6.1.15

Nie ucieka się z pola walki.

Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć.
Numer rozdziału: 9
Gatunek: Yaoi.



               Starałem się hamować myśli zarówno o całej tej klątwie, jak również o swojej orientacji. Nie było istotne, czy jestem homoseksualny, czy biseksualny - to po prostu gryzło się z tym, co dotychczas stworzyłem. Byłem szanowanym w szkole kujonkiem. Kujonek gej zyskałby zupełnie inną reputację.
               Nazajutrz obudziliśmy się dość późno. Alan tak czy inaczej wstał przede mną i słyszałem już, że pichci coś dobrego na śniadanie, czy może raczej na obiad. Wszędzie unosił się swąd dymu papierosowego, dlatego szybko otworzyłem na oścież okno w sypialni na piętrze, nie wstając nawet z łóżka. Wychyliłem na zewnątrz głowę i znów spojrzałem w kierunku kręgu ułożonego z kamieni. Bałem się, że ktoś coś zauważy. Z tego, co mówił pan Alex, to właśnie ludzie, którzy przypadkowo się o tym dowiadywali, niszczyli całą sytuację. Bałem się.
               Ale w zasadzie to niby czego miałem się bać? Do niczego tak naprawdę nie doszło, no nie? Czułem się dziwnie, kiedy wracały wspomnienia o pocałunku, a co dopiero o wannie... Brr, jak mogłem zgodzić się na coś takiego? Postanowiłem wyprzeć się tych wydarzeń. Z obrzydzenia aż zabolał mnie brzuch. Podjąłem decyzję i wiedziałem, czego chcę. A romans z facetem na pewno do moich marzeń nie należał. 
               Ubrałem się tego dnia w dość wygodne ciuchy, nie zważając na elegancję. Plac z dwóch stron, a właściwie nawet z trzech otoczony był lasem. Nie miałem ochoty obdzierać sobie dobrych ubrań. W kierunku wschodnim biegła zaś droga "wyjściowa" z obozu. Prowadziła przez wzgórze tuż przy oceanie. Kilka mil stąd znajdowało się małe miasteczko, przez które jechałem, wracając z portu. Cisza tego miejsca naprawdę koiła moje nerwy, chociaż naprawdę ubolewałem nad tym, że nie jestem tutaj sam. Po chuj oni tu przyjechali. Miałem, kurwa, odpocząć. Cholera, wróć, moje nerwy były bardziej rozszarpane niż kiedykolwiek indziej.
               Zszedłem na dół do kuchni. Zająłem miejsce przy stole, na którym stała już kawa i jajecznica z bekonem. Nieopodal leżało też kilka jabłek i paczka papierosów.
— Widzę, że dzisiaj po amerykańsku jemy — odparłem.
— Ciekawy sposób masz na okazywanie wdzięczności — syknął, po czym usiadł naprzeciwko mnie.
               Odruchowo spojrzałem na jego twarz tak, jak kultura nakazuje patrzeć na twarz rozmówcy. Wtedy wróciły do mnie wszystkie wspomnienia. Mój wzrok zatrzymał się na moment na jego ustach. Kurwa, to obrzydliwe! Czemu mój mózg wysyłał do mnie tak dziwne sygnały?! W rezultacie pogrążyłem się w mojej jajecznicy, odsuwając na bok bekon. Był za blisko. Był za blisko niej. Może jajecznica czuła się skrępowana jego obecnością? Trzeba go odsunąć. Jak najdalej. Trzeba pomóc jajecznicy.
— Będziesz myć ten stół — powiedział z zażenowaniem. — Mogłeś powiedzieć, że nie lubisz mięsa.
               Nim się zorientowałem, bekon porozrzucany był po całym stole. Wyprostowałem się i zacząłem rozglądać się nerwowo.
— S-sory, zmarnowałem twoją pracę — wybełkotałem. — Dziwnie się dzisiaj czuję, to dlatego.
                Czułem na sobie jego wzrok. Wiedziałem, że jak gdyby nigdy nic popija sobie teraz kawkę i gapi się na mnie, penetrując mnie na wylot. Penetrując...?
— Tak czy inaczej zaraz wychodzimy — odparł. — Też dlatego śniadanie jest takie skąpe, jeśli śniadaniem można w ogóle nazwać posiłek o szóstej po południu.
               Spojrzałem na zegarek. Kurwa, miał rację! Nie miałem pojęcia, jakim cudem obudziłem się aż tak późno. Miałem w planach wstać najpóźniej o dziesiątej, ale... Cholibka? Tak czy siak atmosfera nad nami wciąż gęstniała i przybierała ciemne barwy. Bezmyślnie grzebałem widelcem w jajecznicy.
— Dokąd wychodzimy? — zapytałem, choć ton mojego głosu nie wskazywał na żaden pytajnik w tej wypowiedzi.
— Starsi chcą zrobić ognisko, przecież wiesz — odpowiedział, dopijając kawę. Kątem oka widziałem, że nawet nie ruszył posiłku. Zapalił papierosa i oparł się na krześle.
— Aaa... racja, zupełnie o tym zapomniałem — rzekłem, mając złe przeczucia co do tego. — Reira też przyjdzie?
— Czemu o nią pytasz? — spytał z wyczuwalnym zdenerwowaniem. — Pewnie przyjdzie ze swoimi starszymi. 
