16.12.14

Normalnie rzuciłbym się na ciebie i brutalnie zgwałcił.

Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć. 
Numer rozdziału: 2
Gatunek: Yaoi. 



               Chata, przed którą staliśmy, emanowała wręcz burżuazją. Alan, bo tak miał na imię nowo poznany przeze mnie chłopak, wyjaśnił mi, że jego dziadek był tutaj niegdyś bardzo szanowanym biznesmenem. Mój umysł kazał mi się wywyższać - miałem ogromną ilość wiedzy oraz byłem rozgarnięty w sprawach związanych z miastem. Znałem na pamięć nazwiska najważniejszych osób na tym obszarze, a ten próbował mi wmówić, że jego dziadek był...
— Kurwamaćalexandercarter — wyrzuciłem z siebie jednym tchem, kiedy drzwi otworzył nam posiwiały mężczyzna. 
               Jego twarz zdobiły liczne zmarszczki, poza tym, podobnie jak jego syn, miał spojrzenie typowego skurwiela. U Alana nie było to aż tak widoczne. Alan wyglądał, jakby miał wyjebane. Stary Carter wytrzeszczył oczy. 
— Co do kurwy... — westchnął, przyglądając mi się z zaciekawieniem. — Ty jesteś Bennett, niewątpliwie, ale... Aż takie podobieństwo? To nieprawdopodobne...
               Przeszywał mnie wzrokiem, jakby chciał się na mnie rzucić i brutalnie zgwałcić. Dobrze, że był starym dziadem i nie miał już takich potrzeb.
— Normalnie rzuciłbym się na ciebie i brutalnie zgwałcił — zaczął. — Dobrze, że nie jestem starym dziadem i nie mam już takich potrzeb.
               Alan dopiero w tym momencie zainteresował się nieco rozmową. Rzucił panu Alexandrowi zmieszane spojrzenie i zaproponował, byśmy weszli do środka. Mężczyzna nie pałał entuzjazmem na nasz widok. Rzucił coś, że zapewne jesteśmy tu, by poznać historię naszego życia. Trafił w dziesiątkę. Tylko skąd wiedział?
               Pan Carter zasiadł w fotelu. Usiadłem nieopodal niego na szerokiej białej sofce. Alan w tym czasie poszedł zrobić coś do picia. Siedzieliśmy w ciszy, a ja z niecierpliwością trzęsłem nogami i zaciskałem na kolanach pięści. 
— Ciężko jest zacząć od początku — powiedział, kiedy Alan wrócił do pomieszczenia. — Jak ci na imię?
— Gabriel — odpowiedziałem ze zdenerwowaniem. 
— Zakładam, że nie macie zielonego pojęcia o tym, co łączy rodziny Bennett i Carter — odparł, biorąc łyk piwa. Chwila... Piwa?
— Nic a nic — odpowiedział Alan, podczas gdy ja nie mogłem ogarnąć faktu, że taki dziad pija tani alkohol. 
— Jakim cudem się spotkaliście? — zdziwił się. — Dwadzieścia lat zabiegaliśmy o to, byście nigdy się nie poznali.
               Zamrugałem szybciej oczami. Co, do chuja? Nie miałem zielonego pojęcia, o czym mówi, a nie wyglądało na to, że ściemnia. Przegryzłem wargę.
— Nasi ojcowie chcieli wymienić ze sobą listy — rzucił szybko Alan. — Tak się stało, że postanowili, byśmy my ich w tym wyręczyli. Byliśmy dostawcami.
— Cholera — syknął, pukając się po głowie. — To jest nieuniknione. Carterowie muszę żyć w symbiozie z Bennettami, inaczej się nie da. 
— Czy mój dziadek był pańskim współpracownikiem? — zapytałem nagle. 
— Pojebało cię? — zapytał z ironią. — Nigdy nie znałem większego idioty od Martina. Ogarniał medycynę, ale firmę? Świat by tego nie przeżył. 
— Jakiej symbiozie? — zapytał Alan, przerywając mi atak wściekłości.
— Poznałem Martina, kiedy miał siedemnaście lat, ja dwadzieścia siedem. Wtedy byłem jeszcze psychoterapeutą w jednej z przychodni przy samym centrum. Rodzice co moment zmieniali mu psychologa, bo żaden nie pomagał. Generalnie Martin był zdrowy, po prostu jego starzy patrzyli na niego przez pryzmat swoich dziwnych poglądów, których nigdy nie próbowałem rozumieć — zaczął, patrząc w okno. Świadomie nie patrzył nam w oczy podczas opowiadania tej historii. — Z tego, co wywnioskowałem, Martinowi już po pierwszej wizycie zależało, by nie urywać ze mną kontaktu. Ale przewidział, że po kilku wizytach będzie musiał iść gdzie indziej. Tego dnia powiedział mi, że mam go przelecieć.
               Wyplułem herbatę na swoje kolana, podczas gdy Alan wpadł w chamski atak niepohamowanego śmiechu. Lał się jak ten debil, jak głupi do sera. Spoglądałem na pana Alexandra, ale nie wydawał się być wzruszony. Wyglądał raczej jakby... tęsknił. 
— Pomijając nieszczęścia, jakie co chwila nas spotykały, dawaliśmy radę. Domyśliliście się już pewnie, że byliśmy razem — kontynuował, przenosząc wzrok ze mnie na Alana i z powrotem. — A im dłużej byliśmy razem, tym gorsze figle płatał nam los. Moja świętej pamięci już żona dostała obsesji. Ta kobieta biegała za mną wszędzie, gdzie szedłem. I nienawidziła Martina. Wsadziła go do szpitala psychiatrycznego i dała łapówkę odpowiedzialnym za to ludziom. Wmówili mi schizofrenię paranoidalną. Przez jakiś czas był przekonany, że ktoś taki jak Alex Carter nigdy nie istniał.
