostanę sam na sam z alkoholem i Billem, którego nawet nie chciało mi się słuchać.
— Chris, nie możesz — wyjąkałem wtedy.
— Dlaczego nie? — zdziwił się.
— No bo przyszliśmy tu razem i... — motałem się. Chris uniósł jedną brew i uśmiechnął się lekko.
— Bill, podaj mi, proszę, kufel — powiedział. Bill posłusznie wręczył mu moją wódkę, której przyjaciel już po chwili pozbył się w mgnieniu oka. — Michael, nie pij już więcej dzisiaj, dobra?
— Ale ja chcę — jęczałem. — Wkurzają mnie ci wszyscy ludzie, chciałem spędzić czas z tobą.
— Przecież masz mnie na co dzień — odparł. — Poza tym nocuję u ciebie, nie wiem, czy pamiętasz.
— Chłopie, podziwiam twoje stalowe nerwy — zaśmiał się Bill, a ja poczułem się głupio.
— Jeszcze tu wrócę — powiedział z uśmiechem Chris, po czym z powrotem zniknął pod wodą.
                          Spojrzałem Billowi w oczy. Wgapiałem się w nie, próbując wyczytać z nich coś, czego dotychczas nie widziałem. Rejestrowałem obraz jak przez mgłę.
— Czemu tak na mnie patrzysz? — spytał cicho.
— Tak czyli jak? — zapytałem.
— Jakbym ci się podobał — odpowiedział.
— Sugerujesz to tylko po wzroku? — zadałem pytanie.
— I po tym, że mnie śledzisz — dodał. — Ale nie martw się, żartuję. Jakiś czas temu zrozumiałem, jak działa ten mechanizm. Tylko po co na siłę ze mną gadasz, skoro nawet mnie nie lubisz?
— Nie lubię? — zdziwiłem się, po chwili jednak zdając sobie sprawę z tego, że ma rację. — Jaki mechanizm?
— Co ty, nie wiesz? — spytał ze śmiechem. — To chyba lepiej ci jeszcze nie mówić.
                    Wkurzyłem się jeszcze bardziej. Powiedział mi prawie to samo, co wcześniej Chris. Nie podobały mi się te tajemnice i zagadki, działały mi na nerwy, bo wszyscy wokół wiedzieli coś na mój temat, podczas gdy ja sam nie miałem o tym zielonego pojęcia. A naprawdę czułem, iż powinienem to wiedzieć. Chris mówił czasem, że objawi mi się to w jakiejś bardziej kryzysowej sytuacji i wtedy zrozumiem, jak to działa. Ale nie chciało mi się tyle czekać. Miałem ochotę pobić się z kimś przy barze, lecz mój zdrowy rozsądek kazał mi tego nie robić. Poszedłem więc po kolejnego drinka.
— Mały, jeśli będziesz tyle pić, to zaraz odpadniesz — zaśmiała się barmanka, widząc mnie ponownie. Uśmiechnąłem się krzywo. — Ledwo dwunasta wybiła.
                         Zamówiłem drinka Sex on the Beach, był słaby, ale smakował wyśmienicie. Należał do moich ulubionych, choć Chris mówił, że wszystkie drinki są moimi ulubionymi.
— Kurwa! — krzyknąłem nagle. Jakiś kretyn zaczął mnie łaskotać tak, że prawie spadłem ze stołka barowego. Obróciłem się przodem do niego, ale okazał się być nikim innym jak moim najlepszym głupim przyjacielem. Przyszedł z Billem, na którego widok znów ogarnęła mnie dziwna wściekłość.
— Mokry Chris — wyjąkałem na jego widok.
— Jak tam? — zapytał z uśmiechem. — Jakie alkoholowe rozkminy nachodzą cię tym razem?
— Chciałbym być nieśmiertelny — odparłem rzeczowym tonem.
— Nieśmiertelność jest bardzo łatwa do osiągnięcia — odpowiedział mi wtedy. — Wystarczy nie umierać.
