15.10.15

Jak wytresować faceta

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 8
Gatunek: Yaoi.



                    Kolejne dni mijały w błyskawicznym tempie. W zasadzie to tylko chciałem, żeby tak było. Każdy z nich ciągnął się nieubłaganie, przypominając mi jedynie o fakcie, że znów wróciłem do starego stylu bycia. Kompletny brak zainteresowania życiem towarzyskim, wymuszanie uśmiechu i maniakalne wgapianie się w sufit. Spooky nie przepadał za Ryanem, ale próbował go w jakikolwiek sposób obronić. Nie był typową blond przyjaciółką, która z góry uznałaby Cartera za nic niewartego kretyna.  Spooky mimo tej ich kiepskiej relacji usiłował mnie przekonać, że może źle coś odbierałem. W głębi duszy wiedziałem, iż robi to z troski o mnie. Cieszył się, gdy komuś udało się postawić mnie na nogi. Nie chciał, bym znów wylądował w wiecznym dołku psychicznym. 
                         Poniekąd wyglądałoby to na toksyczny związek. Przez tajemniczość Cartera chyba nigdy nie byłbym w stanie mu w pełni zaufać. Nie przekonałaby mnie zapewne także obrączka na palcu. Ten koleś był zupełnie nieprzewidywalny, spontaniczny. Jednego dnia byłem pewien, że będziemy razem do końca życia. Drugiego zaś wątpiłem, czy w ogóle kiedykolwiek będziemy w związku. Trzeciego uznawałem siebie samego za debila, bo na jakiej podstawie w ogóle stwierdziłem, że Carter się we mnie zakocha? A czwartego z kolei uświadamiałem sobie, iż ten człowiek kompletnie na mnie nie zasługuje. 
                         Matka widząc mój stan zaleciła mi zadzwonić do dziadka i porozmawiać z nim o tym. Początkowo machnąłem na tę propozycję ręką, jednak po dłuższym namyśle uznałem to za jedyne racjonalne wyjście. Dziadek po tylu latach z Carterem u boku musiał znać sztuczki na wytresowanie go. Niczego nie mogłem stracić, a wiele mogłem zyskać. 
                          Wizja tej rozmowy nieco mnie stresowała. Nie zwykłem rozmawiać z ludźmi o moich problemach miłosnych, tym bardziej, że dotychczas takowych nie posiadałem. Spooky nadrabiał za mnie, ale nie był w stanie niczego mi doradzić i nie dziwiło mnie to. Jedynym wyjściem była rozmowa z Carterem, lecz z tym człowiekiem nie dało się w normalny sposób o tym pogadać. Swobodnie zmieniał temat albo zaczynał mi cisnąć. Mimo wszystko...
— Cześć, mam problem — zacząłem niefortunnie rozmowę.
— Co z Ryanem? — zapytał dziadek, dobijając mnie jeszcze bardziej. Był medium czy co?
— Nie wiem, nic już nie wiem... — westchnąłem. Niestety lub stety, domyślił się, o co chodzi. 
— Wiesz, to odwieczny problem Bennetów. To coś, co nas pociąga i denerwuje. Ale często, zanim dobrze poznamy Cartera, źle odbieramy to, co do nas mówi — gadał. — Zaufaj mi, w którymś momencie będziesz pewien tego, co się wokół ciebie dzieje. 
— Nie potrafię sobie tego wyobrazić — odparłem cicho.
— Domyślam się, ale mówię ci z doświadczenia — odpowiedział. — W którymś momencie zauważysz, że jesteście razem, choć żaden z was nie powie na ten temat słowa. I nie bądź zazdrosny o jakieś stare siksy.
— Stare siksy? — zdziwiłem się. — Większy mam problem z niebieskowłosym jegomościem, z którym Carter kiedyś podobno sypiał. I ostatnio chyba znowu to zrobił. 
— Nie bądź taki pewien — zaśmiał się. — Carterowie mają talent do złego ubierania w słowa rzeczy nieoczywistych. 