— Niemożliwe, że nie poniosła przez to konsekwencji — syknął milczący dotąd Alan. Miał rację.
— Susan miała naprawdę niezłe kontakty. Jej ojciec był w końcu znanym wszem i wobec maestro Rooy'em — powiedział. Na to nazwisko moja szczęka opadła do ziemi. — Wystarczyło jej pstryknięcie palcami. Tak czy inaczej zmasakrowała ten związek. Udało mi się odbić Martina z powrotem przy pomocy Jude'a i Elise, siostry Martina. Ta pani wraz z panem Judem pałali do siebie niewyobrażalną nienawiścią, jednak później się pobrali. Myślałem, że będą udanym małżeństwem, jednak popadli w alkoholizm, a potem zaczęli eksperymentować z kokainą. Dość szybko odeszli z tego świata, nie pozostawiając po sobie żadnych potomków. 
— W takim razie jak to się stało, że narodzili się nasi ojcowie? — zapytał dociekliwie Alan.
— Susan mnie zmanipulowała. Ogólnie mówiąc poznałem ją jeszcze na studiach, po jakimś czasie staliśmy się parą. Nie była wtedy jeszcze taką zbutwiałą jędzą. Zaszła w ciążę, ale wtedy nagle jej ojciec postanowił wyjechać i zabrać ją ze sobą. W dziewiątym miesiącu poroniła. Po tej sytuacji nasz związek został totalnie rozerwany. Jednak dzięki temu później z łatwością mogła mną manipulować. W taki sposób urodził się Rinn. To imię nadałem mu właśnie na cześć Martina, gdyż wcześniej zniknął z mojego życia i upozorował swoją śmierć. Chciał sprawić, bym miał szczęśliwe życie. Ale nie wytrzymał. Wrócił, kiedy zaręczyłem się z Susan. Przedstawił mi się właśnie jako Rinn. Kiedy po jakimś czasie Susan zaszła w ciążę, nie sądziłem, jak okropne będą konsekwencje. Martin kazał mi odejść. Nie był zły, wściekły czy cokolwiek. Po prostu powiedział, że dziecko potrzebuje ojca. Po jakimś czasie sam związał się z pewną kobietą i spłodził Adriena, twojego ojca, Gabriel — mówił powoli. — Poza Rinnem mam jeszcze jednego syna, jednak dawno temu wyjechał za granicę. Ma na imię Ray. Cała ta trójka dowiedziała się przypadkowo o mnie i Martinie. Wszystko dlatego, że nawet po ślubach spotykaliśmy się i romansowaliśmy w ukryciu. Wiecie, co chcę wam powiedzieć odnośnie do waszych ojców, prawda?
— Tak, przeczytaliśmy listy, które kazali nam przekazać — odpowiedziałem, spuszczając głowę.
— Wiem, że nie rozumiecie tego, dlaczego chcieliśmy trzymać was z dala od siebie — mówił dalej. — Wasi ojcowie któregoś dnia postanowili razem pozbawić się życia. Sądzili, że nie powinni w ogóle się urodzić, bo dobrze znali historię swoich ojców. Postanowili przerwać to fatum i być już do końca razem. Jednak próba samobójcza nie doszła do skutku. Zdecydowali się rozstać i założyć własne rodziny. Aż w końcu nadszedł ten dzień, w którym napisali te listy. Choć przypuszczam, że napisali je już dawno temu, aczkolwiek dziś przełamali się i postanowili dostarczyć. To, że każdy z nich zlecił to swojemu synowi, to czysty przypadek. Lub inaczej: tragiczne przeznaczenie.
— Sądzi pan, że nagle stwierdzimy, że jesteśmy gejami, tak? — zapytałem z arogancją.
— Tak sądzę — zagiął mnie skurwysyn. 
— Czemu? — spytał Alan. 
— Było tak za każdym razem. Zaczynało się niewinnie, a potem wiadomo — odrzekł. — Nawet, jeżeli teraz postanowicie zerwać kontakt, to nic nie da. Gabriel wróci do domu i nie będzie mógł spać. Alan zacznie po szufladach ojca szukać adresu. Wiem, jak to brzmi. Nie musicie mi ufać ani wierzyć. Ja tylko ostrzegam, że nie musicie tego hamować. 
— To co mamy zrobić? — zapytałem, drapiąc się po głowie.
— Nic — odparł. — Pamiętać, że Carter zawsze jest na górze. 
               Kiedy opuściliśmy mieszkanie pana Alexandra, szliśmy w tak niezręcznej ciszy, że szło się zesrać. No bo o czym mieliśmy gadać? Przecież nie o pogodzie...
— Alan, o czym myślisz? — zapytałem niemrawo.
— Zastanawiam się, jak to jest uprawiać seks z mężczyzną — powiedział bez ogródek, wywołując u mnie nieprzyjemne dreszcze. — A ty?
— Czemu myślisz o takich rzeczach...? — wzdrygnąłem się z obrzydzenia. 
— No bo jak mamy to robić, to wolę sobie przynajmniej uzmysłowić, gdzie trafiać — powiedział.
— Czemu mówisz o tym, jakby to była najzwyklejsza rzecz w świecie?! — wrzasnąłem na niego.
— Czemu panikujesz? — zdziwił się. — Tak jakbyś zarzucał mi, że jestem za mało przystojny. A wiem, że nie jestem. 
— Pierdol się... — westchnąłem.
— Ok! — potaknął, po czym gwałtownie zarzucił mnie sobie przez ramię i pognał przez ulicę, prosto do swojego domu, a potem do pokoju, tylko po to, by chwilę później...


