23.8.15

Ścinać drzewa za pomocą śledzia

Dział: Maniakalne smakołyki. 
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi. 



— Shane — wyjąkałem. 
               Mimo tego, co przed chwilą się stało, nie do końca udało mi się wytrzeźwieć. Nim zdążył odpalić silnik samochodu, złapałem go za ramię i odwzajemniłem pocałunek, chociaż ten mój nie był tak całkiem z litości. Odwzajemnił. Jednak wolałem nie pytać, dlaczego to robi. Pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Preferowałem wmawianie sobie różnych kłamstw, unikając prawdy właśnie w taki sposób. 
— Dlaczego nie kochasz Barbry? — spytałem, ledwo wypowiadając imię narzeczonej Cartera. 
— Dowiesz się wszystkiego w swoim czasie, Bennett — odparł i odepchnął mnie na moje siedzenie, po czym odpalił silnik. 
               Mimo nietrzeźwego stanu i tej cholernej pijackiej czkawki zdołałem odnaleźć w sobie jakąś część, która logicznie myślała. Owszem, Shane przyznał, że nie kocha Barbry. A ja znów poczułem się zagubiony. Szczęśliwy, bo moje szanse na zdobycie Cartera rosły. Smutny, bo ta miła dziewczyna w pełni zasługiwała na osobę, w której była zakochana. 
— Wiesz, Carter... — wymamrotałem. — Zawsze chciałem zostać drwalem.
— Lubisz rżnąć? — spytał. 
— Nie wiem, jestem prawiczkiem — odparłem cicho. 
               Shane spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem, a jego mina wyrażała więcej niż tysiąc słów. Ogólnie nie powinienem był tego mówić, jednak nadal byłem pijany. 
— Daj spokój, masturbacja to też seks z osobą, którą się kocha... — dodałem szeptem. 
                Zaczynałem się czuć nieco lepiej, jednak zrobiłem się wyjątkowo senny. Efekty uboczne alkoholu... W mojej głowie przeplatały się ze sobą dziwne przemyślenia poprocentowe. Zadawałem sobie zbyt wiele nurtujących pytań, na które odpowiedzi nie znałem. Byłem naprawdę ciekaw, o co chodzi z Barbrą. Nie wiedziałem również, dlaczego Shane zrobił taki rozpiździel w pubie na widok tego, co robi ze mną Thomas. Nie byłem do końca pewien, czy Carter pocałował mnie z litości. Wszystko wskazywało na to, że poczuł do mnie chemię. Jednakże z drugiej strony obawiałem się myśleć w ten sposób. Co, jeśli nadszedłby dzień, w którym Shane, słysząc o moich domysłach, po prostu by mnie wyśmiał, a powód jego zachowań okazałby się zupełnie inny? Może nie kochał Barbry, bo była za ciasna? Może aferował się w pubie, ponieważ Thomas to jego były facet, który zostawił go nagle przed kilkoma laty i uciekł z pieniędzmi i jego matką? Może pocałował mnie, gdyż lubił być adorowany, a ja zacząłem się od niego odsuwać? Brzmiało logicznie. 
— Ścinałbym drzewa za pomocą śledzia... — powiedziałem, kiedy byliśmy na miejscu. — A może ja poudaję, że moje spodnie to Francja, a ty mnie najedziesz? Kiedyś były lepsze czasy, Shane. Bennetty pichciły się z Carterami i wszyscy byli szczęśliwi. Taka była kolej rzeczy. Co się stało, Shane? Powiem ci, co się stało. Nagle pewien Carter okazał się być zaręczony, zanim jeszcze poznał swoją prawdziwą drugą połówkę. I wiesz, kto jest temu winien?
— Ruscy? 
— Shane. Szukam poważnego związku — powiedziałem stanowczo. — Kogoś, kto zostanie ze mną przynajmniej do rana. Chcę, żebyś był matką moich dzieci. Jutro zabierzesz mnie na plażę, prawda?
— Po co? — spytał. — I tak wrócisz do domu.
— A co robimy teraz? — zapytałem. — Kino, kolacja czy kopulacja? 
