29.9.15

Nie umiem się oprzeć

Dział: Maniakalny ignorant w poszukiwaniu przewoźnika.
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi.



                    Tamtego popołudnia nikt nie raczył mi wyjaśnić, dlaczego ojciec się na mnie rzucił, choć wszyscy poza mną i Spookym zdawali się rozumieć jego motywy. Dziadek Nathan posmutniał nieco, wujek Eric nadal nie okazywał emocji, choć po jego twarzy widziałem, że coś go w tej sytuacji bardzo zainteresowało. Bałem się pytać, strach był o wiele silniejszy niż ciekawość prawdy. Spooky powtarzał ciągle, iż zaczyna łączyć fakty, ale nie wnikałem w to, bo znowu gadał od rzeczy. Mimo że jako mój przyjaciel miał prawo angażować się w moje prywatne sprawy, zaczynało mnie to wkurzać. Ostatnimi czasy nie mówił o niczym innym, tylko o przewoźniku. Był święcie przekonany, że ma to związek z wszystkimi nieszczęściami, które nagle na mnie spadły. A ja nadal wgapiałem się w sufit. Jednak teraz z większym smutkiem i ogarniającym stresem. 
                    Jak się okazało, szyba nie była zbyt droga. Udało nam się uzbierać te pieniądze z własnych kieszonkowych, jednak równało się to odwykiem tytoniowym dla Spooky'ego na jakiś czas i z niemożnością pójścia na piwo dla mnie. Ale nie ubolewałem, alkohol w sumie nawet mi nie smakował, piłem go dla towarzystwa.  
                    Stanąłem przed wysokim lustrem w moim pokoju i uznałem, że coś jest nie tak. Pachniałem pięknie, bo wylałem na siebie litr perfum, twarz miałem nieskazitelną, ale nie wszystko mi pasowało. Stwierdziłem, iż powinienem jednak zdjąć garnitur i ubrać się tak jak zawsze. Nie miałem w zasadzie zielonego pojęcia, dlaczego się tak stroję, miałem tylko iść do Ryana i zapłacić mu za wyrządzoną szkodę. Od rana nic nie zjadłem, gdyż nie byłem w stanie niczego przełknąć. Nie myślałem o niczym innym. Nigdy w życiu nie byłem równie zestresowany. Serce zaczynało mi kołatać niemiłosiernie na samą myśl o tym człowieku. Czyżbym bał się, że mnie zabije?
                    Wyszedłem. Nasze domy dzieliło marne kilkaset metrów. Szedłem powoli, a każdy krok wbijał mi igły w pięty. Oddychałem głęboko i starałem się myśleć o przyjemnych rzeczach, lecz w rezultacie przypominało to moment przed śmiercią, jak gdyby całe życie mi przed oczyma przelatywało. W końcu stanąłem przed drzwiami. Ręce drżały mi jak jasna cholera, gdyby Spooky poprosił mnie wtedy o skręcenie blanta, byłoby to trudniejsze niż test teoretyczny na prawko. Czułem jak śmierć zbliża się wielkimi krokami. Zadzwoniłem do drzwi. Każda sekunda przemijała z prędkością godziny, dnia, nawet roku. Czas się dłużył, a Ryan nie otwierał. Zadzwoniłem jeszcze raz, z podobnym skutkiem. Obróciłem się na pięcie z ulgą, z chęcią przyjścia tam następnego dnia, aczkolwiek uświadomiłem sobie, że tego nie przeżyję. Kolejna nieprzespana noc i cały dzień na głodówce? Niewyobrażalny stres? Wolałem to mieć za sobą. Delikatnie nacisnąłem na klamkę, aż drzwi puściły. 
                    Wszedłem do środka. Muzyka głośno grała, Ryan musiał być więc w domu i najzwyczajniej w świecie nie słyszeć, że dzwonię. Poczułem zapach smażonego mięsa i to właśnie on doprowadził mnie do tego faceta. Kiedy tylko przekroczyłem progi kuchni, moje nogi stały się jak z waty. Facet stał do mnie tyłem i chyba kroił warzywa na blacie. Nie zauważył mnie. Co było dziwnego w robieniu obiadu? Raczej nic. Zapytałbym raczej: co było dziwnego w robieniu obiadu bez koszulki? Na dworze nie było przecież aż tak ciepło. A może spodziewał się mnie i zrobił to specjalnie, żeby mnie uwieść? Teza godna Spooky'ego. 
                    Kiedy tylko mnie zauważył, wyszczerzyłem się w promiennym uśmiechu, który wydawał mi się być dziwnie... szczery. Zmrużył oczy, jak gdyby nie mógł przez chwilę sobie uświadomić, kim jestem. Wyłączył radio.
— Sorry, dzwoniłem, ale... — wyjąkałem, wgapiając się w podłogę. Chyba zmieniłem preferencje z sufitu. 