________________________________
Gdyby były tu jakieś błędy, proszę o napisanie mi tego. Nie mam siły sprawdzać, nie teraz przynajmniej.
Poza tym chcę napisać na tym blogu więcej na swój temat, na temat Lisa, prawdziwego Lisa. Ciekawostki nie oddają w pełni tego, co powinniście wiedzieć na mój temat, bo moja historia poniekąd wiąże się z tym, w jaki sposób piszę. Gdyby ktoś chętny był przeprowadzić "wywiad", Lis chętny do działania. Opublikowałabym to tutaj z podziękowaniami. 
.
.
.
Mesu, liczę na Ciebie. Tylko Ty się nadajesz do takich rzeczy. 
>:D

13 comments:

  1. Ja pierdole Lisu kurwa ty to zawsze specjalnie kończysz w TAKIM momencie! GHHHHRRRRR.

    3 pokolenia rodziny Carter i Bennett! Hip hip huraa!

    Może to jakaś klątwa? O.O

    Streszczenie historii trzech generacji przez samego Alexa :""D Bezcenne!

    " — Sądzi pan, że nagle stwierdzimy, że jesteśmy gejami, tak? — zapytałem z arogancją.
    — Tak sądzę — zagiął mnie skurwysyn. "

    Rycze :""D Tego można się było po Alexie spodziewać xD

    Oczywiście nowa cudna parka się tworzy! Alan x Gabi <3

    Serio, ubóstwiam te dwa imiona :0


    LISU, NA SWOJEGO STALKERA MOŻESZ LICZYĆ ZAWSZE!!

    Mesu reporterka ^^

    Może nawet Mesu wbije do siostry na Poznań, jak ją siostra przyjmie!! :"D

    A takie zasadnicze pytanko. Lis wybiera się w 2015 na jakieś konwenty?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Możesz wbić nawet do mnie, ja Cię zawsze przyjmę. >:D Ale równie dobrze możesz ogarnąć pytania i wysłać je mailem/na fb/w komentarzu/whatever. Dzięki, Mesu! Wiedziałam, że się podejmiesz.

