18.10.15

Ryan jest siksą wyrwaną przez Spooky'ego?

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



                    Gdy rzucił się na mnie po raz kolejny, nie miałem sił protestować. Okazało się, że nie miałem racji w tym krytycznym osądzaniu go. A on z kolei zgłodniał przez te kilka dni w rozłące. Znów przyparł mnie mocno do ściany. Za każdym razem, kiedy mnie dotykał, jakkolwiek zresztą, w niezrozumiały sposób odpływałem. Odnosiłem wrażenie, że wznoszę się ponad chmury, świat stawał się inną rzeczywistością. Nie potrafiłem pojąć wielkości tego uczucia. Czułem, jak jego wargi delikatnie ocierają się o mój kark. Zdawało się, iż już dawno temu straciłem panowanie nad swoim ciałem. Bezwładnie założyłem mu ręce na szyję i przytuliłem. Po chwili nasze nosy krępująco się zetknęły, ale nie pocałował mnie. Patrzył mi głęboko w oczy, jak gdyby oczekiwał potwierdzenia, że może ze mną zrobić, co tylko chce. Z rozmarzeniem wpatrywałem się w te kocie tęczówki, które spoglądały teraz tylko na mnie. 
                         Nim spostrzegłem, wylądowaliśmy w jego łóżku. Sceneria niepodważalnie przypominała tę ze snu podczas stanu śpiączki. Ogień iskrzył się w kominku, zasłony nie pozwalały promieniom słońca wpaść do środka, panowała ciemność, którą tylko ten błysk żaru potrafił rozświetlić. Wyciągnąłem ręce do góry, a on w mgnieniu oka pozbawił mnie koszulki. Brakowało mi go. Dopiero po chwilowej stracie uświadomiłem sobie, jak trudne byłoby nasze rozstanie. Całował mnie po karku, pieszcząc jednocześnie dłońmi moje zesztywniałe z podniecenia sutki. Jego dotyk sprawiał, że były coraz twardsze. Moje ciało wygięło się w łuk. Nie panowałem nad wychodzącymi spomiędzy moich warg jękami. Nikt nigdy wcześniej mnie tak nie dotykał. Po raz pierwszy miałem okazję zaznać tak ogromnej fali rozkoszy. Nie chciałem kończyć, nie wyobrażałem sobie, żeby Ryan teraz przestał. Myślałem, że lepiej już nie będzie, jednak zaskoczył mnie. Przeniósł usta nieco niżej i już po chwili poczułem, jak jego język delikatnie lawiruje dookoła jednego z moich sutków. Całował je, ssał i nadgryzał lekko, a ja nie mogłem opanować tej błogości i ekstazy. Potrafił zaspokoić mnie złapaniem za rękę, lecz ciągle chciał więcej i więcej. 
                         Jego usta zaczęły zsuwać się coraz niżej. Obsypywał pocałunkami mój brzuch, torując sobie drogę do mojej męskości. Wtedy poczułem, jak rozpina rozporek moich spodni. Otworzyłem oczy i gwałtownie podniosłem się do pozycji siedzącej. 
— Ryan, zatrzymaj się... — powiedziałem nagle, nie mogąc jeszcze złapać tchu po tym, co zaszło. — Seks bez miłości jest dość pustym doświadczeniem...
— Ale wśród pustych doświadczeń to jedno z tych najlepszych — odparł. Jego źrenice nadal były rozszerzone, a wzrok namiętny i głodny. — Chyba nie próbujesz mi powiedzieć, że moja półgodzinna gra wstępna właśnie poszła się walić?
— Ryan, czy ja ci wyglądam na gotowego? — zapytałem.
— No czytasz ze mnie jak z otwartej księgi — odpowiedział. — To może teraz ty otwórz się przede mną. 
— N-nie jeszcze — jęknąłem. — Nie lubię tak spontanicznie wiesz... Muszę mieć czas na przygotowanie się.
— Dobra — powiedział. — To idź do domu i wróć wieczorem. Zrobię romantyczną kolację, przygotuję kąpiel, poleję wino, a potem cię rozdziewiczę.
— Okej, to idę i wrócę wieczorem — odpowiedziałem, ubrałem się i wyszedłem. 
                         Carter w końcu wpadł na genialny pomysł i postanowił zrobić to w ludzkich warunkach. Kolacja, kąpiel, wino, seks. Lepiej tego wymyślić nie mógł. Co prawda nie potrafiłem zestawić obok siebie słów "romantyczność" i "Carter", aczkolwiek postanowiłem dać temu szansę. Intuicja podpowiadała mi jednak, iż będzie to wieczór pełen ironii i czarnego humoru.
                         Wróciłem do domu. Powiedziałem mamie, że jednak u niego nie byłem. Zżerał mnie stres, nie chciałem, by wiedziała o moich planach na wieczór. Udawałem więc, iż to był tylko krótki spacer po okolicy. Ponadto siedziałem cały czas z telefonem w ręku, pisząc niby ze Spookym, po czym zasugerowałem mamie, że przyjaciel zaprasza mnie na wieczór i mam zamiar wrócić następnego dnia po lekcjach.
— Tylko się wyśpijcie — pouczała mnie. — Następnego dnia macie zajęcia, a dobrze wiem, jak Sean lubi zawalać nocki.
— No co ty, mamo — odburknąłem. — Spooky zawsze zasypia w trakcie wieczorów filmowych.
                         Potem poszedłem na górę, zostawiając matkę w kuchni. Cały czas byłem jakoś dziwnie zestresowany. Napisałem wiadomość do Spooky'ego, że niby śpię u niego. Oczywiście domyślił się moich planów i kazał nie narzekać na ból tyłka następnego dnia. Krzywo uśmiechnąłem się do ekranu. Po chwili napisał do mnie znowu - że wyczaił znów jakąś siksę i chyba coś z tego będzie. Jednak związki Spooky'ego były bardziej kruche niż kawałek Stinga.
