24.8.15

Jedyna słodycz, jaką lubię

Dział: One shot.
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yuri.



Na początek. Gdyby ktoś był zniesmaczony bądź zniechęcony, bo pisałam do niego na fejsie po pijaku, powinien coś wiedzieć. 

Nie pierwszy raz, nie ostatni.

Poniższy post NIE na faktach (mam nadzieję, że już niedługo :>)
Nie będę się zastanawiać, czy się przerazicie treścią, jako że na Snays było już chyba wszystko, więc chuja

Nie, nie jest to komedia, nawet, jeśli tak uważacie. To dramat i thriller psychologiczny. 
Jeśli i tak będziecie się śmiać z treści, nie będzie to dziwne. 
Będzie to niepokojące.

______________________________________________

— Pamiętaj. Nigdy nie ufaj czemuś, co nosi spodnie w czarno-białe pionowe pasy — odparłam arogancko, biorąc kolejny łyk wytrawnego wina, które przed chwilą mi nalała.
               Jakiś czas temu uznałyśmy, że lepiej się nie przyjaźnić. Wróciłyśmy więc na relacje nieco mniej zaawansowane, ale tylko w teorii. Wbrew wszystkiemu nadal traktowałyśmy się nawzajem tak, jak robiłyśmy to dotychczas. Nic nie uległo zmianie. Nic poza słowem "przyjaźń", które nieudolnie antyewoluowało w "znajomość". Jednak nikomu to nie przeszkadzało. Przychodziła do mnie co jakiś czas, traktując moją chatę niczym jeden wielki stół szwedzki. Obsługiwała się jedzeniem moich współlokatorów oraz moim łóżkiem i winem. Przynajmniej nie narzekała, iż piję tylko wytrawne. Nie cierpiałam słodkich rzeczy. 
— Więc mówisz, że zerżniesz ją jak świnię — powiedziała, częstując się bez pytania papierosem z mojej paczki. 
— Nie brzmi to dobrze, tym bardziej w twoich ustach — syknęłam, kończąc lampkę. — Niby tak, niby nie. Ubrałabym to inaczej w słowa, bo brzmi chujowo. Ale szczerze do bólu mówiąc... Tak, zerżnęłabym ją jak świnię.
— Życie ci niemiłe, że napalasz się na jakieś nieletnie? — spytała z wyraźnie odczuwalną pogardą.
— To tak jak z kurtkami, wiesz — odpowiedziałam. — W przyrodzie musi być równowaga. Jako że zimą chodzę w cienkiej ramonesce, to przynajmniej laski wolę NIELETNIE.
               Nie rozumiała do końca moich poglądów, bo była w pełni hetero. Ja również nie zmuszałam jej do tego, by myślała na mój sposób. Akceptowała to, niczego więcej mi nie było trzeba. Ale musiałam osiągnąć swój cel i sprowadzić go nieco bliżej siebie. 
               Pech chciał, że któregoś dnia zaczęłam publikować swoje prace. Nikt się nie spodziewał, że w ciągu dwóch lat dorobię się czegoś całkiem niezłego. Hasłem przewodnim było Sandaczem Na Asfalcie Yeti Srał, z czego powstał blog o nazwie Snays. Nie było to może szczególnie odkrywcze, inspirujące czy też pasjonujące, ale można to było tłumaczyć wiecznym stanem upojenia alkoholowego, co czytelnikom ani trochę nie przeszkadzało. Przez dłuższy czas wszystko było w należytym porządku. Jako autor pizgałam absurdami po pijaku czy też bardziej niż po pijaku, a czytelniczki w wieku, jak mówiły statystki, 13-17, fapały do chuj wie czego dosłownie. Wszyscy stali się szczęśliwi i nikt nie robił niepotrzebnych problemów. Do czasu, kiedy postanowiłam brutalnie zerżnąć jedną ze swoich czytelniczek. 
               Miałam akurat rzadko spotykany fetysz na nosy. U drugiej połówki szukałam nosa nieskazitelnie pięknego, bo tak, nosy były drugim najlepszym narządem w ciele ludzkim, dlatego właśnie szukałam nosa, który przypadnie mi do gustu. Maltretowałam się niesamowicie, oglądając pokrzywione przez samą matkę naturę nosy przechodniów przypadkowo spotkanych przeze mnie na ulicy. Zdawało się, że nic już nie poradzę i muszę przywyknąć. I wtedy nagle odnalazłam wzór na życie. Aby znaleźć, wystarczyło po prostu przestać szukać. Rozwiązanie przychodziło samo. Tak jak ładne nosy. 
                Nie wierzyłam w przeznaczenie, w końcu nie byłam Carterem, a piękny nos nie należał do potomka Bennettów, aczkolwiek jakimś cudem stało się. Odnalazłam to, czego pragnęłam, jednak właścicielka owego nosa mieszkała zbyt daleko. Nie chciałam, by odległość uczyniła ją nieosiągalną, a pociągi były zbyt drogie, jeśli było się nałogowym palaczem. Więc postanowiłam stać się magnesem na nosy. To była długa i wyczerpująca droga, jednak w końcu, głównie dzięki kwiatom wysłanym do jej matki, udało mi się sprowadzić właścicielkę pięknego nosa do miejsca mojego zamieszkania. Odebrałam ją z peronu i wtedy wszystko się zaczęło. 