— Co chcesz? — zapytał. 
— Hm? Przyszedłem, wiesz, oddać te pieniądze za, no wiesz, za... — paplałem, nie mogąc się wysłowić.
— Jakie pieniądze? — spytał, drapiąc się po głowie. — Chcesz obiad? Za dużo zrobiłem.
— Za wybitą szybę... — odparłem. — Nie, dziękuję, ja... JAPIERDOLEKURWATAK.
                    Z włosami wychodzącymi z orbit i oczami, które stanęły mi dęba, rzuciłem się na jedzenie niczym komornik na telewizor. Podobne potrawy, w dodatku w tak niesamowity sposób przyrządzone, widywałem tylko w ekskluzywnych restauracjach. 
— Jaką szybę, do chuja? — pytał dalej. 
                    Ten koleś totalnie nie ogarniał. Tak czy siak uraczył mnie przepysznym obiadem i kazał zachować kasę dla siebie. Oczyma wyobraźni widziałem już, jak szczęśliwy będzie Spooky, kiedy przyjdę do niego z tytoniem. Uśmiechnąłem się sam do siebie i z prędkością światła pozbyłem się zawartości talerza. Nie miałem pojęcia, co zjadłem, ale nigdy wcześniej nic aż tak mi nie smakowało. Po chwili walnąłem głową w stół, kurczowo trzymając się za brzuch. 
— Co jest, młody? — zapytał. — Nalać ci whiskey? 
— Nie bierz, on chce cię upić, pewnie doda ci do niego pasztetu gwałtu. — Usłyszałem głosem Spooky'ego, po chwili zdając sobie sprawę, że tylko mi się wydawało.
— Nie, dzięki — odparłem. — Od wczoraj nic nie jadłem i to dlatego...
— Czemu nic nie jadłeś? — spytał znowu.
— Wiesz... Stres i te sprawy, bo... — zacząłem. Wtedy zdałem sobie sprawę, że przecież nie mogę powiedzieć prawdy, bo uzna mnie za kretyna. A tego nie chciałem. — Spotykam się z świetną laską i już kilka razy miałem okazję do pocałunku, ale za cholerę nie umiem tego zrobić. I, wiesz, no, z jednej strony chcę się z nią spotkać, a z drugiej się boję, bo co ja jej powiem wtedy? Albo wstyd jakiś i w ogóle...
— Nauczyć cię? — zapytał bez ogródek. 
                    Wytrzeszczyłem oczy. Szczęka opadła mi do samej ziemi. Spodziewałbym się naprawdę wszystkiego, ale nie... tego. Przez chwilę próbowałem wykrztusić z siebie słowo, lecz z moich ust wydobywał się jedynie niezrozumiały bełkot. Dopiero kiedy odetchnąłem, byłem w stanie cokolwiek powiedzieć. 
— Przecież... jak... — mamrotałem. — My się nie znamy, poza tym jesteś facetem. 
— Mógłbyś mi jeszcze raz powiedzieć, jaki jest tutaj problem? — spytał spokojnie, polewając sobie alkoholu.
— Nie znamy się — odpowiedziałem. — Poza tym jesteś facetem.
— Nadal nie widzę problemu — odparł szorstko. 
                    Zdawał się mieć wszystko głęboko gdzieś. Ten cyniczny koleś naprawdę mnie zadziwiał. Jednak był ktoś, kto zaskakiwał mnie jeszcze bardziej. Ja sam. Bo, nie wiedzieć czemu, naprawdę chciałem, żeby Ryan nauczył mnie całować. Dlatego...
— No dobra — odparłem już nieco spokojniej.
— Ale nie tutaj — powiedział, podnosząc się do pozycji stojącej i zabierając ze stołu alkohol. — W kuchni jest zakaz pedałowania. 
                    Zobaczyłem, że prowadzi mnie do sypialni. Zdrowy rozsądek kazał mi uciekać, przecież obcy mi starszy człowiek spożywający właśnie alkohol, prowadził mnie do swojej sypialni. Dlaczego nogi same mnie za nim niosły? Nie mogłem nad nimi zapanować. Nie potrafiłem się sprzeciwić. Dosłownie sekundę później siedziałem już naprzeciw niego, a on odstawiał alkohol na szafkę nocną.
                    Sypialnia była urządzona w podobnym klimacie, co salon, jednak nie było tu roślin. Wszystko kreowane było na zasadzie kontrastu bieli z ciemnym brązem. Trochę nowatorsko, ale nadal przytulnie. Z niewiadomych przyczyn czułem się naprawdę bezpiecznie w tym miejscu. Patrząc w przyszłość byłem pewien, że osram się ze strachu, kiedy będę musiał opowiedzieć o tym Spooky'emu. Tak czy siak nie miałem zamiaru przestawać. 
— Dobra, od teraz ty jesteś tą siksą, a ja jestem tobą — zaczął. — Tylko nie wiem, na ile mogę sobie pozwolić.
— Lubię ją dotykać, ale zawsze każe przez sweterek — odparłem szybko. Nie wiedziałem, do czego zmierzam.
