2.7.15

Kiedy patrzysz z innej perspektywy.

Dział: One shot.
Numer rozdziału: -
Gatunek: Yaoi.               



               Doszedłem do wniosku, że każdy miał w swoim życiu sytuację, podczas której dziwił się swoim poglądom. Niby wiedział, skąd wynikały, potrafił je uzasadnić i poprzeć przykładem, ale mimo to w pewien sposób go zaskakiwały. Znajdowałem się wówczas w punkcie, z którego nie mogłem ani postawić kroku naprzód, ani się cofnąć. Bez ustanku szukałem wyjścia, lecz nie wiedziałem nawet, gdzie powinienem go szukać. 
                Leżałem z zamkniętymi oczyma wśród wysychających od słońca zbóż i wdychałem zapach polnych rumianków. Poczuwszy mrówki włażące mi pod nogawki spodni przesunąłem się nieco, podniosłem nogę do góry i szybko opuściłem z powrotem. Nie otwierając oczu westchnąłem głęboko i nagle poczułem pocałunek na swoich ustach.
               Moja matka, Ellen, odkąd pamiętam, była kobietą przepracowaną i przemęczoną. Nie chodziło tu wbrew pozorom o problemy finansowe czy utrzymywanie rodziny, nie. Ona zwyczajnie była pracoholiczką i nie potrafiła poczuć krzty satysfakcji nawet wtedy, kiedy przesiadywała w biurze dzień i noc, dostając kolejne podwyżki i awanse, otrzymując pochwały od szefa i współpracowników. Zawsze pragnęła więcej i więcej, w rezultacie wciąż tkwiąc w sferze nieświadomego nieszczęścia, wypalenia zawodowego i utraty chęci do życia. Być może w głębi duszy łudziła się, iż nadejdzie w końcu dzień, w którym powie: "Ellen, zrobiłaś więcej, niż mogłaś. Zasłużyłaś na odpoczynek"? Obawiałem się, że nie pomyśli o sobie w ten sposób nawet na łożu śmierci.
               Ojca miałem dokładnie takiego samego. Psychicznie. Fizycznie niestety nie, przepracował się i zszedł na zawał, kiedy byłem bardzo mały. Matka nie uczyła się na cudzych błędach i katowała swój organizm dalej, podczas gdy jej jedynego syna wychowywała niania. Czułem z nią wyjątkowo bliski kontakt, uważałem za najlepszą przyjaciółkę, wręcz - drugą matkę. Ale kiedy skończyłem trzynaście lat i matka uznała, iż nie potrzebuję już wzmożonej uwagi i opieki, przestała opłacać nianię. Dzwoniłem do niej i wypisywałem, chciałem się spotkać, ale ignorowała moje zaangażowanie. Wtedy nauczyłem się nie ufać ludziom, nawet tym, którzy spełniali wszystkie moje kryteria potrzebne do bycia przyjacielem. Za ojcem nie tęskniłem, nie zdążyłem go nawet poznać. W szkole czułem się raz jak na wozie, raz jak pod wozem. Oceny miałem wystarczające, matka nie krzyczała, bowiem nigdy ją to nie zainteresowało. Cieszyłem się, naprawdę się cieszyłem. Poza tym, że szybciej nauczyłem się samodzielności, nikt nie mówił mi jak żyć i mogłem robić, co mi się żywnie podobało. Nie oznacza to, iż byłem buntownikiem, bo zdecydowanie nie chciałem iść taką drogą. Moje życie było nudną obyczajówką niezawierającą morału. Był to czas, kiedy wszystko toczyło się spokojnie i bezproblemowo. Ale przeminęło z wiatrem. 