               Jako autor otrzymywałam wiele rzeczy od czytelników. Od portretów, przez komiksy, po wiersze traktujące mnie jak bóstwo. Jednak czy nie lepiej było otrzymać cnotę szesnastoletniej dziewicy? Na tym zależało mi fucktycznie najbardziej. Kiedy po raz pierwszy ujrzałam ją na peronie, pomyślałam, że ma najpiękniejszy nos, jaki kiedykolwiek widziałam. Jednak choć nie był on Bennettem, ja w dalszym ciągu byłam Carterem. Nie mogłam okazywać emocji, szczególnie w takich sytuacjach. Spojrzałam nań bez zainteresowania i zaciągnęłam się papierosem, zupełnie nie zważając na zakazy. W końcu policja na tym terenie dobrze mnie znała. Nie miałam się czego obawiać.
               Ona jednak nie hamowała emocji, które wyraźnie malowały się na jej twarzy. Wyglądała na szczęśliwą, co przyprawiło mnie o lik brudnych w cholerę myśli. Zastanawiałam się, ile rzeczy można robić takim nosem, jednak po chwili stwierdziłam, iż moje fantazje chyba zaszły nieco za daleko. Przywitałam się więc nie okazując nadal krzty zainteresowania, po czym zadziornie uśmiechnęłam się kącikiem ust i chwyciłam ją za rękę, prowadząc w kierunku swojego mieszkania. Zamilkła wtedy, prawdopodobnie onieśmielona moją gwałtownością. Jako dusza towarzystwa poczułam, że muszę przejąć inicjatywę. 
— Czego oczekujesz więc? — zapytałam, przegrzebując nerwowo kieszenie. Osiem fajek dziennie to o szesnaście za mało. 
— Seksów — odpowiedziała bez zastanowienia. 
               Uniosłam ze zdziwieniem jedną brew i pomyślałam, że może nawet tak opornie nie będzie. Uśmiechnęłam się sama do siebie z uznaniem, bo gdyby nie moja rażąca po oczach zajebistość, zapewne by tak z górki nie było. 
               Przez długą drogę do domu rozmawiałyśmy na tematy typowo egzystencjalne. Mówiłyśmy o pogodzie, o rodzajach kwaśnych deszczów i śniegu. Te tematy wciągały mnie niczym moja gruba ciotka warzywa, dlatego łudziłam się, że coś nagle teleportuje nas do mieszkania, by mieć to w końcu za sobą. Niestety. Musiałam przebrnąć przez tę konwersację, ale dzięki temu zdobyłam nowy bagaż doświadczenia oraz +100 do many. I nie było w tym kompletnie nic śmiesznego. 
                Pierwszy raz od dwóch lat wysprzątałam kuchnię. Starłam kurz, umyłam okna i podłogi, a pająki wyniosłam do pokoju obok ze względu na swoje antysemickie poglądy. Zbigniew i Eustachy karmione były po to, by w razie mojego złego samopoczucia mogły pozjadać Żydów. Uznałam też, że ugotuję swojemu gościowi ryż, który podam z warzywami. Nie miałam pojęcia, co lubi jeść, a przez żołądek do serca, jednakże była przedstawicielem gatunku otaku, ryż więc musiała wpierdalać dla samego faktu. Siedziała więc na dupie fascynując się moim talentem kulinarnym, który symulowałam równie dobrze, co ten pisarski. To, co wówczas do mnie mówiła, niezwykle mnie zaskakiwało, bo kto spodziewałby się po szesnastolatce nieśmiałych próśb typu "zgwałć mnie", "zwiąż mnie" czy "klep mnie jak świnię, wiesz, że to lubię"?
               Z kolei po zeżarciu posiłku, kiedy zapytałam, czy śpi ze mną, czy w wolnym pokoju z balkonem, nieśmiało odpowiedziała, że nie wie. Nigdy nie rozumiałam zachowań otaku, ale strzelałam, iż tak ma być, to wszystko było zamierzone, a ja miałam siłą zagnać ją do wyra. No to tak zrobiłam. Jednak potem pojawił się inny problem. Obróciła się do mnie plecami i poszła spać.
— Kacu, co robimy? — spytałam półgłosem. 
               Poruszyła się lekko i powoli przewróciła się na drugi bok, kierując się do mnie przodem. Wiele mi to ułatwiło. Przysunęłam się do niej lekko i przeczesałam jej włosy palcami, bacznie obserwując malujące się na jej twarzy reakcje. Wpatrywała się we mnie z dziwną błogością. Nie zwlekając przysunęłam się więc jeszcze bliżej i delikatnie musnęłam jej usta swoimi. Poczułam, że się uśmiecha. Powtórzyłam interakcję raz, drugi i kolejny, by w końcu głęboko i namiętnie zatopić się w jej wargach. Wydawało mi się, że to jej pierwszy pocałunek, kompletnie nie miała pojęcia, co zrobić z językiem. Usiłowałam niewerbalnie ją instruować, powoli i zmysłowo tańcząc swoim językiem wokół jej i prowadząc ją, jednak niezbyt się do tego fachu nadawała. Jednak nie spoczęłam na laurach. Spróbowałam jeszcze raz i jeszcze raz. Nie odrywałam się od niej przez kilka dobrych minut, aż w końcu załapała, na czym to polega. Całowanie jej stawało się coraz przyjemniejsze. Im bardziej się ośmielała, tym łamała dalsze granice i pozwalała sobie na więcej. Delikatnie muskała językiem moje podniebienie, jednocześnie pieszcząc moje wargi swoimi. Uznałam, że już czas na to, co w całowaniu najbardziej lubiłam. 