— No dobra, no więc siedzicie sobie w parku, jest romantycznie, gołębie nie srają dajmy na to, no i nadchodzi ten kulminacyjny moment — powiedział, łapiąc mnie za rękę. — Tutaj uśmiechasz się pięknie udając, że nie masz krzywego ryja, mówisz dziewczynie, że coś tam...
— Byłoby prościej, gdybyśmy po prostu grali — rzekłem cicho. 
— Matyldo, czy spadłaś z nieba? — spytał. — Musiałaś ostro zaryć. 
— Kochanie, muszę ci coś wyznać — odpowiedziałem. — Jestem głodna.
— Zaserwuję ci w takim razie moje danie popisowe. Parówki z wody. Lecz musimy iść do mnie, by to uczynić — odparł. — Ale do tego trzeba się jakoś przygotować... Kiedy patrzę w twoje oczy, widzę niebo...
— Och, jesteś taki romantyczny — pisnąłem.
— Nie, po prostu mam zeza — wycedził przez zęby.
— Dobra, gadanie, całuj, nie pierdol — wyrzuciłem z siebie w końcu. 
                    Uśmiechnął się lekko, jednocześnie kładąc mi zimną dłoń na policzku. Przysunął mnie do siebie i delikatnie musnął swoimi wargami moje. Odsunął się na chwilę i spojrzał głęboko w oczy, by po chwili pocałować mnie mocniej, głębiej i nieco zaborczo. Nasze języki tańczyły ze sobą coraz szybciej. Zamknąłem oczy i dałem się ponieść chwili, nie myśląc o tym, co będzie. Przytulił mnie do siebie, powoli wsuwając mi dłoń z tyłu w spodnie. W odpowiedzi nadgryzłem lekko jego wargę. Popchnął mnie na łóżko i przylgnął do mnie całym ciałem, wsuwając dłoń coraz głębiej. Wplotłem palce w jego włosy i wtedy...
— Dobra, jak masz mi zamiar psuć fryzurę, to ja to pierdolę — odparł, po czym wstał i wyszedł. 
                    Leżałem na jego łóżku skołowany i zmieszany całą tą sytuacją. Oddychałem ciężko i nie mogłem doprowadzić się do normalnego stanu. Ryan po chwili wrócił. 
— Właśnie mi się przypomniało, że muszę iść do roboty — poinformował mnie, dopijając stojące na szafce whiskey. 
— Pijesz przed robotą? — zapytałem, nadal nie mogąc złapać tchu. 
— Oszukałeś — powiedział, nie odpowiadając na moje pytanie. — Umiałeś się całować. Czemu skłamałeś? 
— Nie chciałem mówić ci, czemu nie jadłem nic od rana — wyjąkałem. 
— Anoreksję masz? — spytał. — Więc czemu pozwoliłeś się pocałować? 
— Sam nie wiem — odpowiedziałem. — Chyba myślałem, że mnie zabijesz, jeśli się nie zgodzę.
— Aż tak bardzo ci się podobam? — zapytał. 
                    Chwilę potem wyszedłem z jego mieszkania, by mógł przygotować się do pracy. Nie chciałem jednak wracać do domu po tym, co się wydarzyło. Zadzwoniłem więc do Spooky'ego. Naprawdę potrzebowałem się z nim spotkać. Grał akurat na Playstation, więc nie było mu to na rękę, ale udało mi się go przekonać fajkami. Zdziwił się, kiedy poinformowałem go, iż Ryan nie chciał pieniędzy. Tak czy inaczej Spooky obiecał przyjechać na osiedle najszybciej jak może. Usiadłem na jednym z przystanków nieopodal domu, oparłem się o ścianę i czekałem tak na niego z zamkniętymi oczyma, kompletnie nie mogąc uporządkować myśli. Totalny chaos.
— Co jest, koleś? — zapytał na powitanie. Wręczyłem mu tytoń, który kupiłem po drodze. 
— Spooky... — wyjąkałem. 
— Co on ci znowu zrobił? — spytał, skręcając szybko papierosa.
— Poczęstował mnie obiadem, zjadłem, rozbolał mnie brzuch — zacząłem. — Przyznałem się, że od wczoraj nic nie jadłem, ale nie chciałem mówić, że to przez stres przed spotkaniem z nim. No więc powiedziałem, że spotykam się z laską i nie umiem się całować. No i zaproponował, że mnie nauczy.
— Koleś... — szepnął Spooky. — Mogłeś zaczekać aż skręcę...
— Spooky, gorzej... — westchnąłem. — Stanął mi wtedy.
— Nie dziwię się — odpowiedział ze spokojem.
— Jak to się nie dziwisz? — zapytałem zszokowany.
— Podoba ci się ten koleś, koleś. Widać na pierwszy rzut oka — powiedział. — Ale jakoś nie chcesz tego przyznać przed samym sobą.
— Bo to obcy facet! — wkurzałem się.
— Co jest gorsze? Obcy czy facet? — spytał.
— Nie mam pojęcia, Spooky... — wyjąkałem. — Co mam zrobić? 
— Nie hamować się — odpowiedział. — I nie mówić o tym starym.