                Otworzyłem szeroko oczy, wpatrując się uważnie w swój talerz. Został na nim jeden kawałek bekonu. Tak, to zdecydowanie był pan Rinn, ojciec Alana. Jajkiem był mój ojciec. A tą niepozorną natką pietruszki musiał być w takim razie pan Ray. Poprzesuwałem jedzenie na stanowiska i zacząłem obmyślać strategię. Domyślałem się, jak reagują na siebie Rinn i Adrien, choć mogło to być nieco obrzydliwe, to byłem w stanie to jakoś zrozumieć. Wiedziałem też, co jest między Rinnem i Ray'em. Mimo wszystko są braćmi, choć dzieli ich przepaść, innymi słowy kłótnia o ukochaną osobę. Ogarniałem też mniej więcej stosunki Adriena i Ray'a, ta sprawa zapewne została zakończona na tym, że ojciec odszedł, martwiąc się jeszcze o uczucia tego faceta, a tamten postanowił obserwować go z daleka. Problem był jeden: jakie będą produkty reakcji w tej zupie, jeśli spotka się cała trójka? W DODATKU Z ŻONAMI I DZIEĆMI?! 
— Co ty tam mamroczesz? — zapytał nagle. Zauważyłem, że przyglądał mi się cały ten czas.
— Hehe, wiesz — zaśmiałem się sztucznie.
— Słyszałem imię "Ray" — powiedział. — Co znowu knujesz?
— He? Mówisz tak, jakbym był jakimś spiskowcem czy coś — warknąłem.
— Bardziej mi wyglądasz na autora mangi shoujo — syknął.
— M-m-mangi shoujo? Czemu akurat shoujo? — wkurzyłem się.
— Widzę ciebie z trzema laleczkami w ręce, bawiącego się w najlepsze i niemogącego się zdecydować, kogo wybierze główny bohater — odpowiedział, gestykulując rękami. 
— Wcale nie... — westchnąłem, oparłszy się łokciami o blat. — Oni dokonali już wyboru, po prostu boję się tego, jak dzisiaj na siebie zareagują.
— To dorośli ludzie, czego od nich oczekujesz? Że nagle wrócą im wspomnienia z przeszłości i zaczną płakać? — zapytał z wyrzutem. Wstał z krzesła, obszedł stół i stanął za mną. — Będą się zachowywać równie naturalnie, co zwykle. A ty?
— Ja? A dlaczego miałbym się nie zachowywać naturalnie? — zdziwiłem się. W głowie wciąż słyszałem poprzednią kwestię Alana. Czy naprawdę byli tak dojrzali, by zachować te sprawy dla siebie? Ciekaw byłem, czy Reira jest na tyle doinformowana, co my. 
— Nie o to pytam — odpowiedział. — Pytam, czy pan główny bohater już się zdecydował, kogo wybierze.
               Po chwili poczułem palący ból na swoim karku. Alan obsypywał moją szyję pocałunkami, a moja skóra płonęła po każdym kontakcie z nim. 
— Nie, daj spokój — wybełkotałem szybko i odepchnąłem go, gnając w kierunku drzwi wyjściowych. Już łapałem za klamkę, gdy nagle...
— Nie ucieka się z pola walki, to niedojrzałe — Usłyszałem tuż nad sobą. Zahamował drzwi ręką więc nie byłem w stanie ich ruszyć. Obróciłem się przodem do niego.
— Pola walki? — zapytałem, unosząc jedną brew. — Chcesz mnie zabić?
— Jeśli będzie to konieczne — odparł niezwłocznie. — Ale najpierw to. 
               Zatopił się namiętne w moich ustach. Wspomnienia znów wracały, tworząc mi totalny mętlik w głowie. Dlaczego? Dlaczego Alan nie mógł wyżywać się na kimś innym? Cholera, gdyby nasi tępi ojcowie nie wpadli na pomysł z listem, teraz siedziałbym sobie tutaj sam. Jebać wszystko. 
— Zostaw mnie — warknąłem, odpychając go od siebie. Spojrzał na mnie z lekkim zdziwieniem, chociaż jego twarz zwykle nie okazywała emocji. 
— Jesteś pewien, że właśnie tego chcesz? — spytał.
— Tak, a niby co właśnie powiedziałem? — zapytałem sarkastycznie.
— Już zmieniasz zdanie? — zadał pytanie. 
— A czy kiedykolwiek moje zdanie było, kurwa, inne?! — wrzasnąłem w końcu. 
               Kiedy zaczynałem czuć ulgę, bo Alan już zwracał się w drugą stronę, by mnie zostawić, w ostatniej chwili zrezygnował ze swoich działań, wzbudzając u mnie falę gniewu. Jednak jedno musiałem mu przyznać - był silniejszy.
— Przypomnę ci — zadeklarował, po czym rzucił się na mnie po raz kolejny.
               Po kilku namiętnych pocałunkach, które za wszelką cenę próbowałem przerwać, lecz mi nie wychodziło, wylądowaliśmy na podłodze. Alan przeniósł usta ponownie na mój kark, kiedy to ja darłem się wniebogłosy. Jedną ręką przytrzymywał mnie, bym nie mógł wstać, drugą zaś - rozpinał moją koszulę.
— Co ty sobie, kurwa, wyobrażasz?! — wrzasnąłem, przebierając nogami. Nie mogłem się uwolnić.
— Ja? — zapytał, unosząc jedną brew. Jego twarz znajdowała się tuż nad moją. — Co JA sobie wyobrażam? Naprawdę tak bardzo lubisz ranić ludzi?