               Był środek nocy. Samochód Shane'a stał zaparkowany w pobliżu mojego mieszkania. Gdybym nie pomylił numerów i gdyby przyjechał po mnie Monte, zapewne porozmawiałby ze mną o tym wszystkim, korzystając dodatkowo z mojego stanu. Człowiek pijany człowiekiem szczerym... Oznaczało to tylko tyle, że Carter na przyjaciela kompletnie się nie nadaje. A czy to nie na fundamencie przyjaźni powinno się budować związki? W przypadku Cartera fundamentem był seks. Przynajmniej na takiego człowieka wyglądał, chociaż zgwałcić mnie nie chciał nawet wtedy, gdy strasznie nalegałem. 
— Shane, nie znam odpowiedzi na tak wiele pytań... — wyjąkałem. 
— Nie martw się, ja też — odpowiedział, patrząc przed siebie. 
— Na jakie? Z chęcią się wypowiem — odparłem entuzjastycznie. Wiedziałem, że jeśli odpowiem na nurtujące go pytania, on poczuje się zobowiązany i odpowie na moje. 
— Nie wiem, czy jest życie po śmierci — powiedział. — Ani co jest poza wszechświatem. 
— Serio porównujesz pytanie typu "czemu nie kochasz Barbry" do czegoś takiego? — zapytałem z zażenowaniem. 
               Carter nie odpowiedział, jedynie cicho zachichotał, pozostawiając mnie, głupiego Bennetta, w totalnej nieświadomości i niepewności. Denerwował mnie fakt, że siedzieliśmy obok siebie, a nie naprzeciw. Lubiłem patrzeć mu w oczy, a okazja do tego nadarzała się wyjątkowo rzadko. W kuchni wgapialiśmy się tylko w swoje patelnie. Na imprezie u Maddie każdy patrzył w swój kieliszek. Teraz, siedząc w samochodzie, spoglądaliśmy przed siebie. Przez szybę samochodu w kompletną ciemność. 
— Idź już, Bennett — zaproponował Shane, choć na propozycję to nie brzmiało.
— Nie — odpowiedziałem bez zastanowienia. 
               Carter wyszedł z samochodu, obszedł go, otworzył drzwi z mojej strony, po czym z szerokim uśmiechem wyciągnął ku mnie dłoń.
— Chodź, kochanie, odprowadzę cię do domu — powiedział słodkim tonem. 
               Ucieszyłem się jak małe dziecko i poczułem falę miłości odbijającą się od twardych kamieni nerkowych. Chwyciłem jego rękę i krokiem pełnym dumy i potyczek szedłem u jego boku. Trzymałem dłoń totalnie swobodnie, on natomiast... ani za słabo, ani za mocno, idealnie, troskliwie i z pasją. Z nutką namiętności i krztą podniecenia. Byłem pewien, że ma na mnie ochotę. 
               Odprowadził mnie na samą górę, prosto pod drzwi mojego mieszkania. Może i lepiej, że poznał mój adres, może i gorzej. Domyślałem się, iż nie wejdzie do środka. Nie miałem pojęcia, dlaczego, ale wiedziałem to. Zacząłem przegrzebywać kieszenie w poszukiwaniu kluczy, podczas gdy Carter chyba mnie obserwował. Widziałem to kątem oka. Ale nie miałem pojęcia, na co czeka. W końcu mi powiedział. 
— Może się pożegnamy, co? — zapytał. 
               Zacząłem w myślach wypominać sobie ten obrzydliwy grzech, ten kompletny brak kultury. Gość uratował mi życie, w dodatku tyłek, a teraz marnował swój cenny czas, podczas gdy ja szukałem tych cholernych kluczy zamiast powiedzieć mu "dobranoc". Poczułem się jak największe najbardziej śmierdzące gówno należące do mojej matki. Otworzyłem drzwi i spojrzałem na niego.
— Jasne, dobr...
               Popchnął mnie do środka, zamknął za sobą drzwi i przylgnął do mnie całym ciałem. Nasze nosy delikatnie się stykały, chociaż usta nadal były daleko od siebie. Nie wiedziałem, dlaczego tak gwałtownie zareagował. Chciałem i jednocześnie się bałem łączyć fakty. Było zbyt wiele możliwości, chociaż coraz więcej wydarzeń przemawiało na moją korzyść. W moim sercu rozpalił się ogień. Nie wiedziałem, co bardziej parzy — moja klatka piersiowa, czy twarz, której dotykał swoją. Zmrużyłem oczy i czekałem na to, co zrobi. Pomyślałem, że może tym razem też przejmie inicjatywę, a ja nie będę musiał próbować się do niego dobierać. Czułem cholerny niedosyt i łudziłem się nadzieją, że mnie pocałuje, podczas gdy on zamknął oczy i zastygł w bezruchu. W tej chwili milczenia zauważyłem, iż obejmuje mnie w pasie. Co to miało znaczyć, panie Carter? 
