19.12.14

Carterowie to diabły.

Dział: Tego się, kurwa, nie da skończyć.
Numer rozdziału: 3
Gatunek: Yaoi.



               Zakochanie jest jak rozwolnienie - rzadkie i mocne. Przynajmniej w moim przypadku. Zakochanie, nie rozwolnienie. Rozwolnienie aż tak rzadkie nie jest. Tak czy inaczej Alan tuż po przytarganiu mnie do swojego domu postanowił nagle pozbawić się górnych części garderoby i ukazać mi swój tors w całej swojej okazałości. Faktycznie, zrobiłem się czerwony, zrobiło mi się gorąco i totalnie zaniemówiłem. Ale to nie był zachwyt. Miałem ochotę mu zajebać. W twarz. Krzesłem.
— T-to jest to, co mój ojciec nazywa czasem "typowym Carterem", ta? — zapytałem z wyraźnym zażenowaniem. Tata używał tego określenia, kiedy opiewałem swoje zalety, postępowałem egoistycznie, zachwalałem swoje wdzięki czy też patrzyłem na innych z góry. Teraz, poznając kolejnego potomka rodu Carterów, zaczynałem rozumieć, co miał na myśli.
— Jestem piękny, nie? — zapytał, choć brzmiało to raczej na twierdzenie. 
               Chłopak miał wyraźnie umięśnioną klatkę piersiową, ręce nieco mniej, jednak skóra była tam wyraźnie napięta. Wszystko to podkreślał dodatkowo mocno muśnięty słońcem tors. Musiał być niezłym ciachem dla kobiet i gejów. Ale ja nie należałem do żadnej z tych grup. 
— Skończyłeś już, stary? Muszę wracać do chaty, mam sporo nauki — odparłem z jeszcze większym zażenowaniem niż wcześniej. Odwróciłem głowę w bok, by upewnić go, jak bardzo nie mam ochoty oglądać jego nagiego ciała. 
— Nauka? Co to? — zapytał głosem małego dziecka, filozoficznie łapiąc się za podbródek. Westchnąłem cicho. 
               Wstałem z łóżka i jak gdyby nigdy nic udałem się w kierunku drzwi wyjściowych. Czekałem tylko, aż mnie zatrzyma, a ja będę zmuszony użyć na jego promieniującej pięknem twarzy swojej piąchopiryny. Ku mojemu zdziwieniu... nie zatrzymał mnie. Kiedy tylko opuściłem jego pokój, moich uszu dobiegł odgłos wyginających się sprężyn starego łóżka. Była osiemnasta, a on jebnął się na nie i jak gdyby nigdy nic poszedł spać. 
               Kiedy szedłem na przystanek tramwajowy, dotarło do mnie, co pan Alexander miał na myśli. Co do jednego miał rację - nie mogłem tych wydarzeń wyrzucić z głowy. Myślałem i myślałem, analizowałem wszystko, co tego dnia się zdarzyło. Gorzej. Czułem, że źle zrobiłem opuszczając mieszkanie. Ale jedno było niemożliwe - facet nie mógł mnie uwieść. A jeśli mógł, to już na pewno nie w tak krótkim czasie. Cholera, kim byli Carterowie? Wychodząc ze swojego domu w celu dostarczenia listu czułem się stuprocentowym heteroseksualnym dojrzewającym mężczyzną. Kilka godzin później miałem już wątpliwości. Nie mogłem znieść tej myśli. Postanowiłem się nie oszukiwać i nie hamować tego typu analiz, dlatego nie wmawiałem sobie, iż nic się nie dzieje. Jednak przyznaję, że wyjątkowo bolał mnie fakt, że mogę być homo- lub biseksualny. Ja, Gabriel Bennett, człowiek o wysokiej inteligencji i dużej wiedzy, mający w czterech literach znajomości bliższe bądź dalsze na rzecz nauki. Elegancki mężczyzna, któremu nie w głowie głupie gierki i marnowanie czasu. Czy ktoś taki mógłby być gejem? 
— Carter, Carter, Carter... — szeptałem z zamkniętymi oczyma, leżąc na łóżku w swoim pokoju. 
— Brzmiało jak klątwa — Usłyszałem nagle. — Przeczytałeś list, jak mniemam?
               Stał nade mną mój ojciec, kochający i zdecydowanie nadopiekuńczy, Adrien Bennett. I dziwić się, że to nasz ród płodził tych będących na dole. Siadł koło mnie i rzucił mi zażenowane spojrzenie. O stokroć wolałbym, żeby wtedy postanowił zamiast takiej rozmowy przeprowadzić raczej taką wprowadzającą w sprawy związane z seksem. Chociaż nie, w tym przypadku może to nie byłby najlepszy pomysł...
— Przeczytałem — odparłem, z powrotem zamykając ślepia. — I rozmawiałem z samym panem Alexandrem Carterem.
— Kurwa mać — syknął. — Chyba nie mam ci już nic do powiedzenia. 
— Masz — powiedziałem nagle. — On twierdzi, że nie ma innego wyjścia, jest przekonany, że prędzej czy później ja i Alan będziemy razem. 