               Kiedy miałem szesnaście lat, Ellen znalazła sobie faceta. Nie miałem pojęcia, skąd go wzięła prowadząc taki tryb życia. Tak czy siak po niecałych dwóch latach się pobrali, Jake stał się moim ojczymem i bardzo się polubiliśmy. Ten mężczyzna był najnormalniejszym człowiekiem, na jakiego kiedykolwiek trafiłem. Jedynym uszczerbkiem było to, iż nie byliśmy ani trochę podobni. To samo miałem z matką, bo typem urody poszedłem tylko i wyłącznie po ojcu. Po prostu nie lubiłem, kiedy podczas spotkań ze znajomymi, wścibscy ludzie zalewali nas likiem pytań, czy jestem adoptowany i gdzie są moi rodzice. Miałem bowiem ciemne jak heban śmiejące się oczy i postawione do góry czarne włosy, podczas gdy Ellen i Jake byli blondynami o jasnych tęczówkach. Jakby tego było mało, matka posiadała urodę nieco męską - miała duży nos, który przykuwał uwagę już z daleka, szerokie ramiona i tęgie uda. Mój ojczym był niski i wysportowany. W moim przypadku natomiast pojawiały się często podejrzenia, jakobym miał tasiemca bądź sam nim był. 
               Nadeszły akurat wakacje, kilka tygodni po tym jak skończyłem dziewiętnaście lat. Załatwiłem wszystkie sprawy papierkowe związane z uczelnią i już na początku lipca wiedziałem dokładnie, na czym stoję. Trochę tego żałowałem, wolałem się trochę czymś postresować, coś jeszcze pozałatwiać, a zamiast tego zacząłem najzwyczajniej w świecie się nudzić. Nie miałem ochoty wychodzić ze znajomymi, bo nasze wspólne wyjścia na miasto zawsze wyglądały tak samo. Lody, kino, knajpa, alkohol, impreza. Nie byłem jakimś romantykiem, żeby marzyć o spacerach po plaży przy blasku księżyca. Chyba po prostu wolałem posiedzieć sam. 
               Nikogo nie zdziwił fakt, że Ellen postanowiła pracować całe lato. Postanowiła nawet udać się na kilkudniowe spotkanie biznesowe - odbywało się przeszło tysiąc mil od miejsca naszego zamieszkania, a jakiś czas temu zaczęły ją brać problemy sercowe, więc postanowiła przespać się na miejscu, nim uda się na zjazd. Wyjazd przewidywał między innymi spa, dlatego tym bardziej namawialiśmy ją, by tam pojechała. I w końcu się zgodziła. 
               Nienawidziłem tego ukropu, tego rażącego słońca. Tak jak robactwo pchające się drzwiami i oknami do domu nie stanowiło dla mnie problemu, tak za pogodę mógłbym zabić, ale nie wiedziałem kogo. Zważywszy na fakt, że w moim życiorysie znajdowały się dwa lata nauki gry na pianinie, usiadłem do niestrojonego przez długi czas instrumentu i usiłowałem zignorować panujący wszędzie gorąc na rzecz zagrania ulubionego kawałka Black Sabbath. Cholera, jak bardzo źle to brzmiało na takim instrumencie.
— Dan, idziesz wieczorem obejrzeć mecz w knajpie? — spytał Jake, wchodząc do mojego pokoju. Oparł się o framugę drzwi i pił kawę. On zawsze pił kawę po siedemnastej, a mnie zawsze to dziwiło. 
— Nie chce mi się — odparłem, przerywając i obracając się w jego stronę. — A ty masz wolny wieczór? 
— Tak wyszło — powiedział z uśmiechem. 
— Jak to tak wyszło — syknąłem. — Mówiłeś, że teraz nie możesz brać wolnego, bo grożą ci wylaniem, a teraz sobie nie idziesz do roboty.
— Pic na wodę — zaśmiał się. — Szef mi groził, żeby mnie zmotywować do cięższej pracy. Dał mi awans, do końca tygodnia mam wolne. 
— Poważnie! — krzyknąłem, klaszcząc w ręce i ciesząc się jak małe dziecko. — To trzeba jakoś uczcić. Tylko daj mi skończyć kawałek, ok?
