15.12.14

Jak jedną informacją przejebałem całe życie.

Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć.
Numer rozdziału: 1
Gatunek: Yaoi.



               Ciekawość to pierwszy stopień do piekła. Jednak czasem czujesz, że wolałbyś znać tajemnice ukrywane przez twoja rodzinę, jeśli istnieją takowe. Póki żyjesz w niepewności, nie przyjdzie ci nawet do głowy, ze twoi najbliżsi mogliby coś przed tobą ukrywać. Bo i po co? Na co? Dlaczego?
               Tego dnia ojciec polecił mi przekazanie pewnemu chłopakowi jakiegoś listu. Totalnie nie wiedziałem, o co chodzi. Nie mógł go wysłać? Dać komuś innemu? Dlaczego zrzucał to na mnie? Dobrze wiedział, że celowo olewam życie towarzyskie i w pełni skupiam się na nauce, czemu więc kazał mi łazić wte i wewte, podczas gdy miałem ręce pełne roboty? Walić to...
               Któregoś dnia postanowiłem po prostu podążać za swoim egoizmem. Nie chciałem mieć przyjaciół, bo zrywanie więzi jest zbyt trudne, a co jeśli później będę wolał wyjechać na studia na daleki zachód, a moi bliscy będą zbyt niedouczeni, by wybrać się tam ze mną? Zdecydowanie bylem egoistą.
               W lustrze widziałem wychudzonego bruneta o chłodnym spojrzeniu i oliwkowej karnacji. Podobno przypominałem od lat nieżyjącego dziadka. Mówiono, ze nawet charakterem po nim poszedłem. Miałem obecnie 20 lat i ledwo co go pamiętałem. Zmarł dość szybko. Był człowiekiem pełnym sprzeczności - niby arogancki i śmiejący się z problemow innych, a jednak śmierć przyniosły mu problemy psychiczne własnie z kłopotów wynikające. Nigdy nie chciano mi powiedzieć nic więcej. Matka nie wiedziała, ojciec ukrywał to zarówno przed nią, jak i przede mną. Teraz jeszcze sytuacja z listem. Kazał nie mówić nic matce, wiec wywnioskowałem, iż te dwie sprawy mogą mieć ze sobą jakiś związek. Miałem nadzieję, ze w końcu dowiem się, na czym stoję, choć moje przeczucia co do tej od lat ukrywanej prawdy nie wróżyły niczego dobrego.
               Miałem iść tam koło czwartej po południu. Była to godzina, w której zwykle katowałem się książkami i zdrowym jedzeniem. Taki tryb życia obrałem, zależało mi, by nie umierać przedwcześnie. Chociaż do sportu naprawdę ciężko było mnie zmusić.
               Ściskałem nerwowo list w dłoni, zupełnie nie zważając na estetykę koperty, która powinna była zostać zachowana, a w rezultacie wyglądała już jak serwetka z KFC. Ponadto kusiło mnie otwarcie tejże koperty i sprawdzenie jej zawartości. Do kogo pisał mój ojciec? Co pisał? Dlaczego nie spotkał się z tą osobą osobiście?
               Wyszedłem z domu trochę wcześniej. Starałem się, by rodzice mnie nie zauważyli. Na pewno podejrzewaliby coś, w końcu wychodziłem stamtąd tylko do szkoły. Ojciec na pewno zakładał, że wyjdę na styk i po chwili będę już z powrotem. Matka natomiast miała nic na ten temat nie wiedzieć. Tata ufał mi w stu procentach i nie wpadłby nawet na pomysł, że mam zamiar przewertować list na wylot. A mnie kusiło to niczym wąż. 
               Było chwilę po trzeciej, a ja już zasznurowywałem buty. Dość eleganckie jak na chwilowe wyjście. W sumie całkiem nieźle komponowały się z przylegającymi spodniami i czarną marynarką eksponującą wąskie ramiona. Nie potrafiłem ubierać się na luzie, nie posiadałem czegoś takiego jak "ciuchy po domu". Musiałem zawsze i wszędzie wyglądać idealnie. Mój kark zdobił złoty łańcuszek, który podkreślał bladość mojej cery. 
