29.8.15

Jesteś śmieciem, Bennett

Dział: Maniakalne smakołyki.
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



co do ostatniego rozdziału yuri, TUTAJ możecie przeczytać, jak to wyglądało z nieco innej perspektywy, by Katsumi
Wasze wiersze, rysunki, komiksy etc. gówna, zawisną niedługo na jakiejś ścianie, ale no
aha, jeszcze jedno


SPIERDALAJCIE

_____________________________________________________


              To, że pragnąłem stracić dla niego majtki, nie oznaczało, iż mam zamiar stracić głowę. Mimo wszystko miałem miliony innych spraw poza Shanem Carterem, dlatego nie zaprzątał moich myśli ani przez chwilę. Cholera, oszukiwanie siebie samego wbrew pozorom do najprostszych nie należało. Tutaj nawet mocna autosugestia nie miała siły przebicia. Wyobrażałem sobie tak dziwne rzeczy, że nawet do zboczeń się już nie kwalifikowały. Z fantazjami celowałem podświadomie nieco niżej. Pomyślałem, iż kiedy pięćdziesiąt lat po ślubie Shane usłyszy, jak trzeszczą mi kości, zamiast uznać mnie za starego, powie, że jestem chrupiący. Nie było to może szczególnie romantyczne, logiczne też nie, jednak w jakiś nadzwyczajny sposób ujrzałem to oczyma wyobraźni podczas smażenia kurczaka. Życie z Carterem nie było łatwe. Albo miałeś wyjebane, albo miałeś przejebane.
               Zapakowaliśmy się w dwa samochody i ruszyliśmy do Largs. Był piątkowy wieczór, a ja nie mogłem wyzbyć się z głowy tych wszystkich rzeczy, które miały miejsce tej nocy. Shane w końcu odważył się na poważniejszy ruch, jednak do niczego nie doszło. Dowiedziałem się również, że nie jest osobą, która zdradza swoją drugą połówkę. Nie zdradzał mnie. Nawet będąc z Barbrą. 
               Siedziałem z tyłu zaraz obok Monte. Timoth i Maddie siedzieli z przodu, murzyn prowadził. Rozkładali mapy i szukali najkrótszej drogi na miejsce. W aucie jadącym za nami siedziała pozostała część tej diabelskiej ekipy — Tobi, Wejoha i Shane. Korzystając z okazji, że jadący ze mną przyjaciele byli zbyt zaabsorbowani odczytywaniem zalanej piwem mapy, by słuchać mojego bełkotu. postanowiłem porozmawiać z Monte. Nie bardzo wiedziałem, jak zacząć temat, aczkolwiek, jak się okazało, od razu wiedział, o co chcę zapytać. 
— Jesteś pokurwiony, w dodatku ślepy — śmiał się. — To pewne jak jasna cholera, Carter jest w tobie po uszy zakochany, co z tego, że znacie się tyle a tyle. To najmniejszy problem, jeśli chodzi o moją opinię. 
               Poczułem się jednocześnie lepiej i gorzej. Lepiej, bo takie słowa były jak miód na moje serce, gorzej, gdyż nadal obawiałem się w to wierzyć. Wolałem być mile zaskoczony, niż w negatywnym sensie się rozczarować. 
               Kiedy tylko dotarliśmy na miejsce, nic mi nie pasowało. Za zimno na dworze, deszcz kropi, nie mam ochoty na egzotyczne jedzenie, Shane mnie denerwuje samym swoim byciem. Uznałem, że nienawidzę ludzi i pragnąłem za wszelką cenę obić im wszystkim mordy. W rezultacie cała ekipa udała się na kolację, a mnie zostawiono na pastwę losu w jednoosobowym pokoju. Walnąłem się na wyro i zacząłem rozmyślać o życiu, pogrążając się w tym wszystkim jeszcze bardziej. I zachowywałem się tak tylko dlatego, ze podczas podróży uznałem, iż życie nie ma sensu. Im głębiej w to brnąłem, tym bardziej czułem się niczym najbardziej śmierdzące gówno. Nawet Shane'a mi się odechciało. Czułem jednak nieodpartą ochotę podzielenia się tym wszystkim z osobą jak najbardziej neutralną. Zadzwoniłem więc do Thomasa, a tamten zdecydowanie podniósł mnie na duchu, podsuwając mi coraz to kolejne ujarzmiające mnie miłe słówka. Moja samoocena wzrosła. Życie nie nabrało może sensu po jednej takiej rozmowie, jednak udało mu się uświadomić mi wiele ważnych rzeczy. Kiedy tylko powiedziałem mu, jak się czuję, postanowił przyjechać. Do Largs miał godzinę drogi i uznał, iż nie robi mu to żadnego problemu, a wręcz przeciwnie. Włączył nawet tryb głośnomówiący i rozmawiał ze mną przez całą drogę, wmawiając mi dzięki swojej sile perswazji, że nie mam powodów do zmartwień i powinienem korzystać z wyjazdu z przyjaciółmi zamiast niepotrzebnie wpadać w depresję. Nie minęło wiele czasu, a Thomas stanął w progach mojego domku. 