                         Wszedłem do łazienki i zrzuciłem z siebie ubrania. Stanąłem przed lustrem. Początkowo miałem tylko sprawdzić, czy aby nie powinienem się raz jeszcze wydepilować, a skończyło się na wymienianiu sobie samemu swoich wad. Wydawało mi się, że nie spełnię oczekiwań Ryana. Wendy wyglądał o wiele lepiej, nawet w tych swoich obcisłych ciuchach. Pewnie ćwiczył, jadł same warzywa i dbał o zdrowie. A ja? Wyglądałem jak anorektyk, garbiłem się, wzrost miałem trzynastolatka, potargane blond kudły, podkrążone oczy, uszy poharatane piercingiem i wyraźne braki w kroczu. W sumie Carterowi chodziło o tyłek. Ale tam miałem same wystające kości.
                         W końcu nadszedł upragniony wieczór. Pełen kompleksów i braku pewności siebie zszedłem na górę, próbując obojętnie jak zawsze wyjaśnić matce, że idę do Spooky'ego. Emocje mnie rozpierały i bałem się, iż jako matka z łatwością zorientuje się, jakie mam naprawdę plany na wieczór. Zbliżała się dziewiętnasta, a właśnie na tę godzinę umówiłem się z Carterem. Miałem już wychodzić, gdy nagle do mieszkania wparował ojciec.
— Cześć, tato — przywitałem się.
— Świetnie, że jesteś w domu, jedziesz ze mną, ładuj się do auta — powiedział na jednym tchu. Wziął coś z lodówki, po czym popchnął mnie w kierunku wyjścia.
— Chwila... Miałem iść do Spooky'ego i... — jąkałem się.
— Świetnie, pójdziesz jutro, mamy coś ważnego do załatwienia — mówił, zamykając za mną drzwi w aucie.
— Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej? — jęczałem. W duchu czułem się jak śmieć.
— Bo to nagła sytuacja — odparł krótko.
                         W rezultacie zabrał mnie do swojej firmy i przedstawił pracownikom. Powiedział, że już niedługo stanę się jej prawowitym właścicielem, dlatego pośle mnie do odpowiedniej szkoły, która zrobi ze mnie biznesmena z krwi i kości. Podobno ten fach nie był tak prosty jak w Simsach 3. Nie mogłem się skupić, kiedy do mnie mówił. Wiedziałem, że Ryan tam na mnie czeka. A co, jeśli uznał, że mam go gdzieś? A jeśli zadzwonił do Wendy'ego? Albo tej kobiety, która niegdyś dała mu kosza? Cholera, było mi tak przykro. Ryan był skurwielem, ale mimo tego musiał poczuć się przeze mnie naprawdę źle.
                          Siedzieliśmy w firmie do późnych godzin. Ojcu nawet udało się mnie przekonać, że to robota dla mnie. Może przez Cartera. W końcu on też był biznesmenem, a w moich oczach stanowił najwyższy autorytet. Zapewne dlatego. Tak czy siak, wróciliśmy do domu po drugiej w nocy. Szybko wziąłem prysznic, przebrałem się w piżamę i wskoczyłem do łóżka udając, że śpię. Rodzice mieli sypialnię w drugiej części domu, więc ominięcie strażnika uciekając z więzienia było bułką z masłem. W mgnieniu oka byłem już po drugiej stronie drzwi, skulony i trzęsący się z zimna. Pobiegłem prosto do domu Cartera. Chciałem szybciej, ale te pedalskie kapcie hamowały moje maksymalne tempo biegu.
                         Delikatnie zapukałem do drzwi. Nie chciałem go obudzić. Po chwili dopiero pomyślałem sobie: "Kurwa mać, no jasne, że musisz go obudzić, musisz to czym prędzej wyjaśnić". Dlatego zacząłem walić do drzwi, jednocześnie naciskając dzwonek. Wszystko na nic. Usiadłem przy drzwiach i skuliłem się, a z moich oczu niepohamowanie zaczęły toczyć się strugi łez. I nagle... otworzył drzwi. W jednym momencie podniosłem się do pozycji stojącej i rzuciłem mu się w ramiona łkając i tłumacząc, jak było naprawdę.
— Bennett, nie bój żaby — odparł, ale jednak mnie objął. — Twój kumpel tu był.
— Co? — zdziwiłem się nagle. Czy to Ryan miał być siksą wyrwaną przez Spooky'ego?
— Dużo z tego nie zrozumiałem, ale twoja matka zadzwoniła do niego, że cię nie ma, a on postanowił poinformować mnie — odpowiedział. — Bo podobno miałeś być u niego wieczorem, bo bałeś się powiedzieć matce, że się rozdziewiczasz.
— T-ta, no w sumie — wyjąkałem. Spooky był naprawdę dobrym przyjacielem.
— Chodź na spacer — zaproponował nagle.
— Co? — zapytałem z zaskoczeniem.
— Bo zawsze się boisz, że ktoś cię zobaczy — powiedział. — Teraz jest odpowiednia pora.
                         Ryan zamknął mieszkanie. Zeszliśmy na chodnik w piżamach i kapciach, po czym wziął mnie za rękę i zaczął prowadzić przed siebie. Londyn spał nieporuszony w głębokim śnie, a pod zapalonymi latarniami unosiła się szara, brudna od smogu i spalin mgła. Był środek jesieni, jednak dłoń Cartera obdarzała mnie większym ciepłem niż nawet gorąc słońca.


