28.10.15

Nie uwolnisz się od tego - special

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 13
Gatunek: Yaoi.



niezłe macie podejście do tego spotkania XD "chcę, ale i tak za daleko" XDD winc mówię, to niekoniecznie musi być w moich okolicach, mogę se pojeździć, bo lubię poznawać nowych ludzi. żeby to jakoś ogarnąć, termin chociażby i miejsce, proponuję Wam napisać do Weis [LINK], do której kontakt nie wyświetla się, jeśli przeglądacie Snays na fonach. To jest człowiek zaufany, poza tym pewnie zwerbuje mnie, zebym osobiście przez jej konto się z Wami umówiła, czy coś. Nie mam do Was fejsów, dlatego, jeśli jesteście zainteresowani tym tak serio serio, to zapraszam do skonsultowania się, bo nikt raczej takich rzeczy ustalał publicznie nie będzie, bo pedofile majo oczy. Albo nie majo. 
________________________________________________________________

— Zapytałbym, czy kiedyś zrozumiesz, gdzie popełniasz błąd — powiedziałem z lekkim zdenerwowaniem. 
                         Znowu nachodziłem go w jego własnym domu. Nie dawałem za wygraną i naprawdę chciałem, by obudził się z tego cholernego snu. Źle coś zrozumiał i wpoił to sobie tak głęboko, iż żadna inna opinia zupełnie go nie obchodziła. Tego dnia jakimś cudem wpadł na moment do domu w samo południe, choć zwykł przesiadywać w firmie od rana do nocy. I nie była to praca, która koiła jego stres wywołany przez patologię domową, jaką sam stworzył. Przeciwnie. Ta praca była jednym z ogniw. Stworzył ją z chęcią jeszcze większego dokopania nam, chociaż my sami mieliśmy to wszystko gdzieś. Konkurencja zbytnio nas nie obchodziła, gdyż nasza przekazywana z pokolenia na pokolenie firma działała już na rynku tyle lat, że zdołała wzbudzić u klientów duże zainteresowanie i zaufanie. Tony'ego jednak niezwykle wkurzał ten fakt i jako cel życiowy obrał sobie zniszczenie firmy Carterów. Choć kupy dupy się to nie trzymało kompletnie. 
— Każde swoje wyssane z palca przemyślenie wcielasz w życie — kontynuowałem, powoli zachodząc do od tyłu. Nigdy nie patrzył mi w oczy podczas rozmów, nie widziałem nawet jego twarzy. — Przez co wali się twój dom, rodzina, praca, wewnętrzny spokój i harmonia ze światem. Wysłałeś syna na drugi koniec Brytanii myśląc, że pieczesz dwie pieczenie na jednym ogniu. Wydaje ci się, że pedalstwo mu przejdzie, a jednocześnie stanie się wspaniałym biznesmenem. Całe życie wyrzucasz na niego miliony sądząc, iż dzięki temu będzie szczęśliwy. Prawdopodobnie nie porozmawiałeś nawet z nim o tym wszystkim, nie zapytałeś, czy chce iść w twoje ślady. Twój syn cierpi, bo zabrałeś mu miłość i narzuciłeś własne aspiracje. Mój syn cierpi, bo odebrano mu kogoś, na kim mu zależało. Przyjaciele twojego syna cierpią, bo nikt słowem nie wspomniał im o nagłej przeprowadzce. Twoja żona cierpi, bo nakazem urwania kontaktu z synem uzmysłowiłeś jej, że nigdy nie kochałeś ani jej, ani swojego syna. Mimo tego, że za całą tę sytuację odpowiedzialny jesteś właśnie ty, to i tak sam, kurwa, cierpisz. Bo w głębi duszy wiesz, że jesteś głupcem, że nie tak powinieneś był postąpić. Ale uważasz, iż jest już za późno i nie potrafisz tego zatrzymać, bo każde z twoich działań popycha cię do kolejnego, to mechanizm zębatkowy, który już dawno temu został wprowadzony w ruch. 
                         Ściszyłem głos, gdyż stałem już tuż za nim. Powoli wyciągnąłem ręce, jak gdybym miał do czynienia z płochliwym zwierzęciem, które lada moment może ode mnie uciec. Objąłem go w pasie. Nie wiedziałem, czy to on drżał, czy ja sam. 
— I ja też cierpię, Tony — mówiłem dalej. — Cierpię, odkąd tamtego dnia uciekłeś. Zwiałeś tak nagle, chociaż było idealnie. Nazwałeś to "aranżowaniem małżeństwa", a przecież to nijak miało się do sytuacji. Spójrz tylko, nasi synowie zrobiliby teraz wszystko, by móc być razem. Ale nie mogą. My zaś mieliśmy idealnie stworzone do tego warunki. Nikt nas przecież do niczego nie zmuszał, mogło zostać tak jak było. Ale kiedy się o tym wszystkim dowiedziałeś, że to przeznaczenie, że nasi ojcowie zamieszkali w jednym domu z myślą o nas, wpadłeś w szał. Wkurzyłeś się, chociaż dobrze wiedziałeś, że pomogli nam spełniać marzenia. I od tego czasu było już tylko gorzej. 