               Opuściłem mieszkanie. Był wtedy jeden z chłodniejszych lipcowych dni, marynarka zupełnie wystarczała. Nie zanosiło się na deszcz, jednak powietrze zdawało być się dość wilgotne. W zasadzie nie tylko powietrze było wilgotne. Kiedy patrzyłem na otaczające mnie drzewa, liczyłem je z obrzydliwym entuzjazmem. Moja nerwica natręctw nakazywała mi łączyć punkty ze sobą i tworzyć rozmaite kształty. Zastanawiałem się, która droga będzie krótsza, używając do tego twierdzenia Pitagorasa. Zawsze, ale to zawsze miałem orgazm, kiedy tylko pomyślałem o matematyce. 
               Zatrzymałem się na pewnym moście w środku lasu. To tutaj miałem zamiar odczytać ów list. Swoją drogą dziadek podobno bardzo nie lubił tego mostu. Zwiewał wtedy przed policją, czy coś w ten deseń, kiedy mijał to miejsce. Potem wybawił go jego przyjaciel, ale nigdy nie powiedziano mi, w jaki sposób. Ojciec naprawdę silił się na tajemniczość.
               Koperta była dokładnie zaklejona. Stwierdziłem, że to walę. Miałem gdzieś ślady, które pozostawię po zbrodni. Ciekawość za bardzo mnie zżerała, bym był w stanie powoli i ze skupieniem odrywać kartkę od kartki. 
               Moim oczom ukazało się coś dość niespodziewanego. Początkowo nie wierzyłem własnym oczom - czytałem każdą linijkę jakieś sześć razy, a mimo to nie mogłem... a raczej nie chciałem rozumieć sensu tej wypowiedzi. To po prostu źle wróżyło. Mimo że nigdy nie mieliśmy przefantastycznej rodziny, ta w zupełności mi wystarczała. Dlatego nie przypuszczałem, że stanie się... coś takiego. 
               Niechlujnie zakleiłem kopertę. Nie było to co prawda w moim stylu. Po prostu się wściekłem. Wkurzył mnie ojciec i jego chore poczynania. Od jakiegoś czasu wiedziałem, iż coś ukrywa, jednak w życiu nie pomyślałbym, że dowiem się czegoś takiego. Zaczynałem żałować, że go otworzyłem. 
               Biegłem w kierunku ulicy jak poparzony. Miałem ochotę powyrywać z korzeniami wszystkie rosnące wokół mnie drzewa. Cholerny ojciec... Czy mogłem w ogóle nazywać go ojcem po czymś takim? 
               Kiedy dotarłem na przystanek, postanowiłem nieco odpocząć. Wziąłem głęboki oddech i wtedy... ta pierdolona koperta wypadła mi z rąk i dała się ponieść wiatrowi na drugi koniec ulicy! Kurwa, niech tylko ktokolwiek to przeczyta i dowie się, że mój ojciec...! Przebiegłem szybko przez ulicę, sprawiając, że jeden z rowerzystów rozpłaszczył swój ryj na ulicy, a ja sam niemalże nie doprowadziłem do wypadku, jednak na szczęście udało mi się zdobyć kopertę z powrotem. Co sił w nogach pognałem do zbliżającego się autobusu, by jak najszybciej opuścić miejsce potencjalnej zbrodni.
               Nie wiem, czym zawiniłem. Coś było nie tak z moim wyglądem? Niemożliwe. Nadal byłem świeży, wyprany, uprasowany, idealny. Moje kruczoczarne włosy jak zwykle wyglądały perfekcyjnie, a alabastrowa cera kontrastowała z oczami w kolorze ciemnej czekolady. Właśnie, To był powód. Byłem zbyt piękny. Dlatego nagle oberwałem po ryju. 
               Obudziłem się kilka przystanków dalej. Nie obchodziły mnie w tym momencie ani pieniądze, ani dokumenty. Przetrzepałem kieszenie i odetchnąłem z ulgą, gdy znalazłem w jednej z nich kopertę z listem do przyjaciela mojego ojca. Spojrzałem na tablicę wyświetlającą aktualną ulicę i spostrzegłem, że powinienem już wysiadać. Jednakże popełniłem zasadniczy błąd. Bo jak mogłoby zareagować stado rozwrzeszczanych ludzi w samym sercu miasta na widok posiniaczonego wyrostka pokrytego świeżą krwią? Nie, ja nie mogłem jechać na pogotowie. Zaszedłem zbyt daleko. Miałem zamiar dostarczyć ten list, dlatego... spierdoliłem. 