               Nadgryzłam jej dolną wargę tak lekko, że chyba nawet nie zauważyła. Nadal była pogrążona w namiętnym pocałunku. Dlatego silnie ukąsiłam jej język, a tego zapewne się nie spodziewała.
— Shiro... — jęknęła. 
               Słysząc tak uległy ton, wpiłam się w jej usta jeszcze mocniej. Odpuściłam sobie chwilowo gryzienie, by zostawić więcej na później. Objęłam ją w pasie i zacisnęłam dłonie na jej pośladkach. Miała cholernie wąskie biodra. Zastanawiałam się tylko, jak bardzo jest ciasna. 
               Leżała pode mną w figach ze snoopym i cienkiej koszulce na szerokich ramiączkach. Jej kolana były mocno zaciśnięte, więc uznałam, że musi się nieco wyluzować. Zaprzestałam na moment namiętnych pocałunków i zaczęłam delikatnie dotykać jej piersi. Z jej ust wydobył się cichy jęk. Pieściłam ją najsubtelniej jak tylko mogłam, starając się nie wywołać zbyt wielu emocji naraz. Leżała nieruchomo na plecach z głową obróconą w bok i oddychała ciężko. Przez cienką tkaninę jej koszulki wyczułam lekko stwardniały sutek. Potarłam go delikatnie palcami, jednocześnie nadal pieszcząc i masując jej jędrne piersi. Znów usłyszałam jęk. Tylko czekałam na moment nieuwagi. Kiedy tylko opuściła gardę, gwałtownie podciągnęłam jej koszulkę i zaczęłam dotykać ją śmielej i mocniej, zaciskając dłonie na jej nagich piersiach. Przestała hamować swoje jęki. Zdawało się, że tej nocy pozwoli mi na wszystko. Pochyliłam się nad jej klatką piersiową i finezyjnie polizałam jej twardy sutek. Wygięła się w łuk i westchnęła głęboko, wplatając palce w moje włosy. 
— N-nie przestawaj, Shiro... — wymamrotała.
               Zaczęłam coraz to mocniej nadgryzać jej sutki, które twardniały coraz bardziej. Katsumi powtarzała coraz głośniej moje imię, stękając z podniecenia. Odchyliła głowę do tylu i oddychała coraz ciężej, podczas gdy ja muskałam językiem jej sutek, jednocześnie pocierając palcami drugi. 
               Nie pozwalała mi kończyć, jednak od dłuższego czasu miałam ochotę na coś innego. Pozbyłam ją koszulki i rzuciłam ją na ziemię, wpatrując się w jej oświetlone światłem księżyca ciało. Była słodka. Dotychczas nie lubiłam tego słowa, jednak do niej pasowało idealnie. Potarłam lekko jej krocze, a ona jęknęła jeszcze głośniej, jednak nie zaciskała już kolan. Wręcz przeciwnie. Pozwoliła mi zdjąć swoją bieliznę i rozchylić swoje kolana. Dotknęłam delikatnie jej łechtaczki i powoli zanurzyłam palce między wargami sromowymi. Z ust Katsumi wydobył się krzyk. Gwałtownie ścisnęła nogi, jednak zablokowałam ją swoimi, nie przerywając. Głaskałam ją łagodnie, dopóki się nie uspokoiła. Każdy jej oddech wywoływał jęk. Czułam, jak bardzo jest mokra. Moje palce powędrowały nieco dalej, pieszcząc cały obszar dookoła pochwy. Im bliżej się znajdowałam, tym jej jęki były bardziej namiętne, podniecone i zmysłowe. 
— Kochanie... — wyszeptałam, pochylając się nad jej szyją.
              Nie przerywając pieszczenia jej okolic intymnych, złożyłam krwisty pocałunek na jej karku. Nie potrafiłam tego powstrzymać. Ugryzłam ją silnie i niespodziewanie tak, że zawyła z bólu. Blokowałam jej ciało swoim jednak zbyt skutecznie, by mogła się poruszyć. Gdy tylko poczułam smak krwi, ukąsiłam ją raz jeszcze, nieco mocniej, jednak w miejscu krwawiącej rany. Krzyknęła, acz nie poruszyła się. Zlizałam z jej chłodnego karku ciemną ciecz i wróciłam do pieszczenia jej najczulszych punktów. 
— Nie pozwól sobie samej się we mnie zakochać — szepnęłam. 
— A tobie... we mnie? — spytała cicho.
— Jeszcze bardziej? 
              Gwałtownie wsunęłam palec do wnętrza jej pochwy. Z każdym jego najmniejszych ruchem z jej ust wydobywał się jęk. Badałam nowe, coraz głębsze obszary czując jej kolejne z rzędu orgazmy. Dołączyłam drugi palec, a jej jęki stały się jeszcze głośniejsze. Pochyliłam się nad nią i zaczęłam znowu pieścić językiem jej twarde sutki, zupełnie już nie zważając na jej krzyki. Robiłam wszystko, na co tylko miałam ochotę. A moja słodycz mi na to pozwalała. 



