31.10.15

Melodyjne polskie "kurwa"

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 15
Gatunek: Yaoi.



— Za moich czasów — mówił — to zdrowi ludzie w psychiatrykach siedzieli, a chorzy latali do Australii po zaginione dzieci. I się kochankowie nawet kilka lat nie widzieli, totalnie. I nie zabijali się z tak błahych powodów, tylko robili wszystko, żeby się znów spotkać.
— Ale czy z tej sytuacji jest inne wyjście niż śmierć lub życie w boleściach? — zapytałem.
                         Znajdowałem się wówczas w dziwnym miejscu. Śmierdziało tam ludźmi, choć sami ludzie zwykli nie czuć swojego zapachu. Nie miałem pojęcia, jak się tam znalazłem i dlaczego przeżyłem.
— No — odparł. — Za pół roku będziesz dorosły, sam sobie wybierzesz szkołę i przestaniesz spełniać aspiracje ojca. Uciekniesz od tej grubej baby i zaczniesz samodzielnie układać sobie życie. Bo na razie to masz je w garści. Ale niekoniecznie swojej. 
— Kurde, faktycznie, że też na to nie wpadłem! — wykrzyknąłem triumfalnie. Ludzie lubili mnie uświadamiać, jak bardzo jestem głupi.
— Także wracaj, skąd przybyłeś — zaproponował.
— W sensie...? — spytałem, przerywając w połowie, gdyż obraz przed moimi oczyma stał się nieco zamglony i mglił się coraz bardziej, aż w końcu tajemnicza postać zniknęła mi z pola widzenia. 
                         I nagle wszystko stało się białe. Białe, ale mimo tego brudne i śmierdzące chemią oraz fekaliami. Była to doprawdy dziwna mieszanka, bo nie znałem nikogo, kto by mieszał płyn do naczyń z gównem. Obok mnie stał jakiś stary magnetofon chyba, z którego wydobywały się rytmiczne nuty dubstepu, choć pojedyncze i w zmiennym nieco tempie. Ponadto obudziłem się nie w swoim łóżku, co zwiastowało coś bardzo niedobrego, gdyż łóżko to nie należało do Cartera. Jednak było jednoosobowe. Przez chwilę nie mogłem pojąć, co się wokół odwala, ale potem zobaczyłem igłę wbitą w moją rękę. W zasadzie początkowo zdawało mi się, że trafiłem na niezłą imprezę i wytrwałem do końca, a dopiero potem zorientowałem się, że igła jest kroplówką, muzyka biciem mojego serca, obce łóżko łóżkiem szpitalnym, a chemia z fekaliami - chemią z fekaliami. 
                         Okazało się później, iż jakimś cudem przeżyłem próbę samobójczą. Cynthia załatwiła sprawę jakoś naokoło, by policja nie musiała interweniować. Nakazała mi nie mówić prawdy i sama ustaliła wersję. Polegała ona na tym, że zwyczajnie pomyliłem leki. Ojciec dorzucił do tego parę dolców i kłopot z głowy. Nie miałem nic przeciwko. Podziękowałem w duchu tajemniczemu jegomościowi, który ukazał mi się podczas śpiączki i postanowiłem zrealizować jego i mój w zasadzie plan. Musiałem wytrwać kilka miesięcy w torturach, by narodzić się na nowo. Póki co jednak starałem się siłą woli namówić mięśnie na koniec zwiotczenia. Był to efekt uboczny przedawkowania leków przeciwpadaczkowych, podobnie jak kilkudniowa śpiączka. 
                        Po krótkiej rehabilitacji wróciłem do domu. Choć w zasadzie było to miejsce zbyt obce memu sercu, by nazwać je "domem". Znalazłem się więc z powrotem w mieszkaniu, w którym chwilowo musiałem przebywać. Zastanawiałem się przez chwilę, jak zareagowałby Ryan i Spooky, gdybym rzeczywiście umarł. Postanowiłem jednak porzucić niepotrzebne analizy i zająć się czymkolwiek, co wypełni po brzegi mój wolny czas. Chciałem jak najszybciej mieć ten etap za sobą. Dlatego pragnąłem stać się wiecznie zajętym i zabieganym człowiekiem. W rezultacie pół roku minęłoby, nim bym się obejrzał. 