               Na weekend wynajęliśmy kilka małych domków usytuowanych nad wodą. O to też pokłóciliśmy się po drodze. Stanowczo odmówiłem mieszkania z kimkolwiek, motywując to swoim introwertyzmem oraz ich skłonnościami do nadmiernego spożywania alkoholu. Mieli mi za złe, bo chcieli poupychać się w dwóch domkach, a w rezultacie musieliśmy wynająć trzy, przez co te skąpiradła zmuszone były wyrzucić z portfela kilka papierków więcej. W rezultacie miałem cały wielki domek dla siebie, a reszta zamieszkała w takich składach jak podczas jazdy autem. 
                Thomas przywitał się ze mną buziakiem w policzek. Nadal był poobijany po ostatniej spontanicznej bójce z Carterem. Szczerze mówiąc nie przejmowałem się tym, czy się tutaj spotkają. Byli dorośli, musieli umieć zachować najprostsze zasady kultury. Tylko, moment... Carter i zasady kultury?
— Ugotuję ci obiad — zaproponował, uśmiechając się zawadiacko. 
               Obserwowałem uważnie, w jaki sposób wykonuje nawet te najprostsze czynności. Patrząc z perspektywy kucharza, był naprawdę niezły. Wygadywałem przez cały ten czas najróżniejsze brednie, wpadając momentami w pseudo-filozoficzny bełkot, on jednak jedynie chichotał cicho w reakcji lub odpowiadał. Żadnych sprzeczek ani chamskiego ustawiania do pionu. Naprawdę wiele go różniło od Cartera. Wyglądało na to, iż bardziej mi pasował. Nie musiałem uważać na słowa, mówiłem wszystko, co chciałem, nie obawiając się rozcięcia na pół ostrzem ciętej riposty. 
               Usiedliśmy obok siebie przy stole, kiedy tylko go zastawił. Pachniało wspaniale. Zanim jednak zaczęliśmy konsumować, Thomas delikatnie położył dłoń na moim policzku i skierował moją twarz w swoją stronę. Trącił mnie lekko nosem. Nie byłem w stanie do końca sprecyzować tego, co wówczas czułem. Czy ta adrenalina kazała mi się wycofać, czy może motywowała do wykorzystania okazji?
               I wtedy nagle do pokoju wszedł Carter. Carter nie miał w zwyczaju pukać, chyba że ludzi. Może zrobiłby to w sytuacji jakiejś rozmowy kwalifikacyjnej czy też odwiedzania teściów, ale mnie traktował jak zwierzynę, której był właścicielem i panem. Na widok tego, co się wyrabiało, ironicznie uniósł jedną brew i nagle postanowił się przysiąść. 
— Shane — powiedział, wyciągając dłoń do Thomasa. Thomas zrobił to samo. — To tobie obiłem ryj kilka dni temu? 
                Thomas przedstawił się i kulturalnie odpowiadał na chamskie pociski Shane'a. Czuł się nieco zaniepokojony. Korzystając z faktu, iż Carter siedział naprzeciwko nas, złapał mnie pod stołem za rękę, jakby chciał powiedzieć "uważaj na tego człowieka, Nathan, on zrobi ci krzywdę". Odnosiłem wrażenie, że jestem w stanie zmienić przeznaczenie. Z takim człowiekiem u boku mogłem zrobić wszystko. Kiedy tak rozmyślałem o tym wszystkim, Carter postanowił obsłużyć się naszym stołem szwedzkim.
— Często gotujesz? — spytał. — Akurat pracuję w tym fachu, możemy wymienić się spostrzeżeniami.
— Nie mam nic przeciwko — odpowiedział Thomas. — Spróbuj zatem i powiedz, co sądzisz. 
— Więc... — wymamrotał, nakładając sobie wszystkiego po kolei. — Ta twoja surówka nadaje się tylko na kompost.
               Ugryzłem się w język, by nie powiedzieć czegoś nieprzyjemnego. Ten prostak przychodził tu bez pozwolenia, przerywał moją randkę, a potem jeszcze robił coś takiego. 
— Poza tym co to jest...? — wymamrotał. — Pasztet? Czy klocki hamulcowe? Ryba jest tak niedogotowana, że chce spełnić moje trzy życzenia. Grzyb jest z kolei tak surowy, że mówi, że księżniczka jest w innym zamku. Człowieku, nie nadajesz się do tego. 