______________________________________
Był sobie Lis i jego alter ego, Shiro Seiji. Żaden z nich nie miał żadnych talentów, więc Shiro został zmuszony do napisania kolejnego posta na blogu, coby chociaż czytelnicy się ucieszyli. Lis w tym czasie zapierdalał ze zrobieniem aranżacji utworu Krajewskiego na koncert szkolny. Codziennie wieczorem wracał na swoją ciasną stancję i pytał:
— I co, Shiro, napisałeś już posta na blogu?
— Lis, człowieku, zbieram się do tego, codziennie o tym myślę, w końcu ogarnę.
Ale następnego dnia sytuacja się powtarza.
— Shiro, kurwa, minęło już kilka dni od ostatniego, ludzie się upominają.
— No wiem, myślę o tym codziennie, mam już plan wydarzeń w głowie na kolejne 12 sezonów maniakalnego, spoko, serio. Wrzucę najpóźniej pojutrze. 
No ale kolejnego dnia znowu to samo, więc Lis wkurwiony wchodzi do pokoju, no ale Shiro siedzi jak ten debil na fejsie i się opierdala.
— Shiro, piszesz już coś?
— No mam tam dwa akapity, za godzinę się biorę i wrzucam.
No to Lis, że spoko, postanowił dać mu spokój. Następnego dnia wraca do chaty, wchodzi do pokoju i patrzy, że Shiro gówno zrobił i nie wrzucił żadnego posta. 
— Shiro, kurwa! Czemu nic nie napisałeś?!?!
— Nie wię ;-;


Tak gdyby ktoś był ciekawy, czemu mnie nie było. (y)

5 comments:

  1. PENETRACJA XDDDD
    A historyjka taka prawdziwa ;____;

    ReplyDelete
  2. Ej no! Gabi (dobrze pamiętam?) weź daj się w końcu zgeić, bo Alan nam ta uschnie zaraz!

    Nie udawaj cnotki, nie wychodzi ci...

    Weź po Alan w końcu na seksy, bo jak nie, to inaczej porozmawiamy!

    Mam nadzieję, że przypomnisz mu jakie POWINNO być jego zdanie.

    Gabi lubi ranić ludzi. Nie no, Mesu dumna, ale Alan potrzebuje twojej miłości, no!!!

    Mam nadzieję, że to z 12-stoma sezonami Maniakalnego to na serio!


    Nie zamęczam. Idę dalej robić to, co przez całą dzisiejszą noc, czyli oglądać yaoi.

    Powodzenia na koncercie, Lisu!

    ReplyDelete
  3. This comment has been removed by the author.

    ReplyDelete
  4. *
    Awawaw, jutro do szkoły wstawać trzeba na szóstą, a co robię ja? Czytam sobie po nocach jak gdyby nigdy nic :'D
    Też liczę na te 12 sezonów maniakalnego O: 
    ;3

    ReplyDelete
  5. Powoli zaczyna mnie denerwować Gabriel ...Raz chce, raz nie chce ...Niezdecydowany jak polska pogoda.

    ReplyDelete