               Niespodziewanie przekręciłem głowę w bok, uśmiechając się zadziornie. Shane otworzył oczy, a jego spojrzenie nadal było cholernie podniecone. Ponadto znajdowaliśmy się w moim mieszkaniu. Przełknąłem głośno ślinę. Carter położył mi dłoń na policzku i skierował moją twarz w swoją stronę. Pocałował mnie głęboko. Oddychałem ciężko i modliłem się w myślach, żeby ta sytuacja nie okazała się głupim snem. Naprawdę z całego serca pragnąłem, by to wszystko działo się naprawdę. I wtedy nagle...
— Nie, Shane, ja... — wyjąkałem, kiedy poczułem jego dłoń pod swoją koszulką.
               Nie sądziłem, że w takim momencie speniam. Dotychczas byłem przekonany, iż chcę się z nim przespać. A kiedy już miałem okazję... przerażenie i strach zdominowały podniecenie, choć zdominować to miał Carter mnie. Spojrzał na mnie z zaskoczeniem. 
— Boję się jak jasna kurwa... — powiedziałem cicho. 
— Daj spokój, Nathan, kurwy nigdy się nie boją — odparł. 
               Nie wiedziałem, czy manipuluje mną celowo, czy ma to we krwi, ale użył po raz pierwszy mojego imienia. Nogi miałem jak z waty. Znaliśmy się czwarty, w zasadzie piąty dzień. Ale czy to cokolwiek w naszym przypadku znaczyło? 
— Nie wiem, co robić... — wyjąkałem, chowając twarz w dłoniach. 
               Chciało mi się płakać. Chyba nawet uroniłem łzę, ale szybko ją wytarłem. Sytuacja, o której marzyłem, okazała się zdecydowanie mnie przerastać. 
— Zaufaj mi i chodź — zaproponował Shane, biorąc mnie za rękę i prowadząc do sypialni, której drzwi były otwarte. 
— Nie chcę... — wyjąkałem, opierając mu się. — Nie chcę, bo chodzi ci tylko o seks. 
— Na jakiej podstawie wnioskujesz, że mam zamiar cię przelecieć? — zapytał, poważniejąc nagle. 
— A co niby innego chcesz zrobić? — wkurzałem się. 
— Nie wiem, przypilnować cię, żebyś po pijaku nie wyskoczył z okna? — spytał z nieukrywaną ironią. — Albo, żebyś po pijaku nie dzwonił do tego zjeba z pubu? Skoro chcesz to pójdę. 
               Shane skinął ręką i opuścił moje mieszkanie, a ja zostałem sam. No i się wkurwiłem. Przeanalizowałem szybko sytuację, po czym wybiegłem za nim i znalazłem go na dole. Złapałem go za rękaw i zacząłem jęczeć, żeby został, ale już mu się odwidziało. 
— Shane — powiedziałem. 
— Jadę do domu — odparł. 
— N-nie o to chodzi — wymamrotałem. — Mam drzwi zatrzaskowe...
— Zostawiłeś klucze w środku? — zapytał.
— Tak, są w płaszczu... — wyjąkałem. — Dochodzi pierwsza w nocy, chyba nie dobiję się teraz do właścicieli... 
— Świetnie. Więc dzisiaj śpisz na dworze



6 comments:

  1. Milusi ten Carter. Pewnie i tak wyjdzie na to, że otworzy mu drzwi domu jakiś drutem albo następnego dnia przeleci go przy najbliższej okazji. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby rozdziewiczył Nathana na blacie kuchennym. xd

    ReplyDelete
  2. Ojejjj pijany Nathan=prawda i sama prawda.
    " — Shane. Szukam poważnego związku — powiedziałem stanowczo. — Kogoś, kto zostanie ze mną przynajmniej do rana. Chcę, żebyś był matką moich dzieci. Jutro zabierzesz mnie na plażę, prawda?"
    Czy tylko mi w tamtym momencie zalecialo Grellem z kurosha?

    ReplyDelete
    Replies
    1. nie ogladalam kurosza
      probuje przeczytac Twoj komentar, ale wszystko wskazuje na to, ze wnoz naz duzo pije
      lurde no

      Delete