__________________________________________
Drogi Czytelniku, w tym szczególnie Erwinie! Po lewo, zaraz pod stronami, pojawił się nowy gadżet - kontakt. Osoba pośrednia jest osobą bardzo zaufaną, więc można do niej kierować wszelkie prośby, zażalenia, pytania oraz cokolwiek, jeżeli chcecie czegoś od autorów Snays. Kieruję to też do Ciebie, Erwinie, bo pisałeś coś o wspólnym pisaniu gejowskich powieści, hardcore. Nigdy nie pisałam yaoi, ale może nawet spróbuję. Proszę, nie pisz w komentarzach nigdy więcej nic o swoim kutasie. 
Akai, przyznaję rację. Być może byli tu ludzie, którzy uznali mnie za jakąś osobistość, którą nie jestem, przez co czytali moje opowiadania tylko dla mojego charakteru, który nie spodobał im się we wrzuconym przeze mnie filmie. Cóż, skoro takie były ich motywy, pozostaje mi tylko cieszyć się, że odeszli. Bloga prowadzę głównie dla poznawania nowych ludzi. Nie wiem, czy byli warci, skoro wytykają mi zbyt dużą ilość przekleństw. Kazano nam zrobić Sprite & Banana Challenge i rzygać na wizji, a czepili się czegoś takiego. Trudno, tym lepiej dla bloga. 



2 comments:

  1. Szkoda, że nic nie wyszło z seksów. Ale i tak rozdział bardzo fajny! Carter i romantyczna propozycja? Wow. W szoku jestem. Powinnaś zrobić z "Maniakalnego" książkową trylogię.
    Swoją drogą. Też jestem dość wulgarna. xd

    ReplyDelete
  2. Postanowiłam sobie zaczekać aż skończysz pisać ten sezon i dopiero go przeczytać, prawda? Ale jakoś mnie za bardzo kusiło, nie wiem czemu.
    Czasami nachodzi mnie taka myśl - ciekawe jakby to było, gdyby cały Maniakalny od początku był napisany z perspektywy Carterów. Bo powiedzmy sobie szczerze, ja nie mam pojęcia, co myślą ci skurwiele. Ale to w pewnym sensie czyni ich bardziej... nie wiem, tajemniczymi i seksownymi, o. Tak więc uznajmy, że nie było tematu.
    I plis, nigdy nie każ mi komentować danego rozdziału. Nie potrafię. Mogę powiedzieć tyle, że... że i tak wiem, że będzie następny sezon! Nie, dobra, tak się nie powinno komentować.
    To ja się może jeszcze tylko pochwalę i znikam.
    Jestem sobie w nowej klasie, prawda?
    No.
    I jest to w Polsce, prawda?
    Właśnie.
    I co. I jest tyyyle imion, które można by nadać synom. Zwłaszcza, że jesteśmy w Polsce i przeważnie nadaje się tu imiona polskie. Ale do czego ja zmierzam.
    Już słyszę marudzenie koleżanki, że za bardzo się tym podniecam i zapewne jest to prawda, ale nigdy jej tego nie przyznam, choć i tak to pewnie czyta.
    No ale do sedna.
    ...
    Mam w klasie Martina i Alexa.
    Nie Aleksandra - Alexa. Przez X! I nie Marcina - Martina! Więc czemu tylko ja się tym jaram...? Takie zbiegi okoliczności nigdy nimi nie są, ja wiem.

    ReplyDelete