— No — odpowiedział niezwłocznie.
— Kurwa, czy was wszystkich posrało?! — wrzasnąłem, gwałtownie podnosząc się od pozycji siedzącej. — Czemu, kurwa?! Czemu?!
— Widziałeś się z Alanem? — zapytał.
— No — odparłem cicho.
— I co?
               Spojrzałem mu w oczy nie do końca wiedząc, jak zareagować. W mojej głowie kłębiło się od najrozmaitszych myśli. Gapiłem się na niego i milczałem. Milczałem jak skurwysyn.
— I masz odpowiedź — parsknął śmiechem. 
— Ojciec, co ty mi tutaj insynuujesz? — spytałem z zażenowaniem.
— Powiem ci, jeśli odpowiesz mi szczerze na jedno pytanie — powiedział z uśmiechem. — Gabriel, co czułeś, patrząc w jego kocie oczy?
               Zastanowiłem się szybko, by móc udzielić mu sensownej odpowiedzi. W rezultacie położyłem mu głowę na ramieniu i westchnąłem głęboko.
— Idę się powiesić — syknąłem. 
— Spoko maroko, Gabriel — zaśmiał się. — Nie mów nic matce na ten temat. Tak czy inaczej jeszcze przed trzydziestką hajtniesz się z jakąś kobitą i będziecie mieć uroczego syna o ciemnych włosach i oczach, i jasnej jak chuj cerze. 
               Podniosłem głowę i rzuciłem mu zażenowane spojrzenie. Ta sytuacja mnie przerastała. Wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Chciałem usiąść nad książką, wypić gorzką jak jasny chuj herbatę i mieć wszystko i wszystkich gdzieś jak zwykle, a tu pojawił się jakiś kretyn i w dwie godziny wywrócił moje życie do góry nogami. 
— Carterowie to diabły — powiedziałem szeptem. 
               Ojciec zareagował cichym chichotem. Po chwili opuścił pomieszczenie, zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Jedyne, co mogłem zrobić w takiej sytuacji, to położyć się spać. Byłem przekonany, że kiedy się obudzę, problemy może nie tyle znikną, ale nieco ucichną, uspokoją się. Postanowiłem więc to zrobić. 
               Powieki już mi się zamykały, ciało wpadło w senny paraliż, widziałem już pierwsze sceny sytuacji, która lada moment mi się przyśni, gdy nagle...
— Gabi, mam dla ciebie niespodziankę! — Usłyszałem wrzask na pół chaty. Tak. Matka wróciła z szału zakupów. Tylko czekałem, aż przyniesie mi nowo kupiony gejowski sweterek. Powiedziałem gejowski? Kurwa mać. 
— Kupiłaś mi coś? — zapytałem, przecierając powieki.
— Matko boska, czemu jesteś taki spuchnięty? — zaczęła panikować.
— Próbowałem zasnąć — odparłem.
— O tej porze? Coś z tobą nie tak? — spytała. Wolałem nie odpowiadać. — Nie kupiłam ci nic, jutro pojedziemy na zakupy razem.
— Znowu chcesz kupować? — zadałem pytanie, próbując obrać w miarę uprzejmy ton. 
— Szczerze mówiąc wyjeżdżamy z ojcem na kilka dni i chcielibyśmy pobyć sami — powiedziała, puszczając mi oczko. Ucieszyłem się na samą myśl posiadania wolnej chaty. Nie, nie żadne domówki. Książki i herbata. Byłem w końcu pierdolonym hipsterem. 
— Spoko, a co to ma do zakupów? — spytałem.
— Pomieszkasz przez jakiś czas u naszych dobrych znajomych, musisz dobrze wyglądać.
               No myślałem, że jasny chuj mnie strzeli. Matka chyba nie mogła zaakceptować mojego braku otwartości na ludzi. Tak, sądziłem, że większość społeczeństwa nie dorasta mi do pięt. No i po co było się fatygować?
— Jestem pewien, że mogę zostać tutaj sam — odpowiedziałem ze stoickim spokojem.
— Nie zniosę myśli, że będziesz dzień w dzień wpierdalał te swoje vifony — warknęła.
— Nauczysz mnie gotować, przecież jeszcze nie jedziecie, no — jęknąłem. Kobieta była uparta. 
— Nie przekonasz mnie. Przed chwilą rozmawiałam o tym z ojcem i stwierdził, że to wyśmienity pomysł — powiedziała z uśmiechem.
— Ojciec? Ojciec się zgodził na coś takiego? — zdziwiłem się. Zawsze akceptował moje decyzje. Poza tym, w przeciwieństwie do matki, traktował mnie jak dorosłego i dojrzałego faceta. 
— Tak, powiedział, że to jego dobrzy przyjaciele — odparła. — Poza tym jest tak chłopak w podobnym wieku, pewnie się zaprzyjaźnicie.
— Mamo? — zapytałem z lekkim przerażeniem.
— Co, synuś? — spytała.
— Jak ci państwo mają na nazwisko? — ciągnąłem dalej.
— Carter, czemu pytasz?