               Wkurzałem się coraz bardziej. Miałem dość tej gadki. Chciałem przerwać Shane'owi i już prawie to zrobiłem, kiedy... ujrzałem w jego oczach wściekłość. To już nie był obojętny na wszystkie problemy świata Carter. Coś go wkurwiło. Zacząłem łączyć fakty i uznałem, że skoro przyszedł tu sam, musiał zostawić przyjaciół na mieście i wrócić po mnie z jakąś sprawą. 
— Koleś, to serce jest tak surowe, że proponuje mi zniżkę na Neostradę — kontynuował. — A stek jest tak czarny, że zaraz ukradnie mi telewizor. Poza tym... homar? Dlaczego on nadal leży na blacie? Pewnie czeka już tak długo, że zaczął pisać kontynuację Odysei i Iliady... Nie zdziwiłbym się, gdybyś spróbował ugotować jajko w mikrofalówce. Patrząc na to, w jaki sposób jest upieczona ta wołowina, którą można jeszcze wydoić, w tej kuchni musiało być przed chwilą więcej dymu niż w garderobie Boba Marleya. 
               Thomas wstał i odszedł od stołu. Podszedł do okna i odpalił papierosa. Atmosfera gęstniała i nie pomogłoby tu nawet niespodziewane wtrącenie się Wejohy wychodzącego spod kanapy. Bałem się wtrącić, jednak z drugiej strony obawiałem się ich zamiarów. 
— Od kiedy nie przeszkadza ci zapach papierosów, Nathan? — zapytał Carter.
— Odkąd jestem z Thomasem — odpowiedziałem. 
               Shane spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. Nie byłem w stanie wpaść na to, jak się poczuł. W głowie miałem pustkę, jednak mimo wszystko zasłużył na to, co powiedziałem. Nie miał prawa traktować Thomasa jak śmiecia. W końcu to Carter był osobą, która miała gdzieś moje potrzeby. Nie powiedział nic, wstał i wyszedł. Potem całowałem się z Thomasem i trwało to naprawdę długo. Smak tytoniu w jego ustach również mi nie przeszkadzał. Spodziewałem się, że w końcu wylądujemy w łóżku i tak też się stało. Pomyślałem wtedy, iż tak jak z Carterem wiele razy mi przerwano, tak z Thomasem los pokaże mi, że to ten jedyny. Jak bardzo się myliłem. 
               Kiedy tylko Thomas zaczął mnie rozbierać, usłyszałem trzask drzwi. Wystraszyłem się, że to wkurwiony Shane, jednak na szczęście to nie był on. Koleś wszedł do pokoju i wycedził przez zęby:
— Młody, za mną.
               Rozpoznałem ten głos bez problemu. Za bardzo go szanowałem, by zignorować jego prośbę. To był Timoth. Bardzo zdenerwowany Timoth. Kiedy tylko wyszliśmy na dwór, ja...
— Kurwa mać — syknąłem, wycierając twarz dłonią. Przypierdolił mi tak siarczyście, że z mojego nosa zaczęły toczyć się strugi krwi. Zakręciło mi się w głowie. 
— Zwykle nie wypowiadam się niepytany, ale dzisiaj zrobię wyjątek — zaczął. — Nie mam prawa zakazywać ci tego, co robisz, ale nie pozwolę na traktowanie mojego najlepszego przyjaciela jak śmiecia. 
— Ach, więc zapewne znasz sytuację tylko z jego perspektywy — zaśmiałem się.
— Znamy się z Shanem w zasadzie od urodzenia, więc jeśli masz zamiar mi mówić, kim jest, najlepiej od razu zamknij japę — kontynuował. — Jeżeli faktycznie jesteś taką kurwą, na jaką wychodzisz, to szukaj sobie ofiar gdzie indziej. W przeciwnym razie cię zniszczę.
— Kurwą? — zdziwiłem się. Poczułem się jak gówno. 
— A jak mam to inaczej nazwać? Facetem lekkich obyczajów? — zapytał z wyraźną pogardą. — Znasz Shane'a kilka dni, ale łazisz za nim i podrywasz na całego. Nie wiem, jak to zrobiłeś, ale ci się udało. W ciągu pięciu pieprzonych dni koleś był twój. Chyba nie po to, żeby drugi raz, przypominam, w ciągu pięciu dni, przyłapać cię na zdradzie z facetem, którego znasz jeszcze krócej. Gdybyś chociaż przez chwilę użył mózgu...
— Zdradzie? — zaśmiałem się. — Nie wiem, co ci powiedział, ale nigdy nie czułem, żebym był z Shanem. 
— Jesteś śmieciem, Bennett — syknął. — Czy ty w ogóle słyszysz, co mówisz? To było tylko twoje widzimisię, tak? Czuję się winny jak jasny chuj, powtarzałem mu przez cały ten czas, że potrzebuje kogoś takiego jak ty, że nie powinien patrzeć na to, jak krótko się znacie. Kurwa, nie po to, żebyś wyśmiał całą tę sytuację. Jesteś śmieciem, Bennett, jak już mówiłem. Zniszczę cię.