— Dziadek, ale wiesz... — zacząłem nieśmiało. — Bo to nie jest zapisane w gwiazdach, że koniec końców będziemy razem, długo i szczęśliwie, wiesz, happy end i te sprawy...
— Jak to nie? — zapytał. 
                         Kiedy tylko zakończyliśmy rozmowę, na ekranie mojego telefonu pojawiła się informacja o nowej wiadomości. Zdziwiłem się, bo intuicja nie była w stanie podpowiedzieć mi, kto mógł się do mnie odezwać. Gdyby Spooky coś chciał, raczej by zadzwonił. Matka była piętro pode mną, a ojciec nie zawracał sobie głowy życiem prywatnym w czasie pracy. Już operator sieci z wyznaniem miłosnym był bardziej prawdopodobny.
                           A jednak. Starałem się nie brać takiej opcji pod uwagę, ale na moje szczęście lub nieszczęście, odezwał się pan Carter. Z pytaniem, czy umarłem, a jeśli tak, to czy może zabrać moje Playstation. I upomniał się dodatkowo o dychę, którą mu wiszę. Nie wiedziałem, czy mu odpisać, czy oddzwonić, czy w ogóle zareagować. Postanowiłem zejść na dół, było w końcu sobotnie popołudnie, co oznaczało tylko tyle, że na stole w jadalni czekają na mnie gofry z borówkami. Minimalnie polepszyło mi to nastrój. Mama powitała mnie z uśmiechem, kiedy tylko pojawiłem się na dole.
— Joe, nie możesz tak późno wstawać. Dochodzi dwunasta — zaczęła. — Musisz spać regularnie, poza tym zobacz, ile zdążyłbyś już zrobić od rana.
— Cześć, mamo — odpowiedziałem, nie reagując na to, co powiedziała do mnie po powitaniu.
— Źle ostatnio sypiasz? — zapytała, siadając naprzeciwko mnie z kubkiem herbaty w ręku. Nie przepadała za kawą. Mi również ją odradzała, choć i tak zawsze dostawałem ją do śniadania. 
— Trochę tak... — wyjąkałem, nadgryzając gofra. 
— Wiem, że synowie rzadko rozmawiają z matkami na takie tematy... — zaczęła nieśmiało. Zabawnie zarumieniły jej się policzki. — Ale jeśli potrzebowałbyś rady, postaram się zawsze ci pomóc. 
— Dzięki, mamo — powiedziałem. — W sumie czemu nie. W skrócie... Odnoszę wrażenie, że moja druga połówka... Niedoszła druga połówka... kogoś ma. 
— Na stałe? — zapytała, biorąc łyk herbaty.
— Chyba przelotnie — odparłem, wgapiając się w swój kubek. — Albo mam rywala, który też dopiero zaczyna zabawę.
— Więc powinieneś walczyć, zamiast od razu się wycofywać — powiedziała, marszcząc brwi. Chyba zszokował ją fakt, iż sam na to nie wpadłem. — Mimo tego, że... Mimo wszystko nadal jesteś mężczyzną. 
— Chyba masz rację, mamo — odpowiedziałem dość szorstko. Nie byłem do końca przekonany, ale w dalszym ciągu więcej mogłem zyskać niż stracić. — Może powinienem się do niego przejść. 
                            Rozmawialiśmy jeszcze chwilę, a po skończeniu śniadania pomogłem posprzątać po jedzeniu. Wziąłem szybki prysznic, ubrałem pierwsze lepszy ubrania, by nie sprawiać wrażenia, że postarałem się specjalnie dla Cartera, po czym wyszedłem na spotkanie z czającym się złem. Już chwilę później Ryan w całej swojej okazałości otworzył mi wrota prowadzące do jego diabelskiej groty.
— Dotarła do ciebie wiadomość? — zapytał.
— Ta, że czekasz aż oddam ci dychę? — zadałem pytanie.
— No — odparł sucho.
— To nie dotarła. 