      Jedyne, co planuję na przyszły rok to AC/DC w Wawie w lipcu, bo na Slashu było zajebiście. >:D Także możesz wywnioskować, że większość zaoszczędzonego przeze mnie hajsu pójdzie na koncerty, dojazdy na nie, a potem używki na nich. Chociaż nie mówię z góry, że na żaden kon nie wlecę. Mnie po prostu konwenty często nudzą, nie ma adrenaliny, nie ma co robić, tylko skaczesz po panelach albo łazisz po nowych ludziach.

      Delete
    2. Mesu chętnie wbije do Lisa, jak jej siostra pozwoli chatynke opuścić ;-;

      Oczywiście, że się podejmę! To zadanie stalkera Mesu, obdzierać Lisa z prywatności.

      >:D

      Prawda, że na konwencie idzie się wunudzic, dlatego całego czasu nie spędzam na miejscu. Jak nie jestem sama, to idę na miasto i tyle :3

      Dobra!

      Tylko niech Lis się pilnuje i nie obudzi w rowie po kocercie!

      To w takim razie ja spadam na angielski, a potem do fryzjera!

      Nie ma to jak eksperymentować z farbą do włosków.

      Czerwona łepetynko, nadchodzę! ( ale dopiero za jakiś tydzień )

      Delete
    3. Mesu, Ty się módl, żeby to rów był.

      Dobry wybór z czerwonym, też to przerabiałam, teraz wracam do naturalnych czarnych. :v Co do pytań jeszcze, będę czekać, gdziekolwiek je wyślesz. :P

      Delete
    4. O ŻESZ. DAJ BOŻE ROWA ( da fak?)

      Ja juz na główce fiolecik miałam, a w wakacje szykuje się niebieski. Zrobiłabym teraz, ale basen w szkole obowiązkowo... no nic!

      Pytania sobie ułoże i zacznę cię nimi obdzierać z prywatności >:D

      Tylko proszę o małą podpowiedź! Jak daleko mogę ( lub mam ) się posunąć ( to dziwnie brzmi ;-; ) ?

      Delete
    5. HAHAHAHAHA, BASEN I FARBA XD jak jebniesz czerwień na łeb, to można fajne akcje odpierdzielać, np. udawać, że Cię rekin w basenie wpierdala.

      nie ma granic, Mesu!

      Delete
    6. OMYGY REKIN W BASENIE!

      Niech wpierdzieli dziewczyny z mojej klasy to będę najszczesliwszą osobą na świecie!

      Nir ma granic powiadasz... hyhyhyhy >:D

      Delete
  2. Yay, urocza z nich para będzie ;3

    ReplyDelete
  3. Okay, piszę z tableta. Oznacza to tyle co: naprawdę chcę napisać ten komentarz. Nie wchodziłam trochę na bloga, bo xuży zapierdol w szkole (co w sumie nie ma związku, bo się nie uczę) i przyssanie się do książek, ale. Ale jestem. I popadam w zachwyt, bo w sumie nie sądziłam, że do tego wrócisz. Choć tytuł mówi sam za siebie. I łał. To już trzecie pokolenie. Co prawda jak dla mnie wszystko dzieje się odrobinę zbyt szybko, ale trzeba wybaczyć, bo humor oczywiście na suped poziomid. Imiona mi się obydwa kojarzą z kimś xD Gabriel jest totalnie ładne, pomijając fakt, że przed chwilą imiennik tego bohatera oberwał ode mnie paczką orzeszków w twarz, ale to normalne, jak również to, że cholernie mi przeszkadzał podczas czytania. Młodsi bracia, nie polecam xD Enyłej, już zostawiając rozdział, to ja bym z chęcią taki wywiad z Lisem przeczytała (y)
    Jak pisałam, zapowiada się zajebiście, weny życzę C:
    Toddy

    ReplyDelete
  4. Hej, byli Elise i Jude, ale co z Ritą?

    ReplyDelete
  5. Elise i Jude nie żyją? Alkoholizm i prochy? Wth. :OOO
    A oni jednak przeżyli
    Już mnw czaję, jest spoko.
    To Martin już nie żyje.
    Powoli łączę fakty i zaczynam ogarniać więcej rzeczy.
    Dobra, już rozumiem. :3
    Już nigdy nie narobię sobie takich zaległości, nigdy...

    ReplyDelete
  6. Jakim cudem próba samobójcza Adriena i Rinna nie doszła do skutku ?Przecież połknęli tabletki ...
    Śmierć Elise i Jude'a nieco mnie zaskoczyła, ale czego się spodziewać po nielegalnie produkującej tani majonez i hakerze ?

    ReplyDelete
  7. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete