29.10.15

Sfera moich marzeń

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 14
Gatunek: Yaoi.



                         Życie z Cynthią było okropne. Straciłem chęci do wszystkiego, nawet do życia, lecz nie mogłem tego okazywać. Ta kobieta krzyczała, cały czas krzyczała, w dodatku z byle powodu. Minął zaledwie tydzień od mojego pobytu w Szkocji, a mimo to każda noc była kompletnie przepłakana. Kurczowo trzymałem się rogu poduszki wyobrażając sobie, że trzymam za rękę Ryana. Nigdy wcześniej nie odczuwałem tak przeraźliwego bólu. Ponadto czułem, że nikt nie jest w stanie mnie zrozumieć ani mi pomóc. Każdego ranka budziłem się po najgorszym koszmarze, jaki mógł mi się przyśnić. Co noc widziałem uśmiechającego się do mnie szeroko Cartera, po czym budziłem się, zanim zdążyłem jakkolwiek zareagować. Powoli dochodziło do mnie, że Ryan pozostanie już teraz tylko w sferze moich marzeń. 
                        Nadeszła jednak noc, podczas której nie płakałem. Patrzyłem się przed siebie w kompletną ciemność, nicość. Nie miałem pojęcia, jak wiele czasu mi to zajęło. Z jednej strony czułem, iż muszę patrzeć, bo na nic innego nie mam siły. Z drugiej jednak ogarniało mnie poczucie nieznośnej nudy. Moje ciało było jakieś obce. Tej nocy, gdy myślałem o Spookym, miałem gdzieś to, że jesteśmy tak daleko od siebie. 
                         Przestałem odbierać telefony od ojca. Cynthię nieźle to denerwowało, ale byłem wobec tego obojętny. Potrafiła mnie nawet uderzyć, ale nic sobie z tego nie robiłem. Jedynie czasem się uśmiechałem, lecz nic poza tym. Oni naprawdę niczego nie rozumieli. Byli słabi. Należało im współczuć, a nie reagować z agresją. Nie chodziłem już do szkoły, w zasadzie nie wstawałem nawet z łóżka, gdyż zwyczajnie nie miałem po co. Cynthia po jakimś czasie się urobiła i zaczęła podawać mi jedzenie do łóżka, jednak nie zawsze je jadłem. Nie potrzebowałem go już. Miałem odruch wymiotny na widok posiłku. 
— Tony... — zaczęła Cynthia, rozmawiając któregoś dnia z ojcem przez telefon. Siedziałem akurat razem z nią w jadalni i przeżuwałem ogórka. — On nie chodzi do szkoły. W zasadzie trudno go zmusić nawet do wzięcia prysznica. Słucham? Nie, ma to wszystko głęboko gdzieś. Wydaje się być dziwnie... bezuczuciowy. Nie, nie ma. Tak, pytałam, mówi, że wszystko w porządku. Musiałbyś sam zobaczyć, ciężko mi opisać to, co widzę. Jasne. 
— Co u taty? — zapytałem, kiedy skończyła z nim rozmawiać.
— Dlaczego sam go nie zapytasz? — odpowiedziała pytaniem na pytanie.
— Bo go nie lubię — odparłem szorstko. — Ciebie też nie lubię.
— Nie jestem od tego, żebyś mnie lubił — powiedziała.
— A od czego jesteś? — spytałem.
— A jak ci się wydaje? — zapytała. Chyba nie potrafiła w normalny sposób odpowiadać.
— Od niszczenia mnie i bicia za pieniądze — rzekłem stanowczo. — Ojciec musi mnie nienawidzić, że tak mnie traktuje.
— Naprawdę jesteś rozwydrzonym dzieciakiem — syknęła. — Wydaje na ciebie tyle pieniędzy, zapewnia ci przyszłość. Jesteś niedojrzały, że nie potrafisz tego zrozumieć. Głupek.
— Gdyby pieniądze cokolwiek znaczyły... — westchnąłem. — Faktem jest, że ojcu ciężko byłoby zrezygnować z pasji, jaką jest, ten... palenie pieniędzy w kominku. Może podciera sobie nimi tyłek, kto go tam wie. Poza tym nie wiem, kim on jest. Jest dla mnie obcy. Nigdy z nim nie rozmawiałem w normalny sposób.
— Sam siebie oszukujesz mówiąc takie rzeczy — wycedziła przez zęby.
— Nie zasługuje na mamę — mówiłem dalej. — Mama jest wspaniałym człowiekiem. Powinniście się od niej uczyć. 
— Jaka jest? Naiwna? Dziecinna? Głupia? — spytała. 
                         Wtedy jednak okazało się, że nie stałem się aż takim ludzkim wrakiem. Obudziły się we mnie okropne emocje. Gniew, agresja, zdenerwowanie. To wszystko popchnęło mnie do przerażającego czynu. Rzuciłem się z łapami na Cynthię, nie zastanawiając się, czy wypada bić kobietę. Niezależnie od tego, kim była, obraziła moją matkę. Byłbym śmieciem, gdybym tak po prostu to zostawił. Chciałem, by wszyscy źli ludzie na tym świecie umarli.  
                         Ryan, ty byś mnie wtedy zrozumiał. Mówiłeś kiedyś, że matkę trzeba szanować, choćby była najokropniejszą kobietą na świecie. I, że trzeba jej bronić przed złymi ludźmi. Więc dobrze postąpiłem, prawda? Wiedziałem, że mnie zrozumiesz. Dlaczego dla innych osób to było takie trudne? Wypominali mi, iż wygaduję wyssane z palca głupoty i wyśmiewali wszystko, czegokolwiek bym nie powiedział. Czułem się odizolowanym wyrzutkiem i sam już nie wiedziałem, co jest prawdą, a co kłamstwem, które sobie wmówiłem. Słyszałem okropne rzeczy. Ryan, byłbyś po mojej stronie, prawda? Zawsze byłeś. Co byś zrobił, gdybyś zobaczył, że traktują mnie tutaj jak śmiecia? Ryan, błagam. Zabierz mnie stąd. 
                         Cynthia chorowała na epilepsję, a ja chamsko postanowiłem wykorzystać ten fakt. Kiedy poszła wziąć kąpiel, zabrałem z szuflady jej biurka jeszcze nieotwarte opakowanie silnych tabletek przeciwpadaczkowych. Podjąłem decyzję. Najpierw jednak zdecydowałem się napisać list do Ryana. 

Do R.C. 
Przepraszam Cię, że tak wyszło. Jestem pewien, że znajdziesz kogoś, jesteś w końcu wspaniałym facetem. Nadal do końca nie wiem, czy cokolwiek do mnie właściwie czujesz. W tym momencie łudzę się nadzieją, że jednak masz mnie głęboko gdzieś, bo nie ma sensu ranić kolejnych ludzi, skoro wystarczająco z nich już cierpi. Nie życzę nikomu, żeby cierpiał, to okropne uczucie. Z drugiej strony jest mi naprawdę bliskie. Poza cierpieniem nie mam przyjaciół, bo mi ich odebrano. Myślę, że mnie zrozumiesz, Ryan. Wręcz jestem pewien, że zrozumiesz. Ja po prostu straciłem jedyną osobę, dla której żyłem. Bez niej moje życie nie ma za bardzo celu ani sensu. Marzę o śmierci, choć może to brzmieć typowo dla zbuntowanego nastolatka. Ale, zaufaj mi, czuję się jak śmieć. Jak kompletne bezwartościowe zero, które nie ma prawa do życia. Boję się życia o wiele bardziej niż śmierci. Może uznasz, że to tchórzostwo i ucieczka, lecz dla mnie to jedyne wyjście z tej chorej sytuacji. Boli mnie, chociaż nie wiem co. Chyba wszystko. I boję się tego, co stanie się następnego dnia, kiedy się obudzę. Z drugiej strony kompletnie nic mnie nie obchodzi. Wiem, że jestem na przegranej linii. Jedną nogę stoję już na tym drugim świecie. Niecierpliwie czekam na moment, w którym poczuję, że umieram. Myślę, że wtedy poczuję się szczęśliwy. Nie miej mi za złe, proszę. Chcę Ci tylko powiedzieć, że niezależnie od tego, co się wydarzy, będę Cię kochał. 
Joe 
                       