5 comments:

  1. O CHUJ
    Robi się naprawdę ostro. Wkurzony Timoth to bardzo zły Timoth. Bennett już sobie odpuszcza Cartera na rzecz Thomasa i tu się nagle okazuje, że ktoś ich jednak SWATA. Teraz spodziewam się wszystkiego.
    Dzięki za reklamę, Lisu :3

    ReplyDelete
    Replies
    1. Aktualizacja: jeśli chodzi o moją perspektywę ostatniego rozdziału yuri to pojawiła się scena erotyczna. Indżoj.

      Delete
  2. Przez pociski Cartera śmiałam się w głos. On jest świetny. xd Ciekawe, czy Timothowi uda się sprawić, żeby zamiast wkurwiony był baaaardzo szczęśliwy.
    Robi się coraz ciekawiej.

    ReplyDelete
  3. Nie wiem, czy lubisz takie zabawy, czy nie, ale tak czy siak zostajesz nominowana do Liebster Blog Award 2015.
    Więcej informacji na blogu:
    akira-on-blogger.blogspot.com

    A przy okazji, ciekawy rozdział.

    ReplyDelete
  4. Śmiechami pod koniec, choć chyba nie powinnam XD
    Zniszczę Cie XDD bawi mnie to, serio :D
    Być moze zbyt często to słyszałam i juz zaczęło mnie rozwalać xd

    ReplyDelete