                         Zaprosił mnie do środka. Ledwo przekroczyłem progi jego mieszkania, już zdążył przycisnąć mnie do ściany i zacząć molestować. Ku jego zdziwieniu automatycznie odwróciłem głowę, niewerbalnie sugerując, żeby wypierdalał. Nie pozwoliłem się pocałować. Odsunął się ode mnie nieco zszokowany. 
— Daj spokój, przyszedłem ci tylko oddać kasę — wymamrotałem, grzebiąc po kieszeniach. Mimo wszystko jego zachowanie trochę mnie onieśmielało. 
— A nie chcesz w naturze? — zapytał. 
— Carter, czy my się zamieniliśmy rolami? — zdziwiłem się.
— Gdyby tak było, padłbym na kolana i krzyczał błagalnie "przeleć mnie, bo nie chcę umrzeć jako prawiczek" — odparł.
— Kretyn — syknąłem. Cały plan zamiany ról diabli wzięli. 
— Stroisz jakieś fochy ostatnio? — zapytał, opierając się o ścianę.
— Nie, czemu? — spytałem głupio.
— Nie wiem, no, nie robisz mi już tej obleśnej galaretki korzennej na śniadanie. Tej, po której cały dzień siedzę w łazience, przytulając sedes — odpowiedział, krzyżując ręce na piersiach. 
— Znalazłem inny sposób na zamordowanie cię — powiedziałem cicho. Tak naprawdę nie miałem żadnego. 
— Pomyślałem, że mógłbyś być nekrofilem — rzekł, unosząc jedną brew. 
— Ryan, nie interesujesz mnie — wycedziłem przez zęby. — Przyjmij to do wiadomości.
— Serio? A teraz? — zapytał, pozbawiając się jednocześnie górnych części garderoby. Jebany kutasiarz. — Widzisz? Wzroku nie możesz oderwać. Powiesz mi w końcu, jaki masz ze sobą problem? Poza swoją twarzą, kiepskim charakterem i ogólną mentalnością...?
— Wszystko mi mówi, że jedziesz na kilka frontów, Ryan — powiedziałem, drapiąc się po głowie. Ciężko było mi być aż tak dosłownym. 
— To chyba nie był komplement, ale wmówię sobie, że mam niezłe branie — rzucił krótko. 
— Chociażby Wendy — kontynuowałem. — Sypiałeś z nim kiedyś tam, on nagle wraca, znajduję u ciebie jego ciuchy, po czym mówisz, że go wypierdoliłeś.
— No tak — odpowiedział, jak gdyby nigdy nic. — Co w tym złego?
— No generalnie jesteś singlem, więc możesz robić wszystko — mówiłem dalej. — Ale w momencie kiedy całujesz mnie na powitanie, a z tamtym urządzasz sobie coś takiego?
— A co miałem zrobić, jeśli nie wypierdolić go? — zapytał ze zdziwieniem. 
— Carter, czy ty słyszysz, co mówisz? — zadałem pytanie. Szczęka mi opadła, lecz po chwili przypomniałem sobie słowa dziadka, że może, jakimś cudem, źle rozumiem Ryana. — Czekaj... Opisz mi to krok po kroku. Jakkolwiek by to nie brzmiało. 
— Przyszedł Wendy, zaczął się rozbierać i do mnie dobierać, więc go wypierdoliłem — rzekł. 
— Jak wypierdoliłeś? — wypytywałem go, choć brzmieć to musiało co najmniej dziwnie.
— No normalnie, a jak można wypierdolić drugiego człowieka? — dziwił się.
— Ostro, szybko i do samego końca? — zapytałem.
— Przez drzwi? — spytał.
— Cholera, Ryan, ja rozumiem, że fetysze — mówiłem. — Ale... przez drzwi? 
— Owszem — odpowiedział. — Wypierdoliłem go przez drzwi. 
— Czekaj, co? — zdziwiłem się. Nagle zrozumiałem, o czym mówi. — Ale, że... nago go wyrzuciłeś?
— No tak — odparł, jakby mówił o najzwyczajniejszej rzeczy na świecie. 
— I on tak nago wyszedł? — nie dowierzałem.
— Ta, poszedł biegać po łące — odparł. — Wendy jest bardzo mocno związany z naturą. Kiedy był mały, rosiczka pożarła jego cały dorobek w postaci męskości i od tego czasu jest gejem. 
                         Czasem zastanawiałem się, co mimo wszystko tak bardzo kręci mnie w tym dziwnym kolesiu. 