3 comments:

  1. Widzę, że mentalny kop w tyłek się przydał :D

    Nie ma to jak pomocna dłoń ze strony ojca.

    " Masz — powiedziałem nagle. — On twierdzi, że nie ma innego wyjścia, jest przekonany, że prędzej czy później ja i Alan będziemy razem.
    — No — odpowiedział niezwłocznie. "

    Jak ja ich ubóstwiam *3*

    Oj, Gabi, Gabi...

    Powiem krótko.

    Masz przejebane. Tyłek też. Może. Raczej. Chyba.

    Masz zajebistą matkę.

    Ej, ale wara od vifonów! Vifony są zajebiste! Zwłaszcza na surowo!

    Jesm surową zupe jestem taka krejzi.



    Ja tam chciałabym zobaczyć Gabiego w takim gejowskim sweterku. W gejowskim pokoju... z gejowskim Alanem... którzy robią gejowskie, niecenzuralne porno-sprawy.

    Dobra. Zabieram się z tąd, bi druga w nocy a spać trzeba..


    Ale zaraz.

    Po co komu sen?

    ( powiedziała ta, ktora śpi po 13 godzin )

    ReplyDelete
  2. Biedny Gabriel.Dlaczego Bennetów tak pcha do Carterów ?Jak opiłki żelaza i magnes.

    ReplyDelete
  3. Znowu się zakochuję *^* Ale sentyment do Martina i Alexa pozostanie na zawsze :')

    ReplyDelete