31.8.15

Pozwól mi być wolnym

Dział: Maniakalne smakołyki.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi.



               Coś zabrało część mnie. Czułem, że nie postępuje wedle własnego kodeksu moralnego, a raczej ktoś podświadomie wpaja mi pewne wartości. W najmniej oczekiwanym momencie uświadomiłem sobie, iż czyn, jaki popełniłem, zupełnie nie jest w moim stylu. Dotychczas musiałem spoglądać na tę sytuację przez pryzmat czegoś... dziwnego. Nie było wokół mnie osoby, która mogłaby mną manipulować. Na takiej przestrzeni czasu musiałby to być co najmniej Freud, ale żyliśmy w czasach, gdzie populacja stawała się coraz głupsza, dlatego odrzuciłem tę możliwość. Tutaj coś musiało siedzieć głębiej. Głębiej we mnie. Bowiem za każdym razem, kiedy zaczynałem wierzyć, coś mi zabierano, gwałcono moją etykietę moralną, sam nie byłem pewien, jak to działa. Ale przyczyny siedziały tylko i wyłącznie we mnie. 
                Tak. To było to pieprzone przeznaczenie. Myślałem, że mogę je złamać, zmienić, jakkolwiek na nie wpłynąć. W reakcji dostawałem jednak niechciane produkty, chociażby cholerne wyrzuty sumienia, mimo że w rzeczywistości z Shanem kompletnie nic mnie nie łączyło. Nawet kiedy o tym braku więzi myślałem, dopadał mnie totalny ból w okolicach klatki piersiowej. Los jednak chciał ze mną nieco pozadzierać. Czy nie mógł wyluzować i pozwolić mi być wolnym? Czy nie mógłbym wyzbyć się całego tego bólu? Nadaremnie... Nie mogłem pojąć tego miejsca, zasmakować swojego życia. Byliśmy sobie przeznaczeni, Shane. To takie bezwartościowe kurewstwo. 
               Timoth patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, zapewne oczekiwał jakichś wytłumaczeń z mojej strony. Tak, powinienem był coś powiedzieć, zdecydowanie. Jednak w głowie miałem pustkę. Kiedy odszedł, zalegałem jeszcze przez chwilę na ziemi z zakrwawionym nosem. Ta sytuacja tak bardzo męczyła mnie od środka, że musiałem działać natychmiastowo. Wróciłem do środka. Thomas był przerażony moim stanem, ale kazałem mu jak najszybciej wracać do domu. 
— Jeżeli ktoś waha się między dwoma osobami — powiedziałem — nie zasługuje na żadną z nich.
                 Musiałem opanować swoje żądze i dać sobie o wiele więcej czasu do namysłu, aby nigdy więcej nikogo nie zranić. Chłopak opadł bezwładnie na łóżko i schował twarz w dłoniach. Skrzywdziłem kolejnego niewinnego człowieka. Potem bez wahania udałem się do domku Cartera. Zauważyłem, że nasi przyjaciele bawią się przy ognisku w pobliżu lasu, ale nie było wśród nich Shane'a ani Timotha. Murzyn pukał akurat do drzwi Cartera, wtedy spostrzegłem, iż używa dziwnego rytmu, jakoby Shane nie chciał nikogo poza nim widzieć. Nie spodziewałem się aż tak kiepskiej sytuacji. Zaczaiłem się jednak za rogiem i czekałem na jego wyjście, starając się w miarę możliwości ułożyć wszystko w głowie. Nadaremnie. Nie siedział tam długo. Już po chwili dołączył do przyjaciół bawiących się w najlepsze. Prawdopodobnie jeszcze o niczym nie wiedzieli. Podszedłem cicho do drzwi i zapukałem, używając tego samego rytmu, który chwilę wcześniej wykorzystał Timoth. Kiedy tylko się otworzyły, przekroczyłem próg i zamknąłem je od środka na patent. Carter nie wyglądał na szczęśliwego, widząc mnie u siebie. Jednak bardziej przeraził mnie fakt jego zaczerwienionych oczu. Oddychałem ciężko, usiłując ze wszystkich sił opanować ten cholerny ból w klatce piersiowej. Czułem się jak gówno. 
— Czuję się jak świr na uwięzi — odparłem cicho, spuszczając głowę. Nie byłem w stanie patrzeć mu w oczy. — Czuję się, jakbym nie mógł się wyzwolić. Czuję się chory. Nic w moim życiu nie jest wolne. Potrzebuję światła. 
               Atmosfera w powietrzu gęstniała, a ja bałem się wykrztusić z siebie słowo. Każde z nich bolało mnie niemiłosiernie, ale Shane zapewne cierpiał o wiele bardziej. Musiałem być szczery, choć nie było to proste. 
— Nie potrafię widzieć w ludziach oczywistych rzeczy, cały czas coś mnie wstrzymuje — kontynuowałem. — Boję się wyciągać wnioski z czyichś czynów, żeby potem się nie zawieść. I na chwilę obecną nie wiem, czego chcę. Wiesz, trzeba mi mówić wprost, ja nie wyłapuję przekazów podprogowych. Jestem kurwą. Bezwartościową kurwą. Trzeba mi było przeznaczyć więcej czasu na upewnienie się, co jest dobre, a co złe. Nie zasługuję na żadnego z was. Poza tym... wygaduję takie brednie, a jest za późno. Zraniłem dwie osoby. Naprawdę byłem nieświadomy tego, co się między nami dzieje. Wiem, że kilka razy mało brakowało, jeśli o nas chodzi. Ale jakoś w dziwny sposób wydawało mi się, że... że, wiesz... chcesz mnie wykorzystać i... Nie mówiłeś nigdy o emocjach, dlatego... Mimo wszystko jakaś siła ciągnęła mnie w twoją stronę, ale ciągnęła mnie też w tamtą, bo wiedziałem, na czym stoję...
— Stul pysk, Bennett — syknął. Znów nazywał mnie po nazwisku. Znów relacja między nami zdegradowała się do poziomu niżej. Ale czego innego mogłem oczekiwać. — Czyny stoją nad słowami. Jesteś naiwnym kretynem. 
— Skąd możesz wiedzieć, że on kłamie? — spytałem. 
— Bo w przeciwieństwie do mnie nie miał nawet dnia, żeby cię poznać — syknął. 
               Miał rację. W klubie rzucił się w zasadzie od razu z łapami. Shane co prawda nie miał wiele czasu, ale zaczął się przekonywać dopiero po kilku moich bardzo otwartych sugestiach. Sytuacja stawała się coraz klarowniejsza.
— Bennett, kurwa, czy tobie tak zawsze trzeba przemawiać do rozsądku, bo nie rozumiesz oczywistych rzeczy? — zapytał z pogardą.
— W końcu jestem Bennettem... — westchnąłem. — Nie wiem, co mam zrobić, Shane. 
                Podszedł bliżej i, położywszy mi rękę na policzku, pocałował mnie głęboko. Nie sądziłem, że tak mocno zraniony człowiek będzie w stanie coś takiego uczynić. Może faktycznie był we mnie zakochany? 
— Wiem, że mnie kochasz, Nathan — powiedział. — Więc czemu słuchasz tych wszystkich bzdur, które on ci mówi...?
— Denerwuje mnie słowo "przeznaczenie" — odparłem cicho. — Wolałbym cię spotkać w pracy tak po prostu i uznać, że chcę z tobą być. Chciałbym mieć pewność, że to mój wybór. 
                Carter ukrył twarz w moim karku i zaśmiał się. Tak, zaczął się chamsko śmiać. W takiej sytuacji to brzmiało na niezłą dawkę czarnego humoru.
— Bennett, ty naprawdę jesteś głupi... — powiedział, śmiejąc się do rozpuku.
— Wiem, ja nigdy nie rozumiem, o co chodzi, no ale wytłumacz mi — wyjąkałem.
— Ojciec mnie przed tym ostrzegał, ale, cholera... — śmiał się jak najęty. — Wiesz, jak będziemy wychowywać swoich synów, to lepiej ich nie uświadamiaj o swoim światopoglądzie...
— Carter, kurwa mać, to nie jest śmieszne, jakich synów znowu — wkurzałem się. 
— Przeznaczenie nie istnieje — powiedział z powagą, a ja poczułem jak moje więzy się rozluźniły. Nie dowierzałem. — To przypadek. Po prostu każde kolejne pokolenie odziedziczyło w jakiś sposób gust. Nasi ojcowie też podświadomie wpajali nam to, czego sami szukali u drugiej połówki. Ojciec zawsze jest autorytetem dla syna. Jesteś debilem, Bennett, co myślałeś, że mamy to zapisane w gwiazdach?
— Spierdalaj. 

              Jednak z takim myśleniem było mi o wiele prościej.Chyba w końcu po tylu latach ktoś mnie wyswobodził. Poczułem się wolny.

5 comments:

  1. Czyżbym ja, która komentuje tu coś pierwszy raz, która wszystko zawsze czytała z ukrycia, miała ten zaszczyt skomentować jako pierwsza nowy rozdział? Nie wierzę...
    No nic, stała czytelniczka, Jakotakeł, równie niewyżyta yaoistka, co dobrze nam znana Mesu, miło mi poznać *wyciąga rękę*
    Co do rozdziału, mam nadzieję, że Nathan wyswobodził się od przeznaczenia, jednak odziedziczone gusta dalej zostaną.
    Tak będzie, prawda?
    I, ej, 10 rozdział a seksów brak.
    Ale chyba wolę seksy z miłości
    Tej szczerej i bez rzyciofych problemów
    Więc odczekam swoje
    No to czekam :>

    ReplyDelete
    Replies
    1. + teraz przyszło mi do głowy - rozdział Maniakalnego w ostatni dzień wakacji, by poprawić wszystkim humory na nowy rok szkolny. Dziękujemy, Lisu!

      Delete
  2. Wchodzę na SNAYS, a tu nowy rozdział. Lepszego pocieszenia przed początkiem roku szkolnego to ja chyba nie potrzebuję.
    Słodkie on jest. W sensie, że rozdział. Taki mało Lisowy. Bo w takiej sytuacji spodziewałabym się po Tobie napisania, że Nathan wybrał tamtego, a Shane popełnił z rozpaczy samobójstwo. Serio.

    ReplyDelete
  3. Jaka radość w mym małym, wrednym serduszku zastała, gdy kolejną notke twego SNAYS ujrzała!!!
    A teraz po mojemu.
    Po 2godzinach fizyki tą notka była moim jedynym pocieszeniem dziś. Carter ty zbaraniały.......ehh brak słów......jak mogłeś aż tak boleśnie uświadomić (znów) Nathana co do jego prawie oczywistego odmuzdzen?
    Ehh brak słów.
    Kaiko

    ReplyDelete
  4. Yeah, czyżby zmierzało do happy endu?
    Chociaż... Kto wie, co Ty jeszcze zrobisz :'D

    ReplyDelete