                         Zastanawiałem się czasem, jak Chris to robi, że zawsze jest tak cholernie pozytywny. Nigdy niczym się nie przejmował. Uśmiechał się, zarażając radością innych. Ludzie uwielbiali spędzać z nim czas. Wydawało mi się, że niedługo ktoś mi go zabierze. Nadąłem policzki i zrobiłem głupią minę. Rozmawiał o czymś z siedzącym obok mnie Billem, a mimo to nadal trzymał ręce na moich biodrach. Chris nigdy nie wstrzymywał się z kontaktem fizycznym, jeśli o mnie chodziło. Wynikało to zapewne z naszego wczesnego dzieciństwa. Kiedy mieliśmy po siedem lat, spaliśmy w jednym łóżku i nikomu to nie przeszkadzało. Gdy czułem się smutny, zawsze mnie przytulał. Była to silna męska przyjaźń dopełniona fizycznym kontaktem, którego mężczyźni zwykli unikać. Bill tego wieczoru obserwował mnie w dziwny sposób. Czy poczuł się zazdrosny? Czy taki był mój cel? Czy w końcu miał zamiar się przede mną otworzyć?
— Chriiiiiiiiiiiiiiiiis — wyjąkałem, kiedy tylko się obudziłem. Nie miałem pojęcia, która jest godzina, ale kac był nieznośny. Nie pamiętałem nawet, jak wróciłem do domu. — Gdzie śniadanie...? Gdzie tabletki na ból głowy...? Zawsze o tym pamiętasz, a dzisiaj...
— Kretynie. — Usłyszałem jego zdławiony głos spod poduszki. — Śpisz na mnie całą noc, miałem cię spierdolić na ziemię czy jak?
— Tak! — krzyknąłem. — Przynajmniej śniadanie być zrobił, nierobie.
— A pamiętasz, jak raz spierdoliłem cię z łóżka? — zapytał. — Rzuciłeś się na mnie z pięściami, krzycząc "kurwa mać, kurwa mać".
— Ale dzisiaj by tak nie było.
                         Powoli i z bólem podniosłem się do pozycji siedzącej. Jęknąłem przeraźliwie. Chris także się podniósł. Spojrzałem na niego i szlag mnie trafił.
— Chris — zacząłem znowu. — A jak to było w nocy? Skąd się tutaj wziąłem?
— Przyniosłem cię — odpowiedział. — Potem musiałem jeszcze na chwilę wrócić, obudziłem cię wychodząc lub wracając?
— Nie, to nie to — odparłem cicho. — Po co wracałeś?
— Z Billem miałem do pogadania jeszcze — powiedział.
— Wiesz co? — spytałem wtedy. — Chyba jednak nie mam ochoty na jedzenie.
                         Czułem, że nasza przyjaźń się rozpada. Wyglądało na to, iż Chris z niewiadomych powodów ma przede mną jakieś tajemnice. Wszystko jednak układało się w logiczną całość. Zapytałem go o to, co działo się w nocy, kiedy ujrzałem malinkę zdobiącą jego szyję. Wychodziło więc na to, że łączy go coś z Billem. Uznał mnie za geja, bo podobno spodobał mi się jego facet. Nie chciał o tym mówić, bo zapewne spodziewał się, że mnie to zaboli. Jednak czy to faktycznie był dobry powód, żeby kłamać?


                       
                         

2 comments:

  1. Nareszcie.
    Wiesz ile ja tu czekałem?!
    Rozdział... Jak zwykle genialny.
    Już chce następny rozdział.
    Chris z Billem????
    Cholera wie co ty tam wymyślisz...
    ~Erwin

    ReplyDelete
  2. Nonono. Coraz bardziej interesująco się robi. B| Chris i Michael. Ciekawie by było, nie powiem.

    ReplyDelete