               Obróciłem się z powrotem do pianina i grałem dalej. Skupiłem się najbardziej, jak mogłem, ale głos Jake'a nagle wyrwał mnie ze skupienia. Byłem pewien, że wyszedł. Tak czy siak odpowiadałem mu półsłówkami, nie przerywając gry.
— Dan, jesteś świadomy tego, jak bardzo Ellen jest ode mnie zależna? — spytał nagle.
— Ta — odparłem. Nie widziałem sensu w oszukiwaniu siebie samego. Praca, fakt faktem, była dla niej najważniejsza, ale kiedy Jake o coś prosił, mogłaby mu gwiazdkę z nieba dać. 
— Że gdybyśmy kiedyś stanęli po dwóch różnych stronach konfliktu, to wzięłaby moją stronę? — pytał dalej. 
— Mhm — potaknąłem. Nieco się zdziwiłem i nie miałem zielonego pojęcia, do czego on dąży.  
— Więc mogę być spokojny wiedząc, że nic głupiego nie zrobisz? — zapytał znowu.
— W sumie nie wiem, co masz na myśli, ale raczej tak — odpowiedziałem bez skrupułów. 
               Spokojnie grałem dalej, kompletnie nieświadomy tego, co miało się za moment stać. I nadeszło - strzeliło we mnie jak piorun, sparaliżowało i nie pozwoliło grać dalej. Przez chwilę poczułem się jak element chorej układanki, która powinna być zakazana na całym świecie. A ten "Iron man" nie brzmiał, cholera, nie brzmiał na pianinie ani trochę. Dlaczego, kurwa, mój ojczym i jedyny przyjaciel obsypywał nagle mój kark pocałunkami? 
                To nie było normalne. Ja to wiedziałem i on też doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Dodatkowo się przyjaźniliśmy, więc niszczył to doszczętnie. Nie rozumiałem jego zapędów, a tym bardziej nie rozumiałem, czemu nie próbował ich powstrzymać. Chociaż, kurwa, czy przez krótką chwilę przeszłoby mu coś takiego przez myśl, skoro ja robiłem wszystko, co mi kazał? 
               W moim sercu prawdopodobnie też tlił się wtedy promyk nadziei. Czułem to, jednak nie potrafiłem jeszcze sprecyzować, czego dotyczy. Wszystko było nowe. Dziwne. Nienormalne. Siedziałem przed nim zupełnie nagi i spoglądałem w dół, cały czas milcząc. W zasadzie chciałem zapytać, miałem ochotę krzyczeć "dlaczego?", ale żadne słowo nie mogło mi przejść przez gardło. Na tyle chyba mnie jednak znał, że odpowiedział, nie słysząc mojego pytania.
— Dan, to nie musi być coś odstającego od normy, wiesz? — spytał, głaszcząc mnie po policzku. — Wszystko zależy od tego, jak ty na to spojrzysz. Ty sam, obiektywnie, nie przez pryzmat panujących poglądów czy czegokolwiek. Nie umiem tego wytłumaczyć inaczej. Ale to przypadek, że stało się jak się stało. Rozumiesz?
                Nie rozumiałem, ale potaknąłem głową, bo co niby innego miałem zrobić? Czułem się dziwnie. Jake twierdził, iż początkowo musiał mnie zastraszyć, by bezpiecznie móc mówić o swoich uczuciach. A potem gderał o tym, że nie ma w tym nic dziwnego i po prostu się zakochał. Fakt faktem, uwierzyłem mu, bo podał dobre uzasadnienie. Szukał drugiej połówki, która go wysłucha i wesprze. Ellen wspierała go swoim ciałem, ode mnie miał wsparcie duchowe. Zakochał się, zbyt długo zachowywał to dla siebie, w końcu jego uczucia wybuchły i nie był w stanie już ich kontrolować ani opanować. Całował mnie, a ja odwzajemniałem jego pocałunki. Dotykał mnie, pozwalałem mu na to. Dotykałem go, kiedy mi kazał. Jednak przesadziłem, gdy Jake wchodził we mnie coraz głębiej, a ja jęknąłem przeraźliwie "więcej". 