                         Zsunąłem jedną dłoń nieco niżej, zatrzymując się na jego męskości. Po chwili jednak postanowiłem dotknąć Tony'ego w taki sposób, jak niegdyś mogłem to robić. Rozpiąłem więc jego spodnie i bez zbędnych ogródek wsunąłem rękę pod jego bokserki, finezyjnie go pieszcząc. Obrócił wtedy głowę w prawo, a ja skorzystałem z okazji i pocałowałem go głęboko. 
— Pierwszy raz od tylu lat pozwoliłeś mi się pocałować — powiedziałem cicho. — Wiesz, Tony... Nie uwolnisz się od tego. Nie myśl tak więcej. Przecież wiesz, że nie jest za późno. 
                          Obrócił się przodem do mnie i spojrzał mi w oczy. Jego wzrok był głodny i namiętny. Pocałowałem go raz jeszcze. Wtedy nagle zaczął rozpinać też moje spodnie. Wiedziałem, czego chce.
                           Nie musieliśmy się martwić o to, że ktoś nas usłyszy. Byliśmy przyzwyczajeni do tego, by hamować się z odgłosami. Kiedy jeszcze mieszkaliśmy razem, tuż obok naszego wspólnego pokoju znajdował się salon, w którym często ktoś przebywał. Właśnie z tego powodu potrafiliśmy zachować idealną ciszę podczas stosunku. Kryliśmy się z tym w zasadzie całe życie. Kiedy w niego wchodziłem, przypomniały mi się te dni naszej młodości, gdy jeszcze było normalnie. Nasz pierwszy pocałunek, kiedy mieliśmy po trzynaście lat, a potem pierwszy stosunek, gdy mieliśmy około szesnastu. Tęskniłem za tymi czasami. 
                         Spuściłem się w nim, a on jęknął cicho. Pocałowałem go raz jeszcze. Wiedziałem, że będzie miał po tym cholernego kaca moralnego, choć była też mało prawdopodobna szansa, iż przemyśli to, jak dotychczas postępował.
— Tony... — zacząłem cicho. — Zabierz syna ze Szkocji. Nie wszyscy muszą przecież cierpieć. 
— Gówno rozumiesz — syknął. 
— Będziesz tak uciekać przez całe życie? — zapytałem.
— Mówisz, że nie dopuszczam do siebie myśli, że mogę się mylić — odparł. — A co, jeśli to ty w taki sposób działasz? Jakoś nie możesz zrozumieć, że taką drogę życia obrałem. Nie musisz znać moich powodów, ale zapewnię cię, że ich nie zrozumiesz. Cały czas dorabiasz sobie własne argumenty, na które ja sam nawet bym nie wpadł. 
— Nie mam pojęcia, o czym gadasz — powiedziałem. — Twoje powody widocznie są ważniejsze niż twój syn.
— To dzieciak, jeszcze do końca nie wie, czego chce — odpowiedział. — Nie mam zamiaru zmieniać wspaniałej przyszłości swojego syna ze względu na twojego bachora. Dobrze wiem, że chodzi ci tylko o niego. 
— Tony... — westchnąłem. — Ty naprawdę nic nie rozumiesz. Ale skoro tak właśnie uważasz, dalsza rozmowa nie ma sensu. 
— Tylko tym potwierdziłeś to, co właśnie powiedziałem, Carter. 
                    Wpatrywałem się w jego oczy jeszcze przez chwilę. Pozwolił mi na to tym razem. Spróbowałem go nawet raz jeszcze pocałować, ale skończyło się na lekkim muśnięciu ust. Nie znałem dobrze małego Bennetta, ale wydawał mi się być strasznie kruchy i wrażliwy, mimo genów swojego ojca. Miałem nadzieję, że się mylę. Bo jeśli bym się nie mylił, małego Bennetta czekała przerażająca przyszłość. Z kolei Ryan zachowywał się naprawdę dziwnie. Obawiałem się, iż wpadnie w nałóg alkoholowy lub narkotykowy, kiedy widziałem jego poczynania. Zaczął palić papierosy. Prawdopodobnie po to, by zapełnić jakąś pustkę. Ale to nie działało, więc palił dwie paczki dziennie. Od małego uczyłem go oszczędności, a w jednym momencie wszystko straciłem. Całe życie poświęcałem mu bardzo dużo czasu, lecz w takim stanie jeszcze go nie widziałem. Szczerze powiedziawszy wydawało mi się, że tylko się bawił Bennettem, sprawdzając dopiero, czy coś z tego będzie. Ale on był naprawdę zakochany. Któregoś dnia odwiedziłem go po pracy. Zastałem go wówczas siedzącego w jadalni nadal w piżamie, choć dochodziła siedemnasta. Nie poszedł do roboty, zalegał zgarbiony na krześle i wypalał kolejne papierosy. Wiedziałem, że niczego nie zdziałam rozmową. Przytuliłem go wtedy. Jego ciało drżało. Zostałem wtedy u niego na noc, żeby dopilnować, by zaczął normalnie spać i jeść. Gdyż wyglądało na to, że nawet o tym zapomniał.  



2 comments:

  1. ...mam tylko jedno określenie na tą notkę...
    CO TU SIĘ...!?

    ReplyDelete
    Replies
    1. O i jeszcze jedno wspaniałe ^^
      Weny, czasu i chęci!!
      Kaiko

      Delete