2 comments:

  1. Joe zapłacił za szybę w naturze. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Poza tym to oczywiście popieram Spookyego. I doszłam do wniosku, że Ryan nie może być nikim innym jak Carterem.

    ReplyDelete
  2. Witaj Lisu.
    Pisałam na telefonie komentarz, pod postem w sprawie zawieszenia bloga, jednak skasował się trzy razy. [*]
    W dużym skrócie:
    Naskrobałam coś w stylu "nie poddawaj się, masz dużo fanów", ale widzę, że dajesz sobie radę.
    Widząc nowe wpisy nie mogłam wytrzymać i włączyłam zakurzonego laptopa, nie tykanego palcem od dawien dawna.
    Jestem Twoją stałą czytelniczką już od prawie roku, jednak nigdy nie zostawiłam komentarza. Ten blog jest jedynym, na który wchodzę regularnie.Odkąd sama zaczęłam pisać, wiem, że komentarze są bardzo ważne, ponieważ motywują pisarzy i pseudo- pisarzy do działania. Piszesz w luźny, bardzo przyjemny do odbioru sposób, a twoje opowiadania są ciekawe i niebanalne.Nie zwracam jakiejś szczególnej uwagi na orto i interpunkcję, jednak kiedy widzę błędy typu "wogule, karzdy, szłem" itp, to aż krew mnie zalewa. Nie widzę zastrzeżeń do stylistyki, da się ogarnąć o co chodzi, więc jest dobrze. Podoba mi się to, że piszesz ciekawe i rozbudowane dialogi, nie skupiając się na samym opisie sytuacji (lub na odwrót). Nienawidzę "opowiadań" typu "wszedł, zgwałcił, doszedł, wyszedł". W sumie ostatnio trafiłam na one shot'a, gdzie większość długiego w uj tekstu, to opis miłości głównego bohatera do krwi. Lubię opisy, ale lanie wody jest środkiem, którego bardzo nie lubię (w tej chwili robię to samo. Hipokrytka).
    Nie będę pisać o każdym Twoim opowiadaniu z osobna, ponieważ wszystkie cholernie mi się podobają (w sumie najbardziej Wet and Moidture, Alice in Secondhand, Zatracona Osobowość, Stay Strong, Talerze, Frajerze!, Unexpected oraz (oczywiście) Maniakalny. Z one shot'ów uwielbiam "Skórkę Pomarańczy", ma w sobie coś. Wymieniłam większość Twoich opowiadań, ale co tam.) Liczę również na kontynuację "Kiedy Wschodzi Piekło, zapowiada się intrygująco.
    Bardzo Ci dziękuję, że piszesz tak cudowne opowiadania. Każdy nowy rozdział mejduje maj dej. Dużo chęci do pisania i pomysłów, życzę.
    Pozdrawiam;
    Sarkastyczne Jeans'y

    ReplyDelete