                         Pożyczyłem niegdyś od Ryana książkę kucharską. Gotował naprawdę przyzwoicie i chciał mnie zmusić, żebym też się nauczył i więcej nie robił mu na śniadanie galaretki korzennej. Wiedziałem, że książka ta jest dla niego ważna, gdyż była prezentem od ojca, dlatego wsunąłem ten list właśnie do niej mając nadzieję, iż Carter przyjedzie po nią kiedyś i dowie się prawdy. W myślach przeprosiłem go raz jeszcze. Naprawdę czułem, że moje życie nie ma kompletnie sensu, jeśli nie ma w nim Ryana. Może stawiałem wszystko na jedną kartę, jednak... Sam wiedziałem, że ciężko mnie zrozumieć. Ale to nie było już istotne. Wziąłem szklankę wody, nie mając żadnego alkoholu w domu, nasypałem na dłoń sporą ilość tabletek, po czym wsypałem je do ust, jak najszybciej je popijając. Gdy to już uczyniłem, podszedłem do lustra i uśmiechnąłem się sam do siebie. Następnie położyłem się w łóżku, zamknąłem oczy i zacząłem przygotowywać się na odpływ. 
                         Kiedy zasypiałem, czułem dziwną przyjemność wypływającą prosto... ze mnie. Nie byłem pewien, czy śpię, czy może umarłem, czy nadal żyję. Przypominały mi się wszystkie te chwile, które uświadamiały mi, że potrafię odczuwać radość z życia. Moment, w którym poprosiłem Ryana, by nauczył mnie całować, choć przed tym całowałem się chyba ze sto razy. Albo, gdy pocałował mnie tak po prostu, żebym przestał gadać głupoty. I ten spacer w środku nocy przez zamglony Londyn. Te wszystkie wieczory, kiedy uciekałem z domu i okłamywałem rodziców, że idę do Spooky'ego, a lądowałem w domu Ryana. Przypomniał mi się także jego uśmiech. Ten uśmiech, który sprawiał, że i ja pragnąłem się uśmiechać. Pamiętałem też jego dotyk, gdy przesuwał delikatnie palce po moich obojczykach i wędrował nimi coraz niżej i niżej. Przypomniałem sobie również uczucie, jakie towarzyszyło mi, kiedy we mnie wchodził. Byliśmy wtedy jak jedność. Nie zapomniałem też wzroku, jakim się we mnie wtedy wpatrywał. Jego spojrzenie mówiło o wiele więcej niż głupie, niepotrzebne słowa. Ryan zapewne zaśmiałby się cicho, gdyby wiedział, o czym myślałem przed śmiercią. Wyciągnąłem przed siebie ręce. Zdawało mi się, że leży obok i przytula mnie do siebie. Uśmiechnąłem się szeroko i wtuliłem twarz w pościel, chcąc zasnąć na zawsze w jego ramionach. 


4 comments:

  1. NIE. NIENIENIENIENIE. Co za debil z tego Joe. Mam nadzieję, że wyjdzie cało z tej próby samobójczej. Może Carter go uratuje?..

    ReplyDelete
  2. Ok, Lisu postanowiła zabić Bennetta. Ok, może jednak nie będzie następnego sezonu. Ale... kurdebele, nie wyobrażam sobie takiego zakończenia. Śmierć musi być efektywna, zwłaszcza w Maniakalnym! A nie jakieś liche samobójstwo i to jeszcze z rozczulaniem się pod koniec. Chociaż dobre i tyle, że przynajmniej sobie żył nie podciął. A, i Carter też, rozumiem, stracił chęć do życia. Szkoda, że są daleko od siebie, mogliby się zabić razem.
    Nie, dobra, przepraszam, mam chyba jakiś gorszy dzień, bo wszystko wokół hejtuję, cóż, bywa.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie będzie kolejnego sezonu? Haha, dobre c':

      Delete
  3. Cóż mogę tu powiedzieć... Od dawien dawna nie zaglądałam tu, ale tak jakoś... mnie skusiło, patrzę, a tu kolejne sezony xDD
    No wiesz ty co kobieto, pra pra pra pra (?) dziadziuś Martin leży i przewraca się w tym grobie kurde. Szczerze powiem, że to chyba moja ulubiona para Benettów i Carterów do tej pory (no nie licząc naszych pierwszych ruchańców xd)
    Nieee, Joeeee, nie odchodź ;---; udup tą starą kurwę i spierdalaj stamtąd najszybciej jak się da, do swojej pałki Ryana, a nie zabijaj się QAQ
    Lisu, pamiętaj, że jeśli nie ma zbyt wielu komentarzy, to jest i tak dużo osób, które czytają twoje wypociny ;3
    A tak serio, to to nie może być koniec z maniakalnymi, poprostu no nie. W swoim życiu widziałam już tyle opowiadań, że kiedy zaczęłam twoje, to tamte rzuciłam w cholerę i zostałam przy twoim xD
    Mogłabym pisać wiecej bez konca, także życzę weny i choć trochę litości dla naszej cnotki Joe'a :33

    ReplyDelete