— I jak? Co robiłyście? — zapytała mnie kilka dni później, kiedy przyszła, by skończyć moje ostatnie wino wytrawne. 
— Wiesz co... — wymamrotałam. — Zorganizowałyśmy bitwę na poduszki, zrobiłyśmy sushi i całą noc oglądałyśmy łzawe komedie romantyczne.
— Czyli było ostre walenie? — spytała znów. Chyba jednak znała mnie za dobrze. 
— Wiesz, to chyba trochę uzależnia — odparłam. — Nie mogę znieść myśli, że nasz pierwszy raz był ostatnim. 
— Serio? — zdziwiła się. — Tak z laską?
— Smakowała jak brzoskwinia — powiedziałam. — Może nie do końca dojrzała, ale jednak.



7 comments:

  1. XDDDDDDDDDDD Co XDDDDDD
    Przy tych wstawkach o nosie płakałam ze śmiechu XD
    Katsumi...
    To ja już nie pytam o nic więcej. :'D

    ReplyDelete
    Replies
    1. moment pomiędzy stanem totalnego upojenia alkoholowego a ogromnym kacem nadal lepszy niż niezręczna chwila między narodzinami a śmiercią

      Delete
  2. Fetysz na nosy. Płaczę. XD
    Katsumi... *sugestywnie porusza brwiami*

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. Wow, było takie... z dreszczem. Nie czytam zbyt wiele yuri, aby się jakoś na tym znać, ale podobało mi się, takie mdławo-słodko-kwaśno-gorzkie. Czyli dobre, jak popcorn z colą.

    *musi resztę przeczytać, ale idzie nad morze*

    ReplyDelete
  5. Nadal nie mogę uwierzyć, że napisałaś one-shota z udziałem swojej fanki.
    A jednak. Dlaczego pierwszy one-shot yuri, który przeczytałam u ciebie, to musiał być ten?
    Dlaczego mi to zrobiłaś, Lisu?
    Aah, no tak. Co też alkohol robi z człowiekiem.. xDD

    ReplyDelete
    Replies
    1. to niekoniecznie był (tylko) mój pomysł XD

      Delete