               Z perspektywy normalnego człowieka byłby to gwałt. Molestowanie. Cokolwiek. Nie rozumiałem swoich poglądów. Zakochałem się w swoim ojczymie, który usiłował zrobić mi krzywdę. Nie miałem pojęcia, dlaczego było to tak rozkoszne i przyjemne. Siedziałem mu okrakiem na kolanach i opuszczałem się na jego członku, jednocześnie przytulając go do siebie i mierzwiąc palcami jego włosy. Jake całował moje sutki, gryząc je lekko i chichocząc. Mówił mi najsłodsze rzeczy, jakie kiedykolwiek słyszałem. Nie wiedziałem, jak spojrzę w oczy matce. Całowałem go namiętnie nawet wtedy, kiedy mówił, że już dość. Koniec końców uległ mi i zrobiliśmy to jeszcze raz. Marzyłem o tym, by każda nasza noc tak wyglądała. Jake był czterdziestoletnim facetem niemającym ze mną nic wspólnego, nagle stał się moim ojczymem i chciał mnie zgwałcić, a ja przystałem, wołając o więcej. Nie miałem pojęcia, czy faktycznie mnie kocha, czy to tanie kłamstwo. 
— Jake, kocham cię — wysapałem, przerywając na chwilę pocałunek. — Ja nie wiem, co z Ellen, ale nie będę w stanie patrzeć na was razem. 
— Myślisz, że nasz związek byłby w stanie przetrwać? — spytał, sprawiając, że poczułem się nieco gorzej. — Nie możemy się teraz wyprowadzić. Musimy być z Ellen.
                Po tym, co powiedział, wszystko stało się jasne. Był po prostu niewyżyty seksualnie, kiedy moja matka wyjechała z miasta. Wybór padł na mnie. Jake był zszokowany moimi uczuciami, próbował to ukryć, ale dostrzegłem prawdę. Prawdopodobnie nigdy nie przeszło mu przez myśl, że mógłby pokochać mężczyznę.
— Jake, mogę cię o coś poprosić?
— Jasne.
— Jeśli kiedykolwiek będziesz miał na to ochotę, przyjdź do mnie. Zrobię dla ciebie wszystko. Jeżeli widzisz mnie jedynie jako pojemnik na swoją spermę, stanę się nim. Możesz mnie traktować jak śmiecia, bylebym tylko mógł ci w ten sposób sprawić radość. Naprawdę nie mam zamiaru liczyć się z tym, jak się poczuję i jak powinienem się poczuć. Twoje marzenia to moje marzenia.
               Dopóki matka nie wróciła, robiliśmy to codziennie. W zasadzie zaspokajałem go cały czas, nie wychodziliśmy z łóżka. W życiu nie pomyślałbym, że ktokolwiek ma w głowie tak brudne rzeczy. Było mi z nim przyjemnie jak nigdy. Wraz z powrotem Ellen wszystko wróciło do normy. Tylko czasem, kiedy wychodziła do pracy, Jake wchodził mi znienacka do pokoju, pchał na łóżko i zaczynał szybko rozbierać, podczas gdy mnie ogarniała fala rozkoszy. Chyba na tym polegała miłość.
               

4 comments:

  1. Całkiem fajny oneshot. Opisy na początku czytało się przyjemnie.
    Taka fajna odskocznia od tasiemcowych opowiadań ;)

    ReplyDelete
  2. Ciekawa historia. Miło mi się czytało - tak lekko. Podoba mi się. (*-*)

    ReplyDelete
  3. Uah, było całkiem fajnie.

    Spodziewałam się co prawda, że Jake będzie chciał mu coś zrobić, jednak nie spodziewałabym się, że Danowi się to spodoba.

    Było ciekawie. Miło czasem przeczytać cos niezwiązanego z długimi opowiadaniami :)

    ReplyDelete