30.3.15

Boga zwyczajnie popierdoliło.

Dział: Unexpected. 
Numer rozdziału: 7
Gatunek: Yaoi. 



                Rozejrzałem się wokoło. Nad pomieszczeniem unosiła się aura kompletnego niepokoju, który zasiewał strach w moim sercu. W mieszkaniu było kurewsko ciemno i zimno. Okna były otwarte na oścież, a wiatr dostawał się do środka, gniotąc jeszcze bardziej brudne i nieuprasowane firany. Bajzel. Ledwo zapaliłem światło, a już jedna z żarówek momentalnie się przepaliła. Dom wyglądał jak z horroru. Ubrania walały się po podłodze, wszędzie leżały siatki z jedzeniem, ubrudzone na czarno chusteczki. Fakt, że okna były pootwierane, a Shen mieszkał na czwartym piętrze, dodatkowo wzniecały moje przerażenie, choć nigdy w życiu nie posądziłbym go o taką głupotę. Co tu się, do cholery, stało?
               Po prawej stronie od wejścia znajdowała się wyjątkowo mała kuchnia. Nie prowadziły do niej drzwi, lecz niski, drewniany łuk. Shen był mojego wzrostu, jeśli nie był wyższy, obydwaj zawsze musieliśmy się schylać, by minąć framugę. Wszedłem do kuchni. Ku mojemu zdziwieniu była czysta. W zasadzie sprawiała wrażenie od kilku tygodni nieużywanej. Sprawdziłem też łazienkę - czysto. Żadnych śladów zbrodni, zero brudu. Powoli stąpając po skrzypiącej podłodze udałem się do jego pokoju. Zapaliłem światło. Nie było go tam. Dlaczego zostawił otwarte mieszkanie? Czemu panował tu taki burdel? Na niechlujnie pościelonym łóżku leżał garnitur. Przy szafie znalazłem wielki niebieski worek na śmieci, pełny. Odchyliłem go delikatnie i spostrzegłem w nim stertę podartych ubrań - ubrań, które, jak przypuszczałem, nosił na koncertach. 
               W zasadzie czym się martwiłem? Znałem go na tyle, że takie zachowanie nie powinno mnie dziwić. Zawsze był roztrzepany, być może nigdy nie zamykał domu, bo zwyczajnie o tym zapominał. Zapewne udał się na randkę z jakąś nowo poznaną osobą, a J-Rockowe ciuchy postanowił sprzedać, bo przecież taka z niego gwiazda, że każde z nich pójdzie za miliony. Tak czy siak denerwował mnie fakt, iż nie odzywał się ani słowem. Intuicja znów podpowiadała mi dziwne rzeczy. Czy moja obecność zaczęła go męczyć? To, że wyraźnie nie daję mu żadnych znaków, w dodatku spotykam się z kobietą? Szczerze powiedziawszy zauważyłem jego zapędy do mojej osoby już dawno temu, więc dlaczego teraz zachowywał się tak dziwnie? Czy jego zauroczenie mną osiągnęło apogeum? Stan tak zaawansowany, iż przestał być w stanie ze mną przebywać? Naprawdę nie chciałem tracić przyjaciela, a już tym bardziej z takiego powodu. 
               Wybrałem jego numer, lecz po chwili okazało się, że zostawił telefon w domu. Zwyzywałem go pod nosem. Wygrzebałem z szuflady jego biurka kawałek podartego papieru i ołówek i zostawiłem mu list na stole w jadalni. 


Shen, skurwielu
Nie wiem, co tu się odpierdala, ale masz się ogarnąć, posprzątać ten syf i się odezwać. Masz moje wsparcie. I nie próbuj odrzucać pomocy, jakiekolwiek by nie były Twoje powody. 
Skurwiel Ryan



               Opuściłem jego mieszkanie z zamiarem wrócenia do siebie. Zupełnie zapomniałem już o sytuacji z Niną. Lecz mimo wszystko zdążyłem ją poznać na tyle, by wiedzieć, że nie strzeli o to bezsensownego focha. Zdecydowałem poprosić ją później, by nie spieszyła się z tym aż tak. Wiedziałem, iż zrozumie, nie była głupia. Nie martwiłem się o naszą relację, gdyż wiedziałem, że wszystko będzie dobrze. Co do Shena - jeśli moje obiekcje odnośnie do jego roztrzepania nie były prawdziwe, mogło być naprawdę źle. Postanowiłem odwiedzić go następnego dnia i robić to do skutku. Coś w duszy podpowiadało mi, że chłopak nie zadzwoni. 
               Cholera, ale jeśli nawet chciał zerwać kontakt, czy nie powinien był uzgodnić tego najpierw ze mną? Zawsze mu powtarzałem, że powinien załatwiać sprawy do końca, bo urywanie ich w połowie sprawi, iż do końca życia będą mu ciążyć i mogą ujawnić się w najmniej spodziewanym momencie. Czemu mnie nie słuchał? W sumie gdyby mnie słuchał nie byłby Shenem. 
               Wróciłem do domu cały mokry. Rozpadało się momentalnie, kiedy tylko wyszedłem od przyjaciela, jeśli mogłem go nadal tak nazywać. Z nadzieją, że to przejściowe, schowałem się pod daszkiem drzwi do kamienicy i paliłem fajki do woli. Po czterech zrozumiałem, iż nie ma to najmniejszego sensu, więc wróciłem do domu. Spaczenie psychiczne, którym opętała mnie własna robota, nie pozwoliło na skorzystanie ze środków transportu, więc tłukłem się ze trzy mile pieszo, po ciemku, przez deszcz i zacinający grad. A kiedy ogrzałem się w końcu w przygotowanej wcześniej gorącej kąpieli we własnym domu, z kolejnym papierosem w jednej ręce i literatką whiskey w drugiej, nadal nie odczuwałem krzty przyjemności ani satysfakcji. Sposobów na zły nastrój było wiele, jednak w zaistniałej sytuacji nie łudziłem się nawet nadzieją, że którykolwiek z nich mi pomoże. Poza tym... za każdym razem, kiedy czułem się aż tak niedobrze, dzwoniłem do Shena, a dłuższą chwilę później on pojawiał się za moimi drzwiami z siatką pełną taniego alkoholu i niezdrowego, barowego żarcia oraz czarną komedią pod pachą i ze skrętem w pysku. Nie sądziłem, że kiedykolwiek pomyślę o nim w taki sposób, ale naprawdę brakowało mi tej przepalonej niebieskiej czupryny. I wiedziałem, iż pożałuję tej myśli. 
               W taki sposób minął mi kolejny miesiąc. Nieco z braku laku związałem się z Niną. Nawiedzałem Shena codziennie, jednak nie spotkałem go ani razu. Jedyne co się zmieniło - po jakimś czasie przestał zostawiać otwarte drzwi. Wyłączył telefon. Słuch po nim zaginął. Nina zdawała się martwić bardziej niż ja. Nie znała go, lecz widziała, w jakim stanie jestem. Nic nie dawało mi satysfakcji. Bez obecności Shena miałem znacznie więcej pieniędzy, jakoś lepiej układało mi się w robocie, miałem piękną dziewczynę i seks kilka razy dziennie. Mimo to pojawiła się pustka, której niczym nie można było zapełnić. Wtedy uświadomiłem sobie, że Shen był jedyną osobą w moim życiu, z którą się zaprzyjaźniłem. Przeważnie odpychałem ludzi, więc z czasem dawali sobie spokój i przestawali o mnie zabiegać. Shen z kolei miał totalnie wyjebane, kiedy go spławiałem. Łaził za mną, gadał głupoty, śmiał się sam ze swoich żartów, aż w końcu tak zostało. Dlatego nie miałem najmniejszej ochoty zaprzyjaźniać się z kimkolwiek innym.
— Straciłem kilka lat życia — powiedziałem któregoś dnia, gdy jadłem z Niną przygotowany przez nią obiad. 
— Gadasz bez sensu — syknęła. — Nawet, jeśli faktycznie cię zostawił, czego jeszcze nie wiemy, powinieneś to traktować jako doświadczenie. Nie ma co rozpamiętywać przeszłości.
— Doświadczenie? — spytałem nieco ironicznie. — A niby czego mnie to nauczyło?
               Po tylu latach wiecznej obecności Shena miałem go zwyczajnie wyrzucić z pamięci i pogodzić się z takim losem, ta? Boga zwyczajnie popierdoliło. Jeśli w ogóle istniał. Postanowiłem rzucić w niego kamieniem, jeśli kiedykolwiek go spotkam. 
— Ryan — zaczęła znowu Nina. — Zjemy obiad i pójdziemy tam razem.
— Na cholerę? — zdenerwowałem się. — Już tam dzisiaj byłem. I wczoraj. I przedwczoraj. I teraz nagle cudem się tam pojawi?
— Nie w tym rzecz — odparła spokojnie, zupełnie nie przejmując się moim wybuchem. — Pójdziemy do właścicieli jego mieszkania. Powinni coś wiedzieć. Jeśli nie, dadzą nam zapasowe klucze. Sprawdzimy, czy Shen jest w środku. 
               Uniosłem głowę z nadzieją. Byliśmy w połowie posiłku, mimo to wstałem, złapałem ją za rękę i silnie pociągnąłem w stronę drzwi. Nie dyskutowała. Dobrze rozumiała, jak bardzo jest to dla mnie ważne. Ubraliśmy się, zamknęliśmy mieszkanie i wyszliśmy, szybkim krokiem idąc na najbliższy przystanek. W ciszy czekaliśmy kilka minut na bezpośredni autobus zatrzymujący się w pobliżu jego kamienicy. Po kilku minutach byliśmy na miejscu i dzwoniliśmy do drzwi właścicieli. Otworzyła nam przesympatyczna czterdziestolatka, którą kiedyś Shen miał okazję przedstawić mi osobiście. 
— Dzień dobry, jestem przyjacielem Shena Tracey'a — zacząłem.
— Ach tak, pamiętam pana — powiedziała z szerokim uśmiechem. — Wstąpią państwo na kawę?
— Dziękujemy, spieszymy się nieco — odpowiedziałem, sztucznie wyszczerzając uzębienie. — Przychodzę z pewną nietypową prośbą. Ostatnio nie mogę się dodzwonić do przyjaciela, w dodatku nie otwiera mi drzwi, podejrzewam, że coś się stało. Posiada pani klucze zapasowe, prawda? Czy mogłaby pani wejść ze mną na górę i to sprawdzić?
               Kobieta momentalnie zmarkotniała. Zdawało się wręcz, iż zrobiło jej się głupio. Westchnęła cicho i podrapała się po głowie.
— Przykro mi, zaszło pewne nieporozumienie... — powiedziała cicho. — Pan Shen wyprowadził się stąd jakieś dwa tygodnie temu. 

3 comments:

  1. No bez jaj! Ja nie wyczymię, no... Shen uciekł, zaginął... Może ktoś go porwał i trzyma w piwnicy, w końcu on taki uroczy, może któryś z jego byłych nie chciał pozwolić mu odejść.... :C Nie możesz tak robić, Lisu!! A Ryan? Ryan sobie je obiadki z Niną. Nie lubię jej. ;_; Mam wrażenie, że okaże się taką pindą jak Susan z Maniakalnego. :v

    ReplyDelete
  2. Lisu, mam dla ciebie zajebistą propozycję. Może tak jębnęłabyś się klawiaturą w ten łeb?

    ODDAWAJ SHENA. SHEN KOCHANIE WRACAJ DO RYANKA!

    ReplyDelete
  3. Oo jaa pieerdoolee. Napisałam, że Nina to pewnie puszczalska - w pewnym sensie się sprawdziło. Napisałam, że Shena pewnie nie będzie w domu - sprawdziło się aż za bardzo.
    Kurde, Shen. Wracaj do kierowcy, Ty mój delfinku. Tęsknię.
    Tak, Shen musi wróci. Teraz pewnie się trochę poznęcasz nad nami i Ryanem, a później w magiczny sposób oddasz nam niebieskowłosego.
    Ale dlaczego Ninę oddałaś? Nie lubię jej... Tak jak Chizu Chan myślę, że to taki typ jak ta sucz Susan. Nie lubię takich typów.
    Zgłaszam sprzeciw. Zabieraj Ninę i oddawaj Shena.

    ReplyDelete