Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć.
Numer rozdziału: 10
Gatunek: Yaoi.
Gomen, miałam to wrzucić wczoraj, ale net mi wysiadł. Tak czy siak już jest. Btw., czelendż dla czytelników. Pamiętacie, jak chcieliście ode mnie pornola? Mam pewien plan na to, chociaż podejrzewam, że nie do końca taki, jaki byście chcieli, aczkolwiek jest i będzie niedługo wcielony w życie. Poważnie. Na czym ów czelendż ma polegać? Potrzebuję od minimum trzech osób krótkie bądź długie video czy też nagranie (nie trzeba pokazywać twarzy, można zmienić głos, szanuję Waszą anonimowość) i powiedzieć w nim coś na temat Snays i autorów tego bloga. Generalnie to mogą być nawet trzy krótkie zdania. Macie dowolność. Inaczej pornola nie będzie, heheheheh. >:D Nie pytajcie, po co mi to, bo nie wiem.
PS Otwarta domówka, zapraszam na moją 18-stkę w walę tynki. Seriously. Macie ode mnie zaproszenie, chociaż podobno mam się zmieścić w 20 osobach (le Lis zaprasza tylko bliskich przyjaciół, na liście już 35 osób, a on się zmieścić nie może, więc jebać limity, i tak się nie uda).
___________________________________
Czy... Czy lubię ranić ludzi?
Zawsze zdawałem sobie sprawę z mojej upartości, egoizmu w czystej postaci czy
uważania samego siebie za pępek świata, ale... czyżbym faktycznie ranił ludzi?
Nigdy w życiu nie przyszło mi nawet na myśl, by postawić sobie tego typu
pytanie, bo niby czemu miałbym? Nawet, jeśli to robiłem, nie obchodziło mnie
to. Zawsze sądziłem, że jeśli takie zachowania przychodzą podświadomie, nie są
bez przyczyny. Tylko dlaczego, do cholery, tym razem mnie to zabolało?
Powiedział, że niby mi coś
udowodni, pokaże, uświadomi, jednak po otrzymaniu takiej odpowiedzi na pytanie
o ranieniu innych puścił moje ramię, spojrzał niepewnie i wyszedł, trzaskając
drzwiami tak mocno, że omal nie wypadły z framugi. Wiele razy w moim życiu
kłóciłem się z kimś, czasem wygrywałem, czasem - przegrywałem. Godziłem się z
porażką, miałem satysfakcję z wygranej, lecz te emocje nigdy nie były na tyle
duże, bym zastanawiał się jeszcze nad nimi po godzinie czy dwóch. Ta kłótnia
natomiast siedziała mi w pamięci przez cały dzień i obawiałem się, iż na tym
się nie skończy.
Kiedy stwierdziłem, że choć
trochę ochłonąłem, wyszedłem na dwór, by przywitać się z Reirą, jej rodzicami
oraz całą resztą przybyłych. Obserwowałem uważnie zachowania trójki mężczyzn.
Ku mojemu zdziwieniu Alan miał całkowitą rację. Razem przygotowali mięso i
zaczęli je smażyć, klepiąc się nawzajem po ramionach i śmiejąc głośno. Kobiety robiły szaszłyki z warzyw i przynosiły alkohol. Miałem już podejść do
Reiry, by się przywitać, gdy nagle...
— Siemasz, Gabriel, gdzie Alan? — Usłyszałem nagle tuż za sobą. Obróciwszy się na pięcie ujrzałem nikogo innego
jak pana Rinna, ojca Alana. W zasadzie totalnie nie miałem pojęcia, co
powinienem mu powiedzieć.
— Hm, nie wiem, wyszedł chwilę przede mną — odpowiedziałem ciesząc się, że udało mi się znaleźć odpowiedź, która nie
będzie musiała mijać się z prawdą.
— O co poszło? — zapytał, unosząc brwi.
— T-to jest... Nie wiem do końca, co ma
pan na myśli — wybełkotałem, nerwowo poprawiając sobie włosy.
— Nie miej mnie za naiwnego — syknął.
— Prze-przepraszam — wyjąkałem ze
wstydem.
— Tak czy inaczej Alan nie zwykł do
zwiewania z darmowego jedzenia, więc musiałeś go nieźle wkurzyć — zaczął.
Kurwa, dlaczego był taki bezpośredni? — Proszę, idź go poszukać, nie chcemy
zaczynać bez niego.