                          Kolejnego dnia z hamowaną świadomie niechęcią powróciłem do szkoły. Usiadłem w tym samym miejscu, z tą samą miną, z tym samym kolesiem, co zawsze. Miał na imię Logan i za każdym razem, gdy nauczyciel prosił go o wypowiedź, uświadamiałem sobie, jak daleko moje serce znajduje się od ciała. "Logan" było imieniem typowo szkockim, podczas gdy ja sam czułem wszędzie zapach Londynu. Lecz wiedziałem, że to ten sam zapach, który czuje wygłodzony człowiek na środku pustkowia, intuicyjnie węszący za zwierzyną. 
                         Sam Logan mi nie przeszkadzał. Był to chłopak rok ode mnie starszy, też blondyn, ale podczas gdy moje włosy były cholernie jasne, z gołębią poświatą, jego wpadały w żółty, nieco niechlujny odcień. Jednak przywiązywał ogromną wagę do wyglądu, dlatego dzięki idealnemu ufryzowaniu nawet z gównem na głowie wyglądał porządnie. I mogłem przyznać, że ubiera się nieźle, choć sam nazywany byłem całe życie hipsterem, zważywszy na mój styl ubierania się. Gadało się z nim też całkiem ciekawie. Był pogodnym człowiekiem, który udzielał się w wolontariatach i propagował dobroć. Dobraliśmy się na zasadzie kontrastu chyba. 
                         Był moim jedynym kumplem w tej szkole. Resztę traktowałem jak znajome twarze, choć wielu z nich nazywało mnie swoim przyjacielem. Logan doskonale zdawał sobie sprawę z mojej sytuacji zawodowej. Ponadto widział, jak się męczę na kierunku, który kompletnie mnie nie interesuje. Zastanawiałem się czasem, czy powinien wiedzieć o bardziej intymnych rzeczach, bo tak zorientowany w świecie człowiek mógłby wpaść na jakiś genialny pomysł, ale trochę się bałem. Uważałem, że jeszcze nie czas. Homoseksualizm nadal odpychał ludzi heteroseksualnych. Prawdopodobnie jednym z powodów były te chore parady równości domagające się w rzeczywistości przywilejów, a nie równouprawnienia. Nie wiedziałem jeszcze jak jest tutaj, ale w Londynie zdawało się już to powoli zacierać. A o moim pobycie w Szkocji przypominała mi jedna, wyjątkowo ważna cecha mojego miasta rodzinnego, której temu krajowi brakowało. Marzyłem, by móc usłyszeć w końcu na ulicy melodyjne polskie "kurwa". 
                         Stopniowo zaczynałem zachowywać się normalnie, kiedy przebywałem w mieszkaniu. Musiałem zrobić wszystko, co w mojej mocy, by Cynthia uznała, iż przyzwyczaiłem się do woli mojego ojca i zacząłem myśleć tak jak on. Rzygać mi się chciało na samą myśl, lecz była to część mojego planu. Miarowo wypełniałem swoją misję, bojąc się nagłych zrywów, które były zbyt ryzykowne. Wszystko było idealnie przemyślane i zaplanowane. Cynthia zaufała mi na tyle, że pozwalała mi na wyjścia do Logana raz na jakiś czas. Nie zrezygnowała jednak z podsłuchu w moim telefonie i chipów nakierowujących w różnych częściach mojej garderoby, książkach, torbie, dokumentach. Czułem się wiecznie obserwowany, ale miałem pewność, że do jednej części nie ma dostępu. Do moich myśli. 
                              Dni mijały, a ja coraz bardziej tęskniłem za Carterem. Zastanawiałem się, czy żyje, czy mnie szuka, czy może kogoś sobie znalazł. Czułem też coraz większą potrzebę wygadania się komuś, a od tego miałem tylko Logana. Nie wiedziałem tylko, w jaki sposób mu to przekazać, w dodatku tak, by podsłuchy Cynthii niczego nie wyłapały. Poza tym obawiałem się jego reakcji. Ale co mogłem stracić? W gorsze bagno już się wpakować nie mogłem, a tak czy siak w zamiarach miałem odejść ze szkoły już za kilka miesięcy. Czułem, że muszę mu powiedzieć. Chciałem jego rady.
                         Któregoś dnia mieliśmy jakiś kompletnie wolny wykład. Nauczyciel siedział za biurkiem i pracował na laptopie. W sali lekcyjnej słychać było ciche szmery, gdzieniegdzie szepty i śmiech. Skorzystałem z okazji i zabrałem Loganowi jeden z podręczników leżących na jego stronie stołu. Spojrzał z lekką dezorientacją, lecz uspokoił się, gdy zauważył, że bazgrzę do niego jakiś liścik na okładce.