— Długo czekałeś? — zapytałem zasapany, kiedy udało mi się wreszcie dobiec na miejsce.
              Przede mną stał koleś na pierwszy rzut oka wydający się być moim przeciwieństwem. Miał ciemną karnację oraz ciemne włosy, do tego piwne oczy, które przy jego urodzie wydawały być się żółte jak... ser? Był o wiele wyższy ode mnie, a jego wzrok dawał znać o jego wrodzonym nihilizmie i cynizmie. Przełknąłem ślinę. Deja vu?
— Spoko, no prob — Odnosiłem wrażenie, że koleś jest najarany. A te jego żółte ślepia przeszywały mnie na wylot. To nie było zwykłe spojrzenie. Wydawało mi się, iż czyta w moich myślach, a nawet narzuca mi swoje. Ten wzrok... To było okropne. 
— Twoja koperta jest pognieciona i podarta — syknąłem, zupełnie nie zważając na swoją hipokryzję.
— Widzę, że tobie też kilka razy przypadkowo wpadła do kałuży, przedarła się i jakoś tak klej wysechł — syknął, wskazując na obdarte przeze mnie otwarcie koperty. 
               Czułem się naprawdę słabo, dlatego też przystałem na jego propozycję, kiedy zdecydował zabrać mnie do siebie i nieco opatrzyć. Nie pytaliśmy o imię, wiek czy pochodzenie. Nic. Nic a nic. Nic nas nie obchodziło, bo obydwaj znaliśmy prawdę, której wolelibyśmy nigdy nie poznać. 
               Kiedy chłopak przynosił mi okład, do pomieszczenia zaraz za nim wszedł mężczyzna łudząco podobny do niego. Przez chwilę myślałem nawet, że to bliźniaki, jednak po chwili zauważyłem różnicę wieku. To musiał być przyjaciel mojego ojca, a jednocześnie ojciec mojego nowego kumpla. Nieco obrzydliwie przeszył mnie wzrokiem, a po chwili roześmiał się głośno. 
— Wszyscy wyglądacie tak samo — powiedział. Miałem ochotę rzucić chamskim "vice versa", ale powstrzymałem się. Postanowiłem w późniejszym czasie wypytać się tego człowieka o szczegóły, wyglądało na to, iż dość dobrze zna ukrywaną przed nami historię. — W sumie kiedy na was patrzę, nasuwa mi się myśl, że historia lubi się powtarzać, a co w rodzinie to nie zginie.
               Ponownie wybuchnął śmiechem, a my spojrzeliśmy na siebie niepewnie. Ten chłopak wiedział prawdopodobnie tak mało jak ja. 
— Wybacz mi mój brak kultury — Mężczyzna spoważniał nagle i wyciągnął do mnie rękę. — Rinn Carter.
               Niestety nie okazałem się być tak cierpliwy, jak przypuszczałem, dlatego już po chwili zacząłem zasypywać go masą pytań na temat przeszłości. Po raz kolejny się roześmiał. Mój towarzysz wyglądał na dość zaciekawionego tą sytuacją.
— Nie chcę wprowadzić cię w błąd — zaczął. — Twój ojciec jest przeciwny temu, żebyście znali tę historię, ale mimo to udzielę wam wskazówki, żeby się wkurwił. Proponuję wam rozmowę z najbardziej obeznaną osobą, moim ojcem, Alexem. Jest już w podeszłym, co prawda, wieku, ale myślę, że rozmowa na ten temat dość bardzo go ożywi. Chłopcze, odpocznij jeszcze chwilę, wezwę wam taksówkę i bezpiecznie dojedziecie na przedmieścia. 
               Potaknąłem głową, dziwiąc się jego uprzejmości. Wyglądał jak rodowity skurwiel, a ja rzadko kiedy myliłem się co do pierwszego wrażenia. Poza tym również miał te... żółte ślepia. Gapiły się na mnie jak dwa dziurawe sery, chciało mi się rzygać.

