Numer rozdziału: 2
Gatunek: Thriller
Przystaję przed budynkiem miejscowego domu dziecka, na który wskazuje podany mi przez Rafaela adres. Zastanawiam się chwilę. Manipulująca ludźmi sierota – to zestawienie nie sugeruje kogoś bezproblemowego.
— I co? — Słyszę pytanie Luki. Odwracam głowę w jej stronę nieco zdezorientowana. Nie patrzy na mnie. Bezmyślnie wpatruje się w drzwi
sierocińca.
— Co co? — odpowiadam pytaniem.
— Chciałaś coś zrobić, a stoisz.
— Nie przykładasz zbyt dużej wagi do tego w jaki sposób
mówisz, prawda?
Wzrusza
ramionami.
— Mnie to nie obchodzi, nie czuję potrzeby kontaktu z innymi.
Wystarczy mi to co mam w głowie.
Gdy
próbuję ułożyć to chaotyczne zdanie w coś zrozumiałego, otwierają się drzwi
budynku. Wychodzi zza nich starsza kobieta wyglądająca na dozorczynię.
— Pani Emme? — pyta.
— Tak, to ja. Dzień dobry — odpowiadam i idę w jej stronę.
— Zostaliśmy powiadomieni, że pani przyjdzie. Proszę wejść. — Otwiera szerzej drzwi i gestem zaprasza mnie do środka. Przekraczając próg
spoglądam jeszcze na Lukę. Dziewczyna nie patrzy na mnie, głowę ma obróconą w
bok i widzę pierwszą zmianę mimiczną – zmarszczone czoło. Podążam za jej
wzrokiem, jednak widzę tylko drzewa w parku przylegającym do budynku.
— Pani koleżanka nie wchodzi? — pyta mnie dozorczyni.
— Nie — odpowiadam powoli. — Chętniej zostanie na dworze — dodaję
i wchodzę do środka placówki.
Kobieta
prowadzi mnie wąskim korytarzem. W budynku rozbrzmiewa śmiech i piszczenie
bawiących się dzieci.
— Nie wiemy, czy cieszyć się, że Cheza ma możliwość wyjścia w
świat, czy smucić się jej odejściem — mówi starsza pani. — To taka dobra
dziewczyna. Miła i grzeczna. Z prawdziwą ręką do dzieci.
Słucham
i próbuję powstrzymać się z analizą aż nie spotkam tej dziewczyny. Zestawienie
dobrej opinii pochodzącej od tej kobiety a sugestią akt, że jest znakomitym
manipulatorem, nie nastawia mnie pozytywnie. Manipulatorzy to co prawda bardzo
wartościowi pracownicy, ale równocześnie są wyjątkowo niebezpieczni dla swoich
zwierzchników.
Wchodzimy
do pomieszczenia najwyraźniej stanowiącego pokój zabaw. Dzieciaki bawią się
różnego rodzaju zabawkami – najmniejsze klockami, starsze pochylają się nad
kolorowankami, grupka układa tory, po których wkrótce będzie jeździł pociąg z
dwoma wagonami. Są w różnym wieku, w większości od trzech do ośmiu lat, gdzieniegdzie
jednak widać także nastolatków nadzorujących maluchy.
Rozglądam
się próbując odgadnąć które z nich to Cheza.
Nagle
mój wzrok natrafia na spojrzenie wielkich, błękitnych oczu. Jedyna osoba, która odwróciła
głowę w stronę drzwi, kiedy weszłam, nadzorowała budowę torów. Blondynka przeciętnego wzrostu, drobna, wyglądająca na siedemnaście, osiemnaście lat.
Dozorczyni
pokazuje jej gestem, że ma podejść. Posłusznie spełnia polecenie. Kiedy
odchodzi, dzieci patrzą za nią, a jedno z nich wyciąga do niej rączki. Odwraca
się do niego i czule się uśmiechając obiecuje, że zaraz wróci.
— Cheza, to jest ta pani — mówi prosto kobieta.
— Dzień dobry. — Dziewczyna wita się ze mną, a ja odpowiadam
jej tym samym. Wymieniamy się uściskiem dłoni.
Siedząc
w gabinecie młodszej kobiety, wychowawczyni Chezy, słucham jak ją zachwala. Obserwuję
uważnie dziewczynę, która siedzi obok mnie. Przez większość czasu patrzy w dół
na swoje dłonie. Dochodzę do wniosku, że istotnie jest z natury miła i grzeczna. Ani cienia chociażby próby manipulacji. Musiałaby być wybitną aktorką i zdawać sobie sprawę z zadania jakie mam do wykonania. Nikomu by się nie chciało zachowywać się w taki sposób praktycznie bez powodu.
— Chciałabym chwilę porozmawiać z Chezą na osobności — mówię
po jakiejś godzinie. Kobieta wydaje się być zdziwiona i nieco urażona; typ o
wysokim ego, lubiący kontrolę. Opuszcza jednak pokój, a ja po raz pierwszy nie
dostrzegam na jej twarzy tej drażniącej sztuczności, która towarzyszyła całemu
monologowi na temat Chezy. Spoglądając na podopieczną rzuciła jej nieprzyjemne,
ostrzegawcze spojrzenie. Zimna, stereotypowa pracownica domu dziecka.
Zostajemy
same.
— Czy wiesz, czym zajmuje się firma, której przedstawicielem
jestem? — pytam.
Spogląda
na mnie.
— Firma zajmuje się wykonywaniem zleceń — odpowiada.
— Owszem. Jak myślisz, dlaczego tu jestem?
Zastanawia
się chwilę, cały czas na mnie patrząc.