Logan, muszę Ci o czymś powiedzieć, ale jak już mówiłem, ta kobieta zostawia mi podsłuchy w dziwnych miejscach, w sumie pomyślałem, że mogę Ci to napisać. Myślisz, że to bezpieczne?

Wątpię, żeby ktoś się zorientował. O co chodzi?

JESTEM GEJEM.

Chcesz mi coś zasugerować?

Kurwa, nie. Po prostu chcę Ci powiedzieć, że jestem gejem. Mówiłem Ci, że miałem w tej szkole wylądować później. Ale mnie z nim przyłapano. Ogólnie mam zamiar stąd spierdolić w swoje urodziny, ale jeszcze szmat czasu.

Better love story than Twilight

Nie denerwuj mnie. Nie mam nawet jak się z nim skontaktować przez te pieprzone kontrolowanie mnie. Znam, kurwa, jego numer na pamięć. I mimo to nie mogę tego wykorzystać.

Weź ten.




                        Przy ostatnim zdaniu dorysował strzałkę prowadzącą prosto do leżącego obok jego telefonu. W moim sercu zapalił się płomień nadziei. Spojrzałem na niego z szerokim uśmiechem, a oczy zaszkliły mi się od łez. Szybkim gwałtownym ruchem dłoni zabrałem jego telefon i wpisałem numer Cartera. Zwyczajnie, jako Carter. I wtedy zacząłem zastanawiać się, co mogę mu napisać po dwóch miesiącach niewidzenia się. Nie było to wbrew pozorom takie proste.



Cześć Ryan, tu Joe. Przepraszam za brak kontaktu, ale kontrolują mnie chipami jakimiś i podsłuchami. Tęsknię za Tobą jak cholera. Chce stąd uciec, ale jeszcze nie mogę. Postanowiłem nawiać w urodziny, więc zobaczymy się w marcu. Oczywiście, jeśli nikogo do tej pory nie znajdziesz. Moje urodziny możemy spędzić tak jak Twoje, ale z nieco innym zakończeniem, takim bardziej szczęśliwym. 


                         Kiedy zobaczyłem, że wiadomość została dostarczona, poczułem dziwne ciepło w sercu. Przypomniało mi się, jak to jest być szczęśliwym. Podziękowałem Loganowi, a on uśmiechnął się szeroko. Był naprawdę dobrym kumplem. Pogrążyłem się w marzeniach, udając, że siedzę z nosem w podręczniku. Po chwili jednak Logan szturchnął mnie lekko łokciem i podsunął mi telefon jeszcze raz. Ryan odpisał na moją wiadomość.


Cześć Joe. Minęło trochę czasu, nie wiem jeszcze, jak to będzie. Myślę, że rozumiesz, co mam na myśli. Dobrze wiesz przecież, jaki jestem. Niczego nie obiecuję, spotykam się z kimś aktualnie. Napisałeś trochę za późno. 


                         Poczułem jak moje ciało drętwieje, a ledwo rozpalony ogień w sercu gaśnie, pozostawiając po sobie wielką kupę popiołu, z którego już nic się nie narodzi. Nawet jeden atak nożem może zabić, jeśli wymierzysz go z odpowiednią siłą w określony punkt. 



 

5 comments:

  1. Kuwa jebane Cartery, czo ż nimi nie tag ://
    Fighting Joe, fighting! ;*

    ReplyDelete
  2. :) Jak zwykle świetnie napisane :D
    http://yolooliwkaa.blogspot.com/

    ReplyDelete
  3. A to ci Carter! W sumie Carter, jak Carter - bezuczuciowy dupek. Ale co ja poradzę, że go nie nienawidzę, bo uwielbiam zdrady!
    I mam nadzieję, że tym "kimś" nie jest żaden facet. Niech się powoli przygotowują do kolejnego pokolenia. O ile Joe się teraz naprawdę nie zabije.

    ReplyDelete
  4. Niech zgadnę. Carter jest z kobietą i zrobią sobie syna, a zrozpaczony Joe po dojściu do siebie prześpi się z przeciętnej urody Szkotką. Albo nie. Joe prześpi się z Polką, która zamiast "dobranoc" będzie mówiła mu melodyjne "kurwa". I oczywiście będą mieli ślicznego, spedalonego syna.

    ReplyDelete
  5. Właśnie skasował się mój pięknie przygotowany komentarz i trochę mi smutno, ale w skrócie, obstawiam, że Carterowi ktoś podpierdolił telefon :< innemu zakończeniu mówię stanowcze NIE.
    A Tobie życzę dużo weny. I chęci też. I w ogóle żebyś była silną, niezależną kobietą ;)

    ReplyDelete