Zamiast wcisnąć mu jakiś kit, że
mam coś do roboty, bezmyślnie potaknąłem głową i ruszyłem w stronę miasta. Cóż,
chyba nie ukrywał się w środku ciemnego lasu, kiedy słońce dawno już zaszło, no
nie? Gdzie bym się schował, gdybym był Alanem... No właśnie, gdzie?
Wtedy doszło do mnie, że
właściwie nic o nim nie wiem. Jego miłość do sportu była tylko moim domysłem.
Nie miałem pojęcia, czym się interesuje, czy umie gotować, jaką ma grupę krwi,
czy jest prawiczkiem, być może ma nawet dziewczynę i... Nie, akurat dziewczyny
nie mógł mieć. Nie sądziłem, że jest osobą, która będąc w związku rzuca się z
łapami na kogoś innego.
— A co, jeśli chciał spróbować czegoś
nowego? — Zapytał mnie nagle głos w mojej głowie.
— Pojebało cię, nie jest takim kolesiem — wzdrygnąłem się.
— A czy nie pomyślałeś czasem przed
chwilą, że kompletnie nic o nim nie wiesz? — spytał z ironią.
— Wypierdalaj z mojej głowy! — wściekłem
się, motając się na środku piaskowej drogi, zwracając na siebie uwagę
przechodniów.
Kogo to obchodzi? Jeśli ma
dziewczynę to nie moja sprawa. Kierowałem się właśnie do miasta, bo tam niosły
mnie nogi i intuicja. A w zasadzie to nieopodal miasta. Znajdował się tam mały
drewniany mostek, położony nad niewielkim bajorem utworzonym z podmakających
przez ocean terenów. Zszedłem po schodach w dół małej doliny i byłem już prawie
na miejscu. Intuicja mnie nie myliła.
— Ej, twój ojciec kazał mi cię znaleźć i
wiesz, no — zacząłem, drapiąc się po głowie.
Alan nie zwrócił na mnie
większej uwagi. Stał na moście i opierał się łokciami o barierkę. Spoglądał w
dół i palił końcówkę papierosa. Nie rzucił mi nawet krótkiego spojrzenia.
— Znalazłeś mnie, możesz już iść — odparł.
— Dobra — powiedziałem niezwłocznie i
obróciłem się na pięcie, jednak po chwili coś zmusiło mnie do odwrotu. — Wiesz
co, ten plan chyba nie wypali.
Mimo że nie leciałem na facetów,
Alan wyglądał całkiem seksownie w tej pozie, w świetle księżyca, nad wodą, po
ciemku, z papierosem, oczymjadokurwyjasnejmyślę.
— Może raczyłbyś coś odpowiedzieć? — zapytałem ze zdenerwowaniem.
— Pocałuj mnie to pójdę — powiedział
nagle.
— C-co ty, c-co? — wybełkotałem. — Skąd
ci się w łepetynie rodzą w ogóle takie pomysły?
— Rób, co chcesz — odparł. — Poczekam.
Wpatrywałem się w niego z
totalnym zdziwieniem i nie mogłem pojąć, o co mu chodzi. Próbowałem zmieniać
temat, zaciągnąć go na siłę, wszystko na nic. Nie odpowiadał, nie
reagował. Czekał cierpliwie.
— A pierdol się! — wrzasnąłem na cały
głos. — Nie myśl sobie, że będę spełniał twoje pierwsze lepsze zachcianki,
żebyś wrócił do domu. Nie wiem jeszcze, co powiem twojemu ojcu, ale gówno mnie
to obchodzi i możesz sobie stać tu nawet całą n...
I wtedy to się stało. Znowu.
Mimo że starałem się do tego więcej nie dopuścić. Miałem dość. Jedynym, co słyszałem, było bicie mojego serca. Widzieć nic nie widziałem, bo odruchowo
zamknąłem oczy. Czułem... smak poziomek. I wcale mi się to nie podobało.
Odepchnąłem go z całej siły.
— Kurwa mać, co ty odpierdalasz?! — krzyczałem.
— Powtórz ładnie tak, jak ci pokazałem i
więcej nie będzie problemów — rzekł z totalnie obojętnym wyrazem twarzy. — Mój
ojciec nie przepuści ci tak łatwo, jeśli mnie zgubisz. Chyba zauważyłeś, jakim
jest człowiekiem.