________________________________________________
Drogi Erwinie, nie lubię pisać fanfików, ale zrobię dla Ciebie wyjątek. Napiszę shota z wybranym przez Ciebie pairingiem. Napisałeś, że poznałbyś mnie osobiście. Czy to już moment, w którym powinnam się zacząć o Ciebie obawiać? Tak czy siak z chęcią poznam, poznawanie ludzi przez własnego bloga to najlepsze, co może być.
Akai, sory, staram się często wrzucać, ale nie zawsze mam siły, czas, chęci i wenę. I dzięki, że jesteś ze mną tak długo, wielu ludzi, jak widać, się wypaliło. xs

3 comments:

  1. Cholera jasna... czekam cały dzień na odpowiedź do mojego komentarza. Właśnie straciłem nadzieję, że mi odpiszesz.
    Aż wszedłem na ostatni rozdział Maniakalnego (ostatni w sensie, że ten właśnie co u góry, a nie ostatni, że koniec seri...... mam nadzieję. Beznadziejnie się tłumaczę, ale to robię bo tak. Bo jestem pieprzonym dowódcą i mogę. Choć w sumie nie pieprzonym, bo od długiego czasu nikt nie chce pisać ze mną rp i mój kutas zdążył prawie wyschnąć a dziurka prawie zniknęła.. . o bogowie o czym ja rozprawiam. Zaraz wtrącenie z nawiasów będzie dłuższe niż cały komentarz lub nawet opowiadanie... wybacz już zamykam nawias) i widzę, że poświęciłaś mi opis pod rozdziałem! Wspomniałaś o kimś jeszcze, ale ja widzę tylko siebie (narcyzm, narcyzm bardzo, wiem)
    NAPRAWDĘ NAPISZESZ DLA MNIE OPOWIADANIE?! *upada na jedno kolano i wyciąga przed siebie kapsel z Tymbarka* wyjdź za mnie i zostań mą muzą... znaczy poproszę opowiadanie Eruri, czyli Erwin x Levi z Shingeki no kyojin. Muszą być seksy, dużo... albo jak chcesz. Przeczytam wszystko.
    Poza tym mam dziwną propozycję. Na to już się nie zgodzisz, ale kto pyta nie błądzi.
    Mianowicie... napisz na spółę ze mną krótką serię z tym paringiem.
    Chcę się szkolić u MISTRZA.
    Dobra, spełnienie tego jest jak zjechanie dupy Carterowi, który w dodatku sam o to poprosi... niemożliwe.... chociaż chuj ich wie tych Carterów...
    Co do rozdziału.... bardzo ciekawy, jeszcze bardziej mnie intryguje całe opowiadanie po przeczytaniu go. Czekam na więcej... jak zawsze. ~Erwin.

    ReplyDelete
  2. Jeny, głupi Joe. XD Jak on mógł pomyśleć, że Carter ruchał się z Wendy przez drzwi?.. Co za cioł. XD Niesamowicie się uśmiałam przez ten rozdział; jest na prawdę genialny.
    A tak poza tym to rozumiem Cię; wiem, co to brak weny, aż za dobrze... Jestem z Tobą, bo uwielbiam Twoje opowiadania. Wielu ludzi, z tego co zauważyłam po komentarzach, uraziło coś w filmiku, którego, przepraszam, nie oglądałam, bo niemal zawsze sprawdzam bloggera z telefonu. Ale uraza urazą - nawet jeśli zrobiłaś wtedy coś głupiego to przecież nie zrobiły tego Twoje opowiadania.

    ReplyDelete
  3. Zaczynam się czy głupota u Bennetowie jest przekazywana w genach, a u Carterow niedomówienia i szyfry.
    To dość prawdopodobne jak tak teraz patrz na te wszystkie rozdziały z serii Maniakalnego.
    Ogółem i szczegółem rozdział (znow) z ajebiste****!! Nic dodać( no chyba że mądrości potomkom Benneta), nic ująć (chociaż ego Cartera przewyższa wszystko)
    Kaiko

    ReplyDelete