7 comments:

  1. TAK KURWA.

    WIEDZIAŁAM.

    JA TO PO PROSTU WIEDZIAŁAM.

    Nie możesz porzucić swojego najukochanszego dziecka, które tak wszyscy kochają!

    AL HAIL TO LISU.

    5 SEZON MANIAKALNEGO.

    To teraz jebne oceną!

    USMIERCILAS MARTINA.

    ŁEEEEEEEEE ;-; D""""":
    Tak mi się smutno zrobiło...

    Most, na którym dziadka uratował przyjaciel?

    Pierwszy rozdział maniakalnego tak bardzo :""D

    A tak btw, co się stało z Jude'm ? I siostrą Martina? Bo ciężko mi ich jako staruszków sobie wyobrazić...

    "Wszyscy wyglądajcie tak samo" komentarz jak najbardziej trafny! W końcu mówimy o jakże zacnych rodzinach Carter i Bennett! ( Z domieszką innych rodzin )

    Rinn wyglądający jak rodowity skurwiel? Zbytnio się nasz chłoptaś nie pomylił ;-;

    W końcu geny Carterów i Rooyów robią swoje! Ciekawe ile z tego przekazał synowi :D

    I... serio? Alex-staruszek?
    Wyobrażam sobie w tej chwili najzajebistrzego dziadka na świecie. Takiego zajebiście przystojnego jak na swój wiek, z małą bródką, i takim karabinem :"""D bez komentarza.

    WTF? Alex z karabinem? Co on, Schwarzenneger? Chociaż w sumie... Taki Alex popylający z kałachem w pogoni za terminatorem, przy okazji gwałcacy wszystko co sie rusza ( Błogosławię Twoje cztery litery, Martinie. ) to nie jest taki zły pomysł..

    CZEKAJ STOP. O CZYM JA KURWA MYŚLE?

    Lisu, mam pytanko. Zastanawiałas się kiedyś jak w ogóle doszło do tego, że napisałaś Maniakalnego?

    /Mesu pozdrawia z polskiego, mając nauczycielke głęboko gdzieś.

    ReplyDelete
    Replies
    1. Mesu, Twoja znajomość lektury jest przerażająca. :X

      Kiedyś miałam kilka zeszytów, w których pisałam jakieś zaczątki opowiadań. Po roku je odkopałam i wszystkie były do bani poza jednym, więc postanowiłam wrzucić je na snays. To opko było krótkie i nie było skończone, ale generalnie Martin mieszkał tam ze swoją żonką, byli dorośli i byli dziwnym cynicznym małżeństwem. Alex nigdy się nie pojawił. Także trochę się pozmieniało.

      Delete
    2. Jestem osobistym stalkerem Lisa. Muszę znać swą ofiarę!

      A tak serio, to mam po prostu świetną pamięć ( oczywiście do wszystkiego tylko nie do nauki... ). Serio... ale to jest uciążliwe.


      W oryginale nie było Alexa? To serio nieźle się zmieniło. Oczywiście na lepsze. Bo wszystko co z Alexem, jest lepsze. To 1 przykazanie zajebistości.

      Pozostałe 9 są takie same jak pierwsze. Bez gadania.


      Idę pisać zjebane opowiadania!

      Delete
  2. O kuźwa... Niemożliwe.

    ReplyDelete
  3. Erm, trochę mnie nie było i nie do końca czaję.
    Bo to Rinn... A on chyba z Adrienem tabletki łyknął. Przeżyli? ;__;
    Ja pierdole
    Co jest
    Ale dobra, lecę dalej, może zczaję o co chodzi.

    ReplyDelete
  4. "Zawsze, ale to zawsze miałem orgazm, kiedy tylko pomyślałem o matematyce." Dziwny, ale to bardzo dziwny fetysz.
    Ten rozdział przypomniał mi początki "Maniakalnego".Ten most, na którym Martinowi odfrunęła wizytówka Alexa, rowerzysta który rozpłaszczył sobie ryj i cudowne uniknięcie wypadku.Historia lubi się powtarzać.Normalnie jak "M jak Miłość".
    Mam teraz na twarzy "What ?" wielkie jak dwie wieże WTC razem wzięte.To Rinn przeżył ?W takim razie domyślam się, że ten czarnowłosy to syn jednak-żyjącego Adriena.
    Ale dlaczego te ch*je mają dzieci ?Aż tak bardzo bali się czerwonowłosej pindy, że wzięli przykład z tatusiów ?
    Lecem dalej.Może ogarnę.

    ReplyDelete
  5. Zajebiste, jak wszystko, pod czym zostawiam ten jeden i ten sam komentarz, abyś mnie pokochała <3

    ReplyDelete