— Nie wiem, szczerze mówiąc. Ktoś z firmy do nas zadzwonił i
powiedział, że jest zainteresowany moimi zdolnościami i powiadomił nas, że pani
przyjdzie.
— O jakie zdolności może chodzić?
Uśmiecha
się przepraszająco.
— No właśnie nie wiem. Szczerze mówiąc ta sytuacja bardzo
mnie dziwi.
Czeka
na następne pytanie.
— Podobno manipulujesz ludźmi — wypowiadam to z naganą, żeby
zobaczyć, jak na to zareaguje.
Przez
jej twarz przebiega wyraz obrzydzenia, który momentalnie zostaje zastąpiony
przez rozgniewanie. Odwraca głowę w stronę biurka. W złości zaciska pięści. Otwiera
usta, żeby coś powiedzieć, jednak szybko je zamyka.
— Uważasz, że to określenie cię obraża? — pytam.
Chwilę
milczy. Wzrok kieruje z powrotem na swoje ręce.
— Manipulacja jest zła. — mówi cicho. — Ja nie robię złych
rzeczy.
Wygląda
na dotkniętą do żywego, a ja zaczynam się zastanawiać.
Ciszę
przerywa dzwonek mojej komórki. Odbieram.
— Halo?
— Emm, kochanie, miałem cię powiadomić, jeśli Jean zrobi coś
dziwnego.
Z
trudem ignorując pieszczotliwe zdrabnianie mojego imienia i określenie
„kochanie”, przeżywam chwilę słabości, zastanawiając się, co mógł zrobić Jean,
czy na pewno chcę wykonywać moje obowiązki i czy może jednak preferuję
rozłączyć się i pojechać na urlop. Z westchnieniem rezygnuje z rozmyślań o
świętym spokoju.
— Co zrobił? — pytam z rezygnacją, wiedząc, że mogę się
spodziewać wszystkiego.
— Generalnie to siedzi w bokserkach przed ścianą opery i coś
na niej maluje, ale nie powiem ci co to jest. — Chwila ciszy. – Chyba podchodzi
pod abstrakcjonizm…
Rozłączam
się i walczę przez chwilę z załamaniem nerwowym.
— Coś się stało? — Słyszę i podnoszę wzrok. Cheza patrzy na
mnie z troską. — Wyglądasz na zdenerwowaną, przynieść ci wody?
— Nie, dziękuję. — Uśmiecham się do niej przepraszająco. –
Muszę już iść – dodaję po chwili i wstaję. Ona również podnosi się z krzesła i odprowadza
mnie do drzwi.
— Rozumiem, że nie mam się spodziewać kolejnego spotkania? — pyta, gdy już jestem za progiem. Patrzę na nią z lekkim zdziwieniem. Mimo, że
uśmiecha się łagodnie, w jej oczach widzę smutek.
— Nasza firma często wykorzystuje niekonwencjonalne metody,
między innymi manipulacje. Wydawało mi się, że nie podoba ci się wizja takiego
typu pracy.
— Nie potrafię manipulować ludźmi — mówi, jakby nieco
zamyślona. — Ale podobno wzbudzam duże zaufanie. I często ci, którzy zazwyczaj
nie są dla nikogo mili, dla mnie są. Zresztą… — urywa, po czym mówi dalej. — Nie
wiem czy mam jakieś specjalne zdolności, ale chcę pomagać ludziom, chcę być
częścią czegoś większego, a nie tylko tkwić w tym miejscu i opiekować się dziećmi. — zaczyna coraz szybciej mówić, a jej oczy szklą się. — Nikt tutaj
nie wierzy, że mogę coś osiągnąć w życiu. Niedługo będę pełnoletnia, a nie mam
absolutnie żadnych perspektyw, a czuję, że stać mnie na więcej, chcę się
rozwijać!
Patrząc
na nią zaczynam się łagodnie uśmiechać. Zawsze uważałam chęć do działania i
do zmian po długim przebywaniu w stagnacji za piękną rzecz. Przypomina mi się
kwestia Jeana i myślę sobie, że może warto dać jej szansę wykazania się.
— Cheza, powiedz mi, jaka jest siła twojej perswazji?
Przez
chwilę patrzy na mnie zdezorientowana.
— Nie rozumiem…
— Jeśli na przykład jakieś dziecko jest niegrzeczne, to czy
potrafisz przekonać je do odpowiedniego zachowania?
— Tak — odpowiada. — Na początku wymaga to cierpliwości, no
ale potem…
— Świetnie! — przerywam jej, bo zależy mi na czasie. — Powiadom szybko kogo trzeba, że ze mną wychodzisz.
Patrzy
na mnie przez chwilę otępiała, jednak po chwili odwraca się i znika w
korytarzu. Przypominam sobie w tym czasie o Luce. Rozglądam się, jednak nie
dostrzegam nigdzie rudowłosej dziewczyny.
Kiedy
wraca Cheza, wydaje się być nieco zaskoczona, że na nią czekam, tak jakby spodziewała
się, że zaproszenie do wyjścia jest tylko żartem. Zamykając drzwi uśmiecha się
łagodnie.
— Dokąd idziemy?
Saga, więcej, kurwa, nie chcę być Twoją betą. serio, zlituj się...
ReplyDeletea ogólnie to jestem ciekawa, co tam dalej sklecisz, chociaż znam urywki fabuły, które dopiero się pojawią :D więcej o Jeanie, bo zapowiada się fajna postać! mogę napisać yuri o Twoich postaciach? dobra, nie. tak czy siak... chyba nie polubię TEJ strony Chezy, if u know...