— To jest, kurwa, szantaż... — zacząłem
panikować.
— Tak — odpowiedział niezwłocznie. — A
co? Masz z tym jakiś problem?
Skorzystałem z jego nieuwagi i
szybkim ruchem przyciągnąłem go do siebie, całując szybko, lecz namiętnie.
Potem padłem na kolana i wychyliłem głowę za barierkę.
— Czekaj, mam odruch wymiotny — wysapałem, krztusząc się własną śliną i wywalając język na zewnątrz.
— Widzisz, jak chcesz, to potrafisz — zaśmiał się ironicznie.
— Taaa, gdybym w ogóle tego chciał — syknąłem z pogardą.
— Gdybyś nie chciał, poszedłbyś w ciul — kontynuował.
— Nie chciałem mieć kłopotów przez
twojego ojca, sam powiedziałeś, że taki jest — wkurwiałem się.
— Wiesz jaki jest — mówił dalej. — Muchy
by nie skrzywdził.
— Kurwa, zamknij pysk, ty...
Tak czy inaczej wróciliśmy do
obozu. W milczeniu i skrępowaniu, ale wróciliśmy. Nasi ojcowie patrzyli na nas
z dziwną nadzieją w oczach. Niech się pierdolą. Choć może to słowo nie było
odpowiednie w tym kontekście.
— Gabi! — krzyknęła Reira, kiedy tylko
pojawiliśmy się na horyzoncie.
— "Gabi"? — zdziwił się Alan.
— Gabi, bo co? — powiedziała z udawaną
obrazą. — Coś nie pasuje?
— Zalatuje gejozą — odparł
niezwłocznie.
— Kurwa mać, to ty kaza... ty mi..., to
ty zacz... — motałem się.
— Wszystko w porządku, Gabi? — zapytała
dziewczyna, kładąc mi dłoń na policzku. Otworzyłem szeroko oczy i poczułem, jak
cały płonę.
— Znowu masz zamiar przespać się z
dopiero co poznanym facetem? — zapytał Alan.
— Kretyn — rzuciła z obrazą i odeszła.
— Odezwał się ten, który co chwilę
proponuje mi seks — syknąłem cicho.
— Coś powiedział?
Pieczone mięso było
naprawdę pyszne, szczególnie dla nas, takich typowych miastowych burżujów,
które twierdzą, że jedzenie produkuje się hurtowo w sklepach, dodaje chemii
i wtedy jest najlepsze. Nie przypuszczałem, iż w taki sposób smakuje naturalne,
niedoprawione dziwnymi śmieciami mięso. Szaszłyki były jeszcze lepsze. Reira
powiedziała, że w tym mieście sprzedają świeżo zebrane plony, stąd ten
wyśmienity smak. Zdawać się mogło, iż ognisko paliło się do samego rana,
podczas gdy my piliśmy kolejne i kolejne puszki piwa. Ten stan niewiarygodnie
mi się podobał, lecz w końcu stwierdziłem, że czas iść do łóżka. Niestety nie
bardzo chciało mi się iść tam samemu.
To video potem wstawic na YT, czy Ci wysłać? Ogólnie, po co Ci one?
ReplyDeletemi wysłać, napisałam, że nie wiem czemu
Deletespoko ja tak często (y)
Video może nagram... jak ogarnę co powiedzieć.
ReplyDeleteNiby ferie mi sie zaczynają jakos w polowie lutego, to na walęwtyłki może mi się uda wbić jakoś. Ale jak już to na chwilę... ale nie obiecuje, bo szanse malutkie. I tak ciągle zmieniam terminy, w których jadę do poznania. I staram się i staram i nie mogę dojechać.
Serio, właśnie powinnam spisywac pracę domową z maty, niemca i edb, a siedzę i czytam snaysy... ehhhh. Jak dostane trzy pały to nie moja wina.
Biedny Gabi rani ludzi. Nigdy nic, ale teraz boli? I dobrze.
Znowu szantaż Alana? Mi tam pasuje.
Gabi to serio gejowskie przezwisko. Ale czy takie nie są najlepsze?
Czyżby Gabi chciał iść z kimś do łóżka? Tylko z kim? Alan? Reira? Mam nadzieję że z Alanem.
Idę spisywac mate na macie...
Omnomnomnomnom <3
ReplyDeleteMi też "Gabi" zalatuje gejozą ...Reira mnie